Młoda
kobieta, Chloe, budzi się związana i zakneblowana w pokoju
motelowym. W pomieszczeniu znajduje się wiele innych nadal śpiących
dziewcząt, ale Chloe najpierw dostrzega młodą kobietę leżącą
obok niej na podłodze. Krótko po tym, jak jej sąsiadka odzyskuje
przytomność do pokoju wchodzi mężczyzna i wywleka ją na
zewnątrz. Podczas gdy on za drzwiami znęca się nad bezbronną
ofiarą przy Chloe wyrasta młoda kobieta, której udało się pozbyć
więzów. Po odejściu tajemniczego mężczyzny obie próbują
znaleźć jakiś sposób na wydostanie się z pokoju motelowego.
Szukający
pracy Andrew odbiera telefon od nieznanego mężczyzny, który
proponuje mu dobrze płatne zajęcie. Jego zadaniem ma być
dostarczanie pod wskazane adresy paczek zostawianych pod jego
drzwiami. Andrew nie jest przekonany, co do legalności owego
przedsięwzięcia, ale jego obawy szybko zostają rozwiane przez
zleceniodawcę. Mężczyzna przyjmuje ofertę, tym samym stając się
osobistym kurierem nieznajomego człowieka, który kontaktuje się z
nim wyłącznie za pośrednictwem telefonu.
Thriller
„All I Need” to pełnometrażowy debiut Dylana K. Naranga na
podstawie jego własnego scenariusza. Od 2007 do 2011 roku nakręcił
pięć shortów, których scenariusze pisał sam. Dopiero w 2016 roku
ukazał się jego pierwszy pełnometrażowy film, który nie cieszy
się dużą oglądalnością, również w Stanach Zjednoczonych i
Wielkiej Brytanii (gdzie jest rozpowszechniany pod tytułem „Wake
in Fear”,) a większości z tej garstki osób, która „All I
Need” opiniuje nie szczędzi gorzkich słów krytyki po jego
adresem. W dużej mierze zarówno ostracyzm tylu widzów, jak i
nieprzychylne spojrzenie wielu odbiorców pełnometrażowego debiutu
Naranga są następstwem jego niskiego budżetu. To produkcja
niszowa, skierowana do wąskiej grupy widzów, nie powinno więc
dziwić, że spotyka się z tyloma głosami sprzeciwu.
Niesprawiedliwością byłoby jednak tłumaczenie negatywnych
reakcji, jak się wydaje, większości odbiorców „All I Need”
tylko i wyłącznie jego egzystowaniem z dala od głównego nurtu
kina grozy, bo niechęć u niektórych z nich budzi sam scenariusz, nie zaś (albo w mniejszym stopniu) tanie wykonanie.
Gdybym
sugerowała się subiektywnymi ocenami recenzentów, a nie suchymi
informacjami o filmie zawartymi w niektórych opiniach to najpewniej
nigdy nie zasiadłabym do seansu „All I Need”. Niski budżet
zawsze był dla mnie zachętą, ale po tę produkcję sięgnęłam
głównie przez pokrótce przybliżone w paru recenzjach ujęcie
problematyki filmu. Widz zostaje wrzucony w sam środek akcji, bez
uprzedniego poznania chociażby samej głównej bohaterki w jej
naturalnym środowisku. Widzimy przebudzenie młodej zakneblowanej i
związanej kobiety, Chloe (bardzo dobrze wykreowanej przez Caitlin
Stasey), w brudnym pokoju motelowym, na twarzy której najpierw
odmalowuje się zdezorientowanie, te z kolei zaraz potem przechodzi w
skrajne przerażenie. Twórcy zanadto rozciągnęli tę wstępną
sekwencję – jak mniemam ich zamiarem było zmuszenie widza do
wczucia się w sytuację bezbronnej ofiary, w czym miały dopomóc
długie najazdy kamer na jej sylwetkę, ale początkowe zaczątki
tego rodzaju intymności szybko wyparowały, w efekcie czego już w
pierwszych minutach filmu zaczęłam się niecierpliwić. Przez
chwilę, bo sytuacja została wkrótce zaogniona pojawieniem się
niezidentyfikowanego osobnika, który bezceremonialnie wywlekł na
zewnątrz kobietę wcześniej leżącą obok głównej bohaterki.
Twórcy nie pozwalają nam przyjrzeć się temu, co spotyka za
drzwiami obskurnego pokoju motelowego nieszczęsną ofiarę, ale
odgłosy dochodzące naszych uszu są na tyle wymowne, że właściwie
nie pozostawiają pola na luźne domysły. Wiemy, że młode kobiety
przetrzymywane w tym pomieszczeniu ma spotkać bolesna śmierć, nie
znamy jedynie motywów sprawcy, UWAGA SPOILER bo jego
tożsamość łatwo szybko rozszyfrować KONIEC SPOILERA. Już
na początku Dylan K. Narang raczy nas iście zagadkową sytuacją,
przy okazji podchodząc do domniemanej tematyki seryjnego mordercy od
mniej pospolitej strony. Oprawca jest enigmą – jedyne co o nim
wiemy na pewno (co zostaje w dobitny sposób zasugerowane) to to, że
planuje zabić wszystkie porwane dziewczęta. Nie widzimy jego twarzy
nie tylko z powodu kierowania kamery na dolne partie jego ciała, ale
również za sprawą noszonego przez niego wymyślnego nakrycia
głowy, ukrywającego również jego oblicze. Skoro więc nie pozwala
nam się dokładnie poznać osobowości mordercy można się
spodziewać zupełnie innego podejścia do jego ofiar. Przygotowujemy
się więc na szczegółowe portrety niektórych z nich, a
przynajmniej głównej bohaterki Chloe – sądzimy, że Narang
poświęci sporo miejsca na wyłuszczenie nam ich skrótowych
biografii, ale jak się z czasem okazuje początkujący twórca nie
zamierzał w taki sposób się wspomagać. Aby wzbudzić w
oglądającym odpowiednie emocje musiał sprawić, żeby obchodził
go los przynajmniej głównej bohaterki, nie zdecydował się jednak
uczynić tego poprzez jak się wydaje jeden z łatwiejszych zabiegów.
Ograniczył kwestie więzionych kobiet do absolutnego minimum, nie
pozwolił nawet Chloe opowiedzieć o swoim dotychczasowym życiu,
skupił się jedynie na jej (i dwóch innych porwanych kobiet)
reakcjach na aktualną, wielce niewygodną sytuację. Ryzykował tym
sprowadzenie ofiar tajemniczego mężczyzny do pozycji „mięsa
armatniego”, pozbawionej indywidualności pożywki dla maniaka,
który regularnie odwiedza „swój harem”. Jakież więc było
moje zdumienie, gdy uświadomiłam sobie, że zżyłam się z Chloe
do tego stopnia, że szczerze życzę jej wyjścia cało z tej
pułapki. A tą jest nieduży pokój motelowy z przylegającą do
niego ciasną łazienką – obskurne, mroczne, brudne pomieszczenia,
które wywołują iście klaustrofobiczne wrażenie doprawione nutką
odrazy. Twórcy „All I Need” zadbali o doprawdy odpychającą
scenerię, którą dodatkowo uatrakcyjniały lekko ziarniste,
przybrudzone zdjęcia. Dopomógł im w tym niewielki budżet –
gdyby to była hollywoodzka superprodukcja pewnie bez masy plastiku
by się nie obyło. Zamiast zmęczonych, zaniedbanych twarzy młodych
kobiet i przybrudzonych zdjęć najprawdopodobniej dostalibyśmy
wymalowane gwiazdeczki ze starannymi fryzurami oraz silnie
skontrastowane obrazy mieniące się żywymi barwami, może co
najwyżej okraszonych małą porcją metalicznych czerni.
Wątki
rozgrywające się w pokoju motelowym twórcy przeplatają z losami
niejakiego Andrew, mężczyzny szukającego pracy, głównie po to,
aby móc płacić należne alimenty swojej nastoletniej córce. Tutaj
również szybko zostajemy skonfrontowani z wielce zagadkową
sytuacją wynikłą z doprawdy niezwykłej oferty przedstawionej
mężczyźnie przez telefon. Nieznajomy osobnik (jeśli mnie uszy nie
myliły) z rosyjskim akcentem przedstawia mu dziwaczną propozycję,
która nęci możliwością godziwego i jak się wydaje łatwego
zarobku. W tym momencie w głowie właściwie każdego oglądającego
powinny odezwać się dzwonki alarmowe, które z biegiem trwania tego
wątku najpewniej będą zyskiwać na sile. Reakcje Andrew natomiast
będą wręcz odwrotne – jego początkowa podejrzliwość zostanie
zastąpiona przekonaniem o całkowitej nieszkodliwości jego nowego
zajęcia i rzecz jasna o ogromie szczęścia, jakie go spotkało.
Łatwo domyślić się, do czego to wszystko go doprowadzi, UWAGA
SPOILER osobiście nie miałam nawet trudności z zestawieniem
tego wątku z drugim. Byłabym jednak niesprawiedliwa zarzucając
„All I Need” przewidywalność w absolutnie każdym aspekcie jego
scenariusza. Bo nawiązania do pewnej historycznej postaci się nie
spodziewałam. Zorientowałam się, że Narang pójdzie w tę stronę,
gdy Elizabeth (imię nie jest przypadkowe) zaczęła mówić o
młodości, ale wziąwszy pod uwagę fakt, że zaraz potem pojawia
się wyraźne nawiązanie do znanej „wampirzycy” nie mogę w tym
miejscu utyskiwać na przewidywalność KONIEC SPOILERA.
Wydarzenia koncentrujące się na Andrew dostarczyły mi odrobinę
napięcia, nawet pomimo tego, że doskonale wiedziałam, do jakiego
punktu to wszystko zmierza (w ogólnym zarysie, z wyłączeniem
istotnych detali), w porównaniu jednak do sekwencji poświęconych
Chloe jego siła była raczej niewielka. Sekwencje skupiające się
na zaszczutej, uwięzionej dziewczynie były wręcz przesycone
nieustannie intensyfikowanym napięciem, którego nie psuły nawet
niektóre nieco naciągane sytuacje. Na przykład długie grzebanie
przez nią palcami w ranie, odniesionej podczas iście dramatycznej
próby wydostania się z motelu przez szyb wentylacyjny, która moim
zdaniem pojawiła się głównie z chęci zniesmaczenia odbiorcy, bo
wydaje mi się, że aby oszukać mordercę wystarczyło czy to
przyłożyć krwawiące miejsce do otworu w ścianie, czy zwyczajnie
przenieść krew za pomocą dłoni (choć z drugiej strony wówczas z
pewnością byłoby jej zdecydowanie mniej). Finalną konfrontację
również uważam za mało realistyczną, ale szczerze powiedziawszy
nie przeszkadzało mi to w żywym reagowaniu na prezentowane
wydarzenia. Niektórzy widzowie mogą dopatrywać się głupoty w
początkowej bierności drugiej towarzyszki Chloe w obliczu
zbliżającego się zagrożenia uosabianego przez mordercę
próbującego wedrzeć się do zabarykadowanego pokoju. Moim zdaniem
jednak Narang doskonale oddał w tej scenie paraliż, jaki w
rzeczywistości ogarnia wiele osób znajdujących się w iście
koszmarnym położeniu, czy przestraszonych jakimś niespodziewanym
incydentem (jump scenka hehe). W ogóle to wykazał się tutaj
dużym zrozumieniem różnych mechanizmów zachodzących w psychice
ofiar i co więcej potrafił na tyle dobrze oddać je na ekranie,
żebym bez żadnego wkładu ze swojej strony całkowicie wsiąkła w
ten wątek (choć oczywiście nie obyło się bez drobnych
bzdurności). W ten drugi też, ale w zdecydowanie mniejszym stopniu.
Nie
mogę polecić „All I Need” wszystkim wielbicielom thrillerów o
wszelkiej maści maniakach i ich ofiarach, bo ta produkcja może
przypaść do gustu jedynie części z nich. I to raczej niewielkiej.
Największą szansę na odnalezienie się w omawianym obrazie Dylana
K. Naranga mają sympatycy niskobudżetowych, minimalistycznych
dreszczowców, czy to o seryjnych mordercach, czy jego ofiarach,
przetrzymywanych w niewielkim pomieszczeniu, po to, aby wkrótce
umrzeć w jakiś bolesny sposób. Nie jestem jednak przekonana, czy
aby wszystkie osoby z takimi preferencjami filmowymi dadzą się
przekonać tej propozycji, choćby ze względu na drobne niedostatki
w scenariuszu, czy ryzykowne podejście do portretu głównej
bohaterki, które to może nie sprawdzić się w przypadku każdego
odbiorcy. Mnie pełnometrażowy debiut Dylana K. Naranga przekonał.
W sumie to życzyłabym sobie więcej podobnych niszówek, ale to
jeszcze nie powód, żeby z czystym sumieniem rekomendować ten obraz
każdemu wielbicielowi mrocznych thrillerów.
Film bardzo specyficzny. Nie ma tutaj żadnego długiego wprowadzenia. Nie ma również przedstawiania bohaterów. Od samego początku widz śledzi losy przetrzymywanych dziewczyn. Czasami akcja przeskakuje na historię Andrew żeby coś widzowi wyjaśnić. Podobało mi się takie rozwiązanie. Oceniam film bardzo pozytywnie.
OdpowiedzUsuń