Od
kiedy sięga pamięcią Callie Farrow żyła w cieniu swojej siostry
bliźniaczki Tildy, z którą zawsze łączyły ją bliskie stosunki.
Callie jest najszczęśliwsza, gdy przebywa w jej towarzystwie i w
pełni świadoma tego, że nigdy nie będzie taka, jak ona. Tilda
jest piękną, charyzmatyczną kobietą, aktorką, która stała się
rozpoznawalna dzięki jednej roli. Tymczasem Callie jest cichą,
niełaknącą poklasku pracownicą małej księgarni, z prawdziwą
przyjemnością wspierającą swoją siostrę. Ich relacja komplikuje
się niedługo po związaniu się przez Tildę z przystojnym,
pedantycznym Felixem Nordbergiem. Początkowo Callie jest nim
urzeczona i cieszy się, że Tilda znalazła mężczyznę, który
daje jej szczęście, ale z czasem zaczyna odbierać niepokojące
sygnały. Osobowość Tildy drastycznie się zmienia. Kobieta
całkowicie podporządkowuje się woli Felixa. Nie przyjmuje nowych
ról, traci na wadze, a na jej ciele Callie dostrzega siniaki.
Wszystko to każe jej sądzić, że Tilda żyje z mężczyzną, który
znęca się nad nią psychicznie i fizycznie, że trwa w toksycznym
związku, którego sama nie potrafi zakończyć. Kiedy Callie próbuje
interweniować siostra zaczyna się od niej oddalać. Callie nie
zamierza jednak odpuścić. Uzależnia się od internetowego forum
dla ofiar przemocy w rodzinie i ich znajomych, gdzie nawiązuje
przyjaźń z dwiema kobietami. Ma coraz większą obsesję na punkcie
siostry, a w swoim postanowieniu ratowania jej sięga po coraz
drastyczniejsze środki. A gdy Felix umiera wszystko jeszcze bardziej
się komplikuje.
Curriculum
vitae Brytyjki Jane Robins zawiera pracę jako dziennikarka w „The
Economist”, „The Independent” i BBC. Napisała trzy książki
faktu („Rebel Queen”, „The Magnificent Spilsbury” i „The
Curious Habits of Doctor Adams”) i dołączyła do Royal Literary
Fund. „Białe ciała” to jej powieściowy debiut. Thriller
psychologiczny z 2017 roku, który jak przyznaje sama autorka nie
powstałby, gdyby nie stypendium przyznane jej przez Royal Literary
Fund.
„Białe
ciała” otwiera śmierć Felixa Nordberga i rzucenie podejrzenia na
Callie Farrow, danie czytelnikowi jasno do zrozumienia, że jest ona
jakoś zamieszana w jego śmierć. Być może nawet to właśnie ta
kobieta go zabiła. Muszę przyznać, że to odważne zagranie. Jane
Robins podjęła tutaj duże ryzyko, które w mojej ocenie tylko w
części się opłaciło. Kiedy już wiemy, że Felix Nordberg
wkrótce straci życie, Robins cofa akcję o kilka miesięcy,
rozpoczynając tym samym ciąg wydarzeń, który jak już wiemy
doprowadzi do jego zgonu i wplatając gdzieniegdzie fragmenty z
dzieciństwa i okresu nastoletniego Callie i Tildy. Sióstr
bliźniaczek, które różnią się jak ogień i woda, i to zarówno
wyglądem, jak i osobowością. Nie ma jednak pomiędzy nimi
większych spięć, od zawsze dobrze czuły się w swoim
towarzystwie, zgodnie z powiedzeniem, że przeciwieństwa się
przyciągają. „Szara myszka”, empatyczna obserwatorka Callie
lubi pławić się w blasku siostry i pomagać jej w potrzebie, a
Tilda nie ma żadnych powodów by narzekać na taki układ. Do czasu
wpuszczenia do swojego życia zamożnego Amerykanina (siostry Farrow
mieszkają w Londynie), Felixa Nordberga, który jak szybko zauważa
Callie podporządkowuje sobie swoją nową dziewczynę. Tilda staje
się zupełnie inną osobą – jest marionetką sterowaną przez
silną osobowość, chociaż dotąd było zgoła odwrotnie. Już od
najmłodszych lat to Tilda była typem przywódcy: charyzmatyczną
jednostką, w towarzystwie której jej rówieśnicy pragnęli się
obracać i której polecenia chcieli wykonywać. Teraz kobieta staje
po drugiej stronie barykady, a jej siostra nie potrafi przejść nad
tym do porządku dziennego. I trudno się temu dziwić, wziąwszy pod
uwagę wszystkie niepokojące sygnały, jakie odbiera będąc w
pobliżu Tildy i Felixa. Ale z drugiej strony, czy możemy być
absolutnie pewni wniosków wyciąganych przez Callie? Ba, jako że
Robins zastosowała tutaj narrację pierwszoosobową, obierając
perspektywę właśnie Callie, pod wielkim znakiem zapytania stają
nawet obrazy przez nią rejestrowane, a co dopiero mówić o
interpretacji, jakiej ta postać je poddaje. Fascynująca postać,
muszę dodać, tak samo zresztą jak i Tilda. Obie są bardzo
złożonymi kobietami, niejednoznacznymi, zmuszającymi czytelnika do
spoglądania na nie pod różnymi kątami, do częstego zmieniania
nastawienia względem ich obu i zastanawiania się w której z nich i
czy w ogóle w którejś, drzemie „demon”, który tylko czeka na
dogodny moment, aby wreszcie się ujawnić. Uważam, że Jane Robins
w kreacjach Callie i Tildy zbliżyła się do doskonałości – nie
osiągając go, bo jednak nie mogłam oprzeć się poczuciu lekkiego
zaniedbywania jednej z tych postaci. Nie dużego, ale i tak chciałoby
się, by omówiła ją trochę szerzej, już niekoniecznie tak
wyczerpująco jak w przypadku tej drugiej, ale bez wątpienia mogła
wniknąć w psychikę tamtej nieco głębiej. Niektórym ten zarzut
pewnie wyda się stanowczo niesprawiedliwy, przesadzony, wręcz
śmieszny, bo w beletrystyce nie tak znów często odnajduje się tak
szczegółowe kreacje bohaterów. Właściwie to mało kto (nawet ,
że tak to ujmę, współczesny Stephen King) raczy czytelników
tyloma detalami w tej materii i to w dodatku w tak mocno zachęcający
do główkowania sposób, ale nic nie poradzę na to, że do głosu
doszły tutaj moje własne preferencje, w efekcie pozostawiając mały
niedosyt. UWAGA SPOILER Gwoli ścisłości, jako, że wprost
uwielbiam fikcyjne czarne charaktery płci żeńskiej życzyłabym
sobie jeszcze większej koncentracji autorki na Tildzie, co aby nie
zepsuć niespodzianki powinno rozpocząć się z chwilą
wyartykułowania prawdy. Czyli po prostu rozbudowałabym „Białe
ciała” o kilkadziesiąt lub jeszcze lepiej, kilkaset stron, na
których przede wszystkim dogłębniej zanalizowałbym Tildę. Jak
umiałabym pisać, rzecz jasna KONIEC SPOILERA.
Tworząc
„Białe ciała” Jane Robins czerpała inspirację z
„Sublokatorki” w reżyserii Barbeta Schroedera UWAGA SPOILER
i z jednego filmu Alfreda Hitchcocka. Czego może i nie ma potrzeby
wtłaczać w spoiler, bo o tym obrazie autorka rozpisuje się już na
początku powieści, ale jako że ja nie spodziewałam się, że
wypożyczy sobie z tej produkcji jeden bardzo ważny motyw muszę
założyć, że znajdzie się jeszcze ktoś, kto tak jak ja tego nie
przewidzi KONIEC SPOILERA. Właśnie - rozpisuje się. Bo
Robins wcale nie ukrywa swoich inspiracji. Sama wyjawia tytuły
dzieł, z których wyrwała to i owo, poddając to oczywiście
obróbce, tak aby wpasowało się w ramy wymyślonej przez niej
historii. W efekcie otrzymujemy taki swoisty mix dokonań innych z
pomysłami stawiającej pierwsze (ale mam nadzieję, że nie
ostatnie) kroki w beletrystyce, brytyjskiej pisarki. Ze wszystkich
wątków składających się na tę pasjonującą opowieść, moim
zdaniem na największe wyróżnienie zasługuje motyw mający nasuwać
skojarzenia z „Sublokatorką”. Czyli obsesja Callie na punkcie
jej siostry bliźniaczki. Jako że niestety wiemy, jak skończy Felix
Nordberg to właśnie ona w naszych oczach będzie stanowić
największe zagrożenie dla innych. Być może nawet dla Felixa –
mężczyzny, który w kontaktach ze swoją dziewczyną Tildą ucieka
się do przemocy fizycznej i psychicznej, z której to ona zdaje się
czerpać przyjemność (czyżby coś na kształt relacji BDSM bez
reżyserowania?). Z retrospekcji sięgających dzieciństwa oraz
okresu młodzieńczego Callie i Tildy wiemy, że obsesja tej
pierwszej bynajmniej nie zaczęła się wtedy, gdy nabrała ona
przekonania, że jej siostrze grozi niebezpieczeństwo ze strony
Felixa. Robins nie pozostawia żadnych wątpliwości, że Callie już
od najmłodszych lat była zafiksowana na punkcie siostry – tak
bardzo, że uciekała się nawet do połykania jej włosów, zębów
i picia jej moczu (ot, taki fetysz). Zresztą nawet teraz, gdy obie
są już dorosłe, Callie od czasu do czasu odczuwa potrzebę
przyjęcia takiej „komunii”, zespolenia się w ten sposób z
ukochaną siostrą, z osobą, od której jest wprost uzależniona. Z
czego Tilda doskonale zdaje sobie sprawę – wie, że Callie ma na
jej punkcie obsesję, że łaknie jej towarzystwa, jak niczego innego
na świecie, a że wprost uwielbia być w centrum uwagi ma z tego
korzyść. Osaczona przez Callie zaczyna się czuć dopiero wówczas,
gdy tą ogarnia fiksacja na punkcie ratowania Tildy przed jej
chłopakiem, Felixem Nordbergiem, którego to Tilda zdaje się w
równym stopniu kochać, co się go bać. Jane Robins na kartach
„Białych ciał” dużo mówi o przemocy domowej, o kobietach
maltretowanych przez swoich partnerów i o ludziach, którzy
najczęściej bezskutecznie starają się wydobyć ich z tej matni.
Przekonująco i z dużą dozą empatii przygląda się ofiarom i ich
oprawcom (choć tym drugim poświęca mniej uwagi) oraz przyjaciołom
zdominowanych przez brutali kobiet, z narastającym przerażeniem
przyglądającym się tym toksycznym związkom. I starającym się im
pomóc – tak bardzo zdeterminowanym by to zrobić, że tylko czeka
się na to, aż to właśnie oni staną się przyczyną jakiejś
tragedii, nieodwracalnej szkody wyrządzonej sobie bądź innym. Może
nawet osobom, których starali się uratować... Czyta się to z
prawdziwymi wypiekami na twarzy, z nieustannie narastającym
przeczuciem rychłego nieszczęścia, z takim wrażeniem, jakby
Robins z coraz to większą siłą wpychała nas w rozchwianą
psychikę kobiety, która w końcu posunie się do czegoś
strasznego. UWAGA SPOILER Zakończenie można przewidzieć, bo
Robins porozrzucała parę wskazówek, które łatwo poddać
właściwej interpretacji, ale o wiele trudniej je odłowić. Mnie
się to nie udało, dałam się zwieść autorce, co dla mnie jest
kolejnym plusem tej powieści. Inna sprawa, że oszołomiona takim
obrotem spraw nie byłam – nie spodziewałam się tego, ale żeby
wprawiło mnie to w osłupienie to nie, aż tak mocnej reakcji
wybrany przez autorkę „Białych ciał”, zwrot akcji, na mnie nie
wywarł KONIEC SPOILERA.
Warty
przeczytania thriller psychologiczny pióra brytyjskiej pisarki Jane
Robins. Jej powieściowy debiut, którym to dosyć wysoko zawiesiła
sobie poprzeczkę, którego poziom jest na tyle wysoki, że w
przyszłości będzie musiała sporo się natrudzić, jeśli chce go
przebić. A liczę, że chce i że zdecyduje się zostać przy tym
gatunku, bo pokazała mi, że bardzo dobrze się w nim odnajduje. I
rozbudziła apetyt na więcej. Tak, po „Białych ciałach” z
chęcią sięgnę po kolejny dreszczowiec jej autorstwa, jeśli
takowy powstanie i trafi na polski rynek wydawniczy. A zrobię to bez
żadnego zastanowienia, nie zapoznając się nawet ze skrótowym
opisem fabuły, bo wydaje mi się, że z takim warsztatem nawet
nielubiane przeze mnie motywy Robins może przedstawić w atrakcyjny
dla mnie sposób.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Dobra recenzja, ale przyznam szczerze, przeczytać to na tym czarnym tle?Porażka
OdpowiedzUsuń