niedziela, 24 stycznia 2021

„You're Not Alone” (2020)

 

Po śmierci męża, z którym była w separacji, Emma odzyskuje prawo do opieki nad córką, siedmioletnią Islą i wprowadza się do odziedziczonego dużego domu w malowniczej dzielnicy niewielkiego miasteczka. Kobieta ma za sobą próbę samobójczą, która była głównym powodem jej problemów rodzinnych, ale teraz Emma chce zbudować więź ze swoim jedynym dzieckiem. Nieufnie nastawionej do niej, zamkniętej w sobie dziewczynki, która w pewnym momencie nabiera przekonania, że ich dom jest nawiedzony przez ducha. Emma też ma powody sądzić, że z tym miejscem jest coś nie tak, ale stara się znaleźć jakieś racjonalniejsze wytłumaczenie dla niepokojących zjawisk, jakie zachodzą w ich otoczeniu.

Oparty na scenariuszu debiutującego w tej roli Andrew Wonga, amerykański obraz będący swoistą mieszanką horroru i thrillera, „You're Not Alone”, został wyreżyserowany przez Eduardo Rodrigueza, twórcę między innymi „The Circle”, odcinka godnej uwagi antologii pt. „Oblicza strachu” (2008-2009) oraz „Postrachu nocy 2: Nowa krew” (2013). Warto wspomnieć, że miał on również swój – niewielki - udział w tworzeniu głośnych „Posłańców” w reżyserii braci Pang. „You're Not Alone” bez szumnych zapowiedzi został wydany w Internecie w 2020 roku. I przeszedł praktycznie bez żadnego echa.

Katia Winter w „You're Not Alone” w całkiem niezłym stylu wciela się w pierwszoplanową postać Emmy, kobiety, która dopiero co uzyskała pełnię praw do opieki nad swoim jedynym dzieckiem, siedmioletnią Islą, kreowaną przez też nie najgorzej sobie radzącą małą Leyę Catlett. Wcześniej dziewczynka mieszkała z babcią (która nie jest zadowolona z decyzji sądu o przekazaniu dziecka, jak jest przekonana, niestabilnej psychicznie Emmie), a jeszcze wcześniej z ojcem, który niedawno odszedł z tego świata. Historia zaczyna się od formalnego połączenia matki i córki oraz (no jasne) przeprowadzki Emmy do domu, który przypadł jej w spadku. Dużej nieruchomości w niewielkim amerykańskim miasteczku. Emma tak naprawdę „wraca na stare śmieci”, ponieważ wcześniej mieszkała tutaj razem z ukochanym mężczyzną, z którym wydała na świat Islę. Dziecko, które miało prawo czuć się niechciane przez własną matkę. W historię tę wchodzimy z przeświadczeniem, że ta rodzina rozpadła się niejako za sprawą Emmy. A ściślej doprowadziła do tego przede wszystkim próba samobójcza, jaką w przeszłości podjęła główna bohaterka filmu. Albo antybohaterka, bo wkrótce pojawią się sugestie wskazujące na nawrót tajemniczej choroby Emmy, co rodzi pytanie: czy to czołowa postać „You're Not Alone” stanowi śmiertelne zagrożenie nie tylko dla swojej siedmioletniej córki, ale w ogóle całego otoczenia? Fani kina grozy mogą pamiętać pewien obraz z 2005 roku z gwiazdorską obsadą, w którym zastosowano taki zwrot akcji. Rzecz o ojcu i córce – więcej nie powiem, ażeby nie zepsuć seansu tym, którzy nie zdążyli się z tamtą propozycją zapoznać. Ale na tym nie kończą się podobieństwa „You're Not Alone” z tamtym „sekretnym” dreszczowcem. Początkujący, jeśli chodzi o pełen metraż, scenarzysta, czyni bowiem też uwagi w stosunku do siedmioletniej Isly. To znaczy stara się uczulić widza również na tę postać, także w tę stronę kierować podejrzenia postronnego obserwatora wydarzeń spisanych przez Andrew Wonga i przełożonych na ekran pod kierownictwem Eduardo Rodrigueza. Nie można jednak zapominać o babci Isly, osobie najbardziej niezadowolonej z przyznania Emmie pełni praw rodzicielskich. A więc w pewnym sensie odebrania babci ukochanej wnuczki. Jest jeszcze niejaki Mark, znajomy Emmy, którego ta stara się unikać. Niewątpliwie nie chce mieć z nim wiele wspólnego, nie zamierza odnawiać tej niegdysiejszej przyjaźni po ponownym osiedleniu się w małej mieścinie gdzieś w Stanach Zjednoczonych. To chyba wszyscy... wszyscy, jeśli mówimy o ludziach z krwi i kości. Bo jest jeszcze kwestia zabłąkanej istoty z zaświatów. Ducha, który utknął w domu Emmy i Isly, rozpaczliwie starając się znaleźć kogoś, kto wskaże mu dalszą drogę. Tej myśli trzyma się siedmioletnia dziewczynka. Albo raczej w ten sposób dodaje sobie odwagi, desperacjo chwyta się tego tłumaczenia, choć w głębi duszy zapewne tli się w niej przekonanie, że duch mieszkający w jej domu jest wrogo nastawiony do swoich przymusowych współlokatorek. A jeśli tak, to przypuszczalnie zagraża też innym osobom przekraczającym te przeklęte progi. Jak widzimy możliwości jest sporo, ale podejrzewam, że nie znajdzie się wiele osób (przynajmniej pośród tych, którzy są dość dobrze rozeznani w XXI-wiecznym kinie grozy), którym nie uda się przedwcześnie rozpracować tej, bądź co bądź, schematycznej historyjki. Zbudowanej z wielokrotnie już wykorzystywanych motywów. Wątków doskonale znanych bodaj wszystkim długoletnim miłośnikom horrorów i thrillerów, co samo w sobie by mi nie przeszkadzało, gdyby Eduardo Rodriguez i jego ekipa zdołali wykrzesać z tego jakieś silniejsze emocje. Chciałoby się też większej spójność, bo im dalej w las, tym bardziej się to rozjeżdżało. Mówiąc wprost: coraz trudniej było mi dopatrzeć się w tym jakiegoś większego sensu; pokusa pukania się w czoło rosła wraz z rozwojem tej jakże przewidywalnej opowiastki o nawiedzonym nowoczesnym domu w ładnej okolicy.

Jeśli ktoś spodziewa się po „You're Not Alone” Roberta Rodrigueza mrożących krew w żyłach manifestacji zła, powinien „nieco” obniżyć swoje oczekiwania. Niezwykle długo przyjdzie nam czekać na coś bardziej konkretnego od efektów dźwiękowych i nagłych cięć (gdy zło zdaje się już być na wyciągnięcie ręki, następuje gwałtowny przeskok w miejscu i czasie). No dobrze, w oknie mignie nam jakiś cień, jakaś czarna humanoidalna sylwetka, będą „tajemnicze” zniknięcia, będą zwłoki, ale na dobrą sprawę strachu mają nam napędzać jump scenki. Idące po linii najmniejszego oporu, bo najczęściej bazujące na dźwiękach i rwanym montażu zdjęć, na których nie widać nawet przebłysku agresora/agresorki. Nie muszę chyba dodawać, że ani jedno z tych starań nie wywołało u mnie zamierzonej reakcji. Nie, nie podskakiwałam w fotelu. Nie, nic z tego nie przyprawiło mnie o szybsze bicie serca. I nie, nie miałam okazji dochodzić do tych prymitywnych zagrań z rosnącym napięciem. Oszczędna forma „You're Not Alone” mogła być podyktowana przez budżet, ale mogło być też tak, że najzwyczajniej zabrakło wyobraźni do stworzenia takich efektów, które nie zwiększałyby ryzyka zepsucia tej konkretnej wizji. Zadziwia mnie wiara tej ekipy w coś tak ogranego, w pomysł, który obawiam się już relatywnie dawno się wyczerpał. Żeby jeszcze Eduardo Rodriguez zrobił coś lepiej od swoich poprzedników albo chociaż dosięgnął poprzeczki zawieszonej przez, można powiedzieć, szacowniejsze produkcje opowiadające o... No o tym, o czym mowa i w „You're Not Alone”. W końcowej partii znalazłam aż dwa dość duże plusy: pomysłowe i realistycznie się prezentujące makabryczne ujęcie i UWAGA SPOILER przykuwająca uwagę maska noszona przez oprawcę, co odebrałam jako ukłon w stronę sympatyków nurtu slash. Zresztą cała działalność tego tajemniczego człowieka przypuszczalnie w zamyśle twórców na koniec właśnie takiego slasherowego wymiaru nabrać miała KONIEC SPOILERA. I to w zasadzie tyle jeśli chodzi o horror. Tyle za wizualne smaczki z tego gatunkowego garnca, choć muszę przyznać, że kot sąsiadki Emmy też miał swój (tylko jeden) moment, a i warstwa, którą chyba można określić jako horror, ewentualnie thriller psychologiczny dla mniej wymagających odbiorców, też jakąś tam robotę robiła. Wiedziałam dokąd zmierza scenariusz „You're Not Alone”, więc naturalną koleją rzeczy nie przyjmowałam tej płaszczyzny tak jak najwyraźniej umyślili sobie twórcy tego bez większego pomyślunku posklejanego obrazu. Znika człowiek, a my przeskakujemy do innego tematu – później do tego wrócimy, a do tego czasu wyglądało mi to tak, jakby kompletnie o tym wydarzeniu zapomniano (mimo tego, że łatwo to wytłumaczyć). Sprawa z Markiem, dawnym przyjacielem Emmy, wydaje się wepchnięta na siłę. Nie potrafiłam dopatrzeć się w tym wątku jakiegoś większego sensu. Ot, kolejna brzytwa, której chwytają się twórcy w swoim dążeniu do stworzenia nieprzewidywalnej widowiska. A akcja z duchownym i jego trzódką? Czyli ciąg dalszy jednej z teorii na temat nietypowych zjawisk zachodzących w domu Emmy i Isly. Teorii, która w istocie jest ukłonem w stronę jeszcze innej (która to już z kolei?) konwencji najbardziej utrwalonej w gatunku horroru. Takie nagromadzenie w sumie tradycjonalnych motywów kina grozy, takie zatrzęsienie przeróżnych, ale niezmiennie wielokrotnie podejmowanych już na ekranie wątków raz bardziej kojarzonych z horrorem, innymi razy z thrillerem, w moim odbiorze bardziej szkodziło, niż pomagało temu przedsięwzięciu. Historii z domieszką dramatu/obyczajówki, której szczytem kreatywności bym nie nazwała, ale szczerze mówiąc trudną relacją matki i córki, w tym jej najbardziej przyziemnym charakterze, bardziej się interesowałam niż większością coraz to bardziej gorączkowych, rażąco rozpaczliwych – tak to czułam – wycieczek po, nazwijmy to, mroczniejszych obszarach życia w domu, w którym straszy. A, i jeszcze ten monitoring. „Piękny” strzał do własnej bramki. UWAGA SPOILER Rozumiem, że intruz poruszał się za ścianami, więc kamery mogły tego nie wychwycić, ale wiemy, że sprzęt był czuły na dźwięk, a oprawca lubił sobie poszeptać. I jakoś ciężko uwierzyć, że Emmy nie podkusiło, żeby obejrzeć nagranie z sąsiadką do końca KONIEC SPOILERA.

Weź w to uwierz. Weź spróbuj zawiesić niewiarę na czas trwania „You're Not Alone” Eduardo Rodrigueza. Na cały seans. Bo przez jakiś czas da się to osiągnąć, a potem... Potem konieczne już będzie wyłączenie myślenia. Nie wolno ruszać mózgownicą, bo można się sparzyć! A już najlepiej byłoby, gdyby udało się wyrzucić z głowy wszystkie (a przynajmniej te kluczowe) filmy grozy, z których mniej czy bardziej świadomie czerpano przy tworzeniu tego tutaj. Niezbyt klimatycznej, niezbyt trzymającej w napięciu (u mnie prawie wcale) mieszance horroru i thrillera, wprost przeładowanej wielokrotnie wałkowanymi w kinie motywami, których moim zdaniem nie zdołano nawet odpowiednio pospinać. Chaos... i niski stopień wiarygodność? W każdym razie w moich oczach strasznie naiwnie to wypadło. Niemniej parę smaczków w „You're Not Alone” Eduardo Rodrigueza znalazłam, więc tak dokumentnie czasu nie zmarnowałam. Chyba.

1 komentarz: