Warszawa. Młody mężczyzna, Konrad Łazar, ma wyrzuty sumienia w związku z tragedią sprzed sześciu miesięcy. Wówczas nieopatrzenie wpuścił do biurowca, gdzie sam pracował, mężczyznę, który niedługo po wejściu do środka postrzelił koleżankę Konrada, Agnieszkę, po czym popełnił samobójstwo. Kobiecie cudem udało się przeżyć, ale najprawdopodobniej już do końca życia będzie całkowicie zależna od innych. Na domiar złego inna osoba, która tamtego feralnego dnia znajdowała się w centrum wydarzeń, Ewelina Laskowiak, właśnie odebrała sobie życie. Jej ojciec nie wierzy w samobójstwo, prosi więc Konrada o zbadanie tej sprawy. Okazuje się, że miejscowa policjantka Izabela Mann, która przyjaźniła się z Eweliną, pomimo że oficjalne śledztwo zostało zamknięte, też przygląda się tej sprawie. Łazar niechętnie łączy z nią siły w dążeniu do odkrycia tajemnic Eweliny.
Zdobywca Nagrody Specjalnej im. Janiny Paradowskiej na Międzynarodowym Festiwalu Kryminału 2017, Bartosz Szczygielski (nie licząc opowiadań) w światku literackim zadebiutował w 2016 roku nominowaną do Nagrody Wielkiego Kalibru powieścią „Aorta”, otwierającą trylogię z komisarzem Gabrielem Bysiem, w skład której weszły jeszcze „Krew” i „Serce”. Oprócz thrillerów/kryminałów, Szczygielski pisze książki dla dzieci i młodzieży. Jest też dziennikarzem technologicznym, namiętnym czytelnikiem, niestroniącym również od dobrego filmu oraz miłośnikiem sztuki tatuażu. Dreszczowiec „Winni jesteśmy wszyscy” pióra Bartosza Szczygielskiego został wydany w 2021 roku przez wydawnictwo Czwarta Strona, w klimatycznej okładce projektu Krzysztofa Iwańskiego.
Winni jesteśmy wszyscy. Otóż to. Główny bohater omawianej powieści Bartosza Szczygielskiego, specjalizujący się w pozyskiwaniu danych, Konrad Łazar, przez ostatnie pół roku obwiniał jednak głównie siebie. Obwiniał się za to, że jego była dziewczyna, Agnieszka, doznała najpewniej nieodwracalnych uszkodzeń mózgu. A teraz na dodatek obwinia się za śmierć innej swojej znajomej, Eweliny Laskowiak. Żadnej z tych hipotetycznych win Konrad nie może odkupić. Nie da się bowiem cofnąć czasu. Wystarczył jeden mały błąd. Jedno nierozważne, nieprzemyślane posunięcie. Ot, rzecz zdawałoby się kompletnie nieistotna. A na pewno niegodna zapamiętania. Ale Konrad to zapamiętał. Bo ten malutki kamyczek wywołał śmiercionośną lawinę. Efekt Domina. Mężczyzna nie ma wątpliwości, że gdyby nie ułatwił pewnemu mężczyźnie wejścia do firmy, w której jak myślał obaj pracowali, to do tragedii, która jak wszystko na to wskazuje pochłonęła aż trzy istnienia, nigdy by nie doszło. Gdyby chociaż w decydującej chwili własnym ciałem zasłonił Agnieszkę... Ale nie, on wyszedł z tego cało, a ona najprawdopodobniej już do końca życia będzie wymagała całodobowej opieki. Konrad jest przekonany, że to on był celem zamachowca, który z własnej ręki zginął tamtego nieszczęsnego popołudnia. Szczygielski przeprowadza nas przez te wydarzenia niejako od tyłu. W prolog „Winni jesteśmy wszyscy” wchodzimy, kiedy najgorsze się już dokonało. A potem przenosimy się wstecz i jeszcze bardziej wstecz... A potem przeskakujemy sześć miesięcy. I już idziemy do przodu. Ramię w ramię z młodym mężczyzną, którego życie nieomal legło w gruzach. Konrad Łazar ma w sobie sporo z bohatera tragicznego. Nieważne jak bardzo się stara, cokolwiek by zrobił, i tak nigdy nie zdoła naprawić tego, co w swoim przekonaniu zepsuł. Niemniej robi co może, żeby choć odrobinę poprawić żywot ludzi, za których od pół roku czuje się odpowiedzialny. W końcu pośrednio przyczynił się do ich niewyobrażalnej krzywdy. A przynajmniej on tak na to patrzy. Punkt widzenia czytelnika może być inny. Postronny obserwator jego niedoli może spoglądać na niego łaskawszym okiem. W sumie prawie na pewno tak będzie. Autor„Winni jesteśmy wszyscy” już się o to postarał. Przedstawił tragiczny splot wydarzeń, którego nijak nie dało się przewidzieć. Osobiście Konrada odbierałam jak jeszcze jedną ofiarę rzezi, jaka dokonała się w prologu książki. Dla mnie był po prostu człowiekiem, który obciążył samego siebie stanowczo nazbyt dużą odpowiedzialnością. Przyjął winę nieproporcjonalną do czynu. W pewnym sensie ten ambitny młody mężczyzna stał się męczennikiem. Samoumartwianie poniekąd weszło mu w krew. I, na dobrą sprawę, można to zrozumieć. Trudno się dziwić takiej reakcji na makabrę, jaka dokonała się w jego miejscu pracy. Trudno się też dziwić małej obsesji Konrada na punkcie strzelca, który tak mocno wpłynął również na jego życie. Temu usilnemu poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie: dlaczego? Dlaczego ten niczym niewyróżniający się mężczyzna pewnego popołudnia ni z tego, ni z owego otworzył ogień w jednym z warszawskich biurowców? Dlaczego chciał zabić Konrada Łazara. Bo główny bohater książki jest praktycznie pewny, że to on był celem.
Winni
jesteśmy wszyscy. Winni tragicznego losu niewinnych. Nie dostrzegamy
okrucieństwa, jakie właściwie każdego dnia dokonuje się, można
powiedzieć, tuż przed naszymi oczami. Uciekamy od czerni, bo tak
jest łatwiej. Tak nam wygodniej. Ale też dlatego, że naszą uwagę
zaprzątają nasze własne, czasami też ogromne problemy. Życie w
Polsce nie jest usłane różami, i wygląda mi na to, że Bartosz
Szczygielski doskonale to wie. Nie tylko wie, ale też głośno o tym
mówi. Pokazuje na przykład niepełnosprawną, całkowicie
uzależnioną od innych, zamkniętą w czterech ścianach osobę, od
której prawie wszyscy się odwrócili. Została jej tylko matka i
mężczyzna, który przypisuje sobie winę za jej stan. Wszyscy inni
o niej zapomnieli. Po prostu odeszli. Odwrócili się do niej
plecami. I do jej matki, starszej kobiety, która fizycznie nie jest
w stanie sprostać wyzwaniu, jakie na nią spadło. Robi co może,
ale najzwyczajniej brakuje jej sił do zapewnienia jak najlepszej
opieki swojej dorosłej córce. A gdyby nie Konrad to zapewne nie
poradziłaby sobie także finansowo. Ją i jej jedyne dziecko
czekałaby bieda. Jestem pewna, że tak by było, bo w Polsce to
norma. Leki czy jedzenie? Przed takim wyborem każdego miesiąca
staje zatrważająco dużo schorowanych ludzi. I co z tym robimy?
Nic. Co nas to obchodzi? Konrada Łazara obchodzi. To jeden z tych
rzadkich okazów, który przynajmniej próbuje. Nie ma wprawdzie
złudzeń, wie, że pomoc, jaką daje Agnieszce i jej matce, to
zaledwie kropla w morzu potrzeb. Sam świata nie zbawi. I raczej do
tego nie dąży. Pomaga tym kobietom tylko dlatego, że poczuwa się
do winy. Z drugiej strony Szczygielski daje nam trochę dowodów na
to, że czołowa postać „Winni jesteśmy wszyscy” nie bez
empatii patrzy też na innych ciężko doświadczonych przez los
ludzi. Przynajmniej patrzy, bo wielu nawet tego nie raczy robić.
Poczucie beznadziei, życie bez celu i większego sensu, męka
istnienia, egzystencja w ciągłym cierpieniu, strach przed jutrem,
niszcząca niepewność. Ludzie, którzy zamienili się w puste
skorupy, mechanicznie wykonujące wciąż te same czynności w
oczekiwaniu już tylko na śmierć. Niektórzy się poddają. Nie
każdemu starczy sił na tę nieustającą, zażartą walkę. Do tego
grona właśnie dołączyła Ewelina Laskowiak, zaledwie
trzydziestoparoletnia kobieta, która w przekonaniu jej kolegi,
Konrada Łazara, tak naprawdę stała się kolejną ofiarą jego
niefrasobliwego posunięcia sprzed sześciu miesięcy. Ale czy na
pewno? Czy taka jest prawda, czy może ta sprawa faktycznie, tak jak
upiera się jej ojciec, ma jakieś drugie dno? Może to wcale nie
było samobójstwo tylko morderstwo... Odkrycia, jakich dokonają
Konrad Łazar i jego niespodziewana wspólniczka, aspirant Izabela
Mann, diametralnie zmienią nastawienie głównego bohatera do tej,
jak wcześniej błędnie zakładał, oczywistej sprawy. I rozpocznie
się pogoń za... prawdą. Prawdą o Ewelinie i być może
zamachowcu, który przypuszczalnie otworzył tę Puszkę Pandory. Nie
mogę powiedzieć, że uradował mnie kierunek, jaki obrał Bartosz
Szczygielski w „Winni jesteśmy wszyscy”. Motywy, które
wykorzystał w dalszej części powieści. Na których tak naprawdę
oparł całą tę dość złożoną intrygę. Kiedy już tajemniczość
trochę się rozwiewa, fabuła traci na atrakcyjności. To znaczy w
moich oczach sporo straciła, ale tylko dlatego, że z zasady nie
przepadam za tego typu literaturą. Za taką problematyką. Opisy
mogłyby być co prawda bardziej szczegółowe, ale ogólnie rzecz
biorąc, Szczygielski zdołał przemówić do mojej wyobraźni. Mimo
wszystko odmalowywały się w moim umyśle ogólne obrazu miejsc i
poszczególnych wydarzeń. Ale obok wspomnianej już depresyjnej
atmosfery, jaką udało się wytworzyć temu uważnemu obserwatorowi
szarej polskiej rzeczywistości, jakim, myślę, jest Bartosz
Szczygielski, przy „Winni jesteśmy wszyscy” trzymały mnie
przede wszystkim postacie. I to nie tylko te pierwszoplanowe, choć
nie ukrywam, że najmocniej przywiązałam się do głównego
bohatera. Autor przygotował też parę niespodzianek. Jeden z
większych (chyba nawet można nazwać go największym) zwrotów
akcji wprawdzie udało mi się przewidzieć, ale na pozostałe
uderzenia, szczerze mówiąc, przygotowana nawet w najmniejszym
stopniu nie byłam. Były rzeczy, które wydały mi się nieco
naciągane, nie wszystko w moich oczach wypadło w pełni wiarygodnie
- ogólnie trochę wątpliwości, sceptycyzmu się we mnie wkradło -
ale większa część tej intrygi nawet ładnie się spina. Swoją
drogą na największy ból, jaki zgotowała mi ta szelma, pan
Szczygielski, też gotowa nie byłam, mimo aluzji, jakie długo przed
zdetonowaniem tej bomby poczynił sam autor. Motyw znany, ale na
szczęście zawsze przerażający. Obrzydliwy, wyciskający łzy z
oczu, przywołujący poczucie bezsilności i słuszną wściekłość,
która nie może znaleźć ujścia. Nie w tym świecie... pełnym
ślepców.(źródło: https://pl-pl.facebook.com/czwartastronakryminalu/)
Winni jesteśmy wszyscy. To nie tylko tytuł, ale i w moim poczuciu główne przesłanie depresyjnego thrillera Bartosza Szczygielskiego. Przygnębiającej opowieści o życiu z ogromnym brzemieniem, o wyrzutach sumienia, które prawdopodobnie unicestwić może tylko śmierć. Opowieść o zbrodniach, o tajemnicach, których odkrycie niekoniecznie przyniesie upragnione katharsis. Może być jeszcze gorzej. Dużo gorzej. Czy warto więc zaglądać pod te wszystkie brudne kamienie? Z tym pytaniem Bartosz Szczygielski pozostawi odbiorców „Winni jesteśmy wszyscy”. Po przeprowadzeniu nas przez najeżoną niebezpieczeństwami, niestrudzoną pogoń za nagą prawdą. Lektura „Winni jesteśmy wszyscy” upływała mi raz lepiej, raz gorzej, ale częściej lepiej, więc nie mam jakichś większych oporów przed poleceniem tej pozycji fanom gatunku. Mogło być lepiej, ale... Myślę, że to dokonanie Bartosza Szczygielskiego trafi na podatny grunt. Swoich fanów niewątpliwie znajdzie. I podejrzewam, że będzie ich całkiem sporo.
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Niezwykle zachęcająca recenzja książki, o której pierwszy raz słyszę. Zapisuję tytuł, bo coś mi się wydaje, że bardzo mi się spodoba. :)
OdpowiedzUsuńJa o niej nie słyszałam, ale jak najbardziej są to moje klimaty. Z przyjemnością zapisuje tytuł i biegnę jej szukać.
OdpowiedzUsuń