Grenlandia, rok 2014. Dziennikarz śledczy z gazety „Sermitsiaq” z siedzibą w mieście Nuuk, Matthew Cave, dostaje wiadomość od swojego ojca, Toma Rogera Cave'a, z którym nie widział się od dwudziestu czterech lat. Jak się okazuje w 1990 roku w amerykańskiej bazie wojskowej w Thule, na Grenlandii, przeprowadzano tajny eksperyment medyczny z udziałem Toma, który miał katastrofalne skutki. Jednak zanim Matthew zdąży spotkać się z ojcem, dojdzie do kolejnej tragedii. Jego przyrodnia siostra, nastoletnia Arnaq, córka Toma, ginie bez śladu podczas obozowania z przyjaciółmi w dawno wyludnionej osadzie. Matthew wraz ze swoją ciężko doświadczoną przyjaciółką, Tupaarnaq, która właśnie wróciła do Nuuk, i we współpracy z miejscową policją, stara się rozwikłać tę sprawę, w nadziei, że jego siostra nadal żyje. Jednoczenie zgłębiając tajemnice przeszłości swojego ojca, która, jak wiele na to wskazuje, może pozostawać w ścisłym związku z krwawymi zbrodniami, do których dochodzi obecnie.
Mads Peder Nordbo ukończył literaturę, komunikację i filozofię na Uniwersytecie Południowej Danii i Uniwersytecie w Sztokholmie. Poza swoją rodzimą Danią mieszkał trochę w Szwecji i w Niemczech, a potem osiadł na Grenlandii, gdzie przebywa do dziś. Był między innymi copywriterem, redaktorem i ekspertem ds. komunikacji, a na rynku literackim zadebiutował w 2012 roku powieściowym thrillerem „Odins Labyrint - et glasbarns fortællinger”. Sławę przyniosła mu natomiast wydana w 2017 roku powieść „Pigen uden hud” (ang. „The Girl Without Skin”, pol. „Dziewczyna bez skóry”), pierwsza część trylogii grenlandzkiej z dziennikarzem śledczym Matthew Cave'em. Druga odsłona, „Kold Angst” (pol. „Zimny strach” ze zwracającą uwagę nastrojową okładką zaprojektowaną przez Mariusza Banachowicza: wydawnictwo Burda, 2018) ukazała się już w roku 2018, a powieść zamykająca ten cykl, „De vrouw met het dodenmasker” (pol. „Pustelnik”) wyszła w roku 2019.
Mads Peder Nordbo inspirację czerpie ze swoich własnych życiowych doświadczeń i ze swojego otoczenia. Grenlandia to jego muza – Nordbo przyznał, że nigdy wcześniej nie mieszkał w równie inspirującym miejscu, a kawałek świata zdążył już poznać. Arktyczny klimat, piękno przyrody, ale i piękno samotności, eskimoska kultura, to jedna strona medalu, ale Grenlandia, jak zresztą wszystkie kraje świata, ma też swoją ciemną stronę. Wysoki odsetek samobójstw oraz wykorzystywania seksualnego osób dorosłych i nieletnich – to też ma ogromny wpływ na pisarstwo Madsa Pedera Nordbo. Może nawet większy niż magiczny klimat tej ogromnej wyspy, na której ten urodzony w Danii, poczytny pisarz osiadł już parę lat temu. Trylogia grenlandzka z dziennikarzem śledczym Matthew Cave'em i nieco przypominającą Lisbeth Salander z kultowego cyklu „Millennium” zapoczątkowanego przez Stiega Larssona, a po jego śmierci kontynuowanego przez Davida Lagercrantza, nieprzepadającą za towarzystwem ludzi, trzymającą się niejako na uboczu grenlandzkiego społeczeństwa, samotną mścicielką o imieniu Tupaarnaq. Do lektury „Zimnego strachu” zasiadłam bez znajomości „Dziewczyny bez skóry”, pierwszej części mrocznych przygód między innymi tej dwójki. Nordbo wprawdzie streścił przynajmniej niektóre ważniejsze fakty z tamtego tomu - wykreślił kontekst niezbędny do nadążenia za rozpędzoną akcją „Zimnego strachu” - ale mimo wszystko nie opuszczało mnie wrażenie, że mam spore braki w wiedzy. W każdym razie nie miałam wątpliwości, że w tym przypadku lepiej zachować chronologię, że przed porwaniem się na „Zimny strach” powinnam zapoznać się z treścią głośnej „Dziewczyny bez skóry”. I na pewno się zapoznam, bo nawet bez tej pełnej wiedzy na temat poprzednich przeżyć bohaterów w arktycznej scenerii, dałam się wciągnąć w przerażający wir wydarzeń przedstawiony w omawianej powieści. Wpisującej się w nurt arctic noir, podgatunek nordic noir, który jak sama nazwa wskazuje, gromadzi utwory kryminalne, których akcja rozgrywa się w arktycznych stronach terytorium nordyckiego. „Zimny strach” to kryminał/thriller, także psychologiczny, w którym odzywają się również echa literatury szpiegowskiej. W każdym razie mamy tutaj dość szeroko zakrojoną intrygę, która może sięgać najwyższych szczebli tak naprawdę niejednej władzy. Wielowarstwowa sprawa rozpostarta w środkowej części trylogii grenlandzkiej pióra Duńczyka Madsa Pedera Nordbo może mieć podłoże polityczne, ale już z całą pewnością w jakiś sposób zamieszane jest w nią amerykańskie wojsko. Umowna teraźniejszość to rok 2014, ale co jakiś czas będziemy się przenosić do roku 1990, gdzie poza wszystkim innym, dostaniemy wgląd w tajny wojskowy eksperyment medyczny, w którym w charakterze królika doświadczalnego bierze udział między innymi Tom Roger Cave, ojciec głównego bohatera serii, Matthew Cave'a. Przedmiotem badań są innowacyjne tabletki, które zapewniają nadzwyczajną odporność na nawet ekstremalnie niskie temperatury. Mamy więc klasyczny motyw wielce podejrzanych badań, które mogą mieć katastrofalne skutki nie tylko dla żołnierzy, którzy na ochotnika przystąpili do testów próbnych. Właściwie to już na początku książki zyskujemy pewność, że rzeczone badania z dość odległej przeszłości mają swoje reperkusje w czasach obecnych. To jest w roku 2014, kiedy to Matthew Cave, dziennikarz śledczy mieszkający w stolicy Grenlandii, mieście Nuuk, po niemal ćwierćwieczu milczenia dostaje pierwszą wiadomość od swojego biologicznego ojca. I kiedy jego przyrodnia siostra, nastoletnia Arnaq, którą dopiero niedawno poznał, ginie bez śladu. I kiedy do Nuuk wraca jego przyjaciółka Tupaarnaq, którą swego czasu oskarżono i skazano za zabójstwo rodziców i sióstr. Ona utrzymuje, że zabiła tylko swojego ojca, czego zresztą nie żałuje, zważywszy na okropne rzeczy, jakich się dopuszczał, a Matthew jest jedną z niewielu osób, które wierzą w jej wersję wydarzeń. Tak czy inaczej Tupaarnaq to dość charakterystyczna postać. Tatuaże, łysa głowa... No powiedzmy, że nosi się jak buntowniczka, którą zresztą jest. Kobieta ta, tak samo jak Lisbeth Salander z „Millennium”, jest na swego rodzaju wojnie z mężczyznami, którzy nienawidzą kobiet. I dzieci. Skoro system sobie z nimi nie radzi, Tupaarnaq bierze sprawy w swoje ręce. Swoje sprawy, bo kobieta ta właśnie jest w trakcie poszukiwań człowieka, który, jak myśli, pośrednio przyczynił się do jej niewyobrażalnej krzywdy. Między innymi on ograbił ją z dzieciństwa, również przez niego spędziła kawałek dorosłego życia za kratami i oczywiście bezpowrotnie straciła rodzinę. I, co już dla niej nie ma aż takiego znaczenia, niejako została wykluczona z grenlandzkiej społeczności. Tylko nieliczni czują się komfortowo w jej towarzystwie, tylko nieliczni wykształcili z nią jakąś więź, tylko nieliczni wierzą w to, że nie ma na sumieniu niewinnych istnień.
Mroźna sceneria. Śnieżne pustkowie. I złożona intryga rozpracowywana przez całkiem dokładnie wykreślone, dające się lubić postacie, które naprawdę dużo już w życiu wycierpiały. Bo nie tylko Tupaarnaq ma za sobą niezwykle bolesną przeszłość, ale i jej najbliższy przyjaciel, dziennikarz śledczy z Nuuk (wychowany w Danii, ale mający amerykańskie korzenie), Matthew Cave, jest osobą dotkliwie doświadczoną przez los. A właściwie to ludzi, bo gdyby nie pewni skrajnie nieodpowiedzialni kierowcy jego ukochana żona zapewne nadal by żyła. Żona, która na domiar złego w chwili wypadku była z nim w ciąży. Matthew stracił więc nie tylko kobietę, którą kochał nad życie, ale również z wytęsknieniem wyczekiwaną córeczkę. A teraz może stracić przyrodnią siostrę, z istnienia której do niedawna nie zdawał sobie sprawy. Ale i odzyskać ojca, którego nie widział od blisko ćwierćwiecza. Czyli prawie przez całe swoje życie. Jego ojciec, amerykański żołnierz Tom Roger Cave, od 1990 roku oficjalnie był uznawany za zmarłego. Od tego feralnego roku, kiedy to stacjonował w bazie w Thule, w Grenlandii Północnej. I, o czym najprawdopodobniej wie jedynie garstka ludzi, brał udział w ryzykownym eksperymencie medycznym. Potem niby umarł, ale teraz Matthew, dostaje liścik niewątpliwie skreślony jego ręką. A przynajmniej takie przekonanie ma on i matka drugiego dziecka Toma, przyrodniej siostry głównego bohatera „Zimnego strachu”, obecnie nastoletniej Arnaq. Mads Peder Nordbo w niniejszej powieści praktycznie już na początku przystępuje do komplikacji. Czegoś, co można określić rozwidlaniem fabuły. Wrzuca w ten kocioł parę wątków, które nie wydają się tak zupełnie niepowiązane ze sobą. Nordbo wysyła pewne sygnały świadczący o tym, że artykuł, nad którym obecnie pracuje Matthew Cave łączy się między innymi z wcześniej ujawnionym eksperymentem przeprowadzonym w 1990 roku na tej niezbyt gościnnej (ze względu na panującą tu pogodę, ale przynajmniej w świecie przedstawionym przez Nordbo, to nie jedyny powód) wyspie, jaką jest Grenlandia. Chodzi o tajemniczą masakrę, za którą przypuszczalnie odpowiada jedyna osoba, która wyszła z tego cało. To znaczy fizycznie, bo z jej psychiką jest zdecydowanie gorzej. Potem dochodzi do kolejnej rzezi połączonej z domniemanym porwaniem przynajmniej jednej nastolatki. Przyrodniej siostry Matthew. To ostatnie ma miejsce w opuszczonej osadzie, w opustoszałym miejscu, które z całą pewnością skrywa mroczne tajemnice. Coś lub ktoś się tam przyczaiło. Jakaś istota bądź istoty, które z jakiegoś sobie tylko znanego powodu przypuściły atak na czwórkę nastolatków obozujących w tym miejscu. Tym samym zwracając na siebie uwagę Matthew Cave'a i jego przyjaciółki Tupaarnaq, która swoją drogą w przeciwieństwie do niego specjalizuje się w myślistwie. Akcja „Zimnego strachu” jest naprawdę mocno rozpędzona, ale sztuczka polega na tym, że owa dynamika wydarzeń nie ujmuje warstwie stricte psychologicznej. Nordbo, uważam, absolutnie nie zaniedbał postaci, nie tylko pierwszo-, ale i drugoplanowych, w całym tym zalewie, bez wyjątku trzymających w napięciu i rzecz jasna mocno klimatycznych, wydarzeń. Och ta mroźna Grenlandia, to poczucie alienacji, zagubienia na śnieżnym pustkowiu i wreszcie to narastające wrażenie klaustrofobii... czysta magia! Tak, wszystko w „Zimnym strachu” pięknie mi się skomponowało. I strasznie. Był nawet jeden moment, przez który przebrnęłam z najprawdziwszym płaczem. Potworne losy pewnej dziewczynki... I jeszcze te wyraźne aluzje do motywu, który, żeby za dużo nie zdradzać, nazwę ukłonem w stronę miłośników gore. Właściwie to Mads Peder Nordbo przygotował więcej takich ukłonów, bo na dobrą sprawę, wszystkie opisy zmasakrowanych ciał odznaczają się zaskakującą wręcz śmiałością. Takich szczegółów to bardziej spodziewałabym się po horrorze, choć może nie od razu tym tak zwanym ekstremalnym, niemniej w powieściowych kryminałach i thrillerach tylu krwawych detali zazwyczaj się nie ujawnia. Jakoś aż tak plastycznie, jak w świecie przedstawionym przez Madsa Pedera Nordbo w „Zimnych strachu”, czysta makabra przeważnie w tym gatunkach się nie objawia.
Przeczytać „Dziewczynę bez skóry” Madsa Pedera Nordbo. Zakodowane. Ale to już po „Pustelniku” (bo jest pod ręką), ostatniej odsłonie tej grenlandzkiej trylogii, która odniosła międzynarodowy sukces. „Zimny strach”, środkowy etap mrocznych, mroźnych przygód między innymi dziennikarza śledczego Matthew Cave'a i jego przyjaciółki Tupaarnaq, z zadatkami na kogoś więcej, to zdecydowanie za mało. Za mało prozy tego od lat mieszkającego na Grenlandii duńskiego powieściopisarza, który jak mało kto równoważy dynamiczny rozwój akcji z poruszającymi wyobraźnię opisami śnieżnego krajobrazu „wyspy samotników” oraz szczegółowymi portretami nie tylko głównych postaci. I makabry. Okrucieństwa, które rani do głębi. Zapewne dlatego, że jest w tym prawda. Prawda o największych potworach, jakie stąpają nie tylko po tej skutej lodem grenlandzkiej ziemi, na którą Mads Peder Nordbo w „Zimnym strachu” autentycznie mnie przeniósł. Warto było dać mu szansę!
Recenzja w ramach akcji
http://www.ksiegarniadunska.pl/ |
Zachęciłaś mnie do poznania twórczości Nordbo. Postaram się znaleźć pierwszą część, bo naprawdę dawno nie czytałam tego typu książki.
OdpowiedzUsuń