Calvin organizuje weekendowy wypoczynek w domku na wsi. Zabiera ze sobą
swoją dziewczynę, Paige, siostrę Mandy i jej nowego chłopaka, Tristana. Gdy dojeżdżają
na miejsce policjant informuje ich, że w okolicznych lasach grasuje seryjny
morderca, który przytwierdza do drzew rozkawałkowane części swoich ofiar. Nie
bacząc na realne zagrożenie wczasowicze postanawiają zostać w domku, ale
niedane im będzie beztrosko spędzić wolnego czasu. Już podczas pierwszej nocy
zaskoczy ich ranny mężczyzna, Shawn, utrzymujący, że padł w lesie ofiarą
psychopaty.
Niskobudżetowy brytyjski slasher,
wyreżyserowany przez Kelly Smith. Choć wprost przepadam za nastrojowymi,
gotyckimi horrorami z tej części Europy chyba obecnie Brytyjczycy nie radzą sobie równie dobrze z krwawym kinem grozy. Nie potrafię dojrzeć sensowności
powstania „Uważaj, komu otwierasz drzwi” (co za koszmarny tytuł), poza próbą
nabrania większego doświadczenia w kinematografii przez Smith. To, co zaserwowali
mi twórcy tego, pożal się Boże, filmu na długo pozostanie w mojej pamięci, jako
przykład nieumiejętnego wykorzystania konwencji slasherów.
Spodziewałam się amatorskiej realizacji, więc chaotyczna praca kamery i
niewłaściwe oświetlenie mnie nie zaskoczyły. Szczerze mówiąc, początkowo nawet
nie zwracałam na to uwagi, bowiem doświadczenie z kinem grozy nauczyło mnie, iż
początkujący twórcy, którym nie udało się zebrać godziwego budżetu na
przyzwoitą realizację często mają coś ciekawego do powiedzenia w warstwie
fabularnej, która należycie przykrywa niedostatki wykonania. Niestety, Smith do
tej grupy reżyserów nie należy. Jej film od początku do końca miał żerować na
ogranym slasherowym schemacie, a
konkretniej wyłącznie na jego denerwujących cechach. Mamy czwórkę dorosłych, charakterologicznie
konwencjonalnych bohaterów (ależ niespodzianka – nie ma młodych ludzi!),
wykreowanych przez grupę amatorów, z których najbardziej irytuje manieryczna
Mandy, odegrana przez Gemmę Harvey – typowa głupiutka trzpiotka, będąca całkowitym
przeciwieństwem rozsądnej Paige, aktorsko dużo nie lepszej Sophie Linfield.
Dużo uwagi zwraca nowy chłopak Mandy, makler giełdowy Tristan – arogancki typ,
który skrywa jakąś tajemnicę. Kiedy nasi do bólu schematyczni protagoniści dojeżdżają
do domku na wsi przychodzi pora na ujawnienie zagrożenia, o którym dowiadujemy
się z ust policjanta. Oczywiście, dzielnych wczasowiczów wcale nie rusza fakt,
że znajdują się w bezpośredniej bliskości miejsca żerowania seryjnego mordercy,
który rozmiłował się w ćwiartowaniu swoich ofiar. Jak gdyby nigdy nic zostają w
stojącym na skraju lasu, z dala od cywilizacji domku, próbując miło spędzić
czas. Co więcej ich zamiaru nie zakłóca nawet nagłe pojawienie się rannego
mężczyzny, który twierdzi, że został napadnięty w lesie. Ot, renomowana pielęgniarka
Paige opatruje go i pozwala spędzić noc w pokoju Mandy i Tristana. O
zawiadomieniu władz nawet nikt nie myśli – zresztą po co? Przecież to tylko
szczegół, że do twojego domu wpada zaatakowany prawdopodobnie przez seryjnego
mordercę mężczyzna. Władze nie muszą o tym wiedzieć… A gdyby komuś tej głupoty
w procesie myślenia naszych protagonistów było mało to nazajutrz Smith ciągnie
to dalej. Otóż, na propozycję wezwania policji Shawn odpowiada, że nie chce
mieszać w to władz, ażeby niepotrzebnie nie zwracać na siebie uwagi, na co nasi
bohaterowie chętnie przystają. Pozwalają zostać prawdopodobnej niedoszłej
ofierze mordercy w ich domku, nie informując o tym fakcie nikogo z zewnątrz.
Morderstwo pierwszego protagonisty celowo wprowadza w fabułę troszkę
zamieszania. Po pierwsze mówi nam, że nie jest to kolejny slasher, w którym łatwo przewidzieć kolejność eliminacji
poszczególnych ofiar (co zdecydowanie jest plusem), a po drugie zaskakuje
tożsamością oprawcy. Ale tylko do czasu, aż przyjdzie kolej na Paige – od tego
momentu, aż do finału film podąża utartą, przewidywalną slasherową ścieżką. Warto jeszcze wspomnieć, że jak na
niskobudżetówkę mamy tutaj całkiem spory rozlew krwi, aczkolwiek z całej tej
plejady bestialskich mordów na uwagę zasługuje jedynie scena zabójstwa nad
jeziorem – zarzucenie żyłki na szyję mężczyzny i obsypanie jego twarzy robakami
– ponieważ pozostałe są tak rażąco sztuczne, że aż nie chce się na to patrzeć.
Nie wiem, czy ktokolwiek znajdzie coś dla siebie w tym popisie daleko
idącej głupoty, sztuczności, schematyczności i przewidywalności. Podejrzewam,
że nawet zagorzali wielbiciele slasherów
skwitują ten film głośnym śmiechem, dlatego też, aby zachować czyste sumienie
nie polecę go nikomu. Jak chcecie to ryzykujcie seans, ale na własną
odpowiedzialność.
Podoba mi się :)
OdpowiedzUsuńhttp://zaczytan-a.blogspot.com/
Niestety jeszcze nie widziałam. Ale skoro mówisz, że lipa, chyba nie będę tracić czasu ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCoraz więcej jest takich filmów - dużo krzyków, morze krwi, kilka scen, które można nazwać "poprawnymi" i koniec. Szkoda czasu na takie seanse.
OdpowiedzUsuń