poniedziałek, 19 sierpnia 2024

„Starve Acre” (2023)

 
Lata 70. XX wieku. Archeolog Richard Willoughby i jego żona Juliette mieszkają ze zmagającym się z astmą oskrzelową pięcioletnim synem Owenem w skromnej nieruchomości na angielskiej prowincji. Po makabrycznym wydarzeniu na festynie kobieta nabiera przekonania, że jej jedyne dziecko stanowi zagrożenie dla innych i nakłania męża do poszukania specjalistycznej pomocy dla chłopca. Richard nie podziela obaw małżonki, agresywne zachowania Owena interpretując jako etap przejściowy, jednak tylko w przypadku zapewnienia chłopcu takiego domu, jakiego on nie miał. Domu pełnego miłości. Ale podczas gdy on dokłada starań, by Owen miał idealne dzieciństwo, Juliette zdaje się podążać w przeciwnym kierunku. Kobieta wbrew sobie oddala się od własnego dziecka, nie potrafi uwolnić się od straszliwych podejrzeń, które niebawem skupią się na niej. W studni rozpaczy będzie mogła liczyć jedynie na wsparcie siostry... przynajmniej do zdumiewającego efektu wytężonej, szalonej pracy badawczej Richarda, natchnionego zapiskami swego przemocowego ojca.

Plakat filmu. „Starve Acre” 2023, Access Entertainment, BBC Film, British Film Institute (BFI)

Daniel Kokotajlo, brytyjski reżyser, scenarzysta i producent filmowy, twórca dobrze przyjętego dramatu pt. „Apostasy” (2017) i wierny czytelnik Andrew Michaela Hurleya - autora między innymi uhonorowanej Costa Book Award i British Book Industry Award powieści „The Loney” (pol. „Pustki”), jego powieściowego debiutu z 2014 roku – przed światową premierą „Starve Acre”, która przypadła na październik 2019, gotyckiej powieści grozy rodaka z podobną wrażliwością regionalną (północna Anglia), postarał się o egzemplarz promocyjny, a w miarę czytania rósł apetyt na przełożenie tej refleksyjnej opowieści mrocznej na język filmu. Kokotajlo w „Starve Acre” Andrew Michaela Hurleya szczególnie zafascynowały elementy symboliczne (wiosna, odrodzenie) oraz niebanalne połączenie różnych tradycji ze świata horroru. Ze względów praktycznych Daniel Kokotajlo wprowadził trochę zmian w stosunku do oryginalnej historii Willoughbych z Wichrowych Wzgórz, obawiając się reakcji cenionego autora, ale pan Hurley zaaprobował scenariusz, a pod koniec zdjęć zjawił się na planie – oczywiście na wrzosowiskach w Yorkshire – co wiele znaczyło dla inicjatora i czołowego twórcy filmowej wersji „Starve Acre”. Folk horroru z elementami gotyckimi, po raz pierwszy pokazanego na BFI London Film Festival w październiku 2023. W szerszy obieg obraz wpuszczono w roku 2024 – w lipcu ruszyła ograniczona dystrybucja kinowa w Stanach Zjednoczonych, w Kanadzie „Starve Acre” Daniela Kokotajlo pojawił się w sierpniu na platformach VOD, a w swoich rodzimych (brytyjskich) kinach ma zagościć we wrześniu.

Pierwszym filmem obejrzanym w kinie po pandemii COVID-19 przez Daniela Kokotajlo był pełnometrażowy debiut reżyserski Rose Glass, oparty na jej własnym scenariuszu slow burn horror/thriller pt. „Saint Maud” z kreacją aktorską, która wprawiła go w czysty zachwyt. Kompletowanie obsady „Starve Acre” rozpoczął więc od poszukania kontaktu ze sprawczynią tego cudownego przeżycia Morfydd Clark, a kiedy wreszcie przedstawił tej zdolnej pani swoją propozycję, spotkał się z pozytywną reakcją – wymarzona odtwórczyni Juliette Willoughby zgodziła się na współpracę z porażonym jej talentem reżyserem i scenarzystą pierwszej w historii adaptacji/ekranizacji literackiej twórczości Andrew Michaela Hurleya. Spełniło się też inne marzenie Kokotajlo – marzenie o zatrudnieniu Matta Smitha, którego twarz miał przed oczami podczas pracy nad scenariuszem „Starve Acre”. Pewnie dlatego, że wówczas obcował głównie z niesamowitymi opowieściami Nigela Kneale'a i M.R. Jamesa, do których unikalne oblicze pana Smitha doskonale mu pasowało. Nie wspominając już o charyzmie upragnionego odtwórcy Richarda Willoughby'ego, który uszczęśliwił Daniela Kokotajlo wejściem na pokład „Starve Acre”. Podwójna radość zważywszy na równie ważne dla reżysera zaangażowanie Morfydd Clark. Wymarzona para dla poruszającej historii wymyślonej przez jednego z ulubionych powieściopisarzy kapitana tego filmowego okrętu, nad którym miał czuwać duch „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną” Tobe'ego Hoopera. Kokotajlo miał jakieś szesnaście lat, gdy po raz pierwszy obejrzał tego hipnotycznego brudasa – wszystko w nim krzyczało, że nie powinien tego oglądać, tej ziarnistej, niedoświetlonej, obskurnej kwintesencji kina grozy lat 70. XX wieku. Mimo wewnętrznego konfliktu, albo właśnie dzięki niemu, nastoletni kinoman zakochał się w najbardziej kontrowersyjnym widowisku nieodżałowanego Tobe'ego Hoopera, a lata później zapragnął podobnej atmosfery dla ziemskiego piekła Willoughbych. Na uposażeniu ekipy technicznej znalazły się więc taśmy filmowe (przedruk zdjęć z kamer cyfrowych sposobem na uzyskanie oldschoolowego ziarna), obiektywy vintage oraz specjalne filtry rozciągające i zniekształcające obraz. Kierownictwo nad zespołem operatorów Daniel Kokotajlo powierzył sprawdzonemu artyście („Apostasy” 2017) Adamowi Scarthowi, nad montażem czuwała Brenna Rangott (m.in. „Host” Roba Savage'a), a o oprawę muzyczną zadbał (piękna robota!) Matthew Herbert (m.in. „Osobliwość” Sebastiána Lelio). Pierwszoplanową rodzinę spotykamy ponad dwa lata po przeprowadzce na pustkowie w angielskim hrabstwie Yorkshire, do zaniedbanej nieruchomości odziedziczonej po okrutnym Neilu Willoughbym, sadystyczny rodzicu Richarda (zajmujące wcielenie Matta Smitha, m.in. „Duma i uprzedzenie, i zombie” Burra Steersa, „Pacjent zero” Stefana Ruzowitzky'ego, „Charlie mówi” Mary Harron, „Czyj to dom?” Remiego Weekesa i oczywiście serial „Ród smoka” Ryana J. Condala), zamkniętego w sobie małżonka Juliette 'Jules' (jeszcze bardziej intrygujący występ Morfydd Clark, koleżanki Matta Smitha z planu zombiastycznej wariacji na temat arcydzieła literatury światowej Jane Austen, pierwotnie popełnionej – powieść – przez Setha Grahame'a-Smitha), która namówiła go do powrotu na stare, cuchnące śmieci. Do miejsca, z którym wiążą się najgorsze wspomnienia archeologa Richarda Willoughby'ego, niepotrafiącego zmusić się do podzielania z życiową wybranką, matką jego jedynego dziecka, najdrastyczniejszymi szczegółami z niewybaczalnie skradzionego dzieciństwa. Ośmioletni Owen (udany debiut Arthura Shawa) to chłopiec z problemami, któremu bardziej niż specjalisty potrzeba miłości rodziców. W każdym razie tak uważa Richard, który po szokującym wydarzeniu na festynie – całkiem mocne otwarcie – niechętnie spełnia prośbę niewątpliwie bardziej zaniepokojonej małżonki i uczestniczy w rozczarowującym spotkaniu z lokalnym ekspertem w leczeniu chorób psychicznych u dzieci. Richarda nie trzeba przekonywać, że Owen bywa agresywny – nie wierzy tylko w strategię obraną przez Juliette. Człowiek, który nie uświadczył miłości rodzicielskiej (a przynajmniej miłości ojca) w końcu zaczął postrzegać ją jak coś w rodzaju panaceum. Na astmę oskrzelową nie działa, ale jeśli mama Owena będzie starać się równie mocno jak jego tata, to w przyszłości wszyscy będą wspominać to jako etap przejściowy, zaledwie incydent w idyllicznym życiu bezcennej(?) latorośli państwa Willoughby.

Plakat filmu. „Starve Acre” 2023, Access Entertainment, BBC Film, British Film Institute (BFI)

Fragmentaryczna ekspozycja pierwszego „aktu tragicznej sztuki rodzinnej” Daniela Kokotajlo, adaptacji/ekranizacji powieści Andrew Michaela Hurleya, nie sprzyja zanurzeniu się w tę zagadkową opowieść z depresyjnych wrzosowisk. Skażone serca z pustek, ponurej krainy przesyconej folklorem, zapadłej prowincji niebezpiecznie flirtującej z nieznanym. Liryczny folk horror niezupełnie w stylu retro, ale czuć ducha lat 70. XX wieku, choć nie tak paskudnego (i to jest komplement), jak w „Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną” Tobe'ego Hoopera, głównym inspiratorze (w zakresie klimatu) reżysera i scenarzysty „Starve Acre”. Stonowana kolorystyka, wymowna mgiełka – zaparowane okno z poprzedniego wieku – rozmazujące się kontury, lekkie ziarno i miejscowe nadużywanie światła; pojedyncze prześwietlone kadry z życia Willoughbych. Po nieco chaotycznym zawiązaniu akcji opowieść znacznie zyskuje na płynności, szarpaną narrację wypiera usystematyzowany ciąg wydarzeń na Wichrowych Wzgórzach. Pozornie niewiele się dzieje, niektórzy mogą nawet odbierać to jako nieznośną monotonię dnia codziennego na upadłej farmie autora tajemniczego manuskryptu odziedziczonego przez nazbyt pracowitego archeologa. Powolny dryf przez ocean rozpaczy. Niezmierzony smutek, monstrualne wyrzuty sumienia, postępujący rozpad pożycia małżeńskiego i obsesja... Louisa Creeda? Wykopaliska mężczyzny, który nie może znieść widoku własnej żony. Ucieczka w pracę zainspirowaną upiornymi opowieściami ukochanego syna i notatkami znienawidzonego ojca. Rękopis (zatytułowany „Starve Acre”) znaleziony w dawnym gabinecie Neila Willoughby'ego, przeklęty zeszyt diabelsko zdeterminowanego badacza lokalnego folkloru. Podczas gdy Richarda pochłaniają kości nieprzypadkowo znalezione nieopodal smutnego domu, Juliette nadludzkim wysiłkiem woli wydostaje się z wątpliwej pułapki uczuć. Przystępuje do zrywania nici wiążących ją z lepszą przeszłością. Przestaje patrzeć wstecz, a zaczyna w przód. Żegna dawną Jules i wita nową, zahartowaną w ogniu piekielnym, ale niewyobrażającą sobie życia bez Richarda. Pomaga jej siostra, twardo stąpająca po ziemi kobieta z uroczym pieskiem, niemile widziana przez zgubnie zapracowanego archeologa troskliwa Harrie (przekonująca kreacja Erin Richards), której bynajmniej nie uspokaja nagła aktywność biednej Jules. Opróżnienie i pomalowanie pokoju jej zdaniem jest dobrym pomysłem, ale seans spirytystyczny to już lekka przesada. Uwalnianie ducha, z którym wiąże się najdosadniejsza atrakcja przed zwariowanym trzecim „aktem” - efektywny moment przy śnieżącym ekranie, który automatycznie nasunął mi na myśl słynną opowieść o nawiedzonym domu notabene reżyserskie osiągnięcie Tobe'ego Hoopera – nie licząc nieznacznych ukłonów w stronę body horroru, a przynajmniej mnie rzadkie mięsno-drzewne wstawki smakowały „cronenbergowską cielesnością” (taki tam lekki aromat). Animatroniczny słodziak – w „Starve Acre” wykorzystano też animację poklatkową, ale nie w takim stopniu, jakiego w idealnym świecie życzyłby sobie reżyser; za mało czasu, za mało pieniędzy – i zaskakujący rozwój sytuacji na mistycznych wrzosowiskach. Lubię takie porąbane akcje w kinie gatunkowym, obawiam się jednak, że tak absurdalne (bez przesady) rozwiązanie intrygi nie znajdzie wielu zwolenników. UWAGA SPOILER Makabreska pomysłowo dopasowana do nastrojowego horroru, łączącego w sobie tradycję ludową z gotycką (neogotycki folk horror) KONIEC SPOILERA.

Spokojnie dałoby się wycisnąć z tego więcej, zaryzykuję jednak twierdzenie, że Daniel Kokotajlo dołożył ciekawą cegiełkę do filmowego horroru ludowego. Spora w tym zasługa Andrew Michaela Hurleya, autora powieściowego oryginału (ramy fabularne, mitologia), nie chciałabym jednak zanadto umniejszyć roli jego wiernego czytelnika, choćby z uwagi na niezwykły klimat panujący na „jego” Wichrowych Wzgórzach. Ale przy całej mojej (umiarkowanej) sympatii do filmowego wydania „Starve Acre” nie odważę się polecić tego posępnego spektaklu nieprzepadającym za slow cinema. Pozostałym nie odradzam.

2 komentarze: