sobota, 5 kwietnia 2014

„Under the Bed” (2012)

Recenzja na życzenie

Nastoletni Neal wraca do rodzinnego domu po dwuletniej „kuracji” u ciotki. Ku swojemu niezadowoleniu konstatuje, że ojciec pod jego nieobecność związał się z inną kobietą, a jego młodszy brat, Paulie, odkrył pod łóżkiem stwora, który przed laty sprowadził na Neala spore kłopoty. Obaj staną do nierównej walki z żądnym krwi potworem, który ukazuje się jedynie ich oczom pod osłoną nocy.

Horror twórcy „Silent Night”, Stevena C. Millera, skierowany głównie do młodszej części widowni. Pamiętacie „Wrota” z 1987 roku? Każdy, kto zetknął się z tą produkcją we wczesnym dzieciństwie pamięta, jaki niepokój wówczas odczuwał. Natomiast po latach ten czar, gdzieś prysnął, pozostawiając jedynie coś na kształt politowania. A to dlatego, że „Wrota” celowo skonstruowano tak, aby dotrzeć do młodej widowni – wywlec na światło dzienne ich, niezrozumiałe dla dorosłych, dziecięce lęki. Podobnie jest z „Under the Bed”. Gdybym była kilkanaście lat młodsza Millerowi z pewnością udałoby się mnie przerazić, ale specyfika jego filmu nie ma absolutnie żadnej szansy zaspokoić wymagań dorosłej kobiety, co nie znaczy, że takie lekkie horrorki dla małolatów nie są potrzebne. W końcu to głównie one rozpalają miłość do gatunku w młodych umysłach, z czasem popychając je do konfrontacji z czymś cięższym.

Problematyka „Under the Bed” z pewnością większości widzów skojarzy się z „Boogeymanen” z 2005 roku, ale tylko dlatego, że moim zdaniem właściwa inspiracja reżysera, czyli „Strach przed ciemnością” (2003) jest nieznana w szerszych kręgach. Podobnie, jak to miało miejsce w tym kanadyjskim obrazie w „Under the Bed” mamy dwóch braci konfrontujących się z potwornościami ukrywającymi się w mroku. Jednakże punktem zapalnym nie są wszystkie ciemne miejsca w domu, a jedynie łóżko w dawnym pokoju Neala, obecnie zajmowanym przez Pauliego. Film rozpoczyna scena powrotu starszego brata z „wygnania” u ciotki, do której przed dwoma laty wysłał go ojciec po piromańskim wybryku, na skutek którego umarła jego żona. Po dotarciu do domu chłopak poznaje nową kobietę ojca, do której niesłusznie czuje niechęć. Swoją drogą odcięcie się twórców od często poruszanego w kinematografii motywu złej macochy, pomimo swojej prostoty bardzo mnie zadowoliło. Po krótkiej sekwencji powitalnego przyjęcia, na którym Neal bez zdziwienia odkrywa, że jego osoba wśród rówieśników traktowana jest z daleko idącym ostracyzmem, chłopak rusza do domu na spotkanie z ukochanym braciszkiem. I tutaj następuje jedna z najbardziej niepotrzebnych scen tego filmu. Powolna, pełna napięcia, potęgowanego nastrojową ścieżką dźwiękową wędrówka przerażonego Neala w stronę drzwi frontowych przez wzgląd na brak objaśnienia, co też jest przyczyną tego niepokoju, zamiast straszyć jedynie śmieszy. Ot, widzimy prawie dorosłego mężczyznę, który boi się własnego domu. Oczywiście z czasem poznamy źródło tego lęku, ale w tym konkretnym momencie go nie znamy, dlatego też w moim mniemaniu ta na siłę wtłoczona w scenariusz sekwencja była zupełnie niepotrzebna. Gdy Neal w końcu dociera do brata odkrywa, że mały po przeprowadzce do jego pokoju co noc konfrontuje się z potworem mieszkającym pod jego łóżkiem – podobnie, jak Neal przed laty. I od tego momentu będzie miał miejsce cały ciąg zdarzeń, nawiązujący do dziecięcych lęków. Gruzowata łapa wychylająca się nocą spod łóżka, strach przed ciemnością i koszmary senne. W tym ostatnim na szczególną uwagę zasługuje drzemka Pauliego w szkole i jego senna konfrontacja w czerwonym reflektorowym świetle z zabawnym, wiedźmowatym stworem.

Podczas pierwszego wspólnego nocowania naszych protagonistów twórcy chyba zapomnieli, o czym ma traktować ten film. Wówczas chłopcy bez żadnych oporów poddają się snu, a dopiero nazajutrz Paulie zdradza swojego starszemu bratu, jakie to techniki przyjął, aby umknąć burczącemu pod łóżkiem stworowi (wskakiwanie z rozpędu na łóżko i sen przy zapalonym świetle). Od tego momentu, ku wielkiemu niezadowoleniu ojca bracia będą nocować razem w jednym pokoju, nocą konfrontując się czymś gnieżdżącym się pod ich łóżkiem. Przyjście stwora zwiastuje gęsta mgła spowijająca całe pomieszczenie, a jego zdolności nie ograniczają się jedynie do denerwującego chrząkania – potrafi również unosić przedmioty siłą umysłu. Chciałabym powiedzieć, że dziwaczne nocne przygody Neala i Pauliego są pełnym napięcia i potworności popisem wyczucia gatunku Millera, ale niestety wszystko jest tak łagodne, chwilami nawet zabawne, że jedyna postawa, jaką dorosły odbiorca może przyjąć podczas seansu „Under the Bed” to odrzucenie jakichkolwiek oczekiwań stricte horrorowych na rzecz zwykłej nadnaturalnej młodzieżówki. Film może i nie nudzi, ale na pewno nie zobaczymy tutaj niczego, co choćby na chwilę podniosło nam poziom adrenaliny we krwi. Chyba, że mamy mniej niż dziesięć lat. Nawet bardzo krwawy finał nie ma w sobie ani krztyny dramatyzmu. Ot, nieciekawie zwizualizowany stwór rozszarpuje na strzępy każdego, kto mu stanie na drodze, a nieumiejętnie potęgowana atmosfera sprawia, że wymagającym widzom właściwie jest wszystko jedno kto i jak zginie. Nie wspominając już o bzdurnej podróży do wygenerowanego komputerowo mitycznego świata, przez bramę znajdującą się pod łóżkiem naszych protagonistów…

Pomimo braku wyczucia gatunku, albo co bardziej prawdopodobne ścisłego dostosowania jego reguł do wymagań młodszej części widowni, „Under the Bed” może poszczycić się profesjonalną realizacją. Klimatu nie ma tutaj wcale, aczkolwiek pracy kamery nie można niczego zarzucić. Obsadzie też nie. Szczególnie zadowala kreacja zbuntowanego Neala przez Jonny’ego Westona, ale i mały Paulie w wydaniu Gattlina Griffitha dużo mu nie ustępuje.

Jak już zaznaczyłam na wstępie „Under the Bed” jest obrazem skierowanym głównie do osób poniżej dziesiątego roku życia. Celowo skonstruowano go tak, aby zaspokoić wymagania początkujących, młodocianych wielbicieli gatunku, co również jest potrzebne. Ale nie dorosłym odbiorcom. Jeśli mowa o takich lekkich horrorach to ja zdecydowanie wolę „Strach przed ciemnością”, do którego „Under the Bed” mocno nawiązuje, bo pomimo epatowania sztucznymi efektami komputerowymi ma w sobie pewien dziecięcy, klimatyczny urok, którego troszkę zabrakło w niniejszej produkcji.

6 komentarzy:

  1. Świetny post ! :)
    co powiesz na wspólną obserwację ?
    http://life-is-beautiful17.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy mogę się spodziewać recenzji Linii śmierci? :)

    http://www.filmweb.pl/film/Linia+%C5%9Bmierci-1972-34820

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! Czy mogę prosić o recenzję filmu ,,Osada'' z 2004 roku? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja nie kupuje już łóżek, pod którymi może być miejsce dla czegoś... przezorny zawsze ubezpieczony :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie obeobejrzałam film. Pomimo tego, że to było naiwne, a momentami nawet płakałam że śmiechu, nie uważam, że ten horror mogłyby oglądać dziesięciolatki,nie wspominając o jeszcze młodszych dzieciach. Ale gdyby był puszczane w telewizji, pewnie miałby znacznik 12+.
    Ogółem rzecz biorąc, efekty uważam za słabe, a co jakiś czas gra aktorów była z lekka amatorska.
    Jednak pewnie jeszcze długo będę się z tego śmiała. ^^

    OdpowiedzUsuń