Współwłaścicielka małego gospodarstwa w Martebo na Gotlandii, Mona
Jacobsson, pewnego wieczora jest świadkiem morderstwa swojego męża, Wilhelma,
przez znanego jej mężczyznę, któremu pomaga zatrzeć wszelkie ślady zbrodni. Przebywająca
na zastępstwie letnim w Visby komisarz Maria Wern stara się rozwikłać sprawę
zabójstwa Wilhelma, które wkrótce pociąga za sobą kolejne ofiary.
Seria szwedzkiej pisarki, Anny Jansson, o komisarz Marii Wern w jej
stronach pobiła rekordy popularności, co w 2008 roku zaowocowało powstaniem
krótkiego serialu, a w latach 2011-2012 pięcioma filmami, opartymi na
twórczości Jansson. Szczerze mówiąc dosyć sceptycznie podchodziłam do „Ofiar w
Martebo”, pomimo oddźwięku w kinematografii, bo choć wprost przepadam za
skandynawskimi kryminałami już dawno nabrałam przekonania, że choć przyjemnie
się z nimi obcuje ciężko jest z tego zalewu wyłowić coś bardziej
charakterystycznego, na miarę na przykład Stiega Larssona. Ale już po
zapoznaniu się z pierwszymi stronicami książki zmieniłam swoje nastawienie do
pióra Jansson, a im dalej brnęłam w tajemnice Martebo tym bardziej dziwiłam
się, że powieść przetłumaczono na język polski dopiero po jedenastu latach od
jej premiery (!). Podczas, gdy nasz rynek wydawniczy zalewa cała masa
skandynawskich autorów, których przeważająca większość nie oferuje nic poza
tradycyjnym kryminałem osadzonym w bajecznej scenerii, potęgowanej zimnym
klimatem północnej Europy, tak znakomita, wyróżniająca się na tle innych proza
Jansson, aż do 2014 roku przez naszych wydawców była najzwyczajniej pomijana. Naprawdę
nie rozumiem tego i jestem przekonana, że każdy wielbiciel kryminałów, który
zdecyduje się na lekturę „Ofiar z Martebo” również będzie rozczarowany opieszałością
polskich wydawców.
Anna Jansson konfrontuje nas z krwawą historią rodzinną, osadzoną w
realiach malowniczej Gotlandii, wyspy należącej do Szwecji. Dzięki niezwykle
dojrzałemu warsztatowi autorce udało się dosłownie przenieść mnie w te
bajeczne, ale również chwilami posępne rejony Europy oraz stworzyć prawdziwie
mroczny, prawie na miarę samego Stephena Kinga, małomiasteczkowy klimat. Moim
zdaniem nie ma nic lepszego od akcji powieści umiejscowionej na prowincji, a
jeśli na dodatek porywa się na to ktoś tak utalentowany narracyjnie, jak Anna
Jansson to dosłownie zatapiam się w powieści, całkowicie zapominając o otaczającej
mnie szarej rzeczywistości. Autorka dodatkowo potęguje klimat kilkoma legendami
i kulturalnymi wydarzeniami, uatrakcyjniając fabułę baśniowymi akcentami. Ale
to dopiero przedsmak zdolności Jansson. „Ofiary z Martebo” to przede wszystkim
inteligentna powieść z kryminalnym śledztwem w tle. Maria Wern wbrew pozorom
nie odgrywa tutaj kluczowej roli, jej praca choć obfitująca w ciekawe zwroty
akcji niezmiennie schodzi na plan dalszy, gdy tylko wypływa intrygująca
historia rodu Jacobssonów. A to dlatego, że pisarka nie skupiła się tylko i
wyłącznie na trudnej egzystencji biednych rolników w małym Martebo. Nie, ona
dosłownie wywlekła na światło dzienne wszelkie patologie szpecące nasz świat.
Gwałty (również zbiorowe), społeczne odrzucenie, maltretowanie dzieci i żon i
oddawanie do adopcji swoich potomków to coś, z czym z zawodu pielęgniarka
spotyka się na co dzień i nie przepuszcza żadnej okazji, żeby w okrutny sposób konfrontować
z tymi koszmarami swoich czytelników. Dużo miejsca poświęca również trudnej
sztuce opieki nad starszym, schorowanym mężczyzną, który bynajmniej nie okazuje
swojej córce wdzięczności za daleko idące poświęcania. Historia życia Mony i
jej rodziny obfituje w tak wiele szokujących szczegółów, że czytelnikowi nie
pozostaje nic oprócz współczucia, nawet biorąc pod uwagę jej współudział w
morderstwie męża.
Podczas, gdy życie Jacobssonów przedstawiono w najdrobniejszych,
szokujących szczegółach o głównej bohaterce niewiele wiemy. Być może rozwinie
się w kolejnych częściach serii, ale w „Ofiarach z Martebo” jawi się jedynie
jako sumienna, praktyczna policjantka z problemami małżeńskimi. Przebywając na
zastępstwie w Visby dołącza do zespołu rozpracowującego zabójstwo Wilhelma
Jasobssona, ale autorka dosyć pobieżnie opisuje procesy dochodzenia do prawdy
przez śledczych. O wiele ciekawsi są dla niej ludzie i to co mogą Wern
przekazać. Muszę przyznać, że to bardzo intrygujące podejście do kryminału, tym
bardziej, jeśli mamy do czynienia z taką rodziną, jak Jacobssonowie, ukrywającą
wstrząsające tajemnice ze swojej przeszłości, które silnie łączą się z legendą
Gotlandii i skarbem poszukiwanym przez wielu śmiałków. Kolejnym plusem (minusów
chyba nie ma) jest finał. Podejrzanych o zbrodnie jest całkiem sporo, sama
miałam aż trzy typy, ale autorka mówiąc kolokwialnie wywiodła mnie w pole.
Prawdziwa tożsamość sprawcy jest tak dalece zaskakująca, a przy tym w ogóle
nienaciągnięta, pasująca wręcz idealnie do całej akcji powieści, że człowiekowi
obytemu z literackimi kryminałami nie pozostaje nic innego, jak pogratulować
Jansson rzadko spotykanego wyczucia gatunku i daleko idącej pomysłowości.
Wygląda na to, że mam swojego kolejnego faworyta prozy skandynawskiej, tuż
po Stiegu Larssonie. „Ofiary z Martebo” to prawdziwa perełka literatury
kryminalnej i zdziwiłabym się, gdyby nie odniosła w Polsce takiego sukcesu, jak
w Szwecji. Teraz z utęsknieniem czekam na kolejne tomy przygód Marii Wern, a jeśli
nasi wydawcy ich nie wypuszczą to w moich oczach dopuszczą się zbrodni nie do
wybaczenia. Zgrzeszą w stosunku do wielbicieli kryminałów, którzy jestem o tym
przekonana, zakochają się w prozie Anny Jansson.
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Nie znam autorki. Faktycznie, strasznie dużo tych skandynawskich kryminałów się narobiło po sukcesie Larssona, z czego niewiele jest naprawdę świetnych. Twoja rekomendacja zachęca, i to bardzo:)
OdpowiedzUsuńKusisz, kusisz. W normalnych okolicznościach pewnie przeszedłbym w księgarni obok tej książki obojętnie, ale po takiej rekomendacji wrzucam tytuł na listę zakupów ;) U nas takie zwlekanie z wydawaniem naprawdę wartościowych rzeczy są normalne, masowy czytelnik woli tandetę, której zawsze pełno na TOP liście w Empiku ;)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że okładka tej książki od razu przykuła moją uwagę, dlatego cieszy mnie to, że jej fabuła prezentuje się nadzwyczaj dobrze. Ostatnio miałam dwa niezbyt udane spotkania z kryminałami skandynawskimi, dlatego czuje pewne obawy przed tą pozycją, ale mimo to zaufam twojej opinii i dam jej jednak szansę poznania.
OdpowiedzUsuńStrasznie kusi. Już kilka razy się na nią natknęłam w matrasie w końcu muszę z nią wyjść.
OdpowiedzUsuńzaprasza do mnie, zaczytan-a.blogspot.com
Bardzo zachęcająca pozycja. Mam nadzieję, że uda mi sie ją dostac i przeczytać, az sobie zaraz zapisze tytuł :)
OdpowiedzUsuńKocham książki kryminalne! zapraszam do mnie, relacja (może niezbyć ciekawa z mojego życia)
OdpowiedzUsuń