Peter
Ackroyd to wielokrotnie nagradzany angielski biograf, prozaik i
krytyk literacki. Napisał między innymi biografie Ezry Pounda, T.S.
Eliota, Williama Blake'a, Edgara Allana Poego, Wilkiego Collinsa i
Charlesa Dickensa. Ale oprócz licznych biografii różnego rodzaju
znamienitych artystów ma na swoim koncie wiele docenianych powieści
m.in. „Hawksmoor”, „The Last Testament of Oscar Wilde”, „Dom
doktora Dee” i „Golema z Limehouse”, przeniesionego na ekran w
2016 roku. W swoich książkach Ackroyd często kreśli obraz
rodzinnego Londynu, szczególne upodobanie znajdując w zestawianiu
historycznego i teraźniejszego wyglądu miasta. Jego twórczość
cieszy się dużym uznaniem zwłaszcza w rodzimej Wielkiej Brytanii.
W 1984 roku Peter Ackroyd został członkiem Royal Society of
Literature, a w 2003 otrzymał Order Imperium Brytyjskiego.
Biografia
Alfreda Hitchcocka, jednego z najsławniejszych reżyserów w
historii kina, autorstwa Petera Ackroyda pierwotnie ukazała się w
2015 roku, zbierając wiele pozytywnych recenzji, również od
krytyków. W Polsce książka została opublikowana dwa lata później
przez wydawnictwo Zysk i S-ka, które zadbało o piękne wydanie w
twardej oprawie w starannym tłumaczeniu Jerzego Łozińskiego, który
pokusił się również o kilka kosmetycznych poprawek w przypisach,
aczkolwiek znalazłam jeden błąd, który mu umknął (nazwanie
sequeli „Psychozy” remake'ami). Zaskoczyły mnie natomiast
gabaryty utworu Ackroyda, wydawało mi się bowiem, że na trochę
ponad trzystu stronicach nie sposób nakreślić szczegółowego
obrazu życia i twórczości Alfreda Hitchcocka. Autor jednak szybko
wyprowadził mnie z błędu, udowadniając, że opanował niełatwą
sztukę przekazywania mnóstwa informacji za pośrednictwem krótkich,
acz pobudzających wyobraźnię, doskonale skonstruowanych opisów.
Ze zwięzłej relacji Petera Ackroyda wyłania się dogłębny rys
psychologiczny skomplikowanego człowieka, który większość czasu
spędzał na planie filmowym. Oczywiście na tym charakterologicznym
portrecie autor biografii Alfreda Hitchcocka nie poprzestaje.
Niemniej jest on zdecydowanie najsilniejszym elementem tej książki.
Błyskotliwe
studium złożonej psychiki jednego z najbardziej zasłużonych
reżyserów przeplata się tutaj z emocjonującymi faktami z jego
życia oraz niezwykle interesującymi i przydatnymi informacjami o
jego filmach, przy czym to pierwsze niezmiennie wyróżnia się
największą intensywnością przekazu. Głównie dlatego, że Alfred
Hitchcock był postacią wielce skomplikowaną, budzącą zarówno
lęk, jak i litość, pełną sprzeczności, które sprawiają, że
nie sposób podsumować jego zachowań jednoznaczną oceną. Peter
Ackroyd zdołał oddać tę ambiwalencję na kartach swojej
biografii, niejednokrotnie wyciągając zmuszające do myślenia
wnioski z niezliczonych obserwacji poczynionych głównie przez
współpracowników Alfreda Hitchcocka. Z jego analizy psychiki
osławionego reżysera specjalizującego się w melodramatach,
dreszczowcach i filmach szpiegowskich wyłania się obraz
zakompleksionego samotnika, trawionego strachem przed ludźmi, z
którymi jednak potrafił tworzyć ponadczasowe produkcje cieszące
się niesłabnącym zainteresowaniem kolejnych pokoleń widzów.
Hipochondryka łaknącego uwagi, ale równocześnie stroniącego od
ludzi, który paru swoim znajomym przywodził na myśl przerośniętego
nastolatka, zafiksowanego na punkcie seksu, co przejawiało się w
dosyć nietypowy sposób, głównie w sprośnych żarcikach, którymi
raczył swoich słuchaczy, ale uwidaczniało się również w jego
obsesjach na punkcie młodych aktorek. Peter Ackroyd sporo miejsca
poświęca tym ostatnim, zwłaszcza kontrowersyjnej relacji z Tippi
Hedren (zainteresowanych tym tematem odsyłam również do
znakomitego filmu pod tytułem „Dziewczyna Hitchcocka”),
odtwórczyni głównych ról w takich znakomitych obrazach
Hitchcocka, jak „Ptaki” i „Marnie”, gdyż owe kontakty wydają
się być swoistym apogeum niezdrowej obsesji utalentowanego
reżysera, acz jak zauważa jego zachowanie można odczytywać
również w inny sposób. Wcześniej jednak autor przeprowadza nas
przez początkowe fazy z czasem rozkwitającej manii Hitchcocka,
wspominając jego zainteresowanie między innymi Grace Kelly i Verą
Miles, aczkolwiek zaznacza, że wówczas jeszcze udawało mu się
tłumić swoje pragnienia, nie dopuszczać, aby wychodziły poza
sferę wyobraźni. Ta zdaje się była główną płaszczyzną
egzystowania Alfreda Hitchcocka – ze słów jego współpracowników
można wnioskować, że reżyser głęboko tkwił w świecie
fantazji, że głównie tam znajdował pociechę i sposób na
nieskrępowane folgowanie swoim pragnieniom, tam ukrywał się przed
światem, który napawał go moim zdaniem słusznym przerażeniem.
Lękiem, którym nauczył się zarażać widownię – potrafił
wszak tak zespolić się ze swoimi strachami, że nie miał żadnych
problemów z przelewaniem ich na ekran. Żeby tego było mało, jak
wprost mówi Ackroyd, opanował niełatwą sztukę wychwytywania i
wykorzystywania lęków publiczności, w ten sposób robiąc z widzów
swego rodzaju niewolników zafascynowanych konfrontacją z ich
własnymi fobiami w bezpiecznych, kontrolowanych warunkach sal
kinowych. O „Psychozie” Hitchcock sam powiedział, że udało mu
się w niej dokonać tego, co lubi najbardziej, czyli roztoczyć
pełną kontrolę nad widownią – bez wątpienia był urzeczony
możliwościami, jakie dawało kino, zainteresowany sposobnością
sterowania widzem tak, aby osiągnąć zamierzony efekt, jednocześnie
kradnąc całą jego uwagę. Innymi słowy czytając biografię
Petera Ackroyda ma się wrażenie, że Alfred Hitchcock był
zafascynowany tym, że za pośrednictwem filmu jest władny czynić z
ludzi bezwolne marionetki - w czasie trwania seansu całkowicie
podporządkowane jego woli, podatne na jego wpływy, które
zapominając o otaczającym ich świecie poddają się dyktatowi
reżysera. Jednocześnie jednak Hitchcock przy każdej nadarzającej
się okazji przypominał, że to tylko kino, czysta rozrywka, do
której nie należy podchodzić zbyt poważnie. Nie wstydził się
przyznać, że tworzy filmy komercyjne, nie artystyczne, choć
niektóre jego dzieła przez wielu krytyków za takowe były i są
uważane, z czym z kolei łaknący poklasku Hitchcock nigdy nie
starał się polemizować. Mówił, że „gówno go obchodzi, o czym
jest ten film, bo trzeba go oglądać, a nie interpretować”,
odważnie stwierdzał, że kręci dla „milionów matołów”,
którzy nie oczekują głębokich treści poddających się
niezliczonym interpretacjom, ale jednocześnie cieszyło go, ilekroć
komuś udało się dostrzec w jego działach coś więcej niźli
zwykłą rozrywkę dla mas. Rozbieżności w zapatrywaniach
Hitchcocka na jego własną twórczość a poglądach innych Ackroyd
idealnie ujął w jednym z wielu przytoczonych wydarzeń z życia
reżysera, kiedy to wspomniał o wypracowaniu pisanym przez jego
wnuczkę. Hitchcock pomagał jej w relacjonowaniu jednego z jego
filmów, ale jak się okazało nie był w tym temacie tak
zorientowany, jak jej nauczyciel, bo dziewczyna za swoją pracę
otrzymała tylko trójkę... Innymi słowy ta anegdota tylko
utwierdza mnie w dawno wyrobionym przekonaniu, że interpretowanie
twórczości różnego rodzaju artystów w szkołach (sławetne „co
autor miał na myśli?”) jest kompletnie bezcelowe, a ściślej
zupełnie niezrozumiałe jest wystawianie za to ocen.
„Hitchcock
był znakomitym fantastą grozy. Niczym kamerton wychwytywał ukryte
trwogi i niepokoje widowni, jako artysta znajdował dostęp do
zbiorowej nieświadomości. Był w tak ścisłych związkach z
własnymi strachami, że instynktownie potrafił dotykać lęków
publiczności.”
Jak
już wspomniałam biografia Alfreda Hitchcocka pióra Petera Ackroyda
to nie tylko niezwykle błyskotliwy, zwięzły rys psychologiczny
prawdziwego wirtuoza kinematografii. Choć autor zamknął swoją
opowieść na zaledwie trzystu piętnastu stronach zdołał
przybliżyć czytelnikom twórczość uzdolnionego reżysera,
oferując coś na kształt przeglądu jego filmografii. Nie
ograniczając się jedynie do skrótowych opisów fabuł, w wielu
przypadkach dosyć szeroko omawiając proces tworzenia wzbogacony
przemyśleniami samego Hitchcocka i członków jego ekipy, dodając
oceny ówczesnej widowni i oczywiście swoje własne opinie. Jego
subiektywnym recenzjom nie brak przenikliwości, aczkolwiek jak
zawsze w takich przypadkach czasami można nie zgodzić się z jego
ogólną oceną danego filmu Hitchcocka, przy czym doprawdy nie
sposób się na niego gniewać. Bo potrafi tak przekonująco
umotywować każdy swój pogląd, że nie ma się problemów ze
zrozumieniem, czym konkretnie jest on spowodowany. I co równie ważne
nie odnosi się wrażenia, że autor ze wszech miar pragnie przekonać
odbiorcę do swoich racji – wręcz przeciwnie, zdaje się z
szacunkiem podchodzić do gustów innych, nawet gdy diametralnie
różnią się one od jego własnych zapatrywań. Taki pozbawiony
autorytarności sposób przekazu znacząco umila lekturę, a mnogość
obiektywnych faktów zawartych w krótkich opisach filmów Alfreda
Hitchcocka sprawia, że jego przegląd staje się nieocenionym
źródłem wiadomości zarówno dla osób dobrze zaznajomionych z
twórczością Hitchcocka, jak i tych dopiero zaczynających przygodę
z jego produkcjami (choć tych przestrzegam przed spoilerami). Peter
Ackroyd opisuje melodramaty, dreszczowce i filmy szpiegowskie jednego
z najpopularniejszych reżyserów w historii kina, przeprowadza nas
przez proces ich powstawania i analizuje ich fenomen z urzekającą
lekkością. Czyta się to wręcz jak powieść, z której tchnie
swoista groźba w postaci eskalujących obsesji tytułowego bohatera,
ale też czysty geniusz, tak wyraźnie przebijający z jego
ponadczasowych dzieł. Osobliwe, czasami kontrowersyjne zachowania
Alfreda Hitchcocka na planie, jego intrygująca relacja z Almą,
która miała nieoceniony wkład w jego twórczość i oczywiście
niepokojące uczucia, jakimi darzył niektóre z aktorek - to
wszystko i wiele, wiele więcej sprawia, że biografii Alfreda
Hitchcocka autorstwa Petera Ackroyda nie sposób odbierać, jako
zbiór suchych faktów z życia sławnego reżysera. Beznamiętne
przekazywanie informacji widać kompletnie nie interesowało tego
utalentowanego pisarza, nacisk na emocjonalny aspekt książki jest
bowiem tak silny, że chwilami można zapomnieć, iż czytamy
biografię, a nie powieść z pogranicza dramatu i dreszczowca.
Nie
pozostaje mi nic innego, jak zarekomendować biografię Alfreda
Hitchcocka autorstwa angielskiego pisarza Petera Ackroyda każdemu
miłośnikowi twórczości tego reżysera. Ale nie tylko, bowiem
błyskotliwe studium skomplikowanej jednostki, jaką bez wątpienia
był osławiony reżyser moim zdaniem powinno wprawić w niemały
zachwyt również osoby wymagające od lektury przede wszystkim
intrygującej warstwy psychologicznej, reprezentowanej przez
bohatera, którego nie sposób poddać jednoznacznej ocenie.
Namiętność, pasja, groza i oczywiście multum bezcennych faktów z
życia i twórczości Alfreda Hitchcocka sprawiają, że obok tej
pozycji nie sposób przejść obojętnie, nie docenić pracy
wykonanej przez autora i rzecz jasna skłaniającego do myślenia
podejścia do sfery stricte psychologicznej. Okraszonej iście
złowieszczym klimatem może nie na miarę najlepszych dreszczowców
Alfreda Hitchcocka, ale bez wątpienia wyraźnie przebijającym z
opowieści o nim samym w wydaniu Petera Ackroyda.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz