Portal internetowy „Kostnica”, poświęcony szeroko pojętej grozie, co roku z
okazji Halloween organizuje konkurs na najlepsze opowiadania z dreszczykiem. „Krwawnik”
to pierwsze papierowe wydanie laureatów ubiegłorocznego konkursu, których w
drodze głosowania wyłonili internauci. Jako, że portal „Kostnica” dopiero
wkracza w światek wydawniczy niniejszy zbiór opowiadań nie porywa gabarytami
oraz wysoką jakością papieru i okładki, aczkolwiek stronice uatrakcyjniono
niepokojącymi grafikami. A więc pomimo niskich nakładów pieniężnych wydawcy zrobili
wszystko, aby maksymalnie uprzyjemnić lekturę wielbicielom horroru. To tylko
dowód na to, że niedostatki budżetowe nigdy nie przyćmią pasji. Ale wydanie
wydaniem – najważniejszy jest poziom tekstów zamieszczonych w „Krwawniku”, a w
tej materii pozostaje mi jedynie oddać pokłon ich autorom, bo naprawdę nie
spodziewałam się, aż takiej bomby literackiej. Nie wiem, jak to się dzieje, ale
ilekroć stykam się z twórczością tak znanych pisarzy, jak i debiutantów
częściej podzielam zdanie zwykłych czytelników, aniżeli profesjonalnego jury. Pewnie,
dlatego spośród dwunastu zamieszczonych w „Krwawniku” tekstów, aż dziesięć
przypadło mi do gustu, z których z kolei połowa prezentuje mrożący krew w
żyłach, światowy poziom.
Prawie wszystkie
opowiadania zamieszczone w tym zbiorze osadzone są w preferowanej przeze mnie
konstrukcji narracyjnej. Nastrojowy początek, niepokojące rozwinięcie akcji i
miażdżący, długo pozostający w pamięci finał. Moim zdecydowanym faworytem jest
Tomasz Siwiec. Jego „Possesion” opowiada o przeprowadzce mężczyzny wraz ze swoimi
bliźniaczymi córeczkami do nowego mieszkania, celem pożegnania się z tragiczną
przeszłością, naznaczoną śmiercią jego żony. Już podczas pierwszej nocy
dziewczynki dziwnie się zachowują, a im dłużej przebywają w nowym mieszkaniu,
tym bardziej cierpią. Ale wbrew pozorom nie jest to kolejna konwencjonalna ghost story o poltergeiście. To, co
zalęgło się w murach tego feralnego mieszkania przekracza wszelkie granice
okrucieństwa. Nagromadzenie makabry w końcówce jest tak przytłaczające, że
chyba nie znajdzie się, ani jeden czytelnik, który przejdzie obok tej historii
obojętnie. Coś wstrząsającego!
Paulina Król,
blogerka, o której robi się coraz głośniej w światku wydawniczym zaproponowała
dwie historie. Jeśli miałabym wytypować lepszą to bez wahania postawiłabym na „Ultimatum”,
opowiadającą o tym, jak akt tworzenia powieści wpływa na psychikę autora. Jak
życie codzienne u boku niekochanej żony inspiruje pisaną historię i jak ta
opowieść oddziałuje na rzeczywistość. Gore,
nekrofilia to dla Pauliny nie pierwszyzna i choć akurat po jej prozie nie
spodziewałabym się, aż takiego nagromadzenia makabry to nie pozostaje mi nic
innego, jak powinszować pójścia na całość, dzięki czemu czytelnicy mają szansę
skonfrontować się z prawdziwie miażdżącym tekstem.
Drugie jej opowiadanie,
zatytułowane „Chłopski las”, wypadło odrobinę słabiej, co nie znaczy, że w
kontekście ogółu nie prezentuje sobą większej wartości. Wręcz przeciwnie!
Dojrzały styl, dzięki któremu Paulina opisuje niepokojącą leśną scenerię,
równocześnie budując niepokojący klimat swojej historii wręcz hipnotyzuje. Ale
najlepsza jest myląca koncepcja wstępu i rozwinięcia akcji. Skupienie na florze
leśnej, grzybobraniu i miłości do przyrody, którą oczywiście podzielam w ogóle
nie sygnalizuje miażdżącego finału. Wówczas autorce udała się rzecz rzadko
spotykana – bez nudnawego rozpisywania się skumulowała ogromny rozlew krwi na
niecałej stronicy i w dodatku zrobiła to ze znakomitym wyczuciem konwencji gore. Krótko: klimatyczno-makabryczne
opowiadanie!
Kolejnym
mistrzostwem jest tekst Patryka Hirsekorna, pt. „Mora”, opowiadający o
czternastoletnim Jakubie, który czyta ojcu pamiętnik swojego obecnie
chorującego na Alzheimera dziadka. Zapoznaje go z mrożącą krew w żyłach
historią topienia marzanny, której ojciec świadkował w wieku dziewięciu lat.
Jakub nieświadomie otwiera wrota do zapomnianego szaleństwa, dzięki czemu
serwuje czytelnikom mocny, krwawy finał. Nastrój tej opowieści wręcz
przytłacza, a groza, aż bucha z każdej strony. Coś idealnego dla fanów
klimatycznych straszaków ze wstrząsającymi zakończeniami.
Akcja „Satellite
15” Łukasza Radeckiego rozgrywa się w przyszłości na statku patrolowym,
co jak można się tego spodziewać stwarza klimat rodem z science fiction. To, co dzieje się na pokładzie statku to prawdziwa
jazda bez trzymanki nawet dla długoletnich, doświadczonych fanów gore. Plejada krwawych mordów –
rozwalanie głów, oblewanie rozgrzanym olejem, latające wnętrzności, stopione
twarze – a to wszystko opisane w najdrobniejszych, odstręczających szczegółach.
Kolejnym atutem jest oczywiście zaskakujący finał, ale nie będę zdradzać, na
czym polega jego geniusz – musicie sami to przeczytać!
Drugie
opowiadanie Radeckiego, zatytułowane „Kat”, wypadło troszkę słabiej od „Satellite 15”. Opowiada o kacie,
miewającym wizje, który popełnia błąd próbując dokonać egzekucji na skazanej za
czary kobiecie. Mocne strony tego tekstu to z pewnością porażający finał i
dotknięcie problematyki haniebnego procederu zabijania przez chrześcijan
heretyków oraz rzecz jasna brudny klimat minionych wieków. Ale rozwinięcie
akcji pozbawiono jakiegoś przykuwającego większą uwagę akcentu.
Bartosz Słowiński
i jego „Historia Edwina”… mmm, aż się rozmarzyłam na wspomnienie tego
klimatu rodem z najlepszych ghost stories.
To historia człowieka, który wynajmuje pokój w domu pewnej kobiety w Londynie,
w którym co noc musi przysłuchiwać się tajemniczym odgłosom zza drzwi. Z tak
umiejętnie budowanym nastrojem niezdefiniowanej grozy już dawno w literaturze
się nie spotkałam, a to wszystko dzięki niebywałemu warsztatowi Słowińskiego.
Do tych zachwytów należy jeszcze dodać intrygujące zakończenie, które sprytnie
wyłamuje się z wcześniej eksponowanej konwencji ghost story.
„Brzytwa” Tomasza Czarnego może poszczycić się wnikliwym podejściem
do postaci głównego bohatera. Jego przytłaczający smutek i desperacja po
utracie żony dzięki dojrzałemu stylowi autora udzielają się również
czytelnikom. Naprawdę trzeba znać się na swoim fachu, aby podobnie, jak Czarny
za pomocą kilku celnych zdań wykreować tak żywego bohatera. Jedyne, co
rozczarowuje to zakończenie – po takim piórze spodziewałam się większej bomby.
Maciej
Lewandowski poprzedził swoją „Jesienną muzykę” cytatem z
„Miasteczka Salem” Stephena Kinga, sugerując o czym będzie traktowało jego
opowiadanie. Ale fabularnie tekst silniej nawiązuje do tekstu Kinga zamieszczonego
w zbiorze „Nocna zmiana” pt. „Ktoś na drodze”. Chwała autorowi za odstręczającą
sylwetkę wampira, rodem ze starych, dobrych dla krwiopijców czasów. Naprawdę
szkoda, że „Jesienna muzyka” tak bardzo przypomina „Kogoś na drodze”, bo
pozbawia ją to większości zaskakujących akcentów, aczkolwiek warsztatowo jako
taka opowiastka na jeden raz spełnia swoje zadanie.
„Nie moja bajka” Krzysztofa
Pakuły opowiada o przerażających przygodach pewnego mężczyzny w święto
Halloween. Wówczas staje on oko w oko z koszmarem – osobliwą wariacją bajki o
„Jasiu i Małgosi” dla dorosłych. Pusta kamienica, dzieci poprzebierane za
upiorów, zjawiska paranormalne i… istna rzeź. Naprawdę ciekawy pomysł na fabułę
i choć miejscami opisy są odrobinę za bardzo rozwleczone to w obliczu takiego
nagromadzenia napięcia i rozlewu krwi można chyba przymknąć oko na te drobne
mankamenty.
Dwa opowiadania
nijak nie przypadły mi do gustu. Mowa o mało oryginalnej „Zagadce nieśmiertelności” Beaty
Smółkowskiej, traktującej o targowaniu się z Kostuchą, która odrzuciła mnie
przydługimi opisami funkcji nowinek technologicznych, slangiem i żartobliwym,
lekkim podejściem do tematu. Spodziewałam się horroru, a dostałam parodię.
Podobnie w moim odczuciu poległa Natalia Golik. O jej króciutkim „Na
drugie mi Jola” naprawdę ciężko
cokolwiek napisać, bo ledwo się zaczyna, a już mamy koniec. Może i jej historia
pewnego morderstwa wypadłaby lepiej, gdyby pokusiła się o jakiekolwiek
rozwinięcie akcji. W każdym razie ja tak oszczędnych w słowach tekstów nigdy
nie aprobowałam, co nie znaczy, że nie znajdą się osoby, które nie rozmiłują
się w tym opowiadanku.
Polscy autorzy
horrorów już dawno „wyszli z ukrycia” i tchnęli w naszą rodzimą literaturę
trochę życia, co „Krwawnik” tylko udowadnia. Miejmy tylko nadzieję, że
„Kostnica” nie poprzestanie na tym jednym zbiorze, bo biorąc pod uwagę jego
światowy poziom nasz rynek sporo by na tym stracił. Naprawdę gorąco zachęcam
wielbicieli szeroko pojętej grozy do zapoznania się z niniejszą antologią,
którą można nabyć tutaj w atrakcyjnej cenie.
Za książkę bardzo
dziękuję portalowi
Ostatnio widziałam na tym portalu konkurs o zbiór tych opowiadań, żałowałam, że wcześniej się na niego nie natknęłam, bo niestety był już zakończony :(
OdpowiedzUsuńNa https://www.facebook.com/carlamori.author?fref=ts właśnie trwa konkurs w którym można go wygrać :D
UsuńŚwietny blog i bardzo treściwe wpisy, na pewno skarbnica wiedzy, którą wykorzystam :)
OdpowiedzUsuń