Doktor psychologii Helzer wraz ze swoim dwuosobowym zespołem parapsychologów
zatrzymują się na weekend w mieszkaniu Alana White’a. Mężczyzna samotnie
wychowuje czteroletniego syna, Benny’ego i nastoletnią córkę, Caitlin.
Utrzymuje, że od dłuższego czasu cała trójka boryka się z dziwnymi zjawiskami,
które być może są manifestacją obecności jego zmarłej żony. Zaproszona ekipa do
badania zjawisk paranormalnych ma za pomocą najnowszej technologii wyjaśnić owe
niepokojące zjawiska.
Hiszpański horror Carlesa Torrensa, utrzymany w stylistyce mockumentary,
który w moim mniemaniu niesłusznie przeszedł w Polsce bez większego echa. Nie przepadam
za modą na pseudodokumenty i raczej nie mam zbyt wielkiego doświadczenia z tym
nurtem, więc raczej nie będzie zbyt dużą rekomendacją stwierdzenie, że „Emergo”
to najlepszy mockumentary, jaki dotąd dane mi było obejrzeć. Za to
niezdecydowanych na seans powinnam zachęcić szczerym wyznaniem, że Torrens
napędził mi niemałego stracha. A to biorąc pod uwagę fakt, że już dawno żaden
horror mnie autentycznie nie zaniepokoił powinno być wystarczającą
rekomendacją.
Każdy chyba zauważy, że „Emergo” troszkę nawiązuje do „Paranormal Activity”
– szczególnie motywem „przeprowadzającego się ducha”. Gdziekolwiek rodzina
White’ów by nie zamieszkała tajemnicza siła podąża ich śladem. Ale to nie
znaczy, że w pewnym momencie film nie odcina się od „Paranormal Activity”,
obierając swoją, bardziej innowacyjną drogę. Problemem mockumentary jest
zazwyczaj daleko idąca oszczędność w epatowaniu nadnaturalnymi zjawiskami i tak
zwane „kręcenie z ręki”, które w chwilach niepokojących kulminacji na ogół kieruje
kamerę w stronę podłogi bądź ściany, tym samym nie dając widzom sposobności do należytej
konfrontacji ze szczytową grozą. Tutaj jest wręcz odwrotnie. Po przekroczeniu
progu domu White’ów przez grupę parapsychologów właściwie nieustannie coś się
dzieje. Owszem, w pierwszej połowie film bazuje głównie na ogranych w ghost stories chwytach, typu nieustannie
dzwoniący telefon, samootwierające się drzwi, aktywujące się czujniki ruchu,
podobizna ducha na zdjęciu, obniżająca się temperatura i odgłosy demolowania
kuchni. Ale twórcy robią to na tyle umiejętnie, z dbałością o trzymającą w
napięciu atmosferę grozy, że raczej nie powinni zawieść wielbicieli
nastrojowych straszaków. Fabułę dodatkowo urozmaicają interakcje pomiędzy
ciekawymi, wielowymiarowymi bohaterami. Głowa „nawiedzonego mieszkania”, Alan
White (wydaje mi się, że nazwisko Carrie stworzonej przez Stephena Kinga akurat
w tej produkcji nie jest przypadkowe) po śmierci żony i przeprowadzce do nowego
domu boryka się z trudami rodzicielstwa. Najwięcej kłopotu sprawia mu
porozumiewanie się z nastoletnią córką, Caitlin, która obwinia go o zgon matki.
Jego mętne zapoznawanie parapsychologów ze swoją przeszłością pewnie nikogo nie
oszuka. Jestem przekonana, że każdy widz wyczuje, iż mężczyzna ukrywa istotne
fakty ze swojego życia i słusznie, bo jego przeszłość obfituje w multum
koszmarnych wydarzeń, które rzutują na obecne, przerażające zjawiska. Zdecydowanie
najlepszym bohaterem filmu jest mały Benny, który nieustannie towarzyszy parapsychologom
podczas ich pracy, zadając niezliczoną ilość pytań. Milutki, ciekawski
dzieciak, który zyskuje jeszcze więcej w porównaniu do „łowców duchów” –
ciekawych charakterologicznie, ale raczej niewyróżniających się niczym
szczególnym na tle innych tego typu bohaterów horrorów.
Zapytacie pewnie, dlaczegóż to „Emergo” mnie przeraził. W końcu, jak sama
napisałam nie oferuje niczego, czego nie widzielibyśmy w innych, mało
dosłownych straszakach. Zgadza się, ale tylko w pierwszej połowie seansu. Za to
druga to już istna jazda bez trzymanki, pełna koszmarnej dosłowności. Najmocniejszą
sceną „Emergo” jest bez wątpienia eksperyment ze światłem stroboskopowym. Nasi
nieustraszeni „łowcy duchów” w kompletnych ciemnościach włączają światło
punktowe, które w migawkach porusza się wzdłuż jednej ściany pokoju. Właściwie
wiadomo, że w trakcie tej drażniącej oczy inscenizacji wyskoczy coś
makabrycznego, więc zapewne każdy widz napnie się w oczekiwaniu na tę chwilę. Geniusz
w tym, że świetlne migawki przechodzą przez pokój tak długo, że mroczki przed
oczami są nieuniknione, co w połączeniu z wizualizacją zjawy w kulminacji robi
naprawdę spore wrażenie. Następnie twórcy postawią na inspirację „Egzorcystą” i
„Martwym złem” – maszkarę o szarpiącym nerwy głosie z białymi oczami, która dwa
razy, w trakcie niespodziewanych jump
scenek przyprawiła mnie o szybsze bicie serca. Gdybym wiedziała, że w „Emergo”
pojawi się postać o białych oczach to z pewnością nie zdecydowałabym się na
samotny seans w środku nocy, bo to jeden z tych sposobów charakteryzacji, który
niezmiennie mnie niepokoi. Jeśli ktoś chciałby posmakować tego, co mnie dane
było czuć to zachęcam do takiej nocnej projekcji bez żadnego towarzystwa.
Wyjaśnienie tych wszystkich dziwacznych zjawisk pewnie z psychologicznego
punktu widzenia jest mocno naciągane, ale moim zdaniem idealnie pasowało do
filmu grozy (nawet, jeśli logika troszkę kulała), a przy okazji wprowadziło
pewną dozę oryginalności. Co tam kolejne konwencjonalne nawiedzenie? Twórcy
pokusili się o nieco bardziej pomysłowe, skomplikowane wyjaśnienie.
Zakwestionowane mrożącym krew w żyłach finałem, co ku mojemu zadowoleniu
stworzyło pole do wielorakiej interpretacji.
„Emergo” to mocno klimatyczny, epatujący dosłowną grozą horror
mockumentary. Umiejętnie zrealizowany i odegrany straszak z intrygującą fabułą
i ciekawymi bohaterami, który będzie właściwie oddziaływał jedynie na widzów, którzy
zdecydują się na samotny seans w środku nocy. Jak dla mnie to prawdziwy popis
grozy, w tego rodzaju wydaniu, której praktycznie nie uświadczymy w innych współczesnych
nadnaturalnych straszakach.
Bardzo się cieszę Buffy, że ten film Ci się podobał :) A to dlatego, że mi również bardzo przypadł do gustu. Jest to jeden z najlepszych filmów z gatunku mockumentary, jaki do tej pory oglądałam. I naprawdę też się dziwię, że w Polsce tak o nim cichutko. Jest w tym horrorze coś niepokojącego, mrocznego i przyznam się teraz publicznie, że przynajmniej jedna scena z filmu porządnie mnie przestraszyła ;) Wielbiciele horroru verite koniecznie muszą go obejrzeć... późnym wieczorem najlepiej...
OdpowiedzUsuń