poniedziałek, 25 czerwca 2018

Jane Robins „Białe ciała”

Od kiedy sięga pamięcią Callie Farrow żyła w cieniu swojej siostry bliźniaczki Tildy, z którą zawsze łączyły ją bliskie stosunki. Callie jest najszczęśliwsza, gdy przebywa w jej towarzystwie i w pełni świadoma tego, że nigdy nie będzie taka, jak ona. Tilda jest piękną, charyzmatyczną kobietą, aktorką, która stała się rozpoznawalna dzięki jednej roli. Tymczasem Callie jest cichą, niełaknącą poklasku pracownicą małej księgarni, z prawdziwą przyjemnością wspierającą swoją siostrę. Ich relacja komplikuje się niedługo po związaniu się przez Tildę z przystojnym, pedantycznym Felixem Nordbergiem. Początkowo Callie jest nim urzeczona i cieszy się, że Tilda znalazła mężczyznę, który daje jej szczęście, ale z czasem zaczyna odbierać niepokojące sygnały. Osobowość Tildy drastycznie się zmienia. Kobieta całkowicie podporządkowuje się woli Felixa. Nie przyjmuje nowych ról, traci na wadze, a na jej ciele Callie dostrzega siniaki. Wszystko to każe jej sądzić, że Tilda żyje z mężczyzną, który znęca się nad nią psychicznie i fizycznie, że trwa w toksycznym związku, którego sama nie potrafi zakończyć. Kiedy Callie próbuje interweniować siostra zaczyna się od niej oddalać. Callie nie zamierza jednak odpuścić. Uzależnia się od internetowego forum dla ofiar przemocy w rodzinie i ich znajomych, gdzie nawiązuje przyjaźń z dwiema kobietami. Ma coraz większą obsesję na punkcie siostry, a w swoim postanowieniu ratowania jej sięga po coraz drastyczniejsze środki. A gdy Felix umiera wszystko jeszcze bardziej się komplikuje.

Curriculum vitae Brytyjki Jane Robins zawiera pracę jako dziennikarka w „The Economist”, „The Independent” i BBC. Napisała trzy książki faktu („Rebel Queen”, „The Magnificent Spilsbury” i „The Curious Habits of Doctor Adams”) i dołączyła do Royal Literary Fund. „Białe ciała” to jej powieściowy debiut. Thriller psychologiczny z 2017 roku, który jak przyznaje sama autorka nie powstałby, gdyby nie stypendium przyznane jej przez Royal Literary Fund.

„Białe ciała” otwiera śmierć Felixa Nordberga i rzucenie podejrzenia na Callie Farrow, danie czytelnikowi jasno do zrozumienia, że jest ona jakoś zamieszana w jego śmierć. Być może nawet to właśnie ta kobieta go zabiła. Muszę przyznać, że to odważne zagranie. Jane Robins podjęła tutaj duże ryzyko, które w mojej ocenie tylko w części się opłaciło. Kiedy już wiemy, że Felix Nordberg wkrótce straci życie, Robins cofa akcję o kilka miesięcy, rozpoczynając tym samym ciąg wydarzeń, który jak już wiemy doprowadzi do jego zgonu i wplatając gdzieniegdzie fragmenty z dzieciństwa i okresu nastoletniego Callie i Tildy. Sióstr bliźniaczek, które różnią się jak ogień i woda, i to zarówno wyglądem, jak i osobowością. Nie ma jednak pomiędzy nimi większych spięć, od zawsze dobrze czuły się w swoim towarzystwie, zgodnie z powiedzeniem, że przeciwieństwa się przyciągają. „Szara myszka”, empatyczna obserwatorka Callie lubi pławić się w blasku siostry i pomagać jej w potrzebie, a Tilda nie ma żadnych powodów by narzekać na taki układ. Do czasu wpuszczenia do swojego życia zamożnego Amerykanina (siostry Farrow mieszkają w Londynie), Felixa Nordberga, który jak szybko zauważa Callie podporządkowuje sobie swoją nową dziewczynę. Tilda staje się zupełnie inną osobą – jest marionetką sterowaną przez silną osobowość, chociaż dotąd było zgoła odwrotnie. Już od najmłodszych lat to Tilda była typem przywódcy: charyzmatyczną jednostką, w towarzystwie której jej rówieśnicy pragnęli się obracać i której polecenia chcieli wykonywać. Teraz kobieta staje po drugiej stronie barykady, a jej siostra nie potrafi przejść nad tym do porządku dziennego. I trudno się temu dziwić, wziąwszy pod uwagę wszystkie niepokojące sygnały, jakie odbiera będąc w pobliżu Tildy i Felixa. Ale z drugiej strony, czy możemy być absolutnie pewni wniosków wyciąganych przez Callie? Ba, jako że Robins zastosowała tutaj narrację pierwszoosobową, obierając perspektywę właśnie Callie, pod wielkim znakiem zapytania stają nawet obrazy przez nią rejestrowane, a co dopiero mówić o interpretacji, jakiej ta postać je poddaje. Fascynująca postać, muszę dodać, tak samo zresztą jak i Tilda. Obie są bardzo złożonymi kobietami, niejednoznacznymi, zmuszającymi czytelnika do spoglądania na nie pod różnymi kątami, do częstego zmieniania nastawienia względem ich obu i zastanawiania się w której z nich i czy w ogóle w którejś, drzemie „demon”, który tylko czeka na dogodny moment, aby wreszcie się ujawnić. Uważam, że Jane Robins w kreacjach Callie i Tildy zbliżyła się do doskonałości – nie osiągając go, bo jednak nie mogłam oprzeć się poczuciu lekkiego zaniedbywania jednej z tych postaci. Nie dużego, ale i tak chciałoby się, by omówiła ją trochę szerzej, już niekoniecznie tak wyczerpująco jak w przypadku tej drugiej, ale bez wątpienia mogła wniknąć w psychikę tamtej nieco głębiej. Niektórym ten zarzut pewnie wyda się stanowczo niesprawiedliwy, przesadzony, wręcz śmieszny, bo w beletrystyce nie tak znów często odnajduje się tak szczegółowe kreacje bohaterów. Właściwie to mało kto (nawet , że tak to ujmę, współczesny Stephen King) raczy czytelników tyloma detalami w tej materii i to w dodatku w tak mocno zachęcający do główkowania sposób, ale nic nie poradzę na to, że do głosu doszły tutaj moje własne preferencje, w efekcie pozostawiając mały niedosyt. UWAGA SPOILER Gwoli ścisłości, jako, że wprost uwielbiam fikcyjne czarne charaktery płci żeńskiej życzyłabym sobie jeszcze większej koncentracji autorki na Tildzie, co aby nie zepsuć niespodzianki powinno rozpocząć się z chwilą wyartykułowania prawdy. Czyli po prostu rozbudowałabym „Białe ciała” o kilkadziesiąt lub jeszcze lepiej, kilkaset stron, na których przede wszystkim dogłębniej zanalizowałbym Tildę. Jak umiałabym pisać, rzecz jasna KONIEC SPOILERA.

Tworząc „Białe ciała” Jane Robins czerpała inspirację z „Sublokatorki” w reżyserii Barbeta Schroedera UWAGA SPOILER i z jednego filmu Alfreda Hitchcocka. Czego może i nie ma potrzeby wtłaczać w spoiler, bo o tym obrazie autorka rozpisuje się już na początku powieści, ale jako że ja nie spodziewałam się, że wypożyczy sobie z tej produkcji jeden bardzo ważny motyw muszę założyć, że znajdzie się jeszcze ktoś, kto tak jak ja tego nie przewidzi KONIEC SPOILERA. Właśnie - rozpisuje się. Bo Robins wcale nie ukrywa swoich inspiracji. Sama wyjawia tytuły dzieł, z których wyrwała to i owo, poddając to oczywiście obróbce, tak aby wpasowało się w ramy wymyślonej przez niej historii. W efekcie otrzymujemy taki swoisty mix dokonań innych z pomysłami stawiającej pierwsze (ale mam nadzieję, że nie ostatnie) kroki w beletrystyce, brytyjskiej pisarki. Ze wszystkich wątków składających się na tę pasjonującą opowieść, moim zdaniem na największe wyróżnienie zasługuje motyw mający nasuwać skojarzenia z „Sublokatorką”. Czyli obsesja Callie na punkcie jej siostry bliźniaczki. Jako że niestety wiemy, jak skończy Felix Nordberg to właśnie ona w naszych oczach będzie stanowić największe zagrożenie dla innych. Być może nawet dla Felixa – mężczyzny, który w kontaktach ze swoją dziewczyną Tildą ucieka się do przemocy fizycznej i psychicznej, z której to ona zdaje się czerpać przyjemność (czyżby coś na kształt relacji BDSM bez reżyserowania?). Z retrospekcji sięgających dzieciństwa oraz okresu młodzieńczego Callie i Tildy wiemy, że obsesja tej pierwszej bynajmniej nie zaczęła się wtedy, gdy nabrała ona przekonania, że jej siostrze grozi niebezpieczeństwo ze strony Felixa. Robins nie pozostawia żadnych wątpliwości, że Callie już od najmłodszych lat była zafiksowana na punkcie siostry – tak bardzo, że uciekała się nawet do połykania jej włosów, zębów i picia jej moczu (ot, taki fetysz). Zresztą nawet teraz, gdy obie są już dorosłe, Callie od czasu do czasu odczuwa potrzebę przyjęcia takiej „komunii”, zespolenia się w ten sposób z ukochaną siostrą, z osobą, od której jest wprost uzależniona. Z czego Tilda doskonale zdaje sobie sprawę – wie, że Callie ma na jej punkcie obsesję, że łaknie jej towarzystwa, jak niczego innego na świecie, a że wprost uwielbia być w centrum uwagi ma z tego korzyść. Osaczona przez Callie zaczyna się czuć dopiero wówczas, gdy tą ogarnia fiksacja na punkcie ratowania Tildy przed jej chłopakiem, Felixem Nordbergiem, którego to Tilda zdaje się w równym stopniu kochać, co się go bać. Jane Robins na kartach „Białych ciał” dużo mówi o przemocy domowej, o kobietach maltretowanych przez swoich partnerów i o ludziach, którzy najczęściej bezskutecznie starają się wydobyć ich z tej matni. Przekonująco i z dużą dozą empatii przygląda się ofiarom i ich oprawcom (choć tym drugim poświęca mniej uwagi) oraz przyjaciołom zdominowanych przez brutali kobiet, z narastającym przerażeniem przyglądającym się tym toksycznym związkom. I starającym się im pomóc – tak bardzo zdeterminowanym by to zrobić, że tylko czeka się na to, aż to właśnie oni staną się przyczyną jakiejś tragedii, nieodwracalnej szkody wyrządzonej sobie bądź innym. Może nawet osobom, których starali się uratować... Czyta się to z prawdziwymi wypiekami na twarzy, z nieustannie narastającym przeczuciem rychłego nieszczęścia, z takim wrażeniem, jakby Robins z coraz to większą siłą wpychała nas w rozchwianą psychikę kobiety, która w końcu posunie się do czegoś strasznego. UWAGA SPOILER Zakończenie można przewidzieć, bo Robins porozrzucała parę wskazówek, które łatwo poddać właściwej interpretacji, ale o wiele trudniej je odłowić. Mnie się to nie udało, dałam się zwieść autorce, co dla mnie jest kolejnym plusem tej powieści. Inna sprawa, że oszołomiona takim obrotem spraw nie byłam – nie spodziewałam się tego, ale żeby wprawiło mnie to w osłupienie to nie, aż tak mocnej reakcji wybrany przez autorkę „Białych ciał”, zwrot akcji, na mnie nie wywarł KONIEC SPOILERA.

Warty przeczytania thriller psychologiczny pióra brytyjskiej pisarki Jane Robins. Jej powieściowy debiut, którym to dosyć wysoko zawiesiła sobie poprzeczkę, którego poziom jest na tyle wysoki, że w przyszłości będzie musiała sporo się natrudzić, jeśli chce go przebić. A liczę, że chce i że zdecyduje się zostać przy tym gatunku, bo pokazała mi, że bardzo dobrze się w nim odnajduje. I rozbudziła apetyt na więcej. Tak, po „Białych ciałach” z chęcią sięgnę po kolejny dreszczowiec jej autorstwa, jeśli takowy powstanie i trafi na polski rynek wydawniczy. A zrobię to bez żadnego zastanowienia, nie zapoznając się nawet ze skrótowym opisem fabuły, bo wydaje mi się, że z takim warsztatem nawet nielubiane przeze mnie motywy Robins może przedstawić w atrakcyjny dla mnie sposób.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

1 komentarz:

  1. Dobra recenzja, ale przyznam szczerze, przeczytać to na tym czarnym tle?Porażka

    OdpowiedzUsuń