niedziela, 11 sierpnia 2024

„Stopmotion” (2023)

 
Reumatoidalne zapalenie stawów zmusza legendarną animatorkę poklatkową Suzanne Blake do zawiązania współpracy przy swoim prawdopodobnie ostatnim filmie z dorosłą córką Ellą, niespełnioną artystyczną duszą, zawsze żyjącą w cieniu ambitnej matki, a tym razem mającej być jej rękami. Pomimo ogromnych starań Ella nie jest w stanie sprostać niebotycznym wymaganiom sławnej rodzicielki, perfekcjonistki, która podczas szczególnie nieprzyjemnej sesji twórczej z zawodną partnerką doznaje udaru. Wielka artystka zapada w śpiączkę, a jej zaszokowana córka przenosi się do swojego chłopaka Toma. Po odzyskaniu równowagi psychicznej Ella postanawia sama dokończyć film matki, a wspierający partner zapewnia jej odpowiednie miejsce do pracy – mieszkanie w niemal opustoszałym apartamentowcu, gdzie niebawem zawiąże się nowa współpraca artystyczna. Z pomysłową dziewczynką, która nakłoni Ellę do zarzucenia projektu apodyktycznej matki i zrealizowania jej przerażającej opowieści.

Plakat filmu. „Stopmotion” 2023, Blue Light, British Film Institute (BFI)

W 2012 roku Robert Morgan, brytyjski reżyser, scenarzysta i animator poklatkowy realizujący się w produkcjach krótkometrażowych, razem ze swoim przyjacielem Robinem Kingiem, zaczął przelewać na papier opowieść zainspirowaną jego osobistym doświadczeniem z filmem, który w trakcie tworzenia zaczął żyć własnym życiem (mowa o shorcie „Bobby Yeah” z 2011 roku). Największym impulsem do działania była jednak nagła myśl Morgana, że nigdy nie oglądał filmu z postacią zajmującą się animacją poklatkową – tym osobliwym rytuałem z kukiełkami, samotnym zajęciem w jego odczuciu mającym w sobie coś mistycznego, okultystycznego. Uznał, że to doskonały punkt wyjścia dla horroru psychologicznego, ale musiał uzbroić się w cierpliwość, ponieważ zarówno jego, jak i Robina Kinga cięgle wzywały jakieś inne zobowiązania. Częste przerywanie prac nad scenariuszem „Stopmotion” skutkowało wydłużeniem tego etapu do jakichś pięciu lat, a kolejne pięć lat zajęło szukanie finansowania (nieprzewidziana przeszkoda: pandemia COVID-19) dla tego pełnometrażowego debiutu reżyserskiego Roberta Morgana. Ponad dziewięćset funtów na realizację tego projektu przekazał Brytyjski Instytut Filmowy, który został ujawniony (informacja podana do publicznej wiadomości przez firmę Wild Bunch International) w czerwcu 2021 przed Cannes Film Market (Marché du film de Cannes). Etap produkcji trwał od lutego do kwietnia 2022 roku, a premierowy pokaz „Stopmotion” Roberta Morgana odbył się we wrześniu 2023 roku na Fantastic Fest w Austin w stanie Teksas, gdzie w konkursie głównym otrzymał nagrodę za najlepszą reżyserię. W kolejnym miesiącu został wyróżniony na Sitges Film Festival - Special Jury Award in the Official Fantàstic Selection - gdzie podobno interweniowali ratownicy medyczni w związku z omdleniem u jednego z widzów. W lutym 2024 firma IFC Films wprowadziła „Stopmotion” do wybranych amerykańskich kin, a w marcu tego samego roku ruszyła dystrybucja internetowa (w maju filmem „zaopiekował się” streamingowy gigant Shudder). Do polskich kin „Stopmotion” Roberta Morgana „wjechał” w sierpniu 2024 z inicjatywy Forum Film Poland.

Opowieść o procesie tworzenia i zagrożeniach z nim związanych. O artystycznych zmaganiach animatorki poklatkowej usiłującej dorównać swojej słynnej matce. Presja genialnego rodzica i nazbyt długo niezaspokajane własne ambicje. Miłość Roberta Morgana do animacji poklatkowej kwitnie od przeszło dwóch dekad – najbardziej podziwia prace Charleya Bowersa, Ledislasa Starevicha, Waleriana Borowczyka, Rolanda Topora (projektant animacji) i Jana Švankmajera, twórczość którego miała największy wpływ na „Stopmotion”. Morgan wykorzystał technikę, którą upodobał sobie ten czeski artysta, a w każdym razie zachwycił pomysłodawcę omawianego brytyjskiego horroru psychologicznego swoim minutowym spektaklem pod tytułem „Meat Love” (1989). Człowiek, którego ze wszystkich dotąd obejrzanych filmów najbardziej przeraził „The Last House on Dead End Street” Rogera Watkinsa - notabene też opowiadający o niekonwencjonalnym procesie tworzenia filmu – na krótkiej liście wymarzonych odtwórczyń roli głównej w „Stopmotion” od początku miał Aisling Franciosi, która oczarowała go swoim występem w „The Nightingale” Jennifer Kent (potem pojawi się chociażby w „Demeter: Przebudzenie zła” André Øvredala), a na planie „Stopomotion” ujawnił się jej wrodzony talent do działalności poklatkowej. Reżyser „Stopmotion” postrzegał to jako swego rodzaju jednoosobowe show (Ella Blake jest obecna we wszystkich scenach) wymagające mocno zróżnicowanej ekspresji aktorskiej, którą dostrzegł między innymi w Aisling Franciosi (za największymi gwiazdami się nie rozglądał, bo w jego przekonaniu budżet nie pozwalał na zatrudnienie kogoś takiego), doskonałej realizatorce niełatwego zadania postawionego przez nielicho zapracowanego reżysera. Robert Morgan najpierw pokierował pracami na planie, a potem zaszył się w jakimś ustroniu, by „pobawić lalkami” - animacja poklatkowa dodana w postprodukcji, której niepodobna wykonać w tempie porównywalnym do tworzenia bodaj większości obrazów generowanych komputerowo. Z filmowych wpływów na „Stopmotion” jego reżyser i współscenarzysta wymienił „Podglądacza” Michaela Powella, „Magię” Richarda Attenborougha (na podstawie powieści i scenariusza Williama Goldmana), twórczość Romana Polańskiego (z wyszczególnieniem „Wstrętu” 1965 i „Lokatora” 1976), Davida Cronenberga (zakładam, że w tym przypadku skupił się na dosłownym wchodzeniu pod skórę) i Davida Lyncha. Natchnienie Robert Morgan czerpał też z malarskich dzieł Francisa Bacona. W swojej historii o toksycznym rodzicielstwie i gwałtownym wyzwoleniu, o niekontrolowanej odbudowie podciętych skrzydeł. Apetyt rośnie w miarę niejedzenia. Apetyt na sukces w sztuce. Ella Blake dorastała w środowisku artystycznym, od najmłodszych lat odkrywając tajniki animacji poklatkowej i marząc o pójściu śladami swej surowej matki, wybitnej Suzanne Blake, niedościgłej mistrzyni w ożywianiu przedmiotów martwych. Wydawać by się mogło, że opiekunka przetrze ścieżkę swej latorośli, że niebagatelne osiągnięcia rodzicielki ułatwią Elli realizację w upragnionym zawodzie i że otrzyma wszelkie możliwe wsparcie od znającego się na rzeczy rodzica, ale nawet w świecie, którym rządzi nepotyzm zdarzają się odstępstwa od reguły. Legenda animacji poklatkowej uznała, że jej jedyne dziecko nie jest dość dobre, by spełnić swoje największe marzenie. Przyszedł jednak taki moment, w którym Suzanne Blake poczuła się zmuszona do połączenia sił z beztalenciem (w jej opinii), które sprowadziła na ten świat. Do pożyczenia sobie niewyćwiczonych rąk niekreatywnej dorosłej córki.

Źródło, zwiastun filmu: https://www.youtube.com/watch?v=ZcTClINQcl4

Dziewczyna, która kochała Toma Gordona” (aka „Pokochała Toma Gordona”) Stephena Kinga i Wielki Zły Wilk z „Czerwonego Kapturka” Charlesa Perraulta w pierwszym filmie animowanym Elli Blake. Na podstawie scenariusza bezimiennej dziewczynki (zjawiskowa Caoilinn Springall, która później pokaże się między innymi w „The Beast Within” Alexandra J. Farrella) poznanej w cichym apartamentowcu, w którym główna bohaterka „Stopmotion” Roberta Morgana urządziła sobie tymczasową pracownię. Bezlitosna małoletnia recenzentka, która na dobrą sprawę zajmuje miejsce apodyktycznej matki Elli – mózg operacji z wykorzystaniem mięsnych kukiełek. Mroczna bajka o dziewczynce, która zgubiła się w gęstym lesie i potworze nazwanym Ash Man, podobnie jak Pennywise Stephena Kinga czy Smakosz Victora Salvy mający z góry wyznaczony czas na żer. Trzy noce z rzędu szkaradne stworzenie będzie ścigało krwawiącą dziewczynkę bez dłoni i stóp i z rozdzierająco smutnym spojrzeniem, powołaną do życia przez przesadnie ambitną animatorkę oraz jej tajemniczą wspólniczkę. Dziewczynkę wykonaną z kawałka surowego mięsa (na stek) i silikonu medycznego wykorzystywanego choćby w tanatokosmetyce (kosmetyka pośmiertna). Najmniej makabryczny z pomysłów nowej współpracowniczki Elli Blake? Tak czy inaczej, złośliwej kilkulatce najbardziej zależy na realizmie – conditio sine qua non ustnej umowy z artystką zmagającą się z niemocą twórczą albo pozbawioną wyobraźni zwykłą wyrobniczką, rzemieślniczką. UWAGA SPOILER To, co czołowa postać „Stopmotion” Roberta Morgana bierze za brak weny - fantazja już w dzieciństwie zduszona przez jej matkę? - i irytującą konieczność współdziałania z kreatywną duszą, w rzeczywistości może być odwołaniem do jej młodszego „ja”, a przynajmniej ja skłaniam się ku tej interpretacji (fatalnie inspirujące rozmowy dużej Elli z małą Ellą). Punkt dla scenarzystów za niepodawanie wszystkiego na tacy KONIEC SPOILERA. „Stopmotion” otwiera dziwnie abstrakcyjna sztuka montażu. Prosta technika – długo nakładające się twarze tej samej osoby (różne oblicza Elli Blake) – nadająca psychotyczny ton temu teatrzykowi kukiełkowemu Roberta Morgana. Po tym fantazyjnym prologu rzucamy okiem na życie rodzinne biednej Elli. Wchodzimy do ponurego domiszcza zamieszkałego przez nieznoszącą sprzeciwu starszą panią z reumatoidalnym zapaleniem stawów i jej niewykwalifikowaną pielęgniarkę - jednostka niezdolna do samodzielnej egzystencji łaskawie zadowalająca się (ledwo), obiektywnie rzecz biorąc, troskliwą opieką jedynej córki. Najważniejszym obowiązkiem Elli jest precyzyjne wykonywanie poleceń matki w jej domowej pracowni animacji, gdzie rozgrywają się iście dantejskie sceny. Dobrze, może trochę przesadziłam, ale nie ulega wątpliwości, że podły Los dawno temu wrzucił Ellę do dysfunkcyjnego gniazda w pojedynkę uwitego przez perfekcjonistkę w każdym calu. Punkt kulminacyjny tego rozczarowująco krótkiego „aktu” z gatunku mroczna saga rodzinna, ma miejsce podczas jednej z wyczerpujących sesji Elli, w przeklętej pracowni wielkiej Suzanne Blake. Potem akcja powoli wytraca pęd – soczyste owoce pracy w „nowoczesnym nawiedzonym domu” w moim poczuciu ukrywające niedostateczną inwencję autorów scenariusza. Niestety widać doświadczenie Roberta Morgana w filmach krótkometrażowych; wprawę w szybkich akcjach, artystycznych sprintach - jak by nie patrzeć „Stopmotion” to bieg na dłuższym dystansie, a kręcenie się dookoła kukiełkowej osi nie wydaje mi się najlepszą strategią twórczą. W każdy razie upiorne animacje i bądź co bądź frapująca relacja diabelsko zdeterminowanej Elli Blake z nienazwaną dziewczynką okazały się niewystarczające dla mnie. Zainteresowanie niekonsekwentnie malało, napięcie tylko sporadycznie wzrastało - narracyjne wyboje, deprymująco nierówny „akt” drugi opowieści o żarłocznych pragnieniach. UWAGA SPOILER Niegroźna pasja przechodzącej w niszczącą obsesję KONIEC SPOILERA w optycznie pomniejszonym mieszkaniu. I niemiłosierne grzebanie w otwartych ranach, wpychanie brudnych paluchów pod skórę w dwóch zaskakująco długich momentach. Body horror dumnie wkraczający do pustawego psychohorroru z faktycznym bądź urojonym fundamentem nadnaturalnym.

Niezbyt zajmująca treść, nie najgorszy klimat, nietuzinkowe efekty specjalne. Animacyjne szaleństwo Roberta Morgana. Ciekawostka z królestwa horroru: niepospolicie wyglądający okaz, który mógłby podszkolić się w storytellingu (w pewnym sensie zapętlona i arytmiczna środkowa partia). Poszukiwaczom przede wszystkim niebanalnych form bez namysłu „Stopmotion” bym poleciła, ale nie podsunęłabym tego tytułu tym miłośnikom kina gatunkowego, dla których fabuła jest najważniejsza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz