wtorek, 13 sierpnia 2024

„Władca mroku” (2023)

 
Rebecca Holland od niedawna jest proboszczem w brytyjskiej wsi Berrow, gdzie przeprowadziła się ze swoim mężem Henrym i córką Grace w nadziei na większe zbliżenie się do Boga. Kobieta stara się pogodzić pełnienie posługi duszpasterskiej w parafii z życiem rodzinnym, z rezultatów nie jest jednak zadowolony jej małżonek, którego coraz bardziej martwi stan psychiczny ich dziecka. Mężczyzna obawia się, że Grace nigdy nie zaaklimatyzuje się w tej dziwnej bogobojnej miejscowości kultywującej pogańskie tradycje i zwyczaje, ale Rebecca jest dobrej myśli. Do katastrofalnych obchodów dożynek. Po zwyczajowym symbolicznym wypędzeniu demona Gallowgoga, największego zagrożenia dla plonów bohatersko zwalczanego przez błazna z kosą, w trakcie radosnych tańców wokół płonących stosów Hollandowie tracą z oczu córkę. Nazajutrz policja wszczyna poszukiwania zaginionego dziecka, które według zeznań zrozpaczonej matki zagłębiło się w las z człowiekiem przebranym za Gallowgoga. Społeczeństwo łączy się w bólu z bestialsko okradzionymi rodzicami, a lokalni stróże prawa robią wszystko, co w ich mocy, by odnaleźć Grace, wielebna Holland nie może jednak oprzeć się wrażeniu, że to tylko pozory, że tak naprawdę nikomu nie zależy na odzyskaniu bezbronnej członkini ich małej wspólnoty. Kobieta stopniowo nabiera przekonania, że może polegać wyłącznie na sobie w desperackich poszukiwaniach tego, co najcenniejsze.

Plakat filmu. „Lord of Misrule” 2023, Riverstone Pictures, The Machine Room, BCP Asset Management

Amerykańsko-brytyjsko-irlandzki folk horror w reżyserii Williama Brenta Bella, twórcy między innymi „Stay Alive” (2006), „Demonów” (2012), „Zwierza” (2013), „The Boy” (2016), „Brahms: The Boy II” (2020), „Separacji” (2021) i „Sieroty: Narodzin zła” (2022). Scenariusz „Lord of Misrule” (pol. „Władca mroku”) autorstwa Toma de Ville'a podsunął mu partner produkcyjny James Tomlinson, ciekawość Brenta rozbudzając jedną z najwyższych pochwał w jego słowniku („świetny”), którymi gospodaruje bardzo oszczędnie. Przyszły reżyser „Władcy mroku” zapoznał się z tekstem niemal natychmiast po jego otrzymaniu i od razu zakochał się w tej historii. Decyzję o zaangażowaniu się w rzeczony projekt prawdopodobnie powziął już podczas pierwszego czytania złowieszczego fragmentu z króliczkiem i złotowłosą dziewczynką z nożyczkami. A w słuszności tego postanowienia utwierdziła go lokalizacja - urokliwa wioska w Wielkiej Brytanii. Inspirująca architektura, magiczne tradycje i oczywiście kawał historii (wiekowe budynki) – lepszej scenerii dla ludowej opowieści grozy, która rozpaliła jego wyobraźnię, William Brent Bell nie mógł sobie wymarzyć. Ale prace na planie musiał odłożyć do zakończenia pandemii COVID-19, ewentualnie poluzowania tak zwanych restrykcji sanitarnych.

Scenariusz „Władcy mroku” trafił do Williama Brenta Bella blisko premiery „Midsommar. W Biały dzień” Ariego Astera, głośnego przedstawiciela tego samego podgatunku, który wymusił wprowadzenie drobnych poprawek do oryginalnego utworu/półproduktu Toma de Ville'a. Reżyser i scenarzysta „Władcy mroku” ponownie opracowali tekst, zmiany rozpoczynając od pory roku. Koszmarne lato zostało zastąpione koszmarną jesienią – rodzinna tragedia na Harvest Festival –a następnie baczniej przyjrzano się ukierunkowaniu akcji. Jak to ujął William Brent Bell w wywiadzie dla fangoria.com, tam gdzie „Midsommar” skręcał w prawo, „Władca mroku” miał odbijać w lewo. Byle uniknąć oskarżeń o kopiowanie opowieści Ariego Astera. Niewykluczone jednak, że reżyser dopuścił do siebie dawną miłość do „Kultu” Robina Hardy'ego, która mocno przygasła po obejrzeniu remaku Neila LaBute'a, a już z całą pewnością znalazł inspirację w fantastyczno-przygodowym dziełku Johna Boormana z 1981 roku (film „Excalibur”) - Mordred pożyczył maskę Błaznowi, a właściwie Mistrz Dożynek dostał przykrycie twarzy w podobnym stylu. Światowa premiera „Władcy mroku” Williama Brenta Bella przypadła na październik 2023: wydarzenie w ramach Screamfest Horror Film Festival w Stanach Zjednoczonych, gdzie film miał ograniczoną dystrybucję kinową (grudzień 2023). W styczniu 2024 roku został uwolniony w Wielkiej Brytanii (VOD), a ponad trzy miesiące później „Władca mroku” zawitał w polskich kinach (dystrybucja Galapagos Films). Fabuła podąża za pastor Rebeccą Holland - w którą w niezłym stylu wcieliła się Tuppence Middleton (specjalnie do tej roli zrobiła sobie trwałą ondulację, co było jej pomysłem) – od paru miesięcy mieszkającą na uroczej angielskiej prowincji, gdzie najpierw objęła stanowisko wikariuszki, pomocnicy siostry zakonnej pełniącej obowiązki proboszcza, a od niedawna zarządza tutejszą parafią. Kościołem w Berrow, w którym nawet w dni powszednie frekwencja zwykle dopisuje. A zatem to miejsce z nawiązką spełniło oczekiwania kobiety pragnącej być blisko Boga, tego samego nie można jednak powiedzieć o jej mężu Henrym (niewdzięczna rola Matta Stokoe; bierny obserwator, wręcz nijakie tło dla koleżanki z planu), zajmującym się gospodarstwem domowym człowiekiem małej wiary. Jako że mężczyzna spędza więcej czasu z ich jedynym dzieckiem, uczennicą szkoły podstawowej imieniem Grace (bezbłędna Evie Templeton), uważa się za rodzica bardziej uprawnionego do wydawania osądów w sprawie jej samopoczucia od rzekomo wiecznie nieobecnej matki. Henry wprawdzie nie mówi tego wprost, ale w jego głosie słuchać pretensję, między słowami przebija uraza do partnerki bardziej troszczącej się o sąsiadów niż własną córkę. Tymczasem Rebecca dwoi się i troi, by zaspokoić potrzeby wszystkich. Doskonała przewodniczka duchowa i działaczka lokalna, niezawodna matka i wspierająca żona – z jej perspektywy tak to mogło wyglądać przed pamiętnymi obchodami Święta Plonów. W zasadzie poważne wątpliwości naszły ją jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem tradycyjnych (coroczna impreza w Berrow) obrzędów dziękczynno-błagalnych, na skutek nieprzyjemnej wymiany zdań z mężem. Wcześniejsza rozmowa z przebraną za anielicę Grace świadczy jednak o tym, że przed wybuchem Henry'ego niepewność wciąż się do niej podkradała. Od czasu do czasu nachodziły ją potworne myśli o działaniu na szkodę własnego dziecka – skazywaniu najukochańszej istoty na mękę dorastania w ekstremalnie niewygodnym miejscu. Raju Rebekki, ale piekle jej córeczki?

Plakat filmu. „Lord of Misrule” 2023, Riverstone Pictures, The Machine Room, BCP Asset Management

Cztery dni z życia detektyw w koloratce (nie licząc epilogu). Wyraźny podział na rozdziały – plansze tytułowe – w konwencjonalnym utworze o podejrzanej wspólnocie. Sekrety brytyjskiej prowincji stopniowo odkrywane przez potężnie zdeterminowaną wielebną. Coś pomiędzy slow burn & arthouse horror a tak zwanym straszakiem popcornowym. Stylowa lokalizacja z wymownymi (diabelskimi) dodatkami, klimatyczne zdjęcia Simona Rowlinga (m.in. „Smakosz: Odrodzenie” Timo Vuorensoli), wyczuwalna zła energia być może bijąca z pojedynczych zamaskowanych postaci. Połączenie folk horroru z home invasion? Upiory stojące na polu... „Władcę mroku” Williama Brenta Bella otwierają sygnały alarmowe w stosunku do Grace Holland, jasnowłosej dziewczynki odprawiającej jakiś zagadkowy rytuał, który może wymagać ofiary z jej kicającego pupila. Następnie przenosimy się na dożynkowy festyn, by obejrzeć spektakl z życzliwych Błaznem i straszliwym Gallowgogiem. Przepędzanie nieziemskiego szkodnika upraw rolniczych polegające na... wspólnym tańcowaniu wokół płonących stosów. Ludzie się bawią, a spanikowana matka biegnie za córką. Porwanie na oczach bezradnego rodzica – dziecko zwabione do czarodziejskiego lasu przez dorosłego mężczyznę przebranego za demona czy tam złego ducha albo prawdziwego Gallowgoga. Kochająca matka traci zapał po bolesnym upadku (prędzej potknięcie w montażu niż zamysł autora/autorów), a rankiem do akcji wkracza policja. Przeszukanie pokoju zaginionego dziecka i przesłuchanie jego rodziców, zwłaszcza matki, bo wszystko wskazuje na to, że była ostatnią osobą, która widziała małą Grace. W smutnym domu Hollandów zastajemy też dwie starsze panie, w kościele zawsze z poważnymi minami siedzące w pierwszej ławce, ale w tych potwornych okolicznościach jakoś niepotrafiące zachować powagi. Chichoczące staruszki w kuchni cierpiącej kobiety uważającej się za ich przyjaciółkę. Nawet gdy zamieni się rolami z Henrym. Dotąd Rebecca patrzyła przez różowe okulary na Berrow, bogobojną społeczność obchodzącą pogańskie święta, a jej mąż widział wszystko w ciemnych barwach. Po zniknięciu ich córki sytuacja się odwraca – przerażony ojciec czepia się wiary w ludzi, a przerażoną matkę motywuje poczucie osamotnienia w najbardziej krytycznym momencie jej życia. Zgaduję, że publiczność miała zastanawiać się nad nieufnością matki (dyskutować z faktami, dzielnie opierać paranoi) w błyskawicznym tempie obejmującą coraz więcej osób. Do działania skłania Rebeccę zwykłe ludzkie niezadowolenie z pracy policji, ale tylko czekać aż zwietrzy spisek. Przyznaję, że bezrefleksyjnie przyjmowałam coraz to dalej idące wnioski protagonistki, nie mogąc nadziwić się naiwności jej męża (a może ojciec biednej Grace też jest w to zamieszany, jak w jednym z najwybitniejszych horrorów w historii kina?) i niecierpliwie czekając aż zrówna się ze mną w tym najważniejszym punkcie okultystycznej trasy Williama Brenta Bella i Toma de Ville'a. Obok klimatu przyjemnie zaskoczyło mnie odżegnywanie się od techniki jolt scare – pewnie coś tam by się znalazło, choćby w wizjach głównej bohaterki, ale we współczesnym kinie to tyle, co nic – nie obraziłabym się jednak, gdyby organizatorzy tej do bólu schematycznej rozrywki przewidzieli więcej takich atrakcji, jak w domu wspominanych już pań w jesieni życia. Mniejsza o incydent z drzwiami (klasyczne zagranie) – prawdziwą robotę robi postać znieruchomiała w fantazyjnym (ciekawe ustawienie kamery) kadrze. Aż się obudziłam:) czego pożałowałam w wielkim finale. A twórcy „Władcy mroku” uprzedzali o UWAGA SPOILER wygenerowanym komputerowo burzycielu z czeluści piekielnych (żenujący stwór z rogami): nieliczne tandetne „ozdoby” cyfrowe w pierwszych partiach tej maksymalnie przewidywalnej opowieści KONIEC SPOILERA.

Władca mroku” to standardowy produkt Williama Brenta Bella w nietypowym dla jego artystycznych wyrobów opakowaniu. Wyróżniający się klimatem, bynajmniej fabułą. Sztampowa opowieść wymyślona przez jednego z pomysłodawców nietuzinkowego horroru „Z lasu” Corina Hardy'ego (tak, tego od kiczowatej „Zakonnicy” z The Conjuring Universe), Toma de Ville'a, nudnawa mitologia Gallowgoga, niszczyciela plonów w Zjednoczonym Królestwie, nieemocjonujące poszukiwania prawdopodobnie porwanego dziecka. W mojej ocenie folk horror poniżej średniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz