środa, 10 lipca 2019

Amy Lloyd „Niewinna żona”

Dwadzieścia jeden lat temu małym miasteczkiem Red River w Stanach Zjednoczonych wstrząsnęła wiadomość o okrutnej śmierci jedenastoletniej dziewczynki Holly Michaels. Mniej więcej w tym samym czasie zaginęło parę innych dziewcząt, ale w przeciwieństwie do Holly ich ciał nie znaleziono. O zbrodnię tę oskarżono Dennisa Dansona, miejscowego siedemnastoletniego chłopaka pochodzącego z biednej rodziny, który od lat sprawiał kłopoty. Został uznany za winnego i skazany na karę śmierci. Jego sprawą zainteresowała się ekipa filmowa z Los Angeles, która nakręciła głośny dokument sugerujący niewinność Dennisa. Nauczycielka z Anglii imieniem Samantha za sprawą tego materiału zaczęła żywo interesować się sprawą Dennisa Dansona, coraz bardziej utwierdzając się w przekonaniu, że mężczyzna został niesłusznie skazany. Listowna korespondencja z osadzonym w celi śmierci Dennisem jeszcze bardziej zbliżyła ją do tego człowieka. A teraz Samantha decyduje się przenieść ich znajomość na kolejny poziom. Udaje się do Stanów Zjednoczonych, by spotkać się z mężczyzną, który ma zostać stracony. I na jednym spotkaniu się nie kończy. Sporą część pozostałego czasu Samantha spędza z twórcami filmu, który zmienił jej życie. Teraz kręcą serial dokumentalny o Dennisie Dansonie, mając nadzieję, że pomoże on w nieustannie trwającej walce o uniewinnienie go. Ratunek przychodzi jednak z nieoczekiwanej strony. Dennis po przeszło dwudziestu latach wychodzi na wolność, wówczas będąc już mężem Samanthy. Ich życie nie wygląda jednak tak, jak kobieta by chciała. Samantha jest coraz bardziej zaniepokojona zachowaniem Dennisa. Nie może oprzeć się wrażeniu, że mężczyzna po wyjściu na wolność zmienił swój stosunek do niej. A jakby tego było mało kobieta podejrzewa, że mąż coś przed nią ukrywa. Nie odrzuca jednak możliwości, że problem tkwi w niej.

Pierwotnie wydana w 2018 roku „Niewinna żona” („The Innocent Wife”) jest debiutem literackim Brytyjki Amy Lloyd. Absolwentki Cardiff Metropolitan University (studiowała literaturę angielską i kreatywne pisanie), która mieszka w Cardiff wraz ze swoim partnerem. Powstała z inspiracji dokumentami „Paradise Lost: The Child Murders at Robin Hood Hills” (1996) i „West of Memphis” (2012), powieść „Niewinna żona” została laureatką konkursu Daily Mail Bestseller Competition i weszła na listę bestsellerów „Sunday Timesa”. W 2019 roku wydano drugą powieść Amy Lloyd zatytułowaną „One More Lie”, również bardzo entuzjastycznie przyjętą przez czytelników.

Thriller psychologiczny „Niewinna żona” to spisana prostym, acz treściwym językiem opowieść o podejrzanej kobiecie, która za męża bierze sobie jeszcze bardziej podejrzanego mężczyznę. Samantha jest zakompleksioną kobietą po trzydziestce, która bardzo chciałaby wreszcie znaleźć „swoją drugą połówkę”. Od jakiegoś czasu czuje, że tą osobą jest Dennis Danson, Amerykanin, osadzony w celi śmierci. Mężczyzna skazany przed przeszło dwudziestoma laty, w wieku siedemnastu lat, za zabójstwo jedenastoletniej dziewczynki. Domniemany seryjny morderca, wiele osób bowiem żyje w przekonaniu, że parę dziewcząt, które zaginęły w czasie zbliżonym do zabójstwa Holly Michaels w ich rodzinnym Red River, również padło ofiarami Dennisa. Samantha w to nie wierzy – ona nie ma żadnych wątpliwości, że człowiek ten został niesłusznie skazany, bo... obejrzała sugerujący to film dokumentalny i zanalizowała wszystkie informacje na ten temat, jakie udało jej się znaleźć w Internecie. Amy Lloyd na kartach swojej debiutanckiej powieści opisuje zjawisko, które doskonale znamy z życia. Wydawanie wyroków w oparciu o fakty, domniemania, półprawdy i kłamstwa wyszperane z przepastnej gardzieli Internetu, we współczesnym świecie jest na porządku dziennym. Tak samo jak wyrabianie sobie opinii na temat jakiejś kryminalnej sprawy pod wpływem stronniczych filmów i seriali. Takim obrazem w „Niewinnej żonie” jest „Fałszowanie prawdy: Morderstwo Holly Michaels” - film dokumentalny stworzony przez ekipę z Los Angeles, w szeregach której jest między innymi Carrie, przebojowa homoseksualistka, która stała się jedną z najważniejszych osób w życiu Dennisa. Kobietą tą nie kieruje przede wszystkim chęć zysku i pragnienie rozsławienia swojego nazwiska, tylko troska o Dennisa. Carrie nie ma absolutnie żadnych wątpliwości, że Dennis został niesłusznie skazany, a obok takiej niesprawiedliwości obojętnie nie zamierza przechodzić. Od wielu lat Carrie zaciekle walczy o uniewinnienie człowieka, z którym połączyła ją nierozerwalna przyjaźń. Film, który już nakręciła i serial, który właśnie kręci są stronnicze – sugerują, że Dennis został wrobiony w zbrodnię, której nie popełnił – ale Carrie i jej ekipa nie czują, żeby oszukiwali opinię publiczną. Według nich tak przedstawia się prawda, na którą tak zwany wymiar sprawiedliwości od przeszło dwóch dekad pozostawał kompletnie ślepy. „Fałszowanie prawdy” odniosło jednak inny skutek – dokument ten sprawił, że grono sojuszników Dennisa znacznie się powiększyło. Praktycznie na całym świecie są spore grupy osób, które ten film napełnił przekonaniem, że w amerykańskiej celi śmierci tkwi mężczyzna, który nie zasłużył sobie na taki los. Jedną z tych osób jest Samantha, mieszkająca w Anglii nauczycielka, która ma istną obsesję na punkcie „chłopaka z Red River”. Można powiedzieć, że główna bohaterka bądź antybohaterka (to się jeszcze okaże) rzuca się na głęboką wodę przyjmując propozycję małżeństwa od Dennisa Dansona, że pozwala sobie na niezwykle ryzykowny krok. W oczach opinii publicznej od tego momentu uchodzi za żałosną groupie. Jednych głębokim wstrętem napawa uczucie, jakim darzy mordercę dzieci, inni natomiast uważają, że chce ona wybić się na plecach przystojnego mężczyzny, który zasługuje na kogoś lepszego. W zależności od tego, jaki ma się pogląd na sprawę Dennisa Dansona. Opinia publiczna jest wszak podzielona, a czytelnik... zagubiony? Tak, to chyba odpowiednie słowo. Bo „Niewinna żona” to istna sinusoida nastrojów. Myślę, że Amy Lloyd na kartach tej powieści pokazuje, jak szybko można pogubić się w domysłach. I przede wszystkim do czego może doprowadzić błyskawiczne ferowanie wyroków. Ten kij ma dwa końce. Z jednej strony to może doprowadzić do skazania niewinnego człowieka, a z drugiej do wypuszczenia na wolność człowieka jak najbardziej winnego. Jest jeszcze jedna możliwość i Amy Lloyd takową też wprowadza. Otóż, istnieje prawdopodobieństwo, że uniewinniony w końcu Dennis Danson faktycznie nigdy na zbrodniczą ścieżkę nie wkroczył, ale w oczach dużej części społeczeństwa zbrodniarzem będzie zawsze. Bez względu na to, ile mocnych dowodów świadczących o jego niewinność się jej przedstawi. Bo niektórzy tacy po prostu są – osądzają szybko i na zawsze. Podejrzewam jednak, że podczas lektury „Niewinnej żony” niejedna osoba nabierze przekonania, że w tym przypadku lepiej wstrzymać się z osądem.

Wnikliwa analiza tendencji dużej części ludzkości do wydawania wyroków pod wpływem emocji, często niesprawdzonych informacji oraz stronniczych filmów i książek (bez gruntownego zapoznania się z kompletnym materiałem dowodowym), to według mnie jeden z najmocniejszych punktów „Niewinnej żony”. Ale nie jest to jedyny problem współczesnego świata, nad którym pochyla się tutaj Amy Lloyd. Autorka dosyć szybko daje nam do zrozumienia, że Dennis Danson mógł paść ofiarą systemu, że mógł zostać w całą sprawę zwyczajnie wrobiony, między innymi przez policjanta, który od zawsze żywił do niego ogromną niechęć. Wcale nie musiało być to celowe działanie, obliczone na pozbycie się z miasteczka chłopaka, który jak dobrze wiedział nikomu życia nie odebrał. Może ten prowincjonalny gliniarz faktycznie był i nadal jest przekonany, że Dennis jest mordercą (może nawet wielokrotnym). Może prowadząc sprawę morderstwa jedenastoletniej Holly Michaels mimowolnie interpretował dowody przez pryzmat swojego negatywnego nastawienia do Dennisa. A prokuratura? A sąd? Amy Lloyd w te odnogi amerykańskiego systemu sprawiedliwości tak bardzo się już nie zagłębia – nie odkrywa przed nami wszystkich szczegółów procesu Dennisa Dansona. Nie wiemy, czy coś zostało celowo zatajone przed ławą przysięgłych, nie znamy całego materiału dowodowego ani motywacji wszystkich osób w tym sensie zamieszanych w ową sprawę. Ale Amy Lloyd daje nam do myślenia. To mógł być spisek, ale równie dobrze o losie Dennisa mogły przesądzić fałszywe przekonania największej słabości władzy sądowniczej: czynnika ludzkiego. Najprostsza ewentualność jest natomiast taka, ze Dennis Danson zabił Holly i inne nieletnie dziewczęta, które oficjalnie zostały uznane za zaginione. Że ten świeżo upieczony mąż Samanthy jest seryjnym mordercą. To najprostsze, ale i najbardziej alarmistyczne wyjaśnienie, dlatego że Dennis wychodzi na wolność. I wraca w rodzinne strony – do małego miasteczka o nazwie Red River, w którym prawie nikt nie wierzy w jego niewinność. Towarzyszy mu żona, która ma za sobą jakąś niepokojącą przeszłość. Amy Lloyd daje nam jasno do zrozumienia, że kobieta ta ma na sumieniu poważny grzech, że w jej życiu zdarzyło się coś, co bynajmniej nie stawia jej w dobrym świetle. Co dokładnie dowiemy się później i być może ta rewelacja okaże się kluczowa w wyjaśnieniu intrygi skonstruowanej przez debiutującą powieściopisarkę. Ale już wcześniej będziemy brać pod uwagę możliwość, że źródłem zagrożenia wcale nie jest małżonek Samanthy, tylko ona sama. I bynajmniej nie dlatego, że to ten typ kobiety, który bez głębszego zastanowienia rzuca się w ramiona osoby skazanej za potworną zbrodnię (i przez wielu posądzaną o dopuszczenie się też paru innych, równie ohydnych morderstw). A przynajmniej nie tylko dlatego. Wspomniana wcześniej, w domyśle mroczna tajemnica Samanthy, najprawdopodobniej dużo bardziej uczuli czytelników na tę postać. Ale jej aktualne zachowanie – obsesja na punkcie Dennisa Dansona, chorobliwa zazdrość o niego, różnego rodzaju działania wbrew sobie celem uszczęśliwienia go, okłamywanie policji znowu węszącej wokół Dennisa i heroiczne wręcz przyjmowanie wszystkich przykrości, jakie sprawia jej mąż. Im bardziej on się od niej dystansuje, tym bardziej ona do niego lgnie. Jak ten piesek całkowicie oddany swojemu panu, który niczym na taką bezgraniczną wierność i miłość sobie nie zasłużył. Bo i nie zawsze trzeba sobie na nią zasłużyć. Czasami (niektórzy powiedzą pewnie, że zawsze tak jest) miłość jest zupełnie bezwarunkowa i taki mniej więcej przypadek Amy Lloyd w „Niewinnej żonie” odmalowuje. Samantha oczekuje od Dennisa tylko tego, by przy niej trwał, by ją kochał, również w sensie fizycznym, bo przed tym mężczyzna z jakiegoś powodu się wzdraga i jej nie zdradzał. Chciałaby też, by nie miał przed nią tajemnic, żeby całkowicie jej ufał, ale jest gotowa przymknąć oko na to, że nie mówi jej wszystkiego, jeśli pozwoli jej czuć się kochaną. Bo Samantha ma poważne wątpliwości, czy Dennis odwzajemnia jej uczucia, czy faktycznie jest mu tak niezbędna, jak on jej. Co gorsza niedługo po ich przyjeździe do Red River zaczynają docierać do niej też inne, dużo bardziej niepokojące sygnały. Amy Lloyd konsekwentnie będzie potęgować w nas podejrzenia względem Dennisa Dansona, ale i jego żony. Które z nich okaże się oprawcą, a które ofiarą? A może niebezpieczeństwo przybędzie z innej, zupełnie nieoczekiwanej strony? Bo że w końcu przyjdzie, jest pewne właściwie od początku tej historii. Niezbyt wyszukanej, dosyć pospolitej, w dużej mierze bazującej na ogranych schematach, ale tak skonstruowanej, że trudno przejść obok tego zupełnie obojętnie. A przynajmniej ja beznamiętnie się w to nie zagłębiałam – każdy kolejny etap tej historii odkrywałam z niesłabnących zainteresowaniem. Z narastającym napięciem oczekiwałam rozwiązania tej zagadki, a gdy już je poznałam... No cóż, troszkę się zawiodłam. Nie tyle przez to, że po części okazało się przewidywalne (a ściślej w bardzo ogólnym zarysie była to jedna z ewentualności, którą zakładałam i pewnie każdy odbiorca „Niewinnej żony” będzie brał to pod uwagę), ale przez zbytni pośpiech, jaki Amy Lloyd sobie wówczas narzuciła. W efekcie zamknięcie tej historii prezentuje się trochę niechlujnie, bałaganiarsko i ogólnikowo. A najgorsze było dla mnie to, że w tym pośpiechu Lloyd zapomniała o dopięciu ważnego dla mnie wątku. O wyjaśnieniu co stało się z pewnymi jakże istotnymi (z mojego punktu widzenia) bohaterami książki – jednym dorosłym osobnikiem i kilkoma maluchami. Wiem, że to dziwne, ale strasznie mnie to męczy...

Literacki debiut brytyjskiej powieściopisarki Amy Lloyd to jeden z tych nielicznych thrillerów psychologicznych, któremu w moich oczach prosty język nie szkodzi. Głównie dlatego, że nie idzie on w parze z małą ilością fragmentów opisowych. Portrety psychologiczne ważniejszych postaci, poszczególne miejsca i wydarzenia oraz analiza pewnych znanych nam z życia zjawisk (choć fabuła jest fikcyjna) – wszystko to Amy Lloyd przedstawiła w na tyle wyczerpujący, wnikliwy, ale i emocjonalny sposób, żebym bez żadnego wysiłku ze swojej strony wsiąknęła w tę opowieść. Dosyć mocno trzymającą w napięciu, w pewnym sensie smutną historię o niełatwej egzystencji pewnego wielce podejrzanego małżeństwa. Małżeństwa, w skład którego wchodzi mężczyzna, za którym ciągnie się, zgodna z prawdą bądź nie, opinia seryjnego mordercy dzieci i pełna kompleksów kobieta, która ewidentnie coś ukrywa. Małżeństwa, które prawdopodobnie zechcecie rozłożyć na czynniki pierwsze – zagłębić się w to niezwyczajne pożycie i w ogóle w całą tę zagadkową intrygę zbudowaną na kartach tej powieści przez początkującą powieściopisarkę. W każdym razie ja do tego spotkania fanów literackich thrillerów psychologicznych zachęcam.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz