1. „Siedem bram piekieł” (1981)
Oniryczny, pełen duszącego klimatu grozy horror o hotelu, w którym znajduje
się portal do Piekła, dotykający również tematyki żywych trupów. Przez wzgląd
na spore nagromadzenie przemocy film trafił w latach 80-tych na niesławną
brytyjską listę video nasty. Za to
osobliwa realizacja, przywodząca na myśl koszmar senny i odważne epatowanie
makabrą zdobyło serca fanów nurtu, którzy do dziś uważają „Siedem bram piekieł”
za najbardziej charakterystyczne dzieło Fulci’ego. Niezapomniana, bardzo długa
scena zjadania człowieka przez włochate pająki zapewne znacznie przyczyniła się
do niesłabnącej popularności niniejszego obrazu.
2. „Zombie pożeracze mięsa” (1979)
Kolejna pozycja zamieszczona na brytyjskiej liście filmów zakazanych.
Nieoficjalny włoski sequel kultowego zombie
movie George’a Romero, pt. „Świt żywych trupów”, w 1981 roku nominowany do
Saturna za najlepszą charakteryzację, zresztą całkowicie zasłużenie. Któż zdoła
wyrzucić z pamięci najsłynniejszą scenę „Zombie pożeraczy mięsa”, w trakcie
której trup w mocno posuniętym stanie rozkładu, z zarobaczywionymi oczodołami
wstaje z grobu? W horrorze wielokrotnie można spotkać się z tego rodzaju
sekwencją, ale żadna nawet nie dorównuje wizji Fulci’ego. Kolejną sceną, która przypieczętowała
sukces tej produkcji jest jakże makabryczny mord pewnej kobiety, której oko
zostaje nabite na drzazgę. Tak realistyczna i pomysłowa sekwencja nie mogła nie
zająć pierwszego miejsca w stworzonym w 2009 roku rankingu Newsweeka na
najokropniejszą scenę filmową.
3. „Nowojorski rozpruwacz” (1982)
Osobliwa mieszanka estetyki kina gore
z giallo, zakazana w Australii,
Finlandii, Niemczech, Norwegii i Wielkiej Brytanii, która pousuwała z kraju
wszystkie kopie filmu, wypuszczając go dopiero w 1997 roku w wersji
ocenzurowanej. Taka daleko idąca histeria na punkcie „Nowojorskiego rozpruwacza”
troszkę mnie zaskakuje, bo jak na Lucio Fulci’ego nie uświadczymy tutaj zbyt
dużego rozlewu krwi. Właściwie jedyna maksymalnie brutalna sekwencja ma miejsce
podczas legendarnego rozcinania kobiecie żyletką sutka i oka. Geniusz tego
obrazu tkwi raczej w klimacie i podtekstach - wielkomiejska atmosfera wszechobecnego
zepsucia i mizoginiczne kreacje kobiet. Postać kwaczącego mordercy, o dziwo, dodatkowo
podnosi ogólny poziom tego obrazu, sugerując widzom, że Fulci (co do niego
niepodobne) troszkę wyśmiewa estetykę giallo,
i to z pozytywnym skutkiem.
4. „Miasto żywej śmierci” (1980)
Kolejny zombie movie Lucio Fulci’ego
utrzymany w onirycznym klimacie grozy, który w Niemczech zakazany jest do dziś.
Na spragnionego mocnych wrażeń odbiorcę najsilniej oddziałuje mrożąca krew w
żyłach ścieżka dźwiękowa, Fabio Frizzi’ego, która byłaby niczym, gdyby nie
genialne wizualizowanie daleko idącej makabry Fulci’ego. Obaj panowie
zsynchronizowali się wręcz idealnie. Wszak gdyby nie muzyczne wyczucie Frizzi’ego
sceny mordów nie robiłyby aż tak wielkiego wrażenia, natomiast brak dosłowności
w epatowaniu przemocą szybko wyparłoby z pamięci ścieżkę dźwiękową. W „Mieście
żywej śmierci” reżyser skorzystał ze swojej ulubionej formy realizacji, co
najsilniej rzuca się w oczy w trakcie przybliżania ciała mężczyzny do wiertła,
tak maksymalnie przeciągniętej, pełnej napięcia sceny, że jestem przekonana, iż
zmrozi nawet starych wyjadaczy kina grozy. Kolejną genialną sekwencją jest
wymiotowanie własnymi jelitami – niesamowicie realistyczną dzięki wykorzystaniu
prawdziwych owczych wnętrzności. Pamiętacie scenę zjadania surowego mięsa przez
główną bohaterkę „Dziecka Rosemary”, do nagrania której Roman Polański nie
zawahał się wykorzystać prawdziwego rekwizytu? Cóż, Fulci chyba nieco zainspirował
się pedantycznością Polańskiego.
5. „Kot w mózgu” (1990)
Zdecydowanie najkrwawszy horror Lucio Fulci’ego, jaki do tej pory dane mi
było obejrzeć. Autoironiczna opowieść o zmęczeniu reżysera ciągłym kręceniem
makabrycznych produkcji, które powoli, acz konsekwentnie prowadzi go w stronę
prawdziwego szaleństwa. Siłą „Kota w mózgu” jest niewyobrażalne wręcz
nagromadzenie przemocy – to właściwie taka niemalże ciągła kompilacja odstręczających,
jakże przyjemnie kiczowatych scen gore.
Ćwiartowanie, kanibalizm, nazistowska orgia, wydłubywanie oczu… Wielbiciele
krwawego kina grozy powinni być jak najbardziej zadowoleni, w końcu to właśnie
dla nich nakręcono ten film.
6. „Dom przy cmentarzu” (1981)
Kolejny „reprezentant” brytyjskiej listy filmów zakazanych. Brudny klimat,
oryginalna praca kamery, która skupia się przede wszystkich na oczach aktorów,
odstręczająca charakteryzacja żywych trupów i oczywiście spory rozlew krwi to
przepis na idealne kino gore, z
którego Fulci, jak najbardziej skorzystał. Choć na tle pozostałych horrorów
reżysera, wchodzących w skład tzw. „Trylogii śmierci” (tj. „Siedmiu bram
piekieł i „Miasta żywej śmierci”) „Dom przy cmentarzu” wypada najsłabiej, z
uwagi na brak jakichś bardziej charakterystycznych scen mordów to już w zestawieniu
z twórczością innych reżyserów krwawego kina gore prezentuje się wręcz znakomicie.
7. „Aenigma” (1987)
Jaki może być slasher w wydaniu
Lucio Fulci’ego? Prosta odpowiedź: szokujący. „Aenigma” to typowy reprezentant
tego nurtu, ze schematyczną fabułą, tylko odrobinę urozmaiconą czarną magią,
ale wybijający się ponad przeciętność dzięki kilku pomysłowym scenom mordów.
Najsilniej wbija się w pamięć moment zgniatania dziewczyny przez tysiące ślimaków.
Ale Fulci z powodzeniem wykorzystał również swoje zamiłowanie do oniryzmu, w
atmosferze koszmaru sennego obrazując krwawiący obraz w muzeum. Wielbicieli slasherów „Aenigma” powinna zadowolić,
bo kto jak kto, ale Fulci znakomicie sprawdza się w absolutnie każdym nurcie,
reprezentującym krwawe kino grozy.
Kot w mózgu? Tak... muszę powiedzieć, że chyba już przejrzałem cały internet ;p. Od kotów ganiających za czerwoną kropką po koty w mózgu :D.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Melon
Numer 1 i 2 - czołówka włoskiego horroru, niezapomniane, oniryczne i bardzo stylowe dreszczowce.
OdpowiedzUsuńNumer 3 i 4 - już nie zrobiły na mnie takiego wrażenia, ale geniusz Fulciego w paru scenach się objawił.
Nr 5,6 i 7 - jeszcze nie oglądałem, na pewno kiedyś to nadrobię.
Moim ulubionym filmem Fulciego jest jednak finezyjne i przemyślane giallo pod tytułem "Siedem czarnych nut", widziałem go kilka razy i moim zdaniem jest to arcydzieło pod każdym względem, nie widzę tu absolutnie żadnych słabych stron. Na drugim miejscu stawiam zaś ambitne studium na temat prowincjonalnego społeczeństwa pt. "Nie torturuj kaczuszki", w którym elementy giallo również są obecne. W obu filmach nie widać jeszcze tego szaleństwa Fulciego, które cechuje jego filmy o zombie, ale i tak są to niebanalne, wysmakowane, gustowne, po prostu genialne produkcje.
Lucio Fulci to reżyser wszechstronny, oprócz udanych horrorów i thrillerów nakręcił też dobry western ("Czas masakry"), niezłą produkcję historyczną ("Beatrice Cenci"), fajną przygodówkę ("Biały kieł"), a także mocne kino gangsterskie ("Kontrabanda").
No Fulci to klasa sama w sobie. Ale jego filmy są bardzo specyficzne. Moje top 3 to:
OdpowiedzUsuń1. The Beyond
2. Zombie 2
3. House by the cemetery