piątek, 2 lutego 2018

„Klątwa Downers Grove” (2015)

W Downers Grove w stanie Illinois co roku ginie uczeń ostatniej klasy liceum, a większość mieszkańców uważa, że to miejsce jest obłożone klątwą. Niedługo kończąca szkołę średnią Chrissie Swanson nie wierzy w przekleństwo. Nie drży na myśl o ostatnim dniu szkoły, jak jej koleżanki, zamiast tego skupiając się na zacieśnianiu więzi z Bobbym, mechanikiem samochodowym, którego od jakiegoś czasu odwiedza w jego miejscu pracy. Jej matka wyjeżdża na kilka dni z Downers Grove ze swoim nowym partnerem, zostawiając Chrissie i jej młodszego brata Davida samych. Dziewczyna i jej najlepsza przyjaciółka, Tracy, zostają zaproszone na imprezę organizowaną przez paru członków szkolnej drużyny futbolu amerykańskiego z Willow Creek. Jej gwiazda, Chuck, jest zainteresowany Chrissie, ale nie zamierza poświęcać czasu na starania o jej względy. Dziewczyna okalecza go w samoobronie, tym samym odbierając mu szansę na karierę sportową. I sprowadzając na siebie i ludzi, na których jej zależy ogromne niebezpieczeństwo.

W 1999 roku w Stanach Zjednoczonych po raz pierwszy ukazała się powieść „Downers Grove” pióra Michaela Hornburga. Kilkanaście lat później Derick Martini i autor między innymi kontrowersyjnej powieści pt. „American Psycho”, Bret Easton Ellis, napisali scenariusz filmu w oparciu o publikację Hornburga. Reżyserię „Klątwy Downers Grove” wziął na siebie ten pierwszy, a budżet produkcji szacuje się na dwa miliony dolarów. Film kręcono w mieście Pomona w Kalifornii, a zdjęcia główne trwały dwadzieścia pięć dni.

„Klątwa Downers Grove” jest utrzymanym w małomiasteczkowym klimacie teen thrillerem, choć wstępne sekwencje każą przygotować się na horror młodzieżowy opowiadający o klątwie, z którą będą mierzyć się protagoniści. Myśl o „Oszukać przeznaczenie” nasunie się bezwiednie, ale te skojarzeniowe zapędy ostudzi charakter rzeczonej klątwy. Rzeczywistej bądź wyimaginowanej. Otóż, już na początku filmu do naszej wiadomości zostaje podana informacja, że jeśli klątwa istnieje to w każdym roku zbiera bardzo skromne żniwo. Zabiera tylko jedną osobę, świeżo upieczonego absolwenta (bądź absolwentkę) szkoły średniej, a więc nawet przy założeniu, że Downers Grove zostało przeklęte nie możemy liczyć na gromadkę ofiar. To nie brzmi zachęcająco. Wygląda na to, że jeśli już ktoś zginie to będzie to tylko jedna osoba. W takim razie czym wypełniono wszystkie pozostałe minuty filmu? Przede wszystkim obsesją młodego mężczyzny na punkcie nastoletniej dziewczyny. Próbami pomszczenia swojej własnej krzywdy, podszytymi wyraźną sugestią, że dręczyciel darzy głębokim uczuciem swoją główną ofiarę. Rola głównego mściciela przypadła w udziale Kevinowi Zegersowi, który to z całej obsady spisał się zdecydowanie najlepiej. Tylko do niego nie mam żadnych zastrzeżeń. Wymuszona mimika odtwórczyni roli głównej, Belli Heathcote, „cielęce spojrzenie” i swego rodzaju przesłodzona, rozkochana postawa Lucasa Tilla, zauważalnie udawana przebojowość Martina Spanjersa i warsztatowa nijakość Penelope Mitchell stanowiły doprawdy ciężkostrawną mieszankę. Szczęście, że nie przyszło im kreować złożonych, głębokich postaci, bo w takim wypadku efekt prawdopodobnie byłby dużo bardziej groteskowy. Nie wiem, czy w książce było tak samo, bo nie miałam okazji jej przeczytać, więc sformułuję to tak: czy to wzorem autora, czy w wyniku swojej własnej inwencji Bret Easton Ellis i Derick Martini uparcie spychali domniemaną klątwę Downers Grove na daleki plan. Wątkiem przewodnim filmu nie jest tytułowa klątwa tylko toksyczna relacja Chrissie i Chucka, zapoczątkowana tragicznym w skutkach incydentem zaistniałym na imprezie zorganizowanej przez tego drugiego i jego przyjaciół. Trudno potępiać dziewczynę za to, co wówczas mu zrobiła. Można natomiast nielicho się zdumieć tak dużą wytrzymałością chłopaka. Chrissie prawie wyłupiła mu oko, a on zamiast zwijać się z bólu, jak uczyniłby to (chyba) każdy normalny człowiek znajdujący się w takiej sytuacji, staje przed lustrem i obmacuje okaleczone miejsce. No, no... chciałabym mieć tak wysoki próg bólu. Po tym wydarzaniu przychodzi pora na planowanie zemsty. To jest wówczas, gdy Chuck zdobędzie absolutną pewność, że nie ma żadnych szans u Chrissie, bo wydaje się, że starcie, do jakiego między nimi doszło nie odebrało mu całej nadziei na związek z nastolatką. Koleś próbuje ją zgwałcić, ona w samoobronie poważnie go okalecza tym samym zabierając mu wszelkie szanse na wymarzoną karierę sportową, ale w młodym mężczyźnie wciąż tli się nadzieja na wybudowanie na tych zgliszczach udanego związku. Albo więc ma ekstremalnie niski iloraz inteligencji, albo jest tak zaślepiony miłością, że nie potrafi odróżnić rzeczywistości od swoich wyobrażeń. Z czasem jednak bierze się w garść i przysięga zemstę na swojej krzywdzicielce – bo według niego wina leży wyłącznie po jej stronie, z jego punktu widzenia nie doszło do żadnej próby gwałtu, dziewczyna sobie to wymyśliła aby jakoś usprawiedliwić swój wybuch agresji. Chuck angażuje więc paru kolegów z drużyny w swoje przestępcze przedsięwzięcie. Ich celem jest nie tylko nastoletnia Chrissie, ale także ludzie, na których jej zależy. Jej nemezis stara się skrzywdzić ją również poprzez ataki na jej młodszego brata i przyjaciół. Ale poza mocno przygnębiającą sekwencją z psami, pomysły Chucka w tej materii nie budzą większych emocji.

Aż nie chce się wierzyć, że autor tak mocnego dzieła jak „American Psycho”, powieści, wokół której narosło tyle kontrowersji, która zszokowała dużą część światowej opinii publicznej, brał udział w pisaniu tak ugrzecznionego scenariusza. „Klątwa Downers Grove” to wszak kolejny przykład lekkiego, odmóżdżającego thrillerka utrzymanego w realiach młodzieżowych, któremu brakuje konsekwentnego budowania napięcia i stosownie mrocznej atmosfery, ale sposób snucia konwencjonalnej opowieści jest na tyle przystępny, żeby jakoś się to oglądało. Jeśli, rzecz jasna, nie ma się wysokich wymagań względem kina. Bo realizacja „Klątwy Downers Grove” przypomina tę obieraną w zdecydowanej większości współczesnych thrillerów telewizyjnych, w których to nie przywiązuje się dużej uwagi do wydobywania z tego jakichś silnych emocji. Po prostu opowiada się o czymś, co nie grzeszy oryginalnością, bez sięgania po wbijające się w pamięć ozdobniki, ale siląc się na (w zamiarze) nieprzewidywalny zwrot akcji. Na mnie te próby nie wywarły pożądanego skutku i nie mam wątpliwości, że nie będę w tym odosobniona, bo finalny przewrót naprawdę łatwo przedwcześnie rozszyfrować. Nie trzeba do tego dużej przenikliwości – wystarczy wsłuchiwać się w rozmowy bohaterów UWAGA SPOILER a konkretniej w jedną konwersację Chrissie z jej przyjacielem KONIEC SPOILERA i obserwować ich twarze, bo z emocji, które się na nich odmalowują można wiele wyczytać. Interpretować tego wcale nie trzeba – słuchanie i patrzenie sprawią, że wszystkie części układanki z czasem same wskoczą na właściwe miejsce. Najbardziej w „Klątwie Downers Grove” podobały mi się sny głównej bohaterki – tajemnicze, mistyczne wręcz obrazy podszyte niebezpieczeństwem, wskazujące na nieustające zbliżanie się jakiegoś nadnaturalnego zagrożenia. Niepotrzebnie tylko wplatano w to motyw indiański, bo w tym przypadku skręty w stronę tego często wykorzystywanego przez amerykańskich filmowców pierwiastka w moich oczach nie znajdowały satysfakcjonujące uzasadnienia. UWAGA SPOILER Niedopowiedzenie sprawdziłoby się dużo lepiej – uderzenie w takie oczywistości, odzieranie klątwy z całej tajemniczości na rzecz silnie wyeksploatowanego tematu, którego co gorsza nie potrafiono ciekawie przedstawić, dla mnie nie miało żadnego sensu KONIEC SPOILERA. Mały plusik przyznaję też portretowi osób, które winny stać na straży bezpieczeństwa i porządku publicznego. Podejściu do policjantów, bo w dużym stopniu pokrywa się ono z moimi własnymi obserwacjami tej grupy zawodowej. A więc widziałam w tym sporo realizmu, choć pewnie nie każdy odbiorca „Klątwy Downers Grove” będzie się tak na to zapatrywać. Gdzieś tam pewnie są ludzie, którzy mają zgoła inne doświadczenia z tymi siłami mundurowymi. Oni mogą wręcz uznać taką postawę policjantów za całkowicie niewiarygodną, posuniętą do takiego punktu, który nie ma najmniejszych szans zaistnieć w prawdziwym życiu. Mogę ich jednak zapewnić, że trwają w błędzie – że noszą różowe okulary, których powinni jak najszybciej się pozbyć. Bret Easton Ellis i Derick Martini niejako do tego zachęcają, nie jestem tylko w stanie powiedzieć, czy ich podejście do policjantów (albo autora literackiego pierwowzoru) będzie w stanie zmusić sympatyków tej grupy zawodowej do uwierzenia w to, że tacy ludzie istnieją, że ofiary różnego rodzaju prześladowań, ludzie dręczeni przez innych w rzeczywistości też czasem są traktowani w taki sposób jak Chrissie przez osoby, którym podatnicy płacą przecież za to aby zawsze stawały po stronie pokrzywdzonych.

Takie nijakie coś. Właśnie tak muszę podsumować „Klątwę Downers Grove”. Schematyczny, przewidywalny teen thriller, który tytułową klątwę traktuje mocno marginalnie, który skupia się przede wszystkim na prześladowaniu nastolatki i ludzi, którzy są dla niej ważni przez grupę zdemoralizowanych młodych mężczyzn. Przez jednostki, którym wolno więcej i starają się wykorzystać te wyjątkowe uprawnienia do pomszczenia krzywdy jednego z nich. Nic wielce wciągającego, nic, co ma szansę wydobyć multum silnych emocji z przynajmniej większości odbiorców, ale przy odrobinie dobrej woli można bez większego bólu pogapić się w ekran. Jak ma się za dużo wolnego czasu, nie ma się wielkich wymagań względem kina i nie jest się uprzedzonym do teen thrillerów to można po to sięgnąć. Obejrzeć i zapomnieć – bo chyba nie da się dłużej trzymać tego w pamięci. Nawet gdyby się bardzo chciało, a nie sądzę, żeby wielu odbiorców „Klątwy Downers Grove” o tym marzyło.

1 komentarz:

  1. Lubię thrillery,ale schematyczne i nijakie do mnie nie przemawiają ;D

    OdpowiedzUsuń