wtorek, 12 stycznia 2021

„Moje serce bije tylko, gdy mu każesz” (2020)

 

Rodzeństwo, Dwight i Jessie, opiekuje się swoim młodszym bratem Thomasem, który cierpi na nietypową chorobę. Aby przeżyć musi unikać światła dziennego i regularnie poić się krwią. Dwight, pod naciskiem siostry, poluje na ludzi, za którymi, jak zakłada, nikt nie zatęskni i wraz z Jessie upuszcza krew z ich ciał, które następnie zakopuje w ogrodzie. Ale pomimo ich starań stan chłopaka się nie poprawia. Thomas jest tak osłabiony, że z trudem przychodzi mu nawet samodzielne poruszanie się po domu. Dwighta tymczasem dręczą wyrzuty sumienia. Nie chce dłużej zabijać, ale nie potrafi sprzeciwić się siostrze, która, w przeciwieństwie do niego, jest gotowa do końca życia dostarczać świeżego pożywienia swojemu ukochanemu braciszkowi.

Amerykański horror wampiryczny w reżyserii i na podstawie scenariusza kolumbijsko-amerykańskiego twórcy Jonathana Cuartasa, „Moje serce bije tylko, gdy mu każesz” (oryg. „My Heart Can't Beat Unless You Tell It To”) to jego pierwszy pełnometrażowy obraz, rozwijający historię, którą zaprezentował w swoim 22-minutowym filmiku z 2017 roku pod tytułem „Kuru”. Porównywany do „Martina” George'a A. Romero długometrażowy debiut Cuartasa premierę miał mieć w kwietniu 2020 roku na Tribeca Film Festival, ale wydarzenie zostało odwołane z powodu pandemii COVID-19. Niemniej w tym samym miesiącu film udostępniono w internecie. Od lipca 2020 roku „Moje serce bije tylko, gdy mu każesz” gościł na różnych festiwalach, w tym na Katalońskim Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Sitges, gdzie Jonathan Cuartas otrzymał nagrodę Citizen Kane za reżyserię. W Polsce film udostępniono w grudniu 2020 roku w ramach Splat!FilmFest.

Nowa fala horroru. Powolna opowieść wampiryczna podchodząca do tematu od strony psychologicznej i w zasadzie odżegnująca się od nazewnictwa. W scenariuszu Jonathana Cuartasa w odniesieniu do Thomasa (w którego w przekonującym stylu wcielił się Owen Campbell) ani razu nie pada nazwa „wampir” . Mówi się po prostu o chorobie. Poważnej chorobie, na którą najprawdopodobniej nie ma lekarstwa, ale istnieje sposób na łagodzenie jej objawów i zapewne hamowanie jej rozwoju. Wystarczy poić się krwią... Już samo to rodzi przekonanie, że Thomas jest ni mniej, ni więcej jak wampirem, ale dowodów świadczących za tą przypadłością jest więcej. Thomas jest skazany na życie nocne, ponieważ ma coś w rodzaju uczulenia na światło dzienne. Wychodząc za dnia chłopak w najlepszym wypadku ryzykuje poparzenia, a w najgorszym śmierć. Ponadto jest w „Moje serce bije tylko, gdy mu każesz” moment, w którym twórcy jasno dają nam do zrozumienia, że Thomas, niczym klasyczny wampir, pozostawiony sam sobie, spija krew z szyi człowieka. Normalnie zachowuje się „bardziej cywilizowanie”. Jego starsze rodzeństwo, z którym mieszka, Dwight i Jessie (dobre kreacje Patricka Fugita i Ingrid Sophie Schram), zaopatrzyli się w niewielką beczkę z kranem, którą starają się na bieżąco uzupełniać krwią spuszczaną z upolowanych ludzi. Następnie ciecz, w małych porcjach, trafia do miseczki bądź kubka Thomasa. Tak naprawdę całe życie Dwighta i Jessie jest podporządkowane młodszemu bratu. Zaspokajaniu jego niecodziennych potrzeb. Nic nie wskazuje na to, by kierował nimi strach przed Thomasem. Nie wygląda na to, by chłopak w jakikolwiek sposób ich do tego zmuszał. Robią to, ponieważ go kochają. Zabijają, bo nie chcą go stracić. Nie mają wszak żadnych wątpliwości, że odcięcie Thomasa od krwi doprowadzi do jego śmierci. A skoro pozyskują ją od ludzi, trzeba założyć, że ten wampir nie może żywić się krwią zwierzęcą. Co do Jessie można polemizować, ale Dwight na pewno nie zabijałby ludzi, gdyby wystarczyło robić odpowiednie zakupy w pierwszej lepszej rzeźni. Jak już nadmieniłam „Moje serce bije, tylko gdy mu każesz” kładzie szczególny nacisk na aspekty psychologiczne. Scenariusz najmocniej koncentruje się na Dwighcie – film przede wszystkim pokazuje, jak on odnajduje się w tej nadzwyczaj trudnej sytuacji, jak on zapatruje się na ten niesatysfakcjonujący i bardzo ryzykowny żywot u boku krwiożerczej istoty, z którą na swoje nieszczęście jest spokrewniony. I którą szczerze kocha, tyle że ma coraz większe wątpliwości, czy dokonał właściwego wyboru. Jego siostra też nie jest zadowolona z takiego życia, a przynajmniej nie wygląda na taką. Ale można dyskutować nad tym, czy bardziej martwi ją konieczność odbierania życia innym ludziom, czy kiepski stan zdrowia jej ukochanego braciszka. Cierpi, bo cierpi osoba, na której najprawdopodobniej najbardziej jej zależy, czy w większym stopniu dręczą ją wyrzuty sumienia za skradzione życia? Jonathan Cuartas tę kwestię pozostawia ocenie widza. Inaczej natomiast podchodzi do postaci Dwighta. W tym przypadku raczej nie powinniśmy mieć wątpliwości – mamy rozliczne dowody na to, że brat schorowanego Thomasa nie może już znieść „strasznych obowiązków”, jakie pociąga za sobą życie z wampirem. Z jednej strony chce zatrzymać przy sobie brata, chce by Thomas żył, ale też nie jest tak do końca pewny, czy gra jest warta świeczki. Nie tylko dlatego, że aby Thomas mógł trwać na tym padole, wielu innych musi zginąć, ale też z tego powodu, że jego braciszek niewątpliwie męczy się na tym świecie. Może nawet bardziej od Dwighta...

(źródło: https://www.facebook.com/heartcantbeat/)
Moje serce bije tylko, gdy mu każesz” Jonathana Cuartasa wyświetla się w dawnej rozdzielczości telewizyjnej (1.33:1). W kwadracie, co tylko podsyca klaustrofobiczną atmosferę tej niebanalnej historii. Niby prostej opowieści, której jednak nie mogę odmówić pewnej głębi. Nie jest to jeden z tych horrorów, który na grzbiecie płaskiej, konwencjonalnej historyjki przewozi „elementy straszące”. Szybkie uderzenia, które działają bardziej przez zaskoczenie, czy też jakieś wyróżniające się potworności wygenerowane komputerowo bądź fizycznie obecne na planie. Odnotujemy co prawda w pierwszym pełnometrażowym filmie Jonathana Cuartasa trochę praktycznych efektów specjalnych – głównie dodatków gore – ale nie sądzę, żeby te starania przyprawiły o zawrót głowy przynajmniej wieloletnich miłośników gatunku. Jakieś wrażenie wywrzeć oczywiście mogą, ale wątpię, żeby ogarnął ich autentyczny wstręt na widok zbrodniczej działalności (anty)bohaterów. Szczerze mówiąc nie wiem, jak określić to trzyosobowe rodzeństwo, o którym opowiada „Moje serce bije tylko, gdy mu każesz”. Pozytywne czy negatywne postaci? Jonathan Cuartas, trzeba mu to oddać, balansował gdzieś na pograniczu tych etykietek. Ani Dwight, ani Thomas, ani nawet najbardziej zdeterminowana, by ciągnąć morderczy proceder, Jessie, nie są osobami, które idealnie wpasowywałyby się, do którejś z tych podstawowych szufladek. Nie miałam, rzecz jasna, wątpliwości, że ścieżka życiowa, którą zapewne dawno temu wybrali, nie jest właściwa. Delikatnie mówiąc. Niemożliwa do zaakceptowania, ale z drugiej strony... Choć to pewnie zabrzmi strasznie, w pewnym stopniu można ich zrozumieć. Nie pochwalić, ale jeśli postawić się na ich miejscu (do czego zresztą filmowcy zdają się zachęcać), to doprawdy ciężko patrzeć na nich jedynie złym okiem. Thomas żywi się ludzką krwią spuszczaną z niedawno zabitych ludzi żyjących niejako na marginesie społecznym. Ludzi, których zniknięcia prawdopodobnie nikt nie zauważy. A nawet jeśli, to nie przejmie się na tyle, żeby zgłosić sprawę policji. Ale można powiedzieć, że zdecydowanie bliżej Thomasowi do Louisa de Pointe du Laca niż Lestata de Lioncourta. To postać tragiczna – skazana na potworny żywot, wyniszczającą psychicznie egzystencję, o której bynajmniej się nie prosiła. Cuartas nie zagłębiał się wprawdzie w tę kwestię, ale gdzieś między słowami można wyczytać, że Thomas taki się po prostu urodził. Wampiryzm jako choroba wrodzona – tak to czytałam, ale nie wykluczam, że pojawią się i inne teorie na temat genezy tego krwiopijcy. Słabego duchem i ciałem. Marzącego o nawiązaniu jakichś przyjaźni, stworzeniu więzi z kimś spoza swojej najbliższej rodziny. Towarzystwo Dwighta i Jessie już mu nie wystarczy. Chce spędzać czas ze swoimi rówieśnikami poza domem, w którym, na dobrą sprawę, czuje się więźniem. Chociaż od czasu do czasu brat i siostra (zwłaszcza brat) pozwalają mu zaczerpnąć świeżego powietrza. Naturalnie wyłącznie nocą, kiedy jego rówieśnicy już dawno śpią, bo jak wiadomo światło dzienne/słoneczne nie jest przyjazne wampirom (często, ale nie zawsze, bo różne modele tych stworzeń w popkulturze się wykształciły). Intymna praca kamer. Mrok, posępność, ale i naturalne piękno bijące z ekranu. Klimat klaustrofobiczny, ale i dość depresyjny. Historia wymyślona i przelana na papier, a potem jeszcze wyreżyserowana przez Jonathana Cauartasa jest utrzymana w smutnej tonacji. A im dłużej przebywamy z tymi ciężko doświadczonymi przez los siewcami śmierci, tym większe przygnębienie nas ogarnia. A przynajmniej zdaje się, że do tego między innymi, a może nawet przede wszystkim, dążyli realizatorzy „Moje serce bije tylko, gdy mu każesz”. Że bardziej zależało im na przygnieceniu widza dotkliwym smutkiem, niźli na wzbudzaniu w nim czy to strachu, czy niesmaku. Aczkolwiek można odczuć lekki niepokój, dyskomfort emocjonalny wywoływany właściwie nieodstępującym poczuciem zagrożenia ze strony Jessie i Dwighta, ale również ich niedomagającego braciszka z tak przecież niewinną twarzyczką... Są jednak chwile, w których z Thomasa wychodzi bestia. Momenty, w których ten chłopiec nie wydaje się już tak słaby, ani tak dobrotliwy jak wcześniej. Wtedy można się zlęknąć, ale obawiam się, że „te nitki” będą króciutkie i bardzo wątłe. Jeśli w ogóle się pojawią, bo mam wątpliwości, czy każdy znajdzie w tej propozycję choćby odrobinę tej grozy, jakiej w sumie ma pełne prawo oczekiwać od horroru. Tyle że „Moje serce bije tylko, gdy mu każesz” oficjalnie sklasyfikowano również jako dramat, więc... Ja w każdym razie dałam się wciągnąć w tę opowieść. Nieskomplikowaną, ale i niepodchodzącą do nurtu wampirycznego od którejś z najpospolitszych, najbardziej spopularyzowanych stron (co nie znaczy, że podobnymi ścieżkami dotychczas w kinie nie chadzano). Bardzo klimatyczną opowieść, która jednak mogła od czasu do czasu cosik dosadniejszego podrzucić. I może trochę bardziej „pobawić się” samym tekstem i/lub postaciami zaludniającymi tę, bądź co bądź, w miarę interesującą psychologiczną opowieść o młodym wampirze, którego największym marzeniem jest pozbycie się tego przekleństwa... Swoją drogą zdałoby się też dopracować sekwencje polowań na ludzi, bo trochę za łatwo oprawcom to przychodziło. Jakby niektóre ofiary same im się podkładały.

Zwolennicy mieszania horroru z dramatem, ewentualnie sympatycy horrorów psychologicznych przypuszczalnie w jakimś tam stopniu zadowolą się propozycją Jonathana Cuartasa. Jego pierwszym pełnometrażowym filmem, „Moje serce bije tylko, gdy mu każesz”, stanowiącym swoiste rozwinięcie jego krótkiego filmiku zatytułowanego „Kuru”, który wyszedł trzy lata przed jego długometrażowym reżyserskim debiutem. Całkiem nastrojowym debiutem z raczej drobnymi elementami gore i niejednoznacznymi pierwszoplanowymi postaciami. Dość emocjonalna to opowieść w pewnym sensie egzystencjalna, o młodocianym wampirze i jego opiekunach, którą jednak, moim zdaniem, przydałoby się trochę wzmocnić. Więcej horroru w horrorze i byłoby cudnie. A tak... według mnie wyszło „tylko” dobrze.

1 komentarz:

  1. Oglądałam. Film nawet mi się podobał, ale nie wywołał ani większych emocji, ani efektu "wow". Ot, tak, dla zabicia czasu. :)

    OdpowiedzUsuń