piątek, 14 marca 2014

Bram Stoker „Gość Draculi”


Irlandzki autor legendarnej powieści o wampirach, zatytułowanej „Dracula”, Bram Stoker, obecnie jest niesłusznie oceniany przez czytelników przez pryzmat tego jednego dzieła. W Polsce największą winą takiego stanu rzeczy można obarczyć wydawców, którzy z jakiegoś zupełnie niezrozumiałego dla mnie powodu wzdragają się przed wypuszczaniem na rynek tej mniej znanej klasycznej prozy. Tak, więc na zbiór opowiadań Brama Stokera przyszło Polakom czekać prawie cały wiek (!) – po raz pierwszy wydano go w 1914 roku, dwa lata po śmierci autora, a u nas ukazał się dopiero w 2013 roku.

Krótki zbiorek dziewięciu opowiadań, zatytułowany „Gość Draculi” jest jednym z najrówniejszych, jakie dotychczas dane mi było przeczytać. W prawie każdym tekście Stoker udowadnia, że w klasycznym straszeniu nie ma sobie równych, a jego nadnaturalne wizje nawet dziś, po upływie stu lat, mają w sobie wielką moc przekazu. Czytelnicy rozsmakowujący się w pięknych, lekko archaicznych stylach powinni znaleźć tutaj wszystko, czego od literatury grozy oczekują. Autor z typowym dla siebie wyczuciem niesamowitości w prawie każdym tekście najsilniej skupia się na budowaniu niepokojącego nastroju, co dzięki bogatemu zasobowi słownictwa czyni wręcz po mistrzowsku.

Moim zdaniem najlepszym opowiadaniem w tym zbiorze (zachwalanym przez Stephena Kinga w jego „Danse macabre”) jest „Indianka”. Opowiada o trójce turystów, która zahaczyła o Norymbergę, aby zwiedzić zabytkowy zamek, ze szczególnym wskazaniem na salę tortur, w której znajduje się najsłynniejsze narzędzie do egzekwowania kary zwane żelazną dziewicą. Tuż przed przekroczeniem progu zamku ich uwagę przykuwa mały kotek harcujący obok swojej matki pod murami budowli. Jeden z mężczyzn, chcąc przykuć uwagę zwierząt zrzuca na dół kamień, który przypadkowo trafia w główkę kotka, zabijając go. Jego żądna zemsty matka rusza śladami naszych bohaterów, co doprowadzi do wstrząsającego finału. Właściwie wszystkie opowiadania Stokera, zamieszczone w tym zbiorze, oparto na uwielbianej przeze mnie konstrukcji (nastrojowe zawiązanie i rozwinięcie akcji oraz mocny finał), ale „Indianka”, oprócz tych elementów posiada również ciekawe przesłanie, dlatego też najsilniej mnie urzekła.
Druga znakomita opowieść, która daleko od „Indianki” nie odstaje to klasyczna ghost story, napisana przez osobę, która jak nikt inny zna i potrafi należycie wykorzystać prawidła tego nurtu. Fabuła „Domu sędziego” skupia się na studencie, który wynajmuje opuszczony, stary dom w małym miasteczku, aby w spokoju oddać się nauce. Podczas swoich nocnych posiedzeń nad książkami, w towarzystwie lęgnących się w ścianach szczurów staje się świadkiem niepokojących zjawisk, uosabianych przez dawnego właściciela domu, okrutnego sędziego.
Zbliżony, wygórowany poziom do „Domu sędziego” prezentują trzy inne opowieści, w których dla odmiany autor mocniej skupia się na intrygujących fabułach, aniżeli budowaniu klimatu grozy. „Tajemnica rosnącego złota” to typowa opowieść niesamowita, traktująca o dwóch rodach, które pewnego dnia łączą się dzięki romansowi ich członków. Kiedy dochodzi do wypadku, w którym kobieta najprawdopodobniej umiera, a jej wybranek znajduje sobie inną partnerkę w jego domu mają miejsce niezwykłe wydarzenia – jakże pomysłowe pod kątem konstrukcji fabularnej. „Cygańska wróżba” to koszmar pewnej parki, która dotyka nieznanego po niepokojącej wróżbie starej cyganki, która wyznaje mężczyźnie, że wkrótce zabije swoją ukochaną. Niby klasyczny pomysł, ale za to umiejętnie wykorzystany. „Powrót Abla Behenny” to kolejna wciągająca opowiastka traktująca o dwóch młodych mężczyznach, walczących o rękę pięknej dziewczyny z miasteczka. Gdy Behenna wygrywa i rusza w umowną podróż, mającą powiększyć ich majątek jego konkurent, jak można się tego spodziewać nie bacząc na zasady rywalizacji zdobywa serce należnej mu kobiety, co doprowadzi do wstrząsającego finału.
Troszkę słabsze fabularnie, ale nie na tyle, żeby zepsuć mi przyjemność z czytania są „Sen o czerwonych dłoniach” oraz „Ruchome piaski”. To pierwsze opowiadanie mówi o mężczyźnie, którego nawiedzają przerażające koszmary senne, przypominające mu o zbrodni popełnionej przed laty. Drugie traktuje o ekscentrycznym bogaczu, który przez swoją pychę staje w obliczu śmierci w ruchomych piaskach, sprowokowanej przez jego sobowtóra.
Tytułowy „Gość Draculi” to kawałek tekstu wyciętego z legendarnej powieści Brama Stokera, co powinno stanowić nie lada niespodziankę dla jej zagorzałych wielbicieli. Niesamowicie klimatyczna podróż Jonathana Harkera przez skąpane w ciemnościach lasy, gdzie czyhają żądne jego krwi potwory. Tym tekstem Stoker po raz kolejny udowadnia, że nie ma sobie równych w budowaniu nieznośnego wręcz nadnaturalnego nastroju.
I na koniec tekst, który jako jedyny w ogóle nie przypadł mi do gustu. „Pogrzeb szczurów” opowiada o młodym turyście, który postanawia obejrzeć paryskie slumsy. Na miejscu spotyka grupę podstarzałych, bezdomnych byłych żołnierzy, którzy z jakiegoś powodu obrali sobie go za cel. Stoker zdecydowanie przesadził tutaj z drobiazgowością opisów chaotycznego pościgu, który ani nie podnosi adrenaliny (prędzej nuży), ani finalnie niczym szczególnym nie zaskakuje.

Przyszło nam niemal cały wiek czekać na znakomite opowiadania mistrza literackiej grozy, Brama Stokera, a więc głupio byłoby, gdyby fani gatunku po niego nie sięgnęli. Tym bardziej, że osiem z dziewięciu opowieści zamieszczonych w tym zbiorze prezentuje sobą tak wysoki poziom artystyczny, iż nie ma najmniejszych szans, aby jakikolwiek współczesny pisarz horrorów mógł mu dorównać. Mistrzostwo nastroju i konstrukcji fabularnych!


1 komentarz:

  1. Chwilę mnie nie było tutaj, ale widzę, ze sporo ciekawych rzeczy się pojawiło. Cieszy mnie to, chociaż smuci rzeczywistość.

    "na zbiór opowiadań Brama Stokera przyszło Polakom czekać prawie cały wiek"
    mam chociaż nadzieję, że wpis miał sporo wejść i zachęcił kilka osób do sięgnięcia po tą pozycję, ale liczba komentarzy doskonale pokazuje dlaczego tyle czekaliśmy - "klasyka to książki które każdy chciałby znać, a nikt nie chce czytać".

    Dlatego tym bardziej doceniam starania C&T, które jako jedyne serwuje nam tyle klasycznej grozy (chociaż Vesper również wydał kilka interesujących pozycji). Rzekomo przez skromny budżet wydawnictwa - są to albo mniej znane dzieła, albo takie, które wyszły już poza majątkowe. Tylko co z tego skoro od 10 lat nadal im się chce i (zapewne) opłaca.

    OdpowiedzUsuń