poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Anna Jansson „Ofiary z Martebo”

Współwłaścicielka małego gospodarstwa w Martebo na Gotlandii, Mona Jacobsson, pewnego wieczora jest świadkiem morderstwa swojego męża, Wilhelma, przez znanego jej mężczyznę, któremu pomaga zatrzeć wszelkie ślady zbrodni. Przebywająca na zastępstwie letnim w Visby komisarz Maria Wern stara się rozwikłać sprawę zabójstwa Wilhelma, które wkrótce pociąga za sobą kolejne ofiary.

Seria szwedzkiej pisarki, Anny Jansson, o komisarz Marii Wern w jej stronach pobiła rekordy popularności, co w 2008 roku zaowocowało powstaniem krótkiego serialu, a w latach 2011-2012 pięcioma filmami, opartymi na twórczości Jansson. Szczerze mówiąc dosyć sceptycznie podchodziłam do „Ofiar w Martebo”, pomimo oddźwięku w kinematografii, bo choć wprost przepadam za skandynawskimi kryminałami już dawno nabrałam przekonania, że choć przyjemnie się z nimi obcuje ciężko jest z tego zalewu wyłowić coś bardziej charakterystycznego, na miarę na przykład Stiega Larssona. Ale już po zapoznaniu się z pierwszymi stronicami książki zmieniłam swoje nastawienie do pióra Jansson, a im dalej brnęłam w tajemnice Martebo tym bardziej dziwiłam się, że powieść przetłumaczono na język polski dopiero po jedenastu latach od jej premiery (!). Podczas, gdy nasz rynek wydawniczy zalewa cała masa skandynawskich autorów, których przeważająca większość nie oferuje nic poza tradycyjnym kryminałem osadzonym w bajecznej scenerii, potęgowanej zimnym klimatem północnej Europy, tak znakomita, wyróżniająca się na tle innych proza Jansson, aż do 2014 roku przez naszych wydawców była najzwyczajniej pomijana. Naprawdę nie rozumiem tego i jestem przekonana, że każdy wielbiciel kryminałów, który zdecyduje się na lekturę „Ofiar z Martebo” również będzie rozczarowany opieszałością polskich wydawców.

Anna Jansson konfrontuje nas z krwawą historią rodzinną, osadzoną w realiach malowniczej Gotlandii, wyspy należącej do Szwecji. Dzięki niezwykle dojrzałemu warsztatowi autorce udało się dosłownie przenieść mnie w te bajeczne, ale również chwilami posępne rejony Europy oraz stworzyć prawdziwie mroczny, prawie na miarę samego Stephena Kinga, małomiasteczkowy klimat. Moim zdaniem nie ma nic lepszego od akcji powieści umiejscowionej na prowincji, a jeśli na dodatek porywa się na to ktoś tak utalentowany narracyjnie, jak Anna Jansson to dosłownie zatapiam się w powieści, całkowicie zapominając o otaczającej mnie szarej rzeczywistości. Autorka dodatkowo potęguje klimat kilkoma legendami i kulturalnymi wydarzeniami, uatrakcyjniając fabułę baśniowymi akcentami. Ale to dopiero przedsmak zdolności Jansson. „Ofiary z Martebo” to przede wszystkim inteligentna powieść z kryminalnym śledztwem w tle. Maria Wern wbrew pozorom nie odgrywa tutaj kluczowej roli, jej praca choć obfitująca w ciekawe zwroty akcji niezmiennie schodzi na plan dalszy, gdy tylko wypływa intrygująca historia rodu Jacobssonów. A to dlatego, że pisarka nie skupiła się tylko i wyłącznie na trudnej egzystencji biednych rolników w małym Martebo. Nie, ona dosłownie wywlekła na światło dzienne wszelkie patologie szpecące nasz świat. Gwałty (również zbiorowe), społeczne odrzucenie, maltretowanie dzieci i żon i oddawanie do adopcji swoich potomków to coś, z czym z zawodu pielęgniarka spotyka się na co dzień i nie przepuszcza żadnej okazji, żeby w okrutny sposób konfrontować z tymi koszmarami swoich czytelników. Dużo miejsca poświęca również trudnej sztuce opieki nad starszym, schorowanym mężczyzną, który bynajmniej nie okazuje swojej córce wdzięczności za daleko idące poświęcania. Historia życia Mony i jej rodziny obfituje w tak wiele szokujących szczegółów, że czytelnikowi nie pozostaje nic oprócz współczucia, nawet biorąc pod uwagę jej współudział w morderstwie męża.

Podczas, gdy życie Jacobssonów przedstawiono w najdrobniejszych, szokujących szczegółach o głównej bohaterce niewiele wiemy. Być może rozwinie się w kolejnych częściach serii, ale w „Ofiarach z Martebo” jawi się jedynie jako sumienna, praktyczna policjantka z problemami małżeńskimi. Przebywając na zastępstwie w Visby dołącza do zespołu rozpracowującego zabójstwo Wilhelma Jasobssona, ale autorka dosyć pobieżnie opisuje procesy dochodzenia do prawdy przez śledczych. O wiele ciekawsi są dla niej ludzie i to co mogą Wern przekazać. Muszę przyznać, że to bardzo intrygujące podejście do kryminału, tym bardziej, jeśli mamy do czynienia z taką rodziną, jak Jacobssonowie, ukrywającą wstrząsające tajemnice ze swojej przeszłości, które silnie łączą się z legendą Gotlandii i skarbem poszukiwanym przez wielu śmiałków. Kolejnym plusem (minusów chyba nie ma) jest finał. Podejrzanych o zbrodnie jest całkiem sporo, sama miałam aż trzy typy, ale autorka mówiąc kolokwialnie wywiodła mnie w pole. Prawdziwa tożsamość sprawcy jest tak dalece zaskakująca, a przy tym w ogóle nienaciągnięta, pasująca wręcz idealnie do całej akcji powieści, że człowiekowi obytemu z literackimi kryminałami nie pozostaje nic innego, jak pogratulować Jansson rzadko spotykanego wyczucia gatunku i daleko idącej pomysłowości.

Wygląda na to, że mam swojego kolejnego faworyta prozy skandynawskiej, tuż po Stiegu Larssonie. „Ofiary z Martebo” to prawdziwa perełka literatury kryminalnej i zdziwiłabym się, gdyby nie odniosła w Polsce takiego sukcesu, jak w Szwecji. Teraz z utęsknieniem czekam na kolejne tomy przygód Marii Wern, a jeśli nasi wydawcy ich nie wypuszczą to w moich oczach dopuszczą się zbrodni nie do wybaczenia. Zgrzeszą w stosunku do wielbicieli kryminałów, którzy jestem o tym przekonana, zakochają się w prozie Anny Jansson.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

6 komentarzy:

  1. Nie znam autorki. Faktycznie, strasznie dużo tych skandynawskich kryminałów się narobiło po sukcesie Larssona, z czego niewiele jest naprawdę świetnych. Twoja rekomendacja zachęca, i to bardzo:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kusisz, kusisz. W normalnych okolicznościach pewnie przeszedłbym w księgarni obok tej książki obojętnie, ale po takiej rekomendacji wrzucam tytuł na listę zakupów ;) U nas takie zwlekanie z wydawaniem naprawdę wartościowych rzeczy są normalne, masowy czytelnik woli tandetę, której zawsze pełno na TOP liście w Empiku ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę przyznać, że okładka tej książki od razu przykuła moją uwagę, dlatego cieszy mnie to, że jej fabuła prezentuje się nadzwyczaj dobrze. Ostatnio miałam dwa niezbyt udane spotkania z kryminałami skandynawskimi, dlatego czuje pewne obawy przed tą pozycją, ale mimo to zaufam twojej opinii i dam jej jednak szansę poznania.

    OdpowiedzUsuń
  4. Strasznie kusi. Już kilka razy się na nią natknęłam w matrasie w końcu muszę z nią wyjść.
    zaprasza do mnie, zaczytan-a.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo zachęcająca pozycja. Mam nadzieję, że uda mi sie ją dostac i przeczytać, az sobie zaraz zapisze tytuł :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham książki kryminalne! zapraszam do mnie, relacja (może niezbyć ciekawa z mojego życia)

    OdpowiedzUsuń