piątek, 9 sierpnia 2024

„Złe Oko” (2023)

 
Małżeństwo z Nowego Jorku, Cass i Gav, podróżuje ze starą kamerą po Półwyspie Bałkańskim. W pociągu, w drodze z Belgradu w Serbii do Skopje w Macedonii Północnej, dołącza do nich Ivan, dla przyjaciół Święty Piotr, niedawno poznany młody mężczyzna z jednym okiem zasnutym bielmem, który proponuje im wycieczkę do opuszczonej fabryki w serbskim mieście Vranje. Gav natychmiast zapala się do tego pomysłu, licząc na pozyskanie ciekawego materiału filmowego, a Cass nie ma nic przeciwko wprowadzeniu tej drobnej zmiany w ich plan podróży. W spóźniony miesiąc miodowy pary przechodzącej kryzys, który dotychczas zakłócały jedynie ataki migreny i szumy uszne kobiety. W zrujnowanym kompleksie przemysłowym w odizolowanym zakątku obcego kraju w głowie Cass po raz pierwszy rozlega się tajemniczy głos, bardziej jednak martwi ją konieczność spędzenia nocy w tym obskurnym miejscu z podejrzanym miejscowym i głuchym na jej prośby o poszukanie innego noclegu, najwyraźniej oczarowanym Świętym Piotrem, małżonkiem.

Plakat filmu. „Eight Eyes” 2023, Vinegar Syndrome Pictures, Not the Funeral Home, Night Loops

Amerykański producent filmowy Justin A. Martell, realizując zlecenia dla swojej firmy Pioneer Media w Europie Wschodniej i Południowej (m.in. „Castle Freak” Tate'a Steinsieka, „Dracula: On żyje!” Maximiliana Elfeldta) zapragnął w większym stopniu wykorzystać geografię Serbii. Ogólną koncepcję najpierw przedstawił Vinegar Syndrome Pictures, firmie założonej przez Ryana Emersona i Joe Rubina, głównie zajmującej się odrestaurowywaniem i dystrybucją filmów z lat 60. i 80. XX wieku, a potem wciągnął na pokład Austina Jenningsa, który akurat pracował nad innym scenariuszem z Matthew Frinkiem: do serialu Shudder, „The Last Drive-in with Joe Bob Briggs” (2018). Obaj zgodzili się rozwinąć pomysł Justina Martella na bałkańską opowieść grozy, której ostatecznie nadali tytuł „Eight Eyes” (pol. „Złe Oko”), a na krześle reżyserskim zasiadł Austin Jennings, miłośnik exploitation films z lat 70. i 80. XX wieku, który nie był zainteresowany pisaniem kolejnego listu miłosnego do Złotego Okresu kina paskudnego, tworzeniem kolejnego „banalnego pastiszu”. Nie chciał „pustej imitacji” tylko autentycznego przywołania zapomnianego ducha europejskich obrazów spod znaku exploitation. Chciał poczuć się jak Mario Bava, Dario Argento, Lucio Fulci, Jesús Franco i Sergio Martino – udać, że ma do dyspozycji jedynie taki sprzęt (dziś już przestarzały), z jakim bynajmniej z wyboru pracowały te gwiazdy horroru; stworzyć warunki jak najbardziej zbliżone do tych, w jakich tworzyli jego idole.

Nakręcony na taśmach filmowych 16 mm i 8 mm z użyciem różnych kamer firmy Super 8 (Classic Pro Max 8 16x9, Aaton XTR Prod Super 16mm, Leica Leicina Special, Bolex H16 Super 16, Krasnogorsk 3 Super 16), pełnometrażowy debiut reżyserski Andrew Jenningsa swoją światową premierę miał w pierwszym tygodniu sierpnia 2023 na kanadyjskim Fantasia Film Festival, a polską w październiku tego samego roku na Splat!FilmFest – International Fantastic Film Festival (udział w konkursie Austina Jenningsa, nominacja do Nagrody Publiczności). Amerykańsko-serbski brudny horror, przez fanów gatunku kojarzony z „Teksańską masakrą piłą mechaniczną” Tobe'ego Hoopera i „Hostelem” Elia Rotha. Wycieczka krajoznawcza współczesnych Ameryków w klimacie lat 70. XX wieku. Tak naprawdę próba uratowania niedługiego związku małżeńskiego podjęta przy okazji skorzystania z zaproszenia na uroczystość ślubną znajomych urządzoną w stolicy Serbii. Po hucznym weselu, podczas przechadzki po parku, Cass (bezbłędna kreacja Emily Sweet, która wcześniej wystąpiła chociażby w „Spustoszeniu” Rene Pereza i antologii filmowej „V/H/S/99”, ale w tym przypadku decydujący był jej udział w „Castle Freak” Tate'a Steinsieka, poprzednia owocna współpraca z pomysłodawcą i jednym z głównych producentów „Złego Oka”) zostaje zagadnięta przez nieznajomego z torbą wypchaną resztkami z niedawnej imprezy – dowód dla nierozpoznającej go turystki, że mają wspólnych przyjaciół. Serb z jednym zdrowym okiem, a drugim zasnutym bielmem, przedstawia się jako Ivan, prosi jednak, by zwracać się do niego Święty Piotr (frapujący występ Brunona Veljanovskiego) i nie daje kobiecie żadnych powodów do niepokoju. Ani jej mężowi Gavowi (przekonujący Bradford Thomas), dokumentaliście-amatorowi z ukochaną archaiczną kamerą, który przerywa tę sympatyczną pogawędkę przypomnieniem o zbliżającej się godzinie odjazdu wybranego przez nich środka lokomocji. Żegnają się więc z dobrym doradcą Cass - przepraszamy, śpieszymy się na pociąg – i ruszają na spotkanie wielkiej bałkańskiej przygody. Następnym przystankiem ma być miasto Skopje, ale niebudzące ich podejrzeń ponowne spotkanie ze Świętym Piotrem doprowadzi do zmiany harmonogramu małżeńskiej wycieczki. Gav liczył na intymne chwile w wagonie sypialnym, faktyczny lub symulowany (mężczyzna może traktować to jak kłamliwą wymówkę) ból głowy Cass, skłania go jednak do spędzenia wieczoru w wagonie barowym. Wraca kompletnie pijany w towarzystwie całkowicie trzeźwego Ivana, wpadającego w lekki popłoch (prawdziwa reakcja czy tylko doskonale odegrana?) na widok niegrzecznego potraktowania śpiącej niewiasty. Koniec końców Święty Piotr zostaje ulokowany na górnej pryczy, a rankiem rozbudza ciekawość naiwnych(?) nowojorczyków. Jedyna w swoim rodzaju oferta – darmowa atrakcja niedostępna dla innych turystów z przyjaźnie usposobionym miejscowym. Życzliwy przewodnik szukającej przygód pary UWAGA SPOILER prawie na pewno nieznającej prawdziwej historii swojej ojczyzny. Propaganda historyczna Stanów Zjednoczonych i innych krajów członkowskich NATO czy nieuzasadnione poczucie krzywdy, żal, nienawiść jakiejś części bałkańskiego społeczeństwa rozpamiętującego krwawy proces, który doprowadził do stopniowego rozpadu Socjalistycznej Federacyjnej Republiki Jugosławii zapoczątkowanego w 1991 roku? KONIEC SPOILERA

Kadr z filmu. „Eight Eyes” 2023, Vinegar Syndrome Pictures, Not the Funeral Home, Night Loops

PRL-owska szarzyzna” w realiach współczesnych. Podniszczona taśma z europejskiego „tournée” amerykańskich filmowców. Ziarniste zdjęcia Seana Dahlberta - osnute charakterystyczną mgiełką (lata 70. XX wieku) – z miejscowymi eksplozjami kiczowatych kolorów (magia campu) i bardzo oszczędnymi dodatkami monochromatycznymi (oldschoolowa kamera tutejszego pasjonata staroci), idealnie korespondująca z „diabelską muzyką” Devona Goldberga. Obdrapane kamienice, ponure lokale usługowe, parszywe hotele, obmierzłe stacje kolejowe i zrujnowane zakłady pracy – oblepiona brudem rzeczywistość Świętego Piotra, podejrzanie gościnnego jegomościa. Sprytne pogrywanie na oczekiwaniach długoletnich miłośników gatunku czy jawne podążanie śladami innych? Tradycyjna siekanina w królestwie horroru czy dekonstrukcja (pod)gatunku? Tak czy inaczej, pierwsze wrażenie w teoretycznie przypadkowym kontakcie z Ivanem (Nie)groźnym czupurnej protagonistki „Złego Oka” Austina Jenningsa z pewnością nie pokryje się z reakcją przynajmniej tej części publiczności, która trochę „pomocnych nieznajomych” w horrorze już widziała. Cass oczywiście nie ma powodu posądzać Świętego Piotra o jakieś niecnie zamiary, ale główna grupa docelowa tego eksperymentu technicznego wchodzi w tę znajomość uzbrojona w wiedzę - niekoniecznie przydatną - wyniesioną z innych makabrycznych opowieści. Zatem w miarę zacieśniania się relacji podróżującego małżeństwa ze zdeklarowanym abstynentem poznanym na popołudniowej przechadzce po dużym belgradzkim parku, powinna rosnąć obawa o życie „podopiecznych” Świętego Piotra. Jak to najczęściej w horrorze bywa, w klubie podejrzliwych wkrótce przywitamy kobietę, która w domniemanej śmiertelnej pułapce degenerata z Serbii, spróbuje przemówić do rozumu „ślepemu małżonkowi”. W opuszczonej fabryce na niezagospodarowanych obrzeżach miejscowości Vranje okazuje się, że Gav prędzej rozstanie się z ukochaną niż nowym kumplem. Za bardzo przejęła się udawanym wybuchem złości ich dobrodzieja, nie zna się na żartach, wyolbrzymia i co najistotniejsze dla jej partnera znowu się szarogęsi. Najwyższy czas odebrać Cass ster nad jego życiem (na złość mamie odmrozić sobie uszy?), zacząć przyzwyczajać apodyktyczną żonkę do nowego Gava, prawdopodobnie ośmielonego towarzystwem doskonale radzącego sobie kawalera. Gniewny monolog Świętego Piotra to jedno, perspektywa spędzenia nocy w niemożliwym brudzie to drugie, ale pragnienie natychmiastowej ucieczki z samotni olbrzyma z białym okiem obudził też zagadkowy incydent „przegapiony” przez nazbyt poważnie podchodzącego do swego hobby (amatorski film dokumentalny kręcony „zabytkowym” sprzętem), irytującego małżonka Cass. Moodus noises Austina Jenningsa – mitologia wyrosła z autentycznego zjawiska, z którym zapoznał go Justin Martell, inicjator ambitnego bałkańskiego projektu rozwijanego pod ogromnym wpływem (reżyser życzyłby sobie, żeby nie mylono tego z naśladownictwem) kina grozy z lat 70. i 80. XX wieku. Surrealizm w moim odbiorze nieelegancko wcinający się w klasyczną rąbankę. Wołałabym standardowe starcie ze zdeprawowaną jednostką, ewentualnie „Serbską masakrę piłą mechaniczną”, istnieje jednak szansa, że poszukiwaczom czegoś mniej pospolitego od polowania na hałaśliwych turystów scenariusz „Złego Oka” dalece bardziej przypadnie do gustu. Mnie w całości przekonała jedynie płaszczyzna techniczna – zupełnie jakbym oglądała niskobudżetowy horror z lat 70. XX wieku (przymykając oczy na smartfony i komputery) – włącznie z praktycznymi efektami specjalnymi (efekt animacji z drugiej połowy filmu uzyskano dzięki wielopłaszczyznowemu szklanemu zestawowi z wyświetlanymi obrazkami i odbitym światłem), liczyłam jednak na większą makabrę. Można powiedzieć, że poczułam się lekko oszukana – „podprogowe zapowiedzi” nielichej rzezi, przygotowanie widza na krwawą bitwę... która sprowadza się do mięsistego podcięcia gardła i zamazanego (migawkowego) ujęcia roztrzaskanej głowy. Trochę mało.

Znajomy z pociągu Austina Jenningsa. Vintage horror debiutującego w pełnym metrażu reżysera bezgranicznie zakochanego w filmowych paskudztwach z drugiej połowy XX wieku. Według mnie nieco przekombinowana historyjka w zachwycająco obskurnym klimacie. Oblicza nihilizmu w „Złym Oku”. „Rzeźnia” na szynach, zły skręt na Bałkanach, ruiny bez zabójczych roślin, niebezpieczny serbski ho(s)tel, cuchnąca rezydencja, w której spokojnie mogłaby zadomowić się „urocza rodzinka” z kultowego obrazu Tobe'ego Hoopera... Intertekstualna nieprzednia zabawa. Piękne wskrzeszenie potężnego ducha kina eksploatacji z lat 70. XX wieku, niepiękne rozwinięcie akcji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz