niedziela, 19 września 2021

Polly Phillips „Toksyczna przyjaźń”

 
Recenzja przedpremierowa

Isabel 'Izzy' Waverly ma wszystko: przystojnego, odnoszącego sukcesy zawodowe męża Richarda, uroczą córeczkę Matildę oraz okazały dom w reprezentacyjnej dzielnicy Londynu. Jej najbliższa przyjaciółka Rebecca 'Bec' Maloney zazdrości jej tego idealnego, doskonale zorganizowanego życia. Sama mieszka w niewielkim mieszkanku w gorszej dzielnicy miasta i zajmuje się mniej istotnymi rzeczami w redakcji magazynu dla kobiet, marząc o zostaniu pełnoprawną dziennikarką. Izzy i Bec przyjaźnią się od dzieciństwa, choć ich relacja zawsze była dość skomplikowana. Toksyczna, co Rebecca w pełni uświadamia sobie dopiero teraz, po dziesiątkach lat ich nierozerwalnej przyjaźni. Sytuacja jeszcze nigdy nie była tak napięta, choć na pierwszy rzut oka może się wydawać, że nic między nimi się nie zmieniło. Przyjaciółki i jednocześnie zaciekli wrogowie. Zawsze tak było, ale ich cicha wojna teraz wkracza na kolejny poziom. Aż dochodzi do tragedii...

Polly Phillips urodziła się w Londynie, a obecnie mieszka w Perth w Australii wraz z mężem, córką i psem. Thriller psychologiczny „Toksyczna przyjaźń” (oryg. „My Best Friend's Murder”), którego światowa i polska premiera przypadła na rok 2021, to jej debiutancka powieść, nagrodzona na Emirates Airline Festival of Literature. Wcześniej Phillips pracowała nad inną historią, ale jako że nie szło jej zbyt dobrze, postanowiła spróbować czegoś innego. Jak to ujęła: być sobą, zamiast próbować pisać jak Maggie O'Farrell czy Lionel Shriver. Pomysł na „Toksyczną przyjaźń” wziął się z jej własnych wspomnień. W czasach szkolnych Phillips trwała w takiej niezdrowej przyjaźni i spisując tę zasadniczo fikcyjną opowieść, podobnie jak Bec, czuła się jak jedyna ofiara tej swojej dawno zerwanej toksycznej relacji. Pod koniec Phillips inaczej już na to patrzyła. Uzmysłowiła sobie, że jej też zdarzało się brzydko traktować swoją koleżankę. Co więcej, część tych zachowań przedstawiła na kartach swojej pierwszej opublikowanej powieści. Taki po trosze rachunek sumienia. Szczere wyznania początkującej pisarki w fikcyjnej historii o walczących ze sobą - na śmierć życie(?) - najlepszych przyjaciółkach.

Mogłoby się wydawać, że w „Toksycznej przyjaźni” zderzą się dwie perspektywy – spojrzenia dwóch zwaśnionych nie rodów. We współczesnych powieściowych thrillerach psychologicznych to nader często stosowana konstrukcja. Modne zjawisko, które w przypadku takiej opowieści z pewnością nie byłoby niczym nadnaturalnym. Pasowałoby. Tak myślałam na początku lektury, ale Polly Phillips szybko udowodniła mi, że „gdy dopuści się do głosu” tylko jedną stronę konfliktu, może być jeszcze ciekawiej. Padło na Rebeccę 'Bec' Maloney, z którą autorka w pewnym stopniu się identyfikowała. Ze wszystkich postaci zaludniających tę wciągającą powieść, to ona ma sobie najwięcej z Polly Phillips. Dawnej Polly, Polly z czasów szkolnych, która jednakże dopiero podczas spisywania tego dziełka zaczęła inaczej patrzeć na tę młodszą wersję siebie. Można powiedzieć, że to Bec pomogła jej spojrzeć na wydarzenia ze swojej własnej przeszłości bardziej obiektywnym okiem niż dotychczas. Rebecca, jaką widzimy w pierwszej partii omawianej książki, przypomina tę Polly, jaka na długie lata zachowała się we wspomnieniach piszącej te słowa [tj. „Toksyczną przyjaźń”]. Bezsprzeczna ofiara toksycznej przyjaźni. Jedyna poszkodowana strona w tej długoletniej relacji. Ale czy na pewno? Od czasu do czasu słychać bowiem sygnały świadczące o tym, że Bec też ma swoje za uszami. Nie pozostaje dłużna – takie wrażenie można odnieść - złośliwej Isabel 'Izzy' Waverly. Kobiecie najwyraźniej czerpiącej perwersyjną przyjemność z wdeptywania swojej najbliższej przyjaciółki w ziemię. Wszystko na to wskazuje, ale czy można mieć taką pewność? Absolutne przekonanie, że Izzy jest „tak zła, jak ją malują”? Jak maluje ją, narratorka tej na swój sposób bardzo skromnej opowieści. Żeby było ciekawiej, przynajmniej na początku, nie ma się wrażenia, że Bec z premedytacją demonizuje Izzy. Prędzej ją rozgrzesza, znajduje najróżniejsze usprawiedliwienia dla wszelkich przykrości, jakie spotykają ją ze strony przyjaciółki. Jak można się tego spodziewać jej [Bec] ocena sytuacji stopniowo będzie się zmieniać. Pytanie tylko, czy aby nie wyciąga zbyt daleko idących wniosków? Czy aby nie przegina w drugą stronę? Od wmawiania sobie, że Izzy nie chciała jej zranić do wmawiania sobie, że odpowiada ona za wszystkie niepowodzenia w jej życiu miłosnym i zawodowym. Bec zobaczyła to dopiero wtedy, kiedy wreszcie zaczęło jej się układać. Gdy los nareszcie zaczął się do niej uśmiechać. Znalazła odpowiedniego mężczyznę, którego niedługo ma poślubić, a i na polu zawodowym może wreszcie się wykazać. Zapracować sobie na dawno wyczekiwany awans – z „przynieś, wynieś, pozamiataj” do ścisłego dziennikarskiego grona w piśmie dla kobiet z siedzibą w Londynie. „Toksyczna przyjaźń” to ten rodzaj literackiego dreszczowca, który darzę szczególnymi względami. Akcja nie pędzi na łeb na szyję. Jakichś potężnych wstrząsów też raczej tutaj nie uświadczymy. Może zaskoczyć, chociaż raz, ale myślę, że miłośnicy powieściowych thrillery psychologicznych, zdążyli już przywyknąć do nieporównywalnie silniejszych uderzeń. Dobrze jest być maltretowanym przez powieściopisarza/powieściopisarkę, ale czasami (nie zawsze) wiąże się to z nadmiernymi kombinacjami. Kombinacjami, które osłabiają poczucie realizm. Utrudniają tak zwane zawieszenie niewiary. Scenariusz wykreślony przez debiutującą brytyjską autorkę, obecnie mieszkającą w Australii (zazdroszczę), spokojnie mógłby rozegrać się w prawdziwym świecie. Zresztą niektóre fragmenty zainspirowało samo życie, ale nawet te „najgwałtowniejsze burze” przygotowane przez Polly Phillips są na tyle prozaiczne, tak niewymyślne, nieprzesadzone, że w ogóle by mnie nie zdziwiło, gdyby się okazało, że te zjawiska nieatmosferyczne zainspirowało samo życie.

Niekiedy ludzie z najbliższego otoczenia bywają najbardziej fałszywi.”

Najlepsze-najgorsze przyjaciółki, Bec Maloney i Izzy Waverly, żyją tak jakby w różnych światach. Ta pierwsza zajmuje niewielkie i zaniedbane mieszkanko w biedniejszej dzielnicy Londynu, które jest własnością wspólną, jej i jej narzeczonego Eda, który pracuje w ubezpieczeniach. Bec poznała go przez Izzy, która wcześniej pracowała w tej samej firmie, ale gdy poznajemy tę niezbyt uroczą przyjaciółkę naszej narratorki, jest już tylko gospodynią domową. Oczywiście zajmuje się też swoim jedynym dzieckiem, trzyletnią (potem już czteroletnią) Matildą 'Tilly', której było mi najbardziej szkoda. Miałam dla niej najwięcej - ogrom! - współczucia. Współczułam jej takiego rodzica, ale jeszcze bardziej współczułam jej potem, po spodziewanej ostatecznej konfrontacji jej (nie)idealnej mamy ze wzorową przyszywaną ciocią. W domu Waverlych rządzi Izzy. I wszystko wskazuje na to, że rządzi dość twardą ręką. Jej mąż Richard 'Rich', przynajmniej w oczach Bec, jest prawie całkowicie pod kontrolą Izzy. Potencjalnie chorobliwie zaborczej żony i jak się wydaje wytrawnej manipulantki. Na pewno matki, która nie zwykła pobłażać swojemu „rozkapryszonemu” dziecku. Dyscyplina, jaką narzuciła tej kilkulatce najprężniej pracowała na mój niechętny, antypatyczny stosunek do Izzy. Bardziej nawet niż jej stosunek do Bec. W każdym razie przykrości, jakie Izzy sprawiała umownej sprawozdawczyni wydarzeń zapisanych w „Toksycznej przyjaźni”. Tilly to jedno z tych nieszczęśliwych dzieci, któremu własny rodzic odbiera takie uroki dzieciństwa, drobne przyjemności, jakimi cieszy się wielu jej rówieśników. Tilly nie wolno jeść fast foodów, a produkty z dużą zawartością cukru to tylko okazjonalnie, od święta. Zdrowa żywność i nie ma dyskusji. Telewizja ściśle racjonowana (króciutkie dzienne dawki), co jeszcze można zrozumieć, ale kamery w zabawkach? Może i jestem staroświecka, ale uważam, że to już naprawdę gruba przesada. A akcja w okresie świątecznym? Uparte odmawianie trzylatce rozpakowania choćby jednego prezentu wcześniej, niż dyktuje harmonogram przygotowany przez rodzica? Takie wychowywanie zgodne ze szczegółowym planem rozpisanym w głowie. I na małych karteczkach przygotowanych specjalnie dla opiekunki Tilly. Bo przecież Richard zdążył już przyswoić sobie zasady panujące w tym domu, jak z katalogu i Izzy raczej nie podejrzewa go o jakieś działania za jej plecami. Raczej. Sekwencja wydarzeń przedstawiona przez początkującą autorkę - czego zupełnie nie widać: szczegółowe, płynne, dojrzałe opisy, doszlifowane dialogi, wiarygodne i też porządnie, dogłębnie scharakteryzowane postaci, a przynajmniej główni „aktorzy tego dramatu” - to takie na poły niewinne obrazki z dnia codziennego. Phillips bazuje na subtelnościach – groźba niestrudzenie, ale niezbyt mocno puka w dno od spodu, z lekka przebija przez obyczajową kurtynę. Na zewnątrz względna cisza i jako taki sposób, a wewnątrz istne kłębowisko złych emocji. Dwie od zawsze konkurujące ze sobą kobiety widać mają już dość zabawy w przyjaciółki na śmierć i życie. Ale czy na pewno? Może brat Bec ma rację i przynajmniej Izzy nigdy nie ukrywała, że nie chce, by Rebecce dobrze się wiodło. Więcej: przez wszystkie lata ich bliskiej znajomości Izzy mogła z premedytacją torpedować zarówno życie prywatne, jak zawodowe swojej tak zwanej przyjaciółki. Choćby po to, by mogła czuć się „tą lepszą”. Typowe: dowartościowywanie się poprzez przystawanie z osobą, której gorzej się wiedzie. Która nie dostąpiła zaszczytu wejścia w związek małżeński z takim wspaniałym mężczyzną, jak Rich Waverly. Która może jedynie pomarzyć o takim domu, jaki ma Izzy, modelowa dama z wyższych sfer. Wzór matki, żony i córki. A także jeden z najcenniejszych nabytków renomowanej firmy zajmującej się ubezpieczeniami. Bec od lat tak jakby zjadała resztki ze stołu Izzy. Wprost uginającego się od przysmaków, bez opamiętania pochłanianych przez tę wyjątkowo żarłoczną istotę, która litościwie zostawiała okruszki swojej przyjaciółce. A to – w domyśle – poprosiła swojego ojca, członka zarządu pisma dla kobiet, o wciśnięcie jej na jakieś niższe stanowisko. A to zeswatała ją ze swoim kolegą z pracy i w dodatku na swój koszt wyprawiła im wystawne przyjęcie zaręczynowe. Gdzie główna rola oczywiście przypadła Izzy. Tak zawsze było, ale Bec nie zamierza dłużej tego tolerować. Coś w niej pęka. Ma dość. Nie będzie już pokornie przyjmować ciosów zadawanych przez bezduszną przyjaciółkę... Na pewno bezduszną? A co jeśli Bec wszystko się pomieszało, powyolbrzymiało? A jeśli toksyną w tej skomplikowanej relacji jest zazdrość Bec? Bo niewątpliwie zazdrości Izzy jej perfekcyjnego życia. Które może być jedynie starannie wyreżyserowanym przedstawieniem, perfekcyjną pokazówką dla wszystkich mniej i bardziej zainteresowanych dziejami rodziny Weverlych. Polly Phillips dobitnie pokazuje, że nie trzeba nie wiadomo czego, nie trzeba sięgać po jakieś spektakularne rozwiązania, żeby całkowicie skraść uwagę współczesnego czytelnika, zaglądającego w ciemniejsze oblicze beletrystki. Bez przesady z tą mrocznością, ale i tak trzyma mocno. W niepewności.

Wyśmienity suspens. Spora porcja emocji od początkującej autorki, którą wydała angielska ziemia i która już szykuje kolejną, miejmy nadzieję równie trzymającą w napięciu, powieść, której światową premierę zaplanowano na rok 2022 (prawdopodobnie w oryginale będzie nosiła tytuł „The Reunion”). Tymczasem wszystkich zwolenników wolniejszych thrillerów psychologicznych namawiam do zapoznania się z debiutanckim utworem Polly Phillips. Dość osobistą opowieścią o być może zabójczej przyjaźni dwóch kobiet z różnych światów. Zdecydowanie niepasujących do sobie... albo pasujących aż za bardzo. Skłaniająca do refleksji, smutna, elektryzująca opowieść o niepięknej długoletniej relacji, która (nie)szczęśliwie zaczyna się rozpadać. Opowieść o prawdziwie „Toksycznej przyjaźni”.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz