Specjalista do spraw bezpieczeństwa, Thomas „Jack” Jackman zostaje wysłany
do stacji badawczej na Saharze, z którą na skutek burzy piaskowej utracono łączność.
Po dotarciu na miejsce mężczyzna zastaje opustoszałe pomieszczenia, z
ostrzeżeniami i tajemniczymi zaklęciami wypisanymi na ścianach. Nazajutrz Jack spotyka
młodą kobietę, JC, która utrzymuje, że należała do ekipy stacji badawczej. Choć
dziewczyna pragnie, jak najszybciej odjechać Jack dostaje polecenie pozostania
na miejscu do czasu przyjazdu policji. Wkrótce JC zdradza mu, że wraz z resztą
ekipy zajmowała się odwiertami, które przypadkiem doprowadziły ich do
niepokojącego zjawiska, które z czasem zaczęło wpływać na psychikę całej grupy.
Obcując z filmowym horrorem z rzadka natykam się na mało znane obrazy, co
do których nie mam absolutnie żadnych oczekiwań, choćby po opisie będąc
przekonana o ich niskiej wartości, a które w rezultacie oferują mi więcej,
aniżeli wszystkie szeroko reklamowane filmy razem wzięte. Tak było w przypadku koprodukcji
Stanów Zjednoczonych, Australii, Wielkiej Brytanii i Węgier, wyreżyserowanej
przez Anthony’ego Wallera. Twórca „Amerykańskiego wilkołaka w Paryżu” wziął na
warsztat dwa często poruszane w kinie grozy tematy, halucynacje i Szatana,
zmiksował je i wtłoczył w jakże potęgującą klimat pustynną scenerię. W efekcie
otrzymałam intrygującą historię, prowadzoną z poszanowaniem wszelkich reguł
gatunku, ale w kilku momentach niepozbawioną paru drobnych wad.
Waller ograniczył liczbę bohaterów do dwóch osób. Specjalisty do spraw bezpieczeństwa,
wykreowanego przez Adriana Paula, który niestety miał poważne kłopoty z mimiką.
Dopóki jego rola wymagała stateczności, swego rodzaju powściągliwości w
ukazywaniu emocji radził sobie całkiem znośnie. Natomiast w trakcie późniejszych,
kulminacyjnych dla filmu scen, gdy wpadł w sidła demonów tych biblijnych bądź
wewnętrznych, coraz bardziej popadając w szaleństwo jego mimika miała w sobie
mniej autentyzmu niż współczesne efekty komputerowe. Dużo lepiej wypadła
partnerująca mu Kate Nauta. Ze względu na fakt, że to ona stanowi swego rodzaju
zapalnik umysłowej destrukcji Jacka oraz spoczywa na niej niełatwe zadanie
oszukiwania widzów naprawdę zrobiła wszystko, co tylko możliwe, aby uwiarygodnić
swoją kreację. Początkowe sceny obrazujące samotną wędrówkę Jacka po
opuszczonej stacji badawczej są dowodem niesamowitego wyczucia gatunku
reżysera. Burza piaskowa pośrodku oddalonej od cywilizacji Sahary, ciemne
korytarze placówki, ściany pełne wypisanych ostrzeżeń i wreszcie wypatroszony
kojot leżący na środku pokoju w mistycznym kręgu, w towarzystwie wypisanych na ścianach
zaklęć. To wszystko znacznie potęguje uczucie całkowitego wyalienowania oraz niezdefiniowanego
niebezpieczeństwa czyhającego na niczego nieświadomego Jacka. Nazajutrz, gdy
tylko ujrzymy biegającą po pustyni, wyłaniającą się jakby znikąd JC nasze
podejrzenia raptownie skupią się na niej. O wiele szybciej niż Jack zaczniemy domniemywać,
że nie jest tym, za kogo się podaje. Jednakże na konkrety będziemy musieli
troszkę zaczekać, bowiem Waller dosyć długo utrzymuje naturę zagrożenia w
tajemnicy, ale nie na tyle, żeby znużyć odbiorcę. Co oczywiście jest kolejnym
dowodem jego wyczucia dramaturgii.
Gdy nasi bohaterowie dowiadują się, za pośrednictwem radia, że muszą zostać
na miejscu do czasu przybycia policji, jak można się tego spodziewać pomiędzy
nimi zawiązuje się romans, na skutek którego dowiadujemy się o niedawnej
tragedii osobistej Jacka. Jego katastrofalnie zakończone małżeństwo znacznie
urozmaica nie tyle fabułę, co halucynacje, które wkrótce zaczynają go nękać.
Mężczyzna widzi krew spływającą po ścianach i bryzgającą z umywalki. Znakomicie
ucharakteryzowanego (minimalistycznie, bez ingerencji CGI) rozkładającego się trupa
kobiety. Snującą się po korytarzach z pistoletem w dłoni byłą żonę i wreszcie
wszelkiego rodzaju wizualizacje prawdziwego oblicza JC. Jak już wspomniałam to na
niej skupią się wszystkie podejrzenia zarówno Jacka, jak i widzów i początkowo rzeczywiście
Wallerowi udaje się umiejętnie zwodzić odbiorców. Są sceny, które jednoznacznie
sugerują nam jej diabelską naturę, ale zaraz po nich następują takie, które każą
nam podejrzewać, że kobieta jest tą, za którą się podaje, taką samą ofiarą, jak
popadający w coraz większe szaleństwo Jack (mimo, że ona wizji nie miewa, co
oczywiście również jest wielce podejrzane). Jednakże w pewnym momencie twórcy
zbyt nachalnie zaczynają sugerować jedną z tych dwóch opcji, co owocuje brakiem
większego efektu zaskoczenia w poza tym mocnym finale. Niemalże wszystkie
halucynacje Jacka realizacyjnie wypadają nadzwyczaj przekonująco. Głównie z
powodu posiłkowania się fizycznie obecnymi na planie rekwizytami, zamiast
efektów komputerowych, co w efekcie wzmaga realizm wizualizacyjny. A powód jego
coraz silniej wzmagającego się szaleństwa, skupiający się na krzyczącej dziurze
w ziemi posiada w sobie spore pokłady oryginalności. Jednakże w jednym momencie
Waller mocno przesadził. Mowa o końcowej rozmowie Jacka z szatańską JC i jego
pakcie z nią zawartym, kiedy to twórcy ewidentnie nadużyli montażu, który w
efekcie zamiast potęgować atmosferę grozy skłonił się ku czystej komedii. Ale
to i tak niezły wynik biorąc pod uwagę multum takich niepokojących wizji, gnębiących
mężczyznę – jedna poważna wpadka w trakcie półtoragodzinnego seansu to jak na
ten gatunek filmowy spore osiągnięcie.
„Dziewięć mil w dół” będę polecać absolutnie każdemu wielbicielowi
pozbawionych efekciarstwa, niskobudżetowych, ale umiejętnie nakręconych niejednoznacznych
horrorów. W końcu w przeciwieństwie do większości hollywoodzkich obrazów może
poszczycić się gęstym klimatem wyalienowania, potęgowanym niezdefiniowaną
tajemnicą, a to w tym gatunku zawsze będzie najważniejsze. Dodajmy do tego przez
większą część seansu mylącą oś fabularną oraz pełne dosłownej grozy halucynacje
głównego bohatera i mamy przepis na horror niemalże idealny. Ale tylko dla
prawdziwych fanatyków gatunku.
Właśnie obejrzałam ten film i muszę stwierdzić, że jest dość specyficzny. Do samego końca nie wiedziałam jak to się skończy i nie potrafiłam określić czy jest wyjaśnienie naukowe czy bardziej metafizyczne. Pewnie o to głównie chodziło reżyserowi, żeby widz wyrobił sobie własną opinię na temat tych dziwnych zjawisk. Ja osobiście przyjęłabym i to i tamto wyjaśnienie, dlatego film był dla mnie niezbyt oczywisty.
OdpowiedzUsuńSPOILER Mi bardziej pasuje wersja, że JC była człowiekiem. Głównie przez wzgląd na jej końcowe zachowanie, kiedy zamiast odjechać wróciła po Jacka. Liczyłam, że twórcy zdecydują się na jeszcze jeden zabieg - pokazania zaraz po śmierci Jacka jej "złego" spojrzenia (podobnego do tego, jakie wyobraził sobie Jack w śmigłowcu) . Wówczas dopuściłabym wieloraką interpretację, a tak wyjaśnienie fabuły jest dla mnie oczywiste. Zwykła schiza głównego bohatera. KONIEC SPOILERA. Ale w Twoim przypadku zamysł reżysera chyba zadziałał - chciał zmylić widzów i przynajmniej w Twoim przypadku mu się to udało;)
UsuńWczoraj obejrzałem. Dobry film, wciągnął mnie.
OdpowiedzUsuńBuffy, cytują Ciebie :)
OdpowiedzUsuńhttp://www.canalplus.pl/film-dziewiec-mil-w-dol_43020
Że też nie mają już kogo cytować... ;) Dzięki za cynk.
Usuń