Łowca książek, Lucas Corso, dostaje zlecenie od bibliofila-milionera,
posiadacza bardzo rzadkiego egzemplarza „Dziewięciorga Wrót”, polegające na porównaniu
go z dwoma pozostałymi, ponoć identycznymi książkami, które przetrwały
Inkwizycję. Podczas podróży do
posiadaczy obu egzemplarzy Corso na prośbę zaprzyjaźnionego księgarza ma
również potwierdzić autentyczność rękopisu Aleksandra Dumasa. Wkrótce mężczyzna
wbrew sobie znajdzie się w samym centrum tajemniczych wydarzeń, prześladowany
zarówno przez nowe wcielenia postaci stworzonych przez Dumasa, jak i Siły
Ciemności, zwabione jego studiami nad okultystycznym „Dziewięciorgiem Wrót”.
Aby ujść z życiem, Corso będzie musiał odkryć powiązania pomiędzy tymi dwiema,
jakby żywcem wyjętymi z powieści, sprawami oraz dotrzeć do osoby
odpowiedzialnej za uczynienie z niego głównego bohatera tej historii.
„Klub Dumas” hiszpańskiego pisarza, Arturo Pereza-Reverte, światową sławę
zyskał dzięki jej głośnej adaptacji, wyreżyserowanej przez Romana
Polańskiego. Dotychczas żywiłam niemałe uczucia do filmowej wersji, ale po
zapoznaniu się z jej pierwowzorem literackim nie mogłam pozbyć się daleko
idącego, niemiłego zaskoczenia podejściem do tematu Polańskiego. Mój zawód
znacznie spotęgowało wcześniejsze dokonanie reżysera, wszak w kręgach
wielbicieli horroru jest on znany głównie dzięki wiernemu zekranizowaniu prozy Iry Levine’a – jego „Dziecko Rosemary” na wielu płaszczyznach przebiło nawet swój
pierwowzór. Zatem podobnego zabiegu
spodziewałam się również w przypadku „Dziewięciu wrót”, licząc na coś, co być może
w niewielkim stopniu zmodyfikuje fabułę zaproponowaną przez Reverte, ale
wyłącznie w celu spotęgowania napięcia, że Polański ponownie poprawi potknięcia
autora książki. Jak się okazało reżyser, nawet takiego formatu, od początku
tkwił na straconej pozycji, bowiem jakakolwiek poprawa tak skończonego dzieła,
jakim bez wątpienia jest „Klub Dumas” nie wchodziła w rachubę, a całkowite
wycięcie jednego z kluczowych wątków książki w porównaniu do pierwowzoru w
moich oczach znacznie obniżyło ogólny poziom historii zaproponowanej przez
Polańskiego.
„Przedziwne,
że ludzie tak lubią przesuwać ten moment na finał, niby ostatni akt tragedii…
Każdy dźwiga swoją karę od samego początku. Diabeł zaś jest po prostu
cierpieniem Boga, wściekłością dyktatora schwytanego we własne sidła. Historią
opowiedzianą z punktu widzenia zwycięzców.”
Jakakolwiek próba jednoznacznego zaklasyfikowania „Klubu Dumas” do jednego
gatunku literackiego jest bezcelowa. Odnajdujemy tutaj echa zarówno pełnego napięcia
kryminału, jak i okultystycznego horroru, które dzięki niebywałemu warsztatowi
autora nie tyle egzystują obok siebie, co stapiają się w jedną całość, tworząc
prawdziwie mroczną podróż przez historię literatury Aleksandra Dumasa i
Aristide’a Torchii – twórcy książki „Dziewięciorga Wrót” z 1666 roku, która
trafiła na listę ksiąg zakazanych przez Kościół i zaprowadziła go na stos. Ową fikcyjną
postać luźno zainspirowała autentyczna osoba Giordano Bruno, który również padł
ofiarą Inkwizycji za sprawą niewygodnych dla ówczesnego Kościoła publikacji. „Klub
Dumas” jest wielce oryginalną próbą wejrzenia w psychikę obsesyjnych
kolekcjonerów rzadkich ksiąg oraz ludzi zwyczajnie zakochanych w słowie pisanym.
Czyniąc głównym bohaterem cynicznego, materialistycznego łowcę książek, Lucasa
Corso, który wykorzystuje swoją rozległą znajomość literatury, aby żerować na
obsesji innych Reverte nie tylko dzięki lekceważącej postawie owego
protagonisty zszargał z definicji piękne zamiłowania jego zleceniodawców, ale
również co ważniejsze zaproponował czytelnikom chciwą, na wskroś zepsutą
postać, której przez wzgląd na poważne kłopoty, w jakich się znalazła
paradoksalnie nie da się nie kibicować. Przy kreśleniu tej ambiwalentności Corsa
znacznie autorowi pomógł fantazyjny, pełen odniesień do historii literatury
styl pisania, którym posiłkował się nie tylko w przypadku dogłębnej
charakterystyki postaci, ale również scenerii – kiedy zapoznaje się z tak
opisanymi miejscami akcji nie sposób choćby na chwilę się w nie nie przenieść.
„Najtrudniej
było przyjąć do wiadomości charakter tej gry, zgodzić się na fikcję, obecną w
tej całej historii, i myśleć zgodnie z logiką tekstu, a nie świata zewnętrznego…
Potem już jest łatwiej, bo o ile w świecie realnym wiele rzeczy wydarza się
przypadkiem, o tyle w świecie fikcji wszystko podporządkowane jest logice.”
Integralnym elementem „Klubu Dumas”, którego nie odnajdziemy w jego
filmowej wersji jest podwójna intryga. Podczas, gdy Roman Polański całkowicie
zrezygnował z wątku przedostania się świata przedstawionego Aleksandra Dumasa w
egzystencję Lucasa Corsa, Reverte sprawnie połączył go z wątkiem
okultystycznym, komplikując fabułę na tyle, aby nawet niezaznajomiony z
ekranizacją czytelnik nie zdołał domyślić się istoty całej intrygi – no, chyba,
że już na wstępie odrzuci stereotypowy proces myślenia, wyrobiony przez lata
obcowania z kryminałami UWAGA SPOILER wszak
w finale autor jawnie śmieje się w twarz każdemu, kto uważa, że wszystko w
powieści musi się ze sobą łączyć, jakby bohater nie mógł zetknąć się z kilkoma,
zupełnie niezwiązanymi ze sobą intrygami KONIEC
SPOILERA. Podróżujący śladem dwóch egzemplarzy „Dziewięciorga Wrót” Corso
musi stawić czoła postaciom żywcem wyjętym z „Trzech muszkieterów” Dumasa oraz nadprzyrodzonym
zjawiskom, potęgowanym przez osobę towarzyszącej mu, tajemniczej młodej
dziewczyny, która choć od początku nie kryje swojej prawdziwej tożsamości (czemu
ze zrozumiałych powodów Lucas nie daje wiary) ma w sobie jakąś nieuchwytną nutę
złożoności – jej małomówność i niezbyt jasne powiązania z traumatyczną przygodą
Corsa, mocno intrygują. Szczególnie w chwilach ich krótkich pobytów, sam na sam
w pokojach hotelowych, podczas których Reverte ostatecznie zatapiał się w czystej
grozie, eksperymentując ze znakomicie opisanym oddziaływaniem cienia,
pogrążającego pomieszczenie, w którym tkwił Corso uwięziony przez przeszywające
spojrzenie swojej towarzyszki. Owe krótkie momenty prawdziwego horroru dobitnie
udowadniają, że Reverte znakomicie odnajduje się nie tylko w estetyce kryminału,
ale również w czystej grozie, w której wyprzedza jej najsłynniejszych twórców.
Nie mogę polecić „Klubu Dumas” absolutnie każdemu miłośnikowi literatury,
bowiem przez wzgląd na piękny, acz skomplikowany styl Reverte nie jest w stanie
dopasować się do gustów poszukiwaczy lekkiej, niewymagającej myślenia prozy. To
propozycja jedynie dla koneserów inteligentnych książek, które nawet z tak mało
docenianych przez krytykę gatunków, jak kryminał i horror, potrafią wykrzesać
coś ambitnego, a przy tym jakże ożywiającego serce wymagającego czytelnika.
Krótko mówiąc: prawdziwie elektryzująca, ponadczasowa perła, garściami
czerpiąca z estetyki XIX-wiecznych arcydzieł światowej literatury!
Martwi mnie brak komentarzy pod tą recenzją, ponieważ książka zapowiada się wybornie i zamierzam się w nią zaopatrzyć na dniach. Wstyd nawet przyznać, że nie wiedziałem o niej. :/
OdpowiedzUsuń