Nastoletnia
Tina traci przytomność na jednej z licznych imprez, na których
bywa wraz z grupą przyjaciół. Po odzyskaniu świadomości wraca do
domu, ale hałasy dobiegające z parteru nie dają jej odpocząć.
Okazuje się, że powoduje je mały stwór, który znika po
zaalarmowaniu rodziców przez przerażoną dziewczynę. Nie dają oni
wiary zapewnieniom córki o istnieniu potwora, podejrzewając jakiś
problem natury psychicznej. Psychiatra Tiny przepisuje jej leki i
radzi, aby spróbowała skontaktować się ze stworkiem, gdy jeszcze
raz go ujrzy. Niedługo potem dziewczyna znowu zastaje go w swoim
domu, a z czasem staje się on jego stałym bywalcem. Tina odkrywa,
że łączy ją z nim współodczuwanie bólu, upewnia się również
że nie jest on halucynacją wbrew podejrzeniom jej psychiatry i
rodziców. Stworek ukrywa się jednak przed innymi ludźmi,
zdradzając swoją obecność jedynie nastolatce, która z czasem
mocno się do niego przywiązuje.
Powstały
za niespełna sto tysięcy euro niemiecki film Achima Bornhaka (pod
pseudonimem Akiz) pt. „Koszmar” przez niektóre portale
internetowe był zapowiadany jako horror, jednak reżyser od początku
nie był zainteresowany poruszaniem się w ramach tego gatunku. Jego
scenariusz miał kłaść nacisk na aspekty psychologiczne - jak
czytamy na oficjalnej stronie „Koszmaru” zainspirowane rozprawą
Jakuba I Stuarta pt. „Daemonologie”, która powszechnie uważana
jest za podstawę refleksji demonologicznej. Zamiast więc typowego
monster movie, na co wskazywał szczątkowy opis fabuły
filmu, dostaliśmy mieszankę dramatu i thrillera psychologicznego,
która wbrew pozorom nie jest produkcją łatwą do odczytania. Choć
tak może wydawać się na pierwszy rzut oka Bornhak nie poprzestał
na wyświechtanym motywie choroby psychicznej nastoletniej
dziewczyny, nie ograniczył się jedynie do jednoznacznego
portretowania jej przypadłości, komplikując swoją opowieść
jednym również często wykorzystywanym zabiegiem i innym rzadziej
spotykanym, który może silnie zdezorientować co bardziej uważnych
widzów. Bo i też chyba taki był cel niemieckiego twórcy.
Motywem
przewodnim scenariusza Achima Bornhaka jest rzekoma choroba
psychiczna, mieszkającej wraz z rodzicami w piętrowym domu,
nastoletniej Tiny. Objawia się ona na tyle widowiskowo dla widza, bo
koncentruje głównie na widywaniu małego, garbatego stworka, choć
takie klasyczne zagrania jak koszmarne sny również są składową
jej przypadłości. Twórcy bardzo szybko prezentują nam źródło
niepokoju nastolatki, oferując właściwie tylko jedną sekwencję
osnutą atmosferą tajemnicy i czającego się zagrożenia. Co
zresztą czynią bez należytego wyczucia napięcia, zdecydowanie
nazbyt szybko finalizując nocną wędrówkę Tiny po domu w
poszukiwaniu sprawcy zagadkowych hałasów. Jeśli dodamy do tego
mało wyrazistą kulminację pozostaje tylko się cieszyć, że
Bornhak nie kręcił swojego filmu z myślą o horrorze, aczkolwiek
trochę ubolewam nad niezbyt zadowalającym, topornym wykonaniem
aspektów przystających do filmowego thrillera. Dramaturgia wypływa
głównie z warstwy tekstowej, płaszczyzna techniczna natomiast,
choć pozbawiona bzdurnego efekciarstwa, aż prosiła się o większą
intymność, która jestem o tym przekonana znacznie
zintensyfikowałaby przekaz. Od początku wszak nie mogłam oprzeć
się wrażeniu, że realizatorzy, pewnie niezamierzenie, dystansują
się od głównej bohaterki „Koszmaru”, w czym mógł zawinić
również nie do końca przekonujący warsztat Carolyn Genzkow.
Większa ilość zbliżeń i dłuższych sekwencji z jej codzienności
zapewne wspomogłyby proces wytwarzania niejakiej więzi pomiędzy
widzem i czołową postacią filmu. Niemniej warstwa tekstowa, jak
już wspomniałam, odrobinę zrekompensowała mi niedostatki
techniczne, które na szczęście nie rozciągały się na sylwetkę
garbatego stworka widywanego przez Tinę. Stworzony przez doprawdy
utalentowanych twórców efektów specjalnych potworek budzi
nieporównanie cieplejsze uczucia niż główna bohaterka. A
przynajmniej ja nie mogłam się napatrzeć na ten znakomity produkt
ludzkich rąk, przywiązując się do niego już w pierwszej
sekundzie, w której go ujrzałam. Zamiast jak można by się tego
spodziewać budzić lęk, niewielkie stworzenie napawało mnie
litością i przemożną potrzebą wzięcia go w ramiona. Nie
widziałam w nim bowiem szkaradzieństwa, odrzucającej pokraczności,
za to doskonale wyczuwałam bijący z niego niezgłębiony smutek,
tak roztkliwiający, że właściwie niemożliwy do opanowania. A
naprawdę próbowałam powściągnąć swoje uczucia do niego, zdając
sobie sprawę, że wpadam w swoistą pułapkę zastawioną przez
twórców – w pewnym sensie (nie dosłownie) podążam tą samą
drogą, co główna bohaterka, ku całkowitemu zatraceniu się w
szaleństwie. Na początku trudno wszak nie zdawać sobie sprawy z
tego, że obserwujemy początek poważnej choroby psychicznej, która
manifestuje się głównie poprzez projekcje słodziutkiego stworka.
Im bardziej dziewczyna się do niego zbliża tym bardziej oddala się
od tak zwanej normalności. Przestaje świadomie oddzielać to co
rzeczywiste od wytworów zwichrowanego umysłu. Z czasem uznaje, że
niezgrabny potworek jest autentyczną postacią, nie imaginacją,
która w dodatku odczuwa to samo, co ona i na odwrót. Zaczyna go
więc pielęgnować, dbać o jego potrzeby, równocześnie coraz
bardziej się do niego przywiązując. Jeśli patrzeć na scenariusz
Achima Bornhaka jedynie pod tym kątem „Koszmar” wydaje się
dosyć prostym, jednoznacznym obrazem o osuwaniu się w otchłań
szaleństwa, ale nie można zapominać również o drugiej, nieco
bardziej złożonej interpretacji natury małego stworzenia
zamieszkałego w domu Tiny. Twórcy przeprowadzają nas bowiem przez
swoisty proces oswajania się z własnymi lękami – początkowe
przerażenie Tiny na widok próbującego dostać się do zapasów w
lodówce garbatego potworka, z czasem przechodzi w akceptację, która
z kolei ewoluuje w przywiązanie. Tak jakby dziewczyna w ten oto
osobliwy sposób radziła sobie z trawiącym ją strachem
manifestowanym poprzez postać dziwacznego stworka, od którego
wkrótce praktycznie się uzależnia. Żeby tego było mało
scenarzysta w dalszych partiach filmu postanowił jeszcze bardziej
zamieszać w i tak już niejednoznacznej warstwie tekstowej.
Achim Bornhak wybrał
dobrze znaną wielbicielom thrillerów psychologicznych opcję
polegającą na sugestii, iż potworek nawiedzający nastoletnią
Tinę naprawdę istnieje, że może nie być jedynie produktem jej
umysłu, jak dotychczas dawano nam do zrozumienia. Pierwsza scenka,
która ma za zadanie unaocznić nam tę hipotezę poraża
raptownością – następuje nagle, bez żadnego ostrzeżenia,
wybijając nas z leniwego tonu, w jaki wcześniej zostaliśmy
wepchnięci przez twórców. Dynamizuje dotychczas powolną akcję
(aczkolwiek na szczęście nieprzesadnie) i tragizuje akcję,
wprowadzając mocno przygnębiający posmaczek. Tak samo jak Tina
byłam zdruzgotana takim obrotem sprawy, tak samo jak ona odczuwałam
dojmujący brak jej kuriozalnego towarzysza i liczyłam na to, że
uda jej się wybawić go z opresji. Nie z troski o nią, bo jak już
zaznaczyłam nie potrafiłam w pełni przekonać się do tej postaci,
niemniej nie da się nie zauważyć, że pośrednio (poprzez stworka)
silnie zaangażowałam się w jej dzieje. Pomimo utrudnień ze strony
twórców, w postaci nieco zdystansowanej techniki filmowania -
nieco, bo jednak miejscami da się zauważyć pewną intymność,
zwłaszcza podczas kontaktów dziewczyny z małym stworzonkiem - i w
większości nudnawych, denerwująco hałaśliwych migawek z imprez,
na których Tina bawi się wraz z przyjaciółmi często w otoczeniu
stroboskopowych świateł swą intensywnością wyciskających łzy z
oczu (informacja zamieszczona na początku przestrzega ludzi
cierpiących na epilepsję przed tymi efektami). W każdym razie mimo
wspomnianego zabiegu mającego za zadanie nieco zamieszać widzom w
głowach poprzez zaakcentowanie istnienia drugiej interpretacji
prezentowanych wydarzeń, do tego momentu twardo trwałam przed
ekranem w przeświadczeniu, że nadążam za koncepcją scenarzysty.
Do chwili, w której ujrzałam pocałunek naszkicowany wcześniej
przez Tinę. Jeśli to połączyć z jedną krótką sekwencją
mającą miejsce na początku seansu (dotychczas zbywaną przeze mnie
jako nieistotną, niemającą żadnego związku z fabułą) trudno
odczytywać „Koszmar” przez pryzmat typowego obrazu
psychologicznego, który może być albo studium szaleństwa, albo
zwyczajną opowieścią o istniejącym w rzeczywistości potworku
osobliwie połączonym z nastoletnią dziewczyną. Nie wydaje mi się
bowiem, żeby owe dwie zagadkowe wstawki wkomponowano w całość bez
żadnego powodu, żeby nie można było potraktować ich jak
kierunkowskaz, wskazujący właściwą ścieżkę interpretacyjną.
„Koszmar”
Achima Bornhaka nie jest filmem idealnym, wszak nie sposób nie
zauważyć niedostatków technicznych – zdjęcia mogły mienić się
większą intensywnością, klimat z powodzeniem można było jeszcze
trochę podrasować, dodając mu więcej złowieszczości zwłaszcza
w początkowych partiach, które to powinny zostać nieco
rozciągnięte w czasie, bo taka problematyka, aż prosiła się o
dłuższe podsycanie ciekawości widowni. Niemniej nawet w takim
kształcie dzieło Bornhaka dostarcza sporo emocji i daje materiał
do dłuższych przemyśleń. Głównie dzięki scenariuszowi, w
którym to zawarto wiele intrygujących rozwiązań i co równie
ważne poprowadzono go bez odwracającego uwagę od szczegółów,
denerwującego pośpiechu okraszonego bzdurnym efekciarstwem. I
oczywiście dzięki potworkowi, wspaniałemu produktowi doprawdy
utalentowanych twórców.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz