Nastoletni Neal wraca do rodzinnego domu po dwuletniej „kuracji” u ciotki.
Ku swojemu niezadowoleniu konstatuje, że ojciec pod jego nieobecność związał
się z inną kobietą, a jego młodszy brat, Paulie, odkrył pod łóżkiem stwora,
który przed laty sprowadził na Neala spore kłopoty. Obaj staną do nierównej
walki z żądnym krwi potworem, który ukazuje się jedynie ich oczom pod osłoną
nocy.
Horror twórcy „Silent Night”, Stevena C. Millera, skierowany głównie do
młodszej części widowni. Pamiętacie „Wrota” z 1987 roku? Każdy, kto zetknął się
z tą produkcją we wczesnym dzieciństwie pamięta, jaki niepokój wówczas
odczuwał. Natomiast po latach ten czar, gdzieś prysnął, pozostawiając jedynie
coś na kształt politowania. A to dlatego, że „Wrota” celowo skonstruowano tak, aby
dotrzeć do młodej widowni – wywlec na światło dzienne ich, niezrozumiałe dla
dorosłych, dziecięce lęki. Podobnie jest z „Under the Bed”. Gdybym była
kilkanaście lat młodsza Millerowi z pewnością udałoby się mnie przerazić, ale
specyfika jego filmu nie ma absolutnie żadnej szansy zaspokoić wymagań dorosłej
kobiety, co nie znaczy, że takie lekkie horrorki dla małolatów nie są
potrzebne. W końcu to głównie one rozpalają miłość do gatunku w młodych
umysłach, z czasem popychając je do konfrontacji z czymś cięższym.
Problematyka „Under the Bed” z pewnością większości widzów skojarzy się z
„Boogeymanen” z 2005 roku, ale tylko dlatego, że moim zdaniem właściwa
inspiracja reżysera, czyli „Strach przed ciemnością” (2003) jest nieznana w
szerszych kręgach. Podobnie, jak to miało miejsce w tym kanadyjskim obrazie w
„Under the Bed” mamy dwóch braci konfrontujących się z potwornościami ukrywającymi
się w mroku. Jednakże punktem zapalnym nie są wszystkie ciemne miejsca w domu,
a jedynie łóżko w dawnym pokoju Neala, obecnie zajmowanym przez Pauliego. Film
rozpoczyna scena powrotu starszego brata z „wygnania” u ciotki, do której przed
dwoma laty wysłał go ojciec po piromańskim wybryku, na skutek którego umarła
jego żona. Po dotarciu do domu chłopak poznaje nową kobietę ojca, do której
niesłusznie czuje niechęć. Swoją drogą odcięcie się twórców od często
poruszanego w kinematografii motywu złej macochy, pomimo swojej prostoty bardzo
mnie zadowoliło. Po krótkiej sekwencji powitalnego przyjęcia, na którym Neal
bez zdziwienia odkrywa, że jego osoba wśród rówieśników traktowana jest z
daleko idącym ostracyzmem, chłopak rusza do domu na spotkanie z ukochanym
braciszkiem. I tutaj następuje jedna z najbardziej niepotrzebnych scen tego
filmu. Powolna, pełna napięcia, potęgowanego nastrojową ścieżką dźwiękową
wędrówka przerażonego Neala w stronę drzwi frontowych przez wzgląd na brak
objaśnienia, co też jest przyczyną tego niepokoju, zamiast straszyć jedynie
śmieszy. Ot, widzimy prawie dorosłego mężczyznę, który boi się własnego domu.
Oczywiście z czasem poznamy źródło tego lęku, ale w tym konkretnym momencie go
nie znamy, dlatego też w moim mniemaniu ta na siłę wtłoczona w scenariusz
sekwencja była zupełnie niepotrzebna. Gdy Neal w końcu dociera do brata
odkrywa, że mały po przeprowadzce do jego pokoju co noc konfrontuje się z
potworem mieszkającym pod jego łóżkiem – podobnie, jak Neal przed laty. I od
tego momentu będzie miał miejsce cały ciąg zdarzeń, nawiązujący do dziecięcych
lęków. Gruzowata łapa wychylająca się nocą spod łóżka, strach przed ciemnością
i koszmary senne. W tym ostatnim na szczególną uwagę zasługuje drzemka Pauliego
w szkole i jego senna konfrontacja w czerwonym reflektorowym świetle z
zabawnym, wiedźmowatym stworem.
Podczas pierwszego wspólnego nocowania naszych protagonistów twórcy chyba
zapomnieli, o czym ma traktować ten film. Wówczas chłopcy bez żadnych oporów
poddają się snu, a dopiero nazajutrz Paulie zdradza swojego starszemu bratu,
jakie to techniki przyjął, aby umknąć burczącemu pod łóżkiem stworowi (wskakiwanie
z rozpędu na łóżko i sen przy zapalonym świetle). Od tego momentu, ku wielkiemu
niezadowoleniu ojca bracia będą nocować razem w jednym pokoju, nocą
konfrontując się czymś gnieżdżącym się pod ich łóżkiem. Przyjście stwora
zwiastuje gęsta mgła spowijająca całe pomieszczenie, a jego zdolności nie
ograniczają się jedynie do denerwującego chrząkania – potrafi również unosić
przedmioty siłą umysłu. Chciałabym powiedzieć, że dziwaczne nocne przygody
Neala i Pauliego są pełnym napięcia i potworności popisem wyczucia gatunku
Millera, ale niestety wszystko jest tak łagodne, chwilami nawet zabawne, że
jedyna postawa, jaką dorosły odbiorca może przyjąć podczas seansu „Under the
Bed” to odrzucenie jakichkolwiek oczekiwań stricte horrorowych na rzecz zwykłej
nadnaturalnej młodzieżówki. Film może i nie nudzi, ale na pewno nie zobaczymy
tutaj niczego, co choćby na chwilę podniosło nam poziom adrenaliny we krwi.
Chyba, że mamy mniej niż dziesięć lat. Nawet bardzo krwawy finał nie ma w sobie
ani krztyny dramatyzmu. Ot, nieciekawie zwizualizowany stwór rozszarpuje na
strzępy każdego, kto mu stanie na drodze, a nieumiejętnie potęgowana atmosfera
sprawia, że wymagającym widzom właściwie jest wszystko jedno kto i jak zginie.
Nie wspominając już o bzdurnej podróży do wygenerowanego komputerowo mitycznego
świata, przez bramę znajdującą się pod łóżkiem naszych protagonistów…
Pomimo braku wyczucia gatunku, albo co bardziej prawdopodobne ścisłego
dostosowania jego reguł do wymagań młodszej części widowni, „Under the Bed”
może poszczycić się profesjonalną realizacją. Klimatu nie ma tutaj wcale,
aczkolwiek pracy kamery nie można niczego zarzucić. Obsadzie też nie.
Szczególnie zadowala kreacja zbuntowanego Neala przez Jonny’ego Westona, ale i
mały Paulie w wydaniu Gattlina Griffitha dużo mu nie ustępuje.
Jak już zaznaczyłam na wstępie „Under the Bed” jest obrazem skierowanym
głównie do osób poniżej dziesiątego roku życia. Celowo skonstruowano go tak,
aby zaspokoić wymagania początkujących, młodocianych wielbicieli gatunku, co
również jest potrzebne. Ale nie dorosłym odbiorcom. Jeśli mowa o takich lekkich
horrorach to ja zdecydowanie wolę „Strach przed ciemnością”, do którego „Under
the Bed” mocno nawiązuje, bo pomimo epatowania sztucznymi efektami
komputerowymi ma w sobie pewien dziecięcy, klimatyczny urok, którego troszkę
zabrakło w niniejszej produkcji.
Świetny post ! :)
OdpowiedzUsuńco powiesz na wspólną obserwację ?
http://life-is-beautiful17.blogspot.com/
Kiedy mogę się spodziewać recenzji Linii śmierci? :)
OdpowiedzUsuńhttp://www.filmweb.pl/film/Linia+%C5%9Bmierci-1972-34820
W przyszłym tygodniu.
UsuńHej! Czy mogę prosić o recenzję filmu ,,Osada'' z 2004 roku? :)
OdpowiedzUsuńJa nie kupuje już łóżek, pod którymi może być miejsce dla czegoś... przezorny zawsze ubezpieczony :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie obeobejrzałam film. Pomimo tego, że to było naiwne, a momentami nawet płakałam że śmiechu, nie uważam, że ten horror mogłyby oglądać dziesięciolatki,nie wspominając o jeszcze młodszych dzieciach. Ale gdyby był puszczane w telewizji, pewnie miałby znacznik 12+.
OdpowiedzUsuńOgółem rzecz biorąc, efekty uważam za słabe, a co jakiś czas gra aktorów była z lekka amatorska.
Jednak pewnie jeszcze długo będę się z tego śmiała. ^^