piątek, 27 marca 2020

Herbert George Wells „Niewidzialny człowiek”


Do gospody „Pod Dyliżansem” w angielskiej wsi Iping przybywa tajemniczy mężczyzna z obandażowaną twarzą. Wynajmuje pokój, nie wdając się z nikim w dłuższe rozmowy. Większość czasu spędza w zamknięciu, unikając wszelkiego towarzystwa, potęgując tym i tak już niemałe zaciekawienie gospodarzy i ich znajomych, którzy nie ustają w próbach wywiedzenia się czegoś. Ich wścibstwo coraz bardziej wyprowadza nieznajomego z równowagi, a jego złość powoli przeradza się w agresję względem zakłócających jego spokój nieproszonych gości. Ludzi pragnących dowiedzieć się dlaczego tak wygląda i jakiej to dokładnie pracy oddaje się w czterech ścianach wynajmowanej izby. Prawda przechodzi ich najśmielsze wyobrażenia. Wkrótce okazuje się bowiem, że tajemniczy przybysz jest niewidzialny.

Pierwotnie wydana w 1897 roku minipowieść „The Invisible Man” (pol. „Niewidzialny człowiek”) to jedno z najpopularniejszych (obok „Wojny światów”, „Wehikułu czasu” i „Wyspy doktora Moreau”) dzieł autorstwa angielskiego pisarza Herberta George'a Wellsa, nazywanego jednym z ojców science fiction i swego rodzaju prorokiem. Jego wizje często wybiegały w przyszłość – w bogatej twórczości H.G. Wellsa bez trudu można znaleźć technologiczne i naukowe echa następnych epok. Naszej teraźniejszości. Samoloty, telewizja, podróże kosmiczne, broń jądrowa, a nawet Internet – wielu jest przekonanych, że Wells wszystko to przewidział. „Niewidzialny człowiek” powstał z inspiracji balladą sir Williama Schwencka Gilberta pt. „The Perils of Invisibility” oraz filozoficzno-politycznym dziełem Platona zatytułowanym „Politeia” (pol. „Państwo”). Najpierw było opowiadanie, któremu Wells nadał nazwę „The Man at the Coach and Horses”, ale jako że nie był z niego zadowolony, zdecydował się rzecz rozbudować – zamienić w powieść, którą ostatecznie nazwał „The Invisible Man”.

Pierwsza filmowa wersja „Niewidzialnego człowieka” ukazała się w 1933 roku – amerykański obraz pod tym samym tytułem w reżyserii Jamesa Whale'a – a obecnie mamy już całe mnóstwo mniej (np. głośne „Człowiek widmo” Paula Verhoevena i „Niewidzialny człowiek” Leigh Whannella) i bardziej wiernych oryginałowi filmów zainspirowanych tym ponadczasowych dziełem nieśmiertelnego H.G. Wellsa, które swoją drogą doczekało się również swoich komiksowych odpowiedników. Dziś ten XIX-wieczny utwór może wydawać się już nieco przebrzmiały. Z punktu widzenia współczesnego czytelnika konstrukcja fabularna „Niewidzialnego człowieka” może okazać się zanadto uproszczona i dość naiwna, dialogi pompatyczne, a sposób snucia opowieści z lekka toporny. I jeszcze to archaiczne słownictwo... Staranne wydanie Zysk i S-ka z 2020 roku, w twardej oprawie i w tłumaczeniu Eugenii Żmijewskiej, z mroczną grafiką Anny M. Damasiewicz na froncie, zostało wypuszczone z okazji wejścia na ekrany kin psychologicznego thrillera science fiction Leigh Whannella, bardzo luźno opartego na rzeczonej minipowieści Wellsa. Jestem przekonana, że już sama jakość owej edycji skusi niejednego czytelnika spragnionego mocniejszych wrażeń. To dobrze, bo literaturę legendarnego Herberta George'a Wellsa warto znać, ale z drugiej strony, jeśli nie ma się zamiłowania do archaicznych form, to obawiam się, że „Niewidzialny człowiek” może okazać się przeprawą nader męczącą. Nie jestem pewna, czy utwór ten jest najlepszym wyborem „na pierwszy raz z Wellsem”, ale podejrzewam też, że część dzisiejszych czytelników dzięki niemu poczuje przymus zapoznania się z innymi wiekopomnymi dziełami tego angielskiego mistrza literatury science fiction, który notabene nie gardził też innymi gatunkami. Ale kojarzony jest głównie z fantastyką naukową, którą to wzniósł na inny poziom, nadal chętnie eksplorowany przez wszelkiej maści artystów. W „Niewidzialny człowieku” potężna groźba unaocznia się już na pierwszych stronicach, pod postacią nieznajomego jegomościa z obandażowaną twarzą. Jego głowę zdobi pilśniowy kapelusz, na dłoniach ma ciepłe rękawiczki, a w ręku dzierży kuferek. Człowiek ten wstępuje w skromne progi przybytku prowadzonego przez państwo Hall, w angielskiej wsi Iping. Do gospody „Pod Dyliżansem”, gdzie niezwłocznie wynajmuje pokój. Pojawianie się tak nietypowo prezentującego się, a przy tym małomównego, gościa, rodzi ciekawość przedstawicieli tej prostej społeczności. Co mu się przydarzyło? Cóż takiego porabia za zamkniętymi drzwiami wynajętego pokoju? Skąd przybywa i w jakim celu? I wreszcie, kim jest ten gburowaty egzotyk? Bandaże sugerują jakiegoś rodzaju okaleczenie twarzy, a przedmioty, które gromadzi w swojej tymczasowej izbie wskazują na to, że prowadzi jakieś badania naukowe. Albo jest poszukiwanym przez policję przestępcą, który w zaciszu pokoju w gospodzie „Pod Dyliżansem” poświęca się czemuś sprzecznemu z prawem. Wells, swoim zwyczajem, w „Niewidzialnym człowieku” wystawia krytyczną diagnozę, tym razem niewielkiemu społeczeństwu. Ci mieszkańcy wsi Iping, których wręcz rozpala zaciekawienie przybyszem z zasłoniętym obliczem, to ten typ osób, który chyba nigdy nie wyginie. To znaczy pani Hall i jej znajomi posiadają cechy, które nadal nad wyraz uwidaczniają się we wszelkich skupiskach ludzkich. Silniej w mniejszych, ale i w wielkich aglomeracjach wścibstwa i zamiłowania do rozsiewania przeróżnych plotek nie brakuje. Ludzie są z natury ciekawi. A jak wiadomo, ciekawość to pierwszy stopień do piekła, co dobitnie udowadnia H.G. Wells w swojej krótkiej powieści, która weszła do kanonu żelaznych klasyków literatury science fiction. Autor „Niewidzialnego człowieka” czyni to w dość prześmiewczy sposób. Wydaje się, ze celowo przerysowuje niektóre postaci, wyolbrzymia ich wady, aby wydźwięk z całą mocą dotarł do odbiorcy; bawiąc go i jednocześnie ucząc. Nie wpychaj nosa w nie swoje sprawy, bo może się to dla ciebie źle skończyć. Obandażowany przybysz, tak w słowach, jak w czynach, stara się przekazać tę cenną naukę nagabywającym go mieszkańcom Iping. Ale ciekawość jest oczywiście silniejsza od obowiązku poszanowania prywatności bliźnich. Co prawda mam przekonanie, że Wells nie miał tutaj na myśli aktualnie panującej mody, rozprzestrzeniającej się głównie na portalach społecznościowych, ale obserwując natarczywe próby podejrzenia pustelniczego życia nieznajomego gościa „Pod Dyliżansem” podejmowane przez paru mieszkańców Iping, wprost nie mogłam oprzeć się skojarzeniom z wchodzeniem z butami w życie innych poprzez Internet. Różnica jest tylko taka, że „internetowi celebryci” takiej uwagi łakną. Sami w ten sposób chętnie obnażają się w Sieci, podczas gdy tajemniczy jegomość na początku omawianej książki lokujący się w gospodzie „Pod Dyliżansem”, zazdrośnie strzeże swojej prywatności. To klasyczny burzyciel, a i owszem, ale moim zdaniem odznacza się też o niebo przytomniejszą ostrożnością od nas, „dobrowolnych ofiar technologicznego rozkwitu”.

Utwór science fiction, satyra społeczno-obyczajowa, ale i minipowieść grozy. „Niewidzialny człowiek” Herberta George'a Wellsa jest tym wszystkim, choć powiedziałabym, że proporcje są raczej nierówne. Elementów horroru i thrillera w burzliwych dziejach tytułowego czarnego charakteru nie odnalazłam wiele, ale chwilami Wells niewątpliwie wprowadzał aury charakterystyczną dla tych gatunków. Trochę przynajmniej pozornej nadnaturalności i więcej śmiertelnego, zdefiniowanego, niebezpieczeństwa, które zdaje się wisieć nad każdy, kto z premedytacją bądź tylko przypadkowo wkroczył w osobistą przestrzeń Niewidzialnego Człowieka. Genialnego, ale i demonicznego naukowca, który troszczy się jedynie o własne dobro. I marzy o władzy absolutnej. Jak na rasowego megalomana przystało, człowiek ów nie ma wątpliwości, że niepodzielna władza nad państwem, a może nawet światem, należy mu się zdecydowanie bardziej niż innym. Bo jest wyjątkowy – jedyny taki egzemplarz na całym globie. I tu ma rację, bo nigdzie indziej nie znajdziemy drugiego Niewidzialnego Człowieka. Ale dlaczego ma to dawać komuś prawo do objęcia niepodzielnych rządów? Rządów terroru, na dodatek, bo ten oto Wellsowski pretendent do tronu, wcale nie ukrywa, że właśnie zamordyzm ma zamiar wprowadzić. Bo szczerze nienawidzi ludzkości, bo to prawdopodobnie będzie łechtać jego rozbuchane ego, bo tkwi w nim silny apetyt na przemoc i... bo po prostu może. Może swobodnie terroryzować ten przebrzydły gatunek, którym według niego jest ludzkość. Przekonana o swojej wysokiej inteligencji, a w istocie nader prymitywna. Z wyjątkiem tytułowego antybohatera omawianej klasycznej historii „ze stajni” jednego z najwybitniejszych twórców literatury science fiction. Takie zdanie o sobie ma Niewidzialny Człowiek, choć trzeba dodać, że ma świadomość, że istnieją na świecie osoby, którym niezbyt daleko do jego intelektu. Ludzie uczeni, tak jak on, ale już niemogący pochwalić się tak zdumiewającymi wynikami swoich badań, jak efekt jego długoletniej pracy. Tak naprawdę zatruty owoc jego uciążliwych starań. Wynalazek tytułowego jegomościa w pewnym sensie jest katalizatorem jego mrocznej natury. Znacznie wzmaga jego wady – egoizm, narcyzm, brak empatii i marzenia o wielkości, zawsze w nim były, ale gdy stał się niewidzialny dla oka każdego żyjącego stworzenia, z sobą włącznie, to zaczął stanowić realne zagrożenie dla ogółu społeczeństwa. Nie tylko jednostek, jak to miało miejsce przedtem. Bo jak to często z uczonymi pionierami w science fiction bywa, ów geniusz, postanowił wykorzystać unikalny owoc swojej pracy do niecnych celów. W sposób, który niósłby korzyść tylko jemu. Nie trzeba chyba dodawać, że Wells stworzył antybohatera praktycznie nieśmiertelnego – tak nośny czarny charakter, że nawet teraz, przeszło sto lat później, jest mile widzianym gościem w różnej maści artystycznym wizjach. Niewidzialny Człowiek to marka sama w sobie – gość, który prawdopodobnie nigdy nie umrze, bo sztuka od zarania dziejów dopomina się takich, bądź co bądź, złożonych postaci, które łatwo ulegają modyfikacjom. Tak, Niewidzialny Człowiek jest niczym glina, która we wprawnych artystycznych rękach może zyskiwać formę atrakcyjną dla każdego kolejnego pokolenia. Ale czy prototyp może intrygować, a przy tym rodzić obawę porównywalną do tej, co jego nowsze wydania? To zależy. Głównie od tego, jaki poziom tolerancji, jeśli już nie sympatii, mamy dla przestarzałej już stylowości od dawna nieżyjących już pisarzy. Bo jak by na to nie patrzeć, pierwsza opowieść o Niewidzialnym Człowieku, warsztatowo trochę na aktualności straciła. Teraz już raczej się tak nie pisze, a na pewno nie zazwyczaj. I wielka szkoda, bo przecież wciąż nie brakuje czytelników, którzy nie tylko z łatwością wchodzą do literackich światów przedstawionych przed wiekami, ale i wręcz rozpływają się w tych pod wieloma względami magicznych klimatach. I na dodatek odnajdują w niejednym takim sędziwym dziele echa współczesności. A „Niewidzialny człowiek” bez wątpienia jest jednym z nich – jednym z utworów niby przestarzałych, a przecież tak zdumiewająco, dręcząco wręcz aktualnych. Nostradamus przy Herbercie George'u Wellsie może się schować.

Ciekawe, ile ostało się długoletnich miłośników literatury science fiction, ale i epickich utworów grozy, którzy „Niewidzialnego człowieka” Herberta George'a Wellsa mają dopiero przed sobą. Podejrzewam, że niewielu, że jestem jedną z nielicznych osób, która dopiero teraz tę minipowieść „połknęła”. Fundamentalne zaniedbanie? Może. Sami to rozsądźcie, Wy wszyscy, którzy już dawno temu zapałaliście trwałą miłością do tego ogromnie zasłużonego dzieła. Tak, „Niewidzialny człowiek” to pozycja absolutnie obowiązkowa nie tylko dla koneserów klasycznej prozy, ale i w sumie każdego szanującego się wielbiciela fantastyki naukowej, horroru, thrillera, ale i satyry społeczno-obyczajowej. I poszukiwaczy proroczy wizji, które już można z łatwością dodatnio (przynajmniej po części) zweryfikować. Nie wszyscy oni oryginałem „Niewidzialnego człowieka” się zachłysną, a część z nich prawdopodobnie będzie miała pewne problemy z dobrnięciem do końca. A bo archaiczny warsztat... Ale tak czy inaczej znać trzeba, więc proszę postarajcie się, też Wy wszyscy, którzy za dawnymi formami literackimi generalnie nie przepadacie. Bo mimo wszystko zakładam, że są wśród Was też takie osoby, które pomimo niesłabnącej sławy tego tytułu (w wydaniu książkowym), jeszcze szansy mu nie dali.
 
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz