sobota, 24 sierpnia 2024

„Oddity” (2024)

 
W remontowanej wiejskiej posiadłości dochodzi do brutalnej zbrodni. Dani, małżonka psychiatry Teda Timmisa, zostaje zmordowana podczas samotnie spędzanej nocy w nowo zakupionej nieruchomości, a jedynym podejrzanym jest ledwo wypuszczony z zakładu psychiatrycznego Olin Boole, były pacjent partnera ofiary. Parę dni przed rocznicą śmierci Dani, jej niewidomą siostrę bliźniaczkę Darcy Odello, prowadzącą sklep z osobliwościami w irlandzkim mieście Cork, odwiedza doktor Timmis, by wręczyć jej przedmiot, o który prosiła: osobistą rzecz Olina Boole'a, który został znaleziony martwy w swoim pokoju w zamkniętym ośrodku psychiatrycznym, w którym pracuje były szwagier Darcy. Ted zaskakuje pannę Odello informacją o związaniu się z koleżanką z pracy Yaną i zaprasza zdecydowanie gorzej radzącą sobie ze stratą ekspertkę od zjawisk paranormalnych do swojej odizolowanej posiadłości. Tydzień później Darcy bez zapowiedzi zjawia się na miejscu niezwykle bolesnej dla niej zbrodni, w niewygodnym gniazdku Teda i Yany, gdzie już czeka na nią skrzynia z upiorną zawartością. Nietypowy dar dla gospodarzy, zakochanej pary bynajmniej zadowolonej z wizyty enigmatycznej medium, w dziwnym stylu korzystającej z zaproszenia wystosowanego wyłącznie przez grzeczność i bez wcześniejszej konsultacji z podenerwowaną ukochaną, która już przed pojawianiem się domniemanej szarlatanki podjęła decyzję o powrocie do swojego mieszkania. Samotne noce na odludziu, w zimnej nieruchomości obficie splamionej ludzką krwią, nie służą zwykle twardo stąpającej po ziemi aktualnej partnerce zapracowanego psychiatry. Sceptyczka Yana stara się nie dopuszczać do siebie myśli, że rezydencja Teda jest nawiedzona przez ducha jej poprzedniczki, na połączenie z którym może liczyć Darcy Odello, przymusowe towarzystwo lękającej się nieznanego racjonalistki.

Plakat filmu. „Oddity” 2024, Keeper Pictures, Nowhere, Shudder

Irlandzki filmowiec Damian McCarthy, na etapie produkcji swojego pełnometrażowego debiutu reżyserskiego, nastrojowego horroru pt. „Caveat” (pol. „Wyspa mroku”) uwolnionego w 2020 roku, na terenie Bantry House w irlandzkim regionie turystycznym West Cork, znalazł nadzwyczaj inspirujące miejsce: klimatyczne pomieszczenie w niedawno odnowionej stajni. Wykorzystał je w swojej pierwszej dłuższej opowieści filmowej i wybrał na główną lokalizację kolejnej mrocznej historii, o której myślał już od jakiegoś czasu. W zasadzie miał parę luźnych pomysłów, które marzyło mu się przeznaczyć na mieszankę gatunkowych tradycji. Szukał sposobu na zgrabne połączenie motywu nawiedzonego domu ze slasherem i folk horrorem, a to wszystko w sosie psychologiczno-kryminalnym. Wspomniana izba w pomieszczeniu gospodarczym była największą muzą Damiana McCarthy'ego w pracy nad scenariuszem „Oddity”, zdobywcy Nagrody Publiczności na South by Southwest - gdzie w marcu 2024 roku odbył się jego premierowy pokaz – i Overlook Film Festival, który powstawał również pod wpływem legendy o Golemie, „Laleczki Chucky” Toma Hollanda, „Creepshow” George'a A. Romero i tradycyjnie (jak w przypadku „Wyspy mroku”) niezwykłych stworzeń zaprojektowanych przez Jim Henson's Creature Shop dla produkcji z lat 80. XX wieku, „Dziecka marzeń” w reżyserii Gavina Millara.

Wśród najgoręcej polecanych przez Damiana McCarthy'ego współczesnych irlandzkich filmów grozy jest „Nie jesteś moją matką” Kate Dolan, slow burn horror, który miał zasadniczy wpływ na wybór odtwórczyni roli głównej w „Oddity”. Zachwycający popis aktorski Carolyn Bracken w roli Angeli Delaney skłonił McCarthy'ego do „zawalczenia” o tę, jak się okazało niedającą się długo prosić, sympatyczną panią, którą fani gatunku mogli widzieć też w „The Lodgers. Przeklętych” Briana O'Malleya. Carolyn Bracken w „Oddity” w reżyserii i na podstawie scenariusza Damiana McCarthy'ego wystąpiła w podwójnej roli: podobno obdarzonej zdolnościami parapsychicznymi niewidomej Darcy Odello i jej bestialsko potraktowanej bliźniaczej siostry Dani Timmis. Natomiast w postać pierwotnie odegraną przez Tadgha O'Leary'ego Ashforda, w krótkometrażowym dokonaniu McCarthy'ego z 2013 roku - „How Olin Lost His Eye” - w ostrzegającego intruza ze sztucznym okiem Olina Boole'a, tym razem wcielił się Tadhg Murphy. Tego ostatniego spotkamy już w prologu „Oddity”: starej szkole straszenia w kryminalnej strukturze, psychologicznym horrorze paranormalnym mocno opartym na suspensie. Alarmująca rozmowa nowej właścicielki (właściwie współwłaścicielki) zabytkowej posiadłości w prowincji Munster z nieznajomym twierdzącym, że grozi jej jakieś niebezpieczeństwo. Podstęp chorego psychicznie człowieka mający wywabić upatrzoną ofiarę z domu czy faktyczna próba uratowania Dani Timmis, wyciągnięcia jej z budynku, w którym ukrywa się jakiś zwyrodnialec? Przedłużające się niezdecydowanie kobiety i niemożność natychmiastowego zawiadomienia policji (jak na złość Dani zostawiła telefon w samochodzie, a podejrzany sygnalista twierdzi, że nie posiada takiego gadżetu, wszak dopiero co odzyskał wolność, jak się okaże utraconą przed laty na skutek zabójstwa własnej matki) zmusza Olina Boole'a do poszukania pomocy – albo innej drogi dojścia do nieufnej kobiety - i pouczenia Dani, by nie oddala się od drzwi wyjściowych. Brzmi rozsądnie, ale strach bierze górę nad rozsądkiem - niczym przerażone dziecko chowające się przed Boogeymanem pod kołdrą, pani Timmis „zamyka się” w namiocie rozbitym w jeszcze nieumeblowanym domostwie. Zabierając ze sobą aparat cyfrowy, niestety owocnie pracujący w trakcie jej rozmowy z nocnym wędrowcem. Koszmarne zdjęcie odkryte w miejscu, które automatycznie nasunęło mi na myśl genialne dzieło Johannesa Nyholma, szwedzko-duński horror psychologiczny i surrealistyczny „Koko-di Koko-da” (2019) – jak mniemam zupełnie przypadkowe podobieństwo, elektryzujące skojarzenie, o które twórcy „Oddity” raczej nie zabiegali.

Okładka Blu-ray. „Oddity” 2024, Keeper Pictures, Nowhere, Shudder

Medium Darcy Odello (frapująca kreacja Carolyn Bracken) zobaczymy niemal rok po śmierci jej ukochanej siostry Dani Timmis (też bezbłędne, ale dużo mniej wymagające wcielanie tej samej aktorki) w iście wiktoriańskiej scenerii, zgodnie korespondującej z głównym miejscem akcji, gustowną rezydencją - o ile lubi się szorstki (ściany!) wystrój wnętrz, niewesołe kolory i spartańskie umeblowanie – w tym intensywnie mrocznym świecie przedstawionym należącą do wdowca Teda Timmisa (przekonujący występ Gwilyma Lee), psychiatry od dłuższego czasu pełniącego nocne dyżury w zamkniętym ośrodku dla psychicznie chorych w West Cork; pensjonariuszami tego przybytku są głównie osoby stwarzające zagrożenie dla siebie i/lub innych, a przynajmniej za tokowe przez „nieomylne persony” uznane. Po drastycznym ucięciu ostatniego rozdziału biografii Dani Timmis w sklepie z osobliwościami, odziedziczonym po rodzicach przez jej niewidomą bliźniaczkę Darcy Odello, zjawi się zatwardziały sceptyk, który w przeciwieństwie do swojej szwagierki najwidoczniej już pogodził się z nieodwracalną stratą. Doktor Timmis zamierza ułożyć sobie życie z kobietą poznaną w szpitalu psychiatrycznym, pracującą w korporacji farmaceutycznej Yaną (zadziorne wcielenie debiutującej w pełnym metrażu Caroline Menton, według mnie najbardziej widowiskowa kreacja w „Oddity”) i raczej nie widzi w nim miejsca dla siostry jego zamordowanej małżonki. Wprawdzie zaprasza ją na swoje nieskromne włości, ale jego reakcja na przyjazd rzekomej szarlatanki - tydzień po wręczeniu jej przedmiotu należącego do Olina Boole'a, skazanego za zabójstwo Dani Timmis (w zasadzie uznany za niepoczytalnego i zamknięty w dobrze znanym mu ośrodku), a niedługo potem zatłuczonego w przydzielonym mu pokoju; makabra w tak zwanym domu bez klamek (mięsiste ujęcie) – świadczy o uspokajającej pewności, że ekscentryczna kobieta, która niedawno pokonała raka, nie skorzysta z jego propozycji spędzenia rocznicy śmierci siostry w domu obficie splamionym jej krwią. Damian McCarthy podjął, moim zdaniem mądrą, decyzję o poskąpieniu widzom drastycznych szczegółów z piekielnej nocy częściowo ujawnionej w prologu „Oddity”. Ciąg dalszy nastąpi innej koszmarnej nocy w rezydencji szanowanego psychiatry z irlandzkiego raju dla turystów. Reżyser znalazł lepszy sposób na podniesienie mi ciśnienia – mistrzowski montaż Damiana McCarthy'ego (zamazana twarz na zdjęciu, wejście intruza w upiornej masce i gwałtowny przeskok w odpowiednio, czyli okropnie sugestywny kadr) – ale moim ulubionym momentem tego klaustrofobicznego spektaklu z duchami, jest przygoda Yany w głównej sypialni. Podwójne uderzenie białookiej zjawy – znowu największa zasługa montażysty, pomysłowego gościa zawiadującego tym niespokojnym okrętem. Nienachalną ekspozycją szalonego domu na przeklętym odludziu. Z drewnianym magnesem. Nieruchoma (na pewno?) szkarada, zgodnie z zamysłem reżysera, absorbująca większość mojej uwagi. Nawet napięte stosunki Darcy i Yany, wyczuwalnie eskalujący konflikt nieprzejednanych dam (zdaje się, że żadna nie ustąpi) na pierwszym planie, potężnie naelektryzowana atmosfera w salonie, nie odciągnęła moich myśli od niebagatelnego dzieła ludzkich rąk, mającego smykałkę do stolarki Fintana Collinsa, mężczyzny siedzącego w biurze w shorcie „He Dies at the End” Damiana McCarthy'ego. „Człowiek” z dziurami w głowie spokojnie siedzący przy stole. Postać wyjątkowo nieżywotna, całkowicie obojętna, a w każdym razie sprawiająca wrażenie niezainteresowanej sprawami, delikatnie mówiąc, niezaprzyjaźnionych kobiet, problemami zwyczajnych śmiertelniczek, z których przynajmniej jedna została bezprawnie skazana na towarzystwo drugiej. Zmuszona do wydłużenia pobytu w strasznym domostwie „wiecznie nieobecnego” opiekuna dorosłych osób chorych. Film szkatułkowy (z niezłą klamrą - przemyślana makabreska), którego jedynym felerem, z mojego punktu widzenia, jest przewidywalny rozwój wątku kryminalnego. Nazbyt oczywista intryga w świecie doczesnym, w jakiś bardziej tajemniczy sposób powiązana z Tamtą Stroną. Mistyczne moce skierowane na nieszczęsną wiejską posiadłość. Syndrom przeklętego domu w Tokio z Ju-On/The Grudge Universe? Tak czy inaczej, podejrzewam, że osoby z niższym progiem tolerancji dla tak zwanych nielogicznych (naiwnych) zachowań postaci dadzą mały minus „Oddity” Damiana McCarthy'ego za prowadzenie niektórych uczestników tej nieubłaganie trzymającej w napięciu rozgrywki.

Niekiepski „teatralny horror suspensywny”, może nawet kino wysokich lotów... W każdym razie obraz entuzjastycznie przyjęty przez krytyków, a przez niektórych już okrzyknięty jednym z najlepszych filmów grozy roku 2024. Przyznaję, mnie też porwał, ale nie wiem, czy postawiłabym tego, bądź co bądź, twardego zawodnika na podium. Mimo że polubiłam się z „Oddity” Damiana McCarthy'ego i na pewno będę polecać entuzjastom opowieści z dreszczykiem bardziej budujących się na klimacie i postaciach niż efektach specjalnych i technice jolt scare. Co nie znaczy, że tych ostatnich nie uświadczycie w ciasnym świecie drewnianego straszydła i jego niewidomej właścicielki. Klasyczna szkoła horroru ze starannie dobranymi - zdumiewająco efektywnymi - nowoczesnymi dodatkami. Rzecz grzechu warta:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz