poniedziałek, 4 stycznia 2021

Antologia „Świąteczne tajemnice. Najlepsze świąteczne opowieści kryminalne”

 
AGATHA CHRISTIE, CATHERINE AIRD, ROBERT BARNARD, PETER LOVESEY, ELLERY QUEEN, COLIN DEXTER, SUSAN MOODY, MARY ROBERTS RINEHART, ELLIS PETERS, DONALD E. WESTLAKE, DAMON RUNYON, RON GOULART, THOMAS HARDY, MEREDITH NICHOLSON, GILLIAN LINSCOTT, EDWARD D. HOCH, PETER TODD, S.C. ROBERTS, ARTHUR CONAN DOYLE, JOHN. D. MACDONALD, NORVELL PAGE, JOSEPH COMMINGS, EDMUND COX, PAT FRANK, ANDREW KLAVAN, FERGUS HUME, MAX ALLAN COLLINS

Otto Penzler jest właścicielem The Mysterious Bookshop, niezależnej księgarni i wydawnictwa specjalizującego się w kryminałach z siedzibą w Nowym Jorku. Przez kilkanaście lat zasiadał w radzie Mystery Writers of America, a za swoje zasługi dla światka literatury kryminalnej został uhonorowany między innymi Ellery Queen Award oraz Raven Award. Redagował i patronował wielu przedsięwzięciom gatunkowym. Między innymi zajmuje się opracowywaniem antologii krótszych tekstów. Po raz pierwszy wydane w 2013 roku „The Big Book of Christmas Mysteries” (pol. „Świąteczne tajemnice. Najlepsze świąteczne opowieści kryminalne”) to jeden z takich projektów Ottona Penzlera. Wielki zbiór opowiadań, plus jednej sztuka, różnych autorów (Penzler przybliża nam tutaj sylwetkę każdego z nich) – od XIX przez XX po XXI wiek – które łączy klimat Świąt Bożego Narodzenia. Dwadzieścia osiem historii (właściwie to dwadzieścia dziewięć, bo raz dostajemy dwie w jednej), które pogrupowano w pięciu działach. Zasadniczo wszystkie są opowieściami kryminalnymi, ale nie wszystkie cechują się czystością gatunkową. Obok tradycyjnych kryminałów znajdziemy tutaj opowiadania hybrydowe – połączenie kryminału z komedią, sensacją, a nawet horrorem. Czyli dla każdego coś miłego.

Pierwszy dział TRADYCYJNE OPOWIADANIA ŚWIĄTECZNE zawiera dziewięć opowiadań, jak sama nazwa wskazuje stricte kryminalnych. Na czoło stawki w moim osobistym rankingu wysunęły się tutaj dwa utwory: „Krew z krwi?” Susan Moody i „Dobry pudding nie jest zły” Petera Loveseya. Ten pierwszy mówi o mężczyźnie, który przybywa do domu pewnej kobiety. Nigdy tutaj nie był, nigdy jeszcze z nią nie rozmawiał, ale ma powody przypuszczać, że jest ona jedyną osobą mogącą udzielić mu odpowiedzi na od dawna dręczące go pytania. Klimatyczna (dość upiorna atmosfera), empatyczna, melancholijna, poruszająca, a nawet wstrząsająca historia rodzinna, która ma w sobie coś z opowieści gotyckiej. „Dobry pudding nie jest zły” to również historia rodzinna, ale tym razem obserwujemy przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia w pewnej dysfunkcyjnej rodzinie. Maltretowana przez męża kobieta i ich dziewięcioletni syn, który z rosnącą desperacją przygląda się krzywdzie matki i nie tylko, bo i na niego czasami kieruje się bezrozumny gniew despotycznego ojca, który nie kryje się zbytnio ze swoim romansem z żoną jego ukochanego brata, który poległ na wojnie. Przygnębiająca, niekonwencjonalna i niesamowicie wciągająca opowieść, dotykająca jednego z odwiecznych, zawsze aktualnych problemów tego smutnego świata. Niewiele słabsze w moim poczuciu są „Świąteczna buteleczka” Roberta Barnarda i „Kot Świętej Trójcy” Ellis Peters. Od Barnarda dostajemy zaskakującą opowieść snutą przez pewnego mężczyznę na użytek grupki bliżej nieznanych słuchaczy. Relację z bożonarodzeniowego przyjęcia, które zorganizował dla swoich i lubianych, i nielubianych znajomych, kiedy jeszcze był aktorem teatralnym. I właśnie ten wieczór wybrał na wprowadzenie w życie swojego niecnego planu. Interesujący, niepospolity rozwój i pomysłowy, niespodziewany finał ze szczyptą ironii, to cała „Świąteczna buteleczka”. Z kolei pani Peters serwuje nam śledztwo w sprawie zabójstwa prowadzone między innymi przez... kota. Rzecz dzieje się na wsi, wiadomo, w okresie świąt Bożego Narodzenia. Urocza, zawsze pomocna starsza kobieta zostaje zamordowana we własnym domu. Sprawą zajmuje się jeden z tutejszych policjantów, który z czasem uświadamia sobie, że kot-przybłęda regularnie dokarmiany przez niektórych mieszkańców wioski, zamienił się w kota-detektywa. Przyznacie chyba, że to niecodzienne podejście do kryminału. A poza tym opowieść, w której uwidacznia się tęsknota za starymi dobrymi czasami, które najprawdopodobniej już nigdy nie wrócą. Za utraconym poczuciem bezpieczeństwa. Jest to też opowieść o naiwnej, w tym przypadku wręcz tragicznej, wierze w niesłabnącą uczciwość ludzką. Albo po prostu rutynie, która tak weszła człowiekowi w krew, że nawet zdając sobie sprawę z ryzyka, jakie każdego dnia podejmuje, nie potrafi już zmienić swoich przyzwyczajeń. Przestawić się na nowe. Przechodząc do opowiadań moim zdaniem dobrych, najpierw parę słów o „Wigilii kamerdynera” Mary Roberts Rinehart. Czyli opowieść o mężczyźnie, który po wielu latach wiernej służby dla majętnej rodziny, zostaje zwolniony przez aktualną panią domu, kobietę, którą wychował razem ze swoim najlepszym przyjacielem, a jej dziadkiem. Ten ostatni jest już mocno posunięty w latach i dość schorowany, ale bynajmniej nie zamierza tak po prostu, bez walki, pogodzić się z nieprzemyślaną decyzją swojej wnuczki. Trochę o wojnie, więcej o samotności, rzecz o uczeniu się na własnych błędach utrzymana w dość smutnej tonacji, ale nie bez iskierki nadziei na lepszą przyszłość niesprawiedliwie potraktowanego, sympatycznego i bardzo lojalnego człowieka. „Przygody świątecznego puddingu” Agathy Christie to kolejna odsłona przygód międzynarodowej sławy detektywa, Herkulesa Poirota. Tym razem przybywa on do starej rezydencji na angielskiej prowincji, gdzie ma nadzieję trafić na ślad skradzionego rubinu. A poza tym miło spędzić Święta Bożego Narodzenia z gospodarzami i ich gośćmi, w zdecydowanej większości ich krewnymi. Klasyczna zagadka kryminalna w zaśnieżonej scenerii, rozpracowywana przez trochę teatralnego detektywa, który ma w zanadrzu jedną czy dwie niespodzianki dla ludzi zgromadzonych w tym przestronnym domostwie, w którym być może ukrywa się nie tylko złodziej, ale także zabójca. Nie najgorszą propozycją okazało się też opowiadanie Catherine Aird pod tytułem „Złoto, kadzidło i morderstwo”. Wigilijne przyjęcie, w którym uczestniczą przeróżni ludzie. Na pierwszym planie postawiono jednak pewnego dyplomatę, który odegra decydującą rolę w śledztwie w sprawie zabójstwa prawdopodobnie dokonanego właśnie na tym przyjęciu. Przydałoby się rzecz rozbudować, bo podejrzewam, że to pozwoliłoby uniknąć chaosu, który miejscami wkrada się w opowieść. Niemniej całkiem frapująca i dosyć kreatywna (niebanalne rozwiązanie) zagadka. Na tym samym poziomie, uważam, plasuje się „Największa tajemnica Morse'a” Colina Dextera. Tytułowy bohater, inspektor Morse, dostaje sprawę kradzieży pieniędzy ze zbiórki świątecznej organizowanej z myślą o chorych dzieciach. Opowieść o altruizmie, wielkoduszności, hojności nieszukającej poklasku, bezinteresownej pomocy bliźnim również wtedy, gdy na dobrą sprawę, wcześniej poniosło się, nie tak znowu rozczarowującą, porażkę. A na deser (w tym dziale) coś, co raczej mi nie posmakowało. Ellery Queen (pseudonim artystycznych dwóch kuzynów Frederica Dannaya i Manfreda B. Lee) i „Przygody lalki delfina”, to opowieść o spuściźnie złożonej z lalek, w której znajduje się jeden bardzo cenny egzemplarz. Zgodnie z ostatnią wolą właścicielki tego imponującego zbioru, trafi on na licytację zorganizowaną w szczytnym celu. Problem w tym, że od dawna poszukiwany przez policję, nadzwyczaj sprytny włamywacz, mistrz kamuflażu, zapowiada, że wykradnie najcenniejszy przedmiot z tej kolekcji. Patos, chaos, nieprawdopodobne sytuacje, denerwujące udziwnienia i... zaskakujący finał.

W dziale ZABAWNE OPOWIADANIA ŚWIĄTECZNE mamy pięć historii, w których kryminał spotyka się z komedią. Trzeba jednak zaznaczyć, że nie zawsze w zbliżonych proporcjach. Doskonałym przykładem na to jest moim zdaniem najbardziej wyróżniające się opowiadanie w tym drugim dziale „Świątecznych tajemnic”. A mianowicie „Święty Mikołaj na opak” autorstwa Mereditha Nicholsona. Bardziej wzruszająca niż zabawna opowieść o rabusiu, który stara się zerwać z niechlubną przeszłością. Ustatkować się, żyć uczciwie, po prostu cieszyć się opinią praworządnego obywatela. Sporo już w tym kierunku zrobił, ale niestety w okresie Świąt Bożego Narodzenia pojawiają się pokusy, którym nie potrafi się oprzeć. Po długiej przerwie popełnia przestępstwo, które pociąga za sobą kolejne, jeszcze poważniejsze. A to nie koniec komplikacji w jego ostatnio monotonnym życiu. „Święty Mikołaj na opak” to piękna, pełna emocji opowieści o popełnionych błędach i mocnym postanowieniu poprawy. O pragnieniu nawrócenia się i wysiłku jaki trzeba włożyć w realizację tego marzenia. Mądra rzecz. Po występie Mereditha Nicholsona w mojej ocenie jest długo nic, a potem niezgorsza opowieść Rona Goularta „Wizyta Świętego Mikołaja”. Była żona bohatera prosi go o wycenienie obrazów, które wraz ze swoim aktualnym partnerem, znalazła w ich nowym domu. Jeden okazuje się cenny, ale eksmąż postanawia to przemilczeć. Zabawne dialogi i dosyć angażująca fabuła, ale bez wybijających się momentów. Przeciętne „Włamywacz i dziwadło” Donalda E. Westlake'a to historia o włamywaczu, w okresie świątecznym działającym w stroju Świętego Mikołaja, który zostaje poproszony o pomoc przez ekscentrycznego wynalazcę. Kryminał z domieszką science fiction. Pomysł dobry, ale rozwój nudnawy. Za to zakończenie może zmusić do uśmiechu. Średnie też według mnie jest dziełko Thomasa Hardy'ego „Złodzieje, którzy nie mogli przestać kichać”. O nastoletnim chłopcu, który podczas samotnej podróży konnej zostaje napadnięty przez bandę rzezimieszków. Kradną mu konia, związują i tak zostawiają, ale udaje mu się znaleźć jakiś dom. Zastanawiająco pusty dom... Fabuła co prawda trochę nijaka, ale opowiadanie potrafi nie rozbawić, ale zasmucić. I szybko się czyta. Poniżej średniej natomiast oceniam „Boże Narodzenie Dana Tancerza” Damona Runyona. Siedzą sobie panowie w knajpie i raczą się procentami. Nagle jeden z nich wpada na pomysł, by zabawić się w Świętych Mikołajów. Kto powiedział, że alkohol nic dobrego nikomu nie przyniesie? Koncepcja ujdzie, ale język męczący. W końcu narratorem jest prosty, niezbyt lotny chłopina z zamiłowaniem do butelki.

ŚWIĄTECZNE OPOWIADANIA O SHERLOCKU HOLMESIE. Mój faworyt to „Skandal w zimie” Gillian Linscott. Narratorką jest niespełna trzynastoletnia dziewczynka spędzająca ferie zimowe z rodziną w zacisznym hotelu, gdzie goszczą także detektyw Sherlock Holmes i doktor Watson. Badają oni sprawę domniemanego zabójstwa ponoć dokonanego w tym miejscu przed rokiem, a bohaterka opowiadania była jedynym świadkiem owej przedwczesnej śmierci. Punkt widzenia dziecka dodaje smaczku tej, na dobrą sprawę, klasycznej, i trzeba dodać klimatycznej, historii kryminalnej. „Wigilia Bożego Narodzenia” S.C. Robertsa to pozycja co najmniej dobra. Młoda kobieta zgłasza się do Holmesa ze sprawą zagadkowej kradzieży pereł jej pracodawczyni, a on rozwiązuje ją błyskawicznie, nawet nie wychodząc z pokoju. Przewrotna i łatwo przyswajalna, choć to sztuka, nie opowiadanie. Twórca głównych bohaterów tego działu, Arthur Conan Doyle, też oczywiście stanął na wysokości zadania. W swoim „Niebieskim karbunkule”. Pewien policjant chce uratować człowieka przed rzezimieszkami, ale on wpada w panikę i ucieka. Zostawia żywą gęś i melonik. Wewnątrz ptaka policjant znajduje zastanawiającą rzecz. Sprawą zajmują się Holmes i jego wierny towarzysz doktor Watson. Wprost przepadam za stylem Doyle'a. Jest klimat, jest frapująca sprawa, ale zakończenie troszkę rozczarowujące. Za to średnio poradził sobie Edward D. Hoch w „Bożonarodzeniowym kliencie”. W Boże Narodzenie do detektywa Holmesa przychodzi mężczyzna, twierdząc, że ktoś go szantażuje zdjęciem imputującym mu skłonności pedofilskie. Szantażystą jest, kojarzony przez Holmesa, profesor James Moriarty. Mało „widowiskowa” sprawa, właściwie to nijaka, ale styl wygodny – ani rozwlekły, ani nazbyt uproszczony. I rzecz/y w moim mniemaniu najsłabsza/najsłabsze w tym dziale - „Tajemnica puddingowej torby i Świąteczna sprawa Herlocka Sholmesa” Petera Todda, czyli parodystyczne ujęcie (razy dwa, bo Otto Penzler „połączył” dwa oddzielne opowiadania Todda) przygód najsłynniejszego fikcyjnego detektywa. Wieloletni przyjaciel Herlocka Sholmesa, doktor Jotson, zachowuje się inaczej niż zwykle, co bardzo niepokoi tego pierwszego. Podejrzewa, że Jotson albo traci zmysły, albo planuje coś zdrożnego... Potem Sholmes pochyla się nad sprawą zagubionego kwitu z lombardu. Zgubionego przez pewnego księcia. Odnosiłam wrażenie, że autor na siłę, nachalnie, stara się rozśmieszyć czytelnika, co w moim przypadku odnosiło skutek odwrotny do zamierzonego. A i same zwariowane przygody Sholmesa mojej uwagi nie skradły.

SENSACYJNE OPOWIADANIA ŚWIĄTECZNE zawierają tylko trzy teksty. Na najwyższym schodku podium postawiłam „Serenadę dla zabójcy” Josepha Commingsa. Poruszająca wyobraźnię „tajemnica zamkniętego pokoju”. Pianista zostaje zastrzelony we własnym domu. Opiekunka jedynego dziecka denata, która jest somnambuliczką, jest przekonana, że to ona dopuściła się tej potwornej zbrodni. Sprawę bada pewien senator. Wprawdzie domyśliłam się kto zabił, ale w szczegółach uwidacznia się niemała kreatywność autora. I ten „ciasnawy” klimat. Nieco słabiej (powtarzam: nieco) prezentuje się „Kryminalna opowieść wigilijna” Norvella Page'a. O ubogim małżeństwie. Oboje dopuszczają się w święta kradzieży, a potem nawzajem raczą się kłamstwami w tych sprawach. Dalej jest panika, strach, a na końcu... zaskoczenie. Chwytliwy pomysł, choć mało prawdopodobny. Rozwój wydarzeń wciąga, wzbudza ciekawość, podsyca emocje. A po piętach „Kryminalnej opowieści wigilijnej” depcze „Śmierć na świątecznej ulicy” Johna D. MacDonalda. Zastępca prokuratora okręgowego zajmuje się sprawą prawdopodobnego zabójstwa kobiety (wypadła z okna), która miała być kluczowym świadkiem w innej sprawie. Typowa zagadka. Z niespodziewanym zwrotem akcji, ale nic niespotykanego. Historia dobrze rozplanowana, jeszcze lepiej napisana, ale bez większych podniet.

NIESAMOWITE OPOWIADANIA ŚWIĄTECZNE, czyli sześć kryminalnych historii z dreszczykiem. Z dodatkiem horroru nadnaturalnego – faktycznym lub tylko pozornym. Coś wspaniałego popełnił Peter Lovesey. Mowa o „Duchu z Royal Crescent”. Otóż, wieść niesie, że w jednym z domów Royal Crescent w każdą Wigilię Bożego Narodzenia pojawia się duch. Jego właściciele na ten czas oddają go (ten jeden raz) do wyłącznej dyspozycji byłemu policjantowi i specjaliście od zjawisk paranormalnych. Ależ ciekawa historia! Horror nadnaturalny wyraźnie dominuje nad kryminałem. Utrzymana w klimacie grozy opowieść o miłości, wściekłości, morderstwie i duchu. Opowieść o tym, co jest teraz (umownie) i o tym, co zaszło dawno temu. Niewiele gorszy jest „Dotyk ducha” Fergusa Hume'a. Przyjaciele zapraszają narratora, lekarza, do swojego wiejskiego domu podobno nawiedzanego przez ducha (pojawia się on tylko w jednej komnacie). Konsekwentnie zagęszczający się klimat nadnaturalnego zagrożenia, a więc i narastające napięcie, a do tego niespodziewana końcówka. Przyjemna opowieść grozy, bo kryminału w tym doprawdy niewiele. „Wieniec dla Marleya” Maxa Allana Collinsa to opowieść o skaczącym z kwiatka na kwiatek cwaniaczku będącym prywatnym detektywem. Jego partner, tytułowy Marley, nie żyje od roku, a zagadka jego śmierci nadal nie została wyjaśniona. W święta duch Marleya objawia się dawnemu wspólnikowi z prośbą o zajęcie się sprawą jego zabójstwa. „Opowieść wigilijna” w innej odsłonie. Wciąga, frapuje i porusza, jak to „Opowieść wigilijna”:) Trochę mniej pobudzające okazało się dziełko Andrew Klavana zatytułowane „Pobożny zabójca”. „Bogobojny” chrześcijanin i zarazem zabójca na usługach mafijnego bossa teraz dostaje zlecenie na pewnego młodego mężczyznę. Ale coś idzie nie tak... Rzecz o nawróceniu, o wierze (również ślepej, bezrozumnej). Autor to wnikliwy obserwator ludzkiej natury – daje temu wyrazy w niniejszym tekście (na przykład trafna ocena środowiska dziennikarskiego), ale założenie fabularne „Pobożnego zabójcy” niezbyt w moim guście. Uważam przeciętnie wypada „Boże Narodzenie w obozie” pióra Edmunda Coxa. Akcję osadzono w Indiach, a narratorem jest komendant okręgowy policji William Trench, który cofa się pamięcią do czasu kiedy był jeszcze świeżo po ślubie i wraz ze swoją ukochaną wybrał się na obóz bożonarodzeniowy zorganizowany przez jego kolegę, też policjanta Carruthersa, który w tamtym czasie zajmował się sprawą upiora siejącego postrach w wiosce. Sporo zbędnych słów, odbiegania od tematu. I w sumie dość naiwna to opowieść, mało prawdopodobna, ale uwagę może zwrócić umiejętnie podkręcany klimat tajemniczości. I na koniec opowieść, która najmniej przypadła mi do gustu i to nie tylko w tym dziale, ale w ogóle w całym zbiorze. „Świąteczne straszydło” Pata Franka. Recz dzieje się na stacji obserwacyjnej w Grenlandii. Armia. Nieznany obiekt latający. Mobilizacja żołnierzy. Zestrzelić, bo wróg? A jak jednak przyjaciel? Nie wiedzą, co robić, więc w najwyższej gotowości czekają na rozwój wypadków. Opisy działań wojskowych i właściwie nic ponadto. Ani ciekawego rozwinięcia, ani zgrabnej puenty.

Uff, trochę mi się zeszło z tym skrótowym omówieniem wszystkich tekstów zebranych dla miłośników szeroko pojętej literatury kryminalnej, w tym potężnym tomiszczu, przez Ottona Penzlera. Mającego ogromne zasługi dla gatunku redaktora, wydawcę i właściciela legendarnej nowojorskiej księgarni. Antologii w Polsce wydanej pod tytułem „Świąteczne tajemnice. Najlepsze świąteczne opowieści kryminalne”. Wypuszczonej w twardej oprawie przez Zysk i S-ka (pierwsza edycja z roku 2020). Aż dwadzieścia osiem historii od mniej i bardziej popularnych żyjących i już nieżyjących autorów. Historii nowszych i starszych. Tradycyjnych i eksperymentujących z formą. Charakteryzujących się czystością gatunkową, klasycznych kryminałów, ale i swoistych miksów z innymi klimatami. Jest rozmach i jest zabawa!

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz