wtorek, 2 lipca 2019

Emma Viskic „Zatoka milczenia”

Mieszkający w Melbourne niesłyszący Caleb Zelic po otrzymaniu niepokojącej wiadomości od swojego przyjaciela, policjanta Gary'ego Marsdena, udaje się do jego domu, gdzie znajduje jego okaleczone zwłoki. Zrozpaczony mężczyzna wzywa policję. Śledztwo prowadzi detektyw Tedesco, który jak zauważa Caleb podejrzewa, że Gary był zamieszany w jakieś nielegalne interesy. Zelic w to nie wierzy. Przypuszcza jednak że to on sprowadził na przyjaciela niebezpieczeństwo, prosząc go o pomoc w jednej ze spraw, nad którą ostatnio pracował wraz ze swoją partnerką, byłą policjantką Frankie Reynolds, którą kilka lat wcześniej zatrudnił w swojej firmie zajmującej się bezpieczeństwem korporacyjnym. Na domiar złego Caleb uświadamia sobie, że też jest celem ludzi, którzy torturowali i pozbawili życia jego przyjaciela. Wie, że za tym wszystkim stoi człowiek o imieniu Scott, ale nie zna jego nazwiska i nie ma pojęcia jakie motywy nim kierują. Ale jest zdecydowany się tego dowiedzieć.

Emma Viskic to australijska klarnecistka i powieściopisarka specjalizująca się w kryminałach. Jej pierwotnie wydana w 2015 roku debiutancka powieść pt. „Resurrection Bay” („Zatoka milczenia”) z niesłyszącym Calebem Zeliciem otworzyła jej drogę do międzynarodowej kariery. Dobrze przyjęta przez australijskich i zagranicznych krytyków oraz wielu fanów gatunku, laureatka Ned Kelly Award za najlepszy debiut oraz Davitt Award za najlepszą powieść dla dorosłych, najlepszy debiut i wybór czytelników, „Zatoka milczenia” zapoczątkowuje kryminalną serię o Calebie Zelicu. W 2017 roku ukazała się druga część, „And Fire Came Down”, która została uhonorowana Davitt Award za najlepszą powieść dla dorosłych, a premierę trzeciej odsłony zatytułowanej „Darkness for Light” zaplanowano na 2020 rok. Niebezpieczne przygody niesłyszącego mężczyzny to jak na razie jedyny dorobek literacki Emmy Viskic. Autorka nauczyła się australijskiego języka migowego, aby stworzyć tę postać, a ściślej by nadać Calebowi Zelicowi wiarygodności.

Na początku był chaos. Tak maluje się przed nami gwałtowny zwrot w życiu Caleba Zelica rozpisany na pierwszych stronicach „Zatoki milczenia”. Wiemy, że główny bohater książki właśnie znalazł zmaltretowane ciało swojego przyjaciela, policjanta Gary'ego Marsdena, który pozostawił żonę i dwójkę dzieci; wiemy, że mężczyzna został zamordowany najprawdopodobniej przez bądź z rozkazu niejakiego Scotta. I wreszcie wiemy, że współpracował z Calebem prowadzącym firmę zajmującą się bezpieczeństwem korporacyjnym. Podejrzewamy, że śmierć sprowadziła na niego praca, jaką ostatnio wykonywał dla Caleba. Możemy też brać pod uwagę wersję, w którą zdają się wierzyć policjanci zajmujący się tą sprawą, mówiącą o tym, że Gary zajmował się jakimiś ciemnymi interesami. Cała ta sytuacja została nakreślona w atmosferze chaosu, w samym środku koszmaru, w którym znalazł się bohater, którego jeszcze nie znamy. Emma Viskic nie bawi się w długie wstępy – wrzuca czytelników w sam środek akcji, serwując im strzępy informacji, które mają rozbudzić w nich ciekawość, ale nie dając im czasu na przetrawienie tych danych. Gdzież ta pani tak się śpieszy? - pomyślałam. Czyż nie lepiej byłoby ustać w miejscu do czasu, aż czytelnik odnajdzie się w tej sytuacji, przeniesie do świata przedstawionego w „Zatoce milczenia”, stanie u boku niesłyszącego (aparat słuchowy umożliwia mu odbieranie stłumionych dźwięków) Caleba Zelica? Mnogość niewiele mówiących informacji wrzucanych na szybko – to tu, to tam... i jedziemy dalej. Nie oglądając się na czytelnika, nie patrząc czy nadąża. Cóż, ja nie nadążałam. Gdy akcja przeniosła się do mieszkania Caleba, ja byłam jeszcze na miejscu zbrodni, w pobliżu okaleczonego ciała przyjaciela głównego bohatera książki, próbując zorientować się w tej niecodziennej sytuacji. Myśląc: ale o co chodzi? Powiecie: ktoś właśnie zabił policjanta, ot żadna filozofia. Tak, ale cała ta otoczka, wszystkie te niejasne podejrzenia narosłe wokół tak ofiary, jak człowieka, który znalazł martwe ciało na pierwszej stronicy „Zatoki milczenia”, wokół ludzi, o których zdążyłam dowiedzieć się tyle co nic, to wszystko zdawało się mieć dużą wagę, pomimo tego, że autorka tylko przezeń się prześlizgiwała. Bo nie wiedzieć czemu bardzo jej się śpieszyło. Po bezskutecznej próbie zatopienia się w przeżyty właśnie przez Caleba koszmar nagłej straty przyjaciela, postanowiłam podejść do tego od innej strony. Zamiast starać się coś konkretnego z tego wyciągnąć, nadać tej intrydze jakiś kierunek, jakieś ramy, wlokłam się po prostu za Calebem, który też zdawał się nie mieć żadnego punktu zaczepiania. Oboje byliśmy jak te dzieci we mgle – zagubione w nieuporządkowanym „świecie Emmy Viskic”. A potem... Nagle, ni z tego, ni z owego odkryłam, że stoję w Resurrection Bay – naprawdę tam stoję, chociaż krajobraz jest rozmyty (pewnie zapomniałam okularów), niby zamglony, ale najważniejsze, że wreszcie tu jestem. W Melbourne tak naprawdę (wcześniej) mnie nie było – tam gdzie rozegrała się pierwsza partia niebezpiecznej przygody Caleba Zelica w wyobraźni się nie przeniosłam, ale gdy główny bohater książki ponownie tam zawitał, gdy jego niejako przymusowa wizyta w rodzinnym miasteczku Resurrection Bay dobiegła końca, ja już twardo stałam u jego boku. Tak więc summa summarum Melbourne też w pewnym sensie zwiedziłam. Szkoda tylko, że Viskic nie postawiła na szczegółowe, barwne opisy miejsc – tym bardziej, że rzecz działa się w malowniczej Australii, która mogłaby przyjemnie kontrastować z makabrycznymi przeżyciami Caleba Zelica, gdyby tylko Emma Viskic tak dalece nie zaniedbywała fragmentów opisowych. W tej konkretnej materii, bo z postaciami w mojej ocenie radziła sobie nieporównanie lepiej.

Caleb Zelic bez wątpienia wyróżnia się na tle bohaterów literackich kryminałów. To jedna z tych postaci, która nie wtapia się w tło, nie upodabnia się do wielu innych fikcyjnych sylwetek prowadzących różnego rodzaju śledztwa na kartach powieści, ale i nie powiedziałabym, że to najbardziej charakterystyczna postać, z jaką w tego rodzaju beletrystyce się spotkałam. Zelic, podobnie jak Lincoln Rhyme stworzony przez Jeffery'ego Deavera, jest niepełnosprawny, ale jego problemem nie jest tetraplegia tylko brak słuchu. Aparat słuchowy zapewnia mu dosyć marną namiastkę tego zmysłu. Ułatwia mu też mówienie. Caleb biegle włada językiem migowym, ale z ludźmi częściej porozumiewa się głosem. Najbardziej przydatnymi zdolnościami Caleba są jednak czytanie z ruchu warg i fotograficzna pamięć. Bohater ten nigdy nie zapomina twarzy, co w jego pracy (prywatnego detektywa od spraw korporacyjnych) bardzo się przydaje. Ponadto Caleb jest rozwodnikiem, który nigdy nie przestał kochać swojej żony, czarnoskórej piękności imieniem Kathryn. Dla niej Emma Viskic też przewidziała pewną rolę w swojej debiutanckiej powieści. Kat dodaje pikanterii tej opowieści – ta utalentowana artystka nie tylko ubarwia prywatną sferę życia Caleba, odgrywa ważną rolę w jego pozazawodowym życiu, ale jej udział dodaje również dramaturgii sprawie, nad którą głowi się czołowy bohater „Zatoki milczenia”. Kat nie jest jedyną kobietą w życiu Caleba. Drugą ważną dla niego osobą jest Frankie Reynolds, starsza kobieta, która niegdyś była policjantką, a teraz pracuje dla niego. Frankie to jego najlepsza przyjaciółka, osoba, na której zawsze mógł polegać, a która teraz, w tych jakże krytycznych dla niego dniach, zaczyna go zawodzić. Jego partnerka właśnie teraz, po tylu latach, wraca do nałogu alkoholowego, przez który straciła pracę w policji, i który skłócił ją z siostrą. Frankie walczy z pragnieniem sięgnięcia po alkohol, nie poddaje się, choć w tym ciężkim boju nieraz zdarza jej się upaść. A Caleb próbuje jej pomóc – tyle że w sytuacji, w której obecnie się znajduje nie może sobie pozwolić na poświęcanie przyjaciółce tyle uwagi, ile by chciał. Musi myśleć przede wszystkim o sprawie, w którą zamieszany jest niejaki Scott. O intrydze zawiązanej przez.. ha, dobry wybór... która na jego przyjaciela i parę innych osób już sprowadziła śmierć, a to makabryczne żniwo bynajmniej nie zostało jeszcze zebrane. Wszystko wskazuje na to, że Caleb i jego bliscy też figurują na liście celów niezidentyfikowanych zabójców, szajki przestępczej, której macki sięgają daleko. Nie można powiedzieć, że Caleb w związku z tym nie ufa nikomu, bo jednak ostało się kilka osób w jago życiu, co do których ma absolutną pewność. Wie ponad wszelką wątpliwość, że stoją po jego stronie, ale ma również świadomość, że grozi im ogromne niebezpieczeństwo, które on sam w pewnym sensie na nie sprowadza. Bo to jego pragną dopaść zabójcy Gary'ego, a w tym celu nie zawahają się skrzywdzić jego bliskich. Brata też? Mieszkającego w Resurrection Bay mężczyznę, który ponoć niedawno wyszedł z nałogu narkotykowego, i który bez wątpienia ma jakiś związek z tą sprawą. Jaki? Przez lwią część lektury możemy jedynie snuć luźne domysły. Razem z Calebem Zeliciem, który robi wszystko, co w jego mocy, by dopasować do siebie elementy tej układanki zanim będzie za późno. Zanim umrze któraś z bliskich mu osób bądź on sam straci życie w tej szaleńczej pogoni za prawdą. Dosyć zaskakującą prawdą, muszę dodać. To znaczy zaskakującą dla mnie, bo podejrzewam, że nie każdego Emmie Viskic uda się zwieść. Ja miałam o tyle utrudnione zadanie, że nie do końca potrafię odnaleźć się w tak dynamicznych opowieściach, w fabułach, które nader rzadko zwalniają i które są snute w tak powierzchowny sposób. Prościutki język, zawrotne tempo akcji, która nie bardzo wiadomo dokąd zmierza (ale, wierzcie mi, dokądś na pewno), to zdecydowanie nie moje klimaty. Sytuację w moich oczach podratowały jednak postacie. Interesujące osobowości, w które Viskic co prawda nie zagłębia się jakoś szczególnie, ale rysuje je na tyle wyraźnie, żeby nie miało się (a przynajmniej ja nie miałam) wrażenia potężnego niedosytu. Porównywalnego chociażby do tego, który niestety stwarzają opisy poszczególnych miejsc odwiedzanych przez niesłyszącego Caleba Zelica. Gdyby Viskic do ważniejszych postaci podeszła w taki sam sposób, jak do scenerii, to pewnie przyjmowałabym tę opowieść całkowicie beznamiętnie. Prawdopodobnie udałoby mi się dobrnąć do końca, bo „Zatokę milczenia” czyta się błyskawicznie (prosty język i nieduża objętość), ale bez tego napięcia, które towarzyszyło mi podczas lektury literackiego debiutu Emmy Viskic. Nie było ono szczególnie silne, tak samo zresztą jak pozostałe emocje, które się we mnie przewijały, ale to i tak było dla mnie niespodzianką. Bo zapoznając się z pierwszą partią „Zatoki milczenia” miałam pewność, że żadnych uczuć ta australijska pisarka we mnie nie rozpali. Ba, byłam przekonana, że nawet nie będą się we mnie tliły, a tu proszę naprawdę obawiałam się o bezpieczeństwo Caleba Zelica i paru innych osób. I co jeszcze bardziej mnie zaskoczyło naprawdę dałam się wciągnąć w jego rozterki miłosne na tyle, by trzymać kciuki, za to by w sprawach sercowych mu się poukładało. Żeby jednak tak się stało on i jego ukochana muszą wyjść cało z tej koszmarnej sytuacji, w której nieoczekiwanie się znaleźli – że Caleb przeżyje wątpliwości nie miałam, ale w jakim stanie fizycznym i psychicznym, i czy z ukochaną kobietą oraz najlepszą przyjaciółką? Co do tego pewności mieć nie mogłam. 
 
Literacki debiut australijskiej pisarki Emmy Viskic w mojej ocenie do najlepszych nie należy. Powieść ta otworzyła jej drzwi do wielkiej kariery i to nie tylko w jej rodzimym kraju, odbiła się dosyć głośnym echem w światku beletrystyki kryminalnej, ale mnie szczególnie nie porwała. Co nie znaczy, że lektura tego pisarskiego dokonania pozostawiła we mnie skrajnie negatywne odczucia. Nie, tak źle nie jest. „Zatoka milczenia” to w gruncie rzeczy taka niezobowiązująca, lekka rozrywka, dostarczająca umiarkowanych emocji, niezbyt męcząca, pomimo swego rodzaju rozgardiaszu warsztatowego i przyciągająca uwagę przede wszystkim niebanalnym, charakterystycznym bohaterem zajmującym centralny punkt tej kryminalnej opowieści. Ot, średniaczek, który szybko się czytało, nawet delikatnie się to przeżywało, a po zakończeniu lektury nie miało się poczucia zmarnowania paru godzin życia. Tak moje spotkanie z powieścią mogę podsumować. Rozgłos, jaki zyskała ona na arenie międzynarodowej, nie pozostawia mi jednak wątpliwości, że jeszcze wielu oddanych fanów znajdzie. Przede wszystkim wśród miłośników kryminałów, ale myślę, że osoby gustujące w literaturze akcji, w różnego rodzaju bardzo dynamicznych opowieściach napisanych prostym językiem też spokojnie mogą tego spróbować. Bardzo możliwe, że im również posmakuje owa potrawa przyrządzona przez początkującą powieściopisarkę.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

1 komentarz: