
Pauline
Keller wraz z nastoletnimi córkami, Elizabeth i Verą, przeprowadza
się do domu odziedziczonego po zmarłej ciotce. Wkrótce po dotarciu
do nowego lokum, po zapadnięciu zmroku, do środka wdziera się
dwóch intruzów, z którymi Pauline stacza nierówną walkę.
Kilkanaście lat później Beth, autorka poczytnych horrorów,
mieszka w dużym mieście ze swoim mężem i synkiem, podczas gdy jej
matka i siostra zajmują ten sam dom, w którym w przeszłości całej
trójce zgotowano prawdziwe piekło. Na skutek tamtych wydarzeń Vera
postradała zmysły i od tego momentu pozostaje pod stałą opieką
matki. Pewnego dnia siostra kontaktuje się z Beth prosząc ją o
pomoc. Nie mogąc dodzwonić się do rodzicielki pisarka wyrusza do
ich domostwa, gdzie okazuje się, że nie grozi im żadne
bezpośrednie niebezpieczeństwo. Beth ma zamiar spędzić z nimi
kilka dni, pomagając matce w opiece nad Verą, której psychika jest
w bardzo złym stanie. Pisarka jest przygotowana na konfrontację z
traumatycznymi wspomnieniami, ale w ogóle nie spodziewa się tego, z
czym już wkrótce przyjdzie jej się spotkać w murach tego domu.
Francuz
Pascal Laugier, twórca między innymi „Szeptów w mroku”,
„Człowieka z Cold Rock” i oczywiście „Martyrs. Skazanych na strach”, który to horror rozsławił jego nazwisko, miał
kilkuletnią przerwę w reżyserowaniu pełnometrażowych obrazów.
Być może niektórzy już myśleli, że Laugier zaczął już
„wycofywać się ze sceny”, ale jeśli tak było to tylko do
czasu aż świat obiegła wiadomość, że w 2018 roku na ekrany kin
wejdzie jego najnowszy projekt: francusko-kanadyjski horror
„Ghostland”. Film miał swoją premierę w lutym 2018 roku na
Gerardmer Fantasy Film Festival, gdzie został uhonorowany trzema
nagrodami: Grand Prize, Audience Award i SyFy Award, a w marcu jedna
z aktorek biorących udział w filmie, Taylor Hickson, pozwała firmę
produkcyjną za niezachowanie bezpieczeństwa na planie.
Podczas kręcenia jednej ze scen szkło przecięło jej twarz –
założono jej kilkadziesiąt szwów, ale blizna pozostała, która
to według Hickson ma negatywny wpływ na jej karierę. Aktorka
utrzymuje, że Pascal Laugier zapewniał ją, że nic jej nie grozi,
że kręcenie tej, jak się okazało, feralnej sceny nie wiąże się
z żadnym ryzykiem, że jest w pełni bezpieczne. W każdym razie po
złożeniu pozwu przez Taylor Hickson co poniektórzy zaczęli
wyrażać wątpliwości, co do szerokiej dystrybucji „Ghostland”,
które to ostatecznie się nie ziściły. Film wszedł na ekrany kin
w wielu krajach świata (również w Polsce), a firmuje go plakat
(mowa o tym głównym), który moim skromnym zdaniem, wziąwszy pod
uwagę wypadek na planie, jest zwyczajnie nieprzyzwoity.
„Ghostland”,
którego to Pascal Laugier jest zarazem reżyserem i scenarzystą
opowiada historię trzech kobiet, które znalazły się w
nieodpowiednim miejscu, w niewłaściwym czasie. Film rozpoczyna się
od ich przeprowadzki do domu odziedziczonym po zmarłej członkini
ich rodziny, który odbywa się podczas nastoletniego okresu życia
dwóch z nich. Beth jest nieśmiałą młodą osobą, która dużo
czasu spędza na pisaniu strasznych opowieści, które stylem
przypominają twórczość H.P. Lovecrafta. Jej siostra Vera uważa
to za dziwactwo, sama woli spędzać czas z przyjaciółmi i
chłopakami. Z Beth nie wiążą jej bliskie relacje – Vera nie
szczędzi cierpkich słów pod adresem siostry, która z kolei woli w
milczeniu znosić jej krytykę zamiast się postawić. Matka gorąco
wspiera pisarskie ambicje Elizabeth, dziewczyna ma w niej duże
oparcie, co z kolei budzi w Verze zazdrość. Już na początku
„Ghostland” padają dwa doskonale znane wielbicielom horrorów
nazwiska – personalia dwóch autentycznych postaci, którym ten
gatunek sporo zawdzięcza. H.P. Lovecraftowi zdecydowanie więcej,
ale choć bardzo bym tego chciała omawiany film nie został
nakręcony w duchu prozy tego znakomitego pisarza. Scenarzysta daje
nam dowody fascynacji Beth twórczością tego autora, z których to
zwłaszcza jeden, pokazany pod koniec „Ghostland”, powinien
przykuć uwagę miłośników Samotnika z Providence. Nie jestem
tylko tak do końca przekonana, czy zareagują na ten mały
eksperyment w pełni pozytywnie. Drugim znanym sympatykom horrorów
nazwiskiem padającym w pierwszej partii „Ghostland” jest Rob
Zombie i moim zdaniem właśnie jego styl w pewnym stopniu uwidacznia
się w omawianym obrazie. Nawet gdyby jego nazwisko nie zostało
wyartykułowane przez jedną z aktorek to prawdopodobnie i tak
trwałabym w przekonaniu, że oglądam coś w rodzaju hołdu dla Roba
Zombie, bo taka kolorystyka zdjęć i takie przedstawienie oprawców
to jeden ze znaków rozpoznawczych tego artysty. No może
antybohaterowie Laugiera nie są aż tak dalece groteskowi, tak
przerysowani jak w „Domu 1000 trupów”, „Bękartach diabła”
i „31”. Nie ma tutaj tej dawki czarnego humoru, którą można
odnaleźć w wymienionych filmach Roba Zombie, ani nawet tak dużego
szaleństwa, tak rozbuchanej kuriozalności. Ale w postaci rosłego
fetyszysty, który mocno kojarzył mi się z Jacobem Goodnightem z
„Hotelu śmierci” i „Oczu zła” (kontynuacji tego pierwszego)
i partnerującego mu transwestyty i tak nie dało się nie zauważyć,
moim zdaniem, zamierzonych naleciałości specyfiki pana Zombie. Z
czego to najbardziej irytowały mnie żywe kolory przebijające z
wielu zdjęć, wesołe barwy, które miały chyba smacznie
kontrastować z ciężką tematyką filmu i podsycać wrażenie
nieokiełznanego szaleństwa panoszącego się w domostwie Kellerów,
ale na mnie niestety tak to nie działało. Właściwie to Pascal
Laugier tylko z rzadka pozwalał mi zapomnieć o rzeczywistości,
„wejść w tę opowieść całą sobą”, i to w dodatku tylko na
moment. Przez większość czasu walczyłam z pragnieniem przerwania
seansu, bo nie zajęło mi wiele czasu na uświadomienie sobie, że
„Ghostland” akurat mnie wiele zaoferować nie może. Ani na
gruncie fabularnym, ani tym bardziej na płaszczyźnie technicznej.
Cała
obsada według mnie bardzo dobrze wywiązała się ze swojego
zadania. I mam tutaj na myśli zarówno odtwórczynie ról Pauline
(Mylene Farmer), Beth (młoda Emilia Jones, starsza Crystal Reed),
Very (młoda Taylor Hickson, starsza Anastasia Phillips),
napastników, których poniekąd poznajemy w prologu (Rob Archer i
Kevin Power), jak i postaci pobocznych. Wyróżnić jednak muszę
Anastasię Phillips, bo wydaje mi się, że miała najtrudniejsze
zadanie do wykonania. Na plan wchodzi ona niedługo po zakończeniu,
a raczej raptownym urwaniu wstępu mówiącego o brutalnym ataku
dwóch osób podróżujących furgonetką ze słodkościami na dom,
do którego dopiero co wprowadziły się nastoletnie Beth i Vera oraz
ich matka Pauline. Wstęp „Ghostland” i rzeczone wydarzenia
dzieli kilkanaście lat – Beth mieszka obecnie w mieście z mężem
i synem i pisze dobrze sprzedające się horrory. Natomiast chora
psychicznie Vera pozostaje pod opieką ich matki w tym samym domu, w
którym przed laty wszystkie trzy przeżyły ogromną traumę. Po
krótkim wprowadzeniu w aktualną sytuację Beth przychodzi pora na
ukazanie diametralnie odmiennego losu jej siostry – młodej kobiety
żyjącej w przekonaniu, że ona i bliskie jej osoby cały czas
znajdują się w ogromnym niebezpieczeństwie, przechodzącej
psychiczne i fizyczne męki w różnych pomieszczeniach domu
(zwłaszcza w piwnicy), w których zwykła sama się zamykać. Brzmi
intrygująco? Początkowo tak. Czułam się zaciekawiona, głównie
przez to, że UWAGA SPOILER sposób, w jaki Pascal Laugier
zakończył pierwszą partię filmu i niektóre kwestie Very kazały
mi doszukiwać się w tym jakiegoś drugiego dna. Byłam przekonana,
że już wkrótce zaserwuje mi jakiś zwrot akcji, a gdy ten w końcu
nadszedł tylko w części (ale tej większej) okazał się dla mnie
niespodzianką. Do tego momentu zdążyłam już dojść do
przekonania, że Pauline nie przeżyła ataku intruzów pokazanego w
prologu. Pomocne w dochodzeniu do tej prawdy było dla mnie też to,
że taki przewrót bynajmniej nie jest żadnym novum w kinie grozy
(„Nawiedzony” Lewisa Gilberta na podstawie powieści Jamesa
Herberta, „Szósty zmysł” M. Nighta Shyamalana, „Inni”
Alejandro Amenabara). Powtarzam jednak, że dalsza części tego
twista, i to ta ważniejsza, mocno mnie zaskoczyła KONIEC
SPOILERA. Przedtem scenarzysta dał nam powody by przypuszczać,
że w domu Pauline i Very źle się dzieje i nie dotyczy to wyłącznie
choroby tej drugiej. Owszem, logiczne wydaje się założenie, że
jakoś wiąże się ona z tajemniczym widmem jakie zawisło nad tym
domem, ale czy owe widmo jest natury fizycznej (czy nad Verą znęca
się jakiś człowiek z krwi i kości?), czy nadnaturalnej (czyżby
mieszkały tutaj duchy oprawców z prologu?), to Laugier przez jakiś
czas pozostawia w sferze domysłów. Zanim to wyjaśni pokrótce
omówi relacje pomiędzy członkiniami rodziny Kellerów, zaserwuje
nam kilka jump scenek
(dotyczy to całego filmu, nie tylko tej konkretnej partii), z
których to ani jedna nie wywarła na mnie pożądanego efektu,
pokaże parę wędrówek po w miarę mrocznych (szkoda, że klimatowi
nie nadano większego ciężaru) korytarzach leżącego na uboczu
domostwa pełnego starych, zakurzonych przedmiotów i sporo
gwałtownych zachowań chorej psychicznie Very. W końcu zaczęłam
się niecierpliwić, wkrótce całe moje zainteresowanie tą historią
dosłownie prysło. W przekonaniu, że rozszyfrowałam zagadkę
zawartą w scenariuszu zaczęłam całkowicie beznamiętnie wgapiać
się w te coraz bardziej rozpaczliwe próby zaniepokojenia publiki
podejmowane przez twórców, którym moim zdaniem najbardziej
przydałoby się więcej cierpliwości podczas sekwencji, które czy
to tylko rzekomo, czy faktycznie poprzedzają jakieś bezpośrednie
ataki, bo to mogłoby zaowocować jakimś napięciem, dzięki któremu
na pewno lepiej wspominałabym seans „Ghostland”. A potem
przyszło zaskoczenie, a zaraz po nim, wyzute z napięcia bieganiny
po domu, krzyki i szamotaniny – starcia z tym wcześniej tak
wyraźnie akcentowanym zagrożeniem, który wreszcie pokazał swoją
prawdziwą twarz, która może i do najmniej pomysłowych nie
należała, ale wszystkie wydarzenia rozgrywające się wokół tego,
wielkich emocji we mnie nie wzbudziły. Od Pascala Laugiera ma się
chyba prawo oczekiwać czegoś nieporównanie bardziej odważnego:
UWAGA SPOILER długich zbliżeń na budzące niesmak
obrażenia, sekwencji niewyobrażalnych cielesnych tortur,
realistycznie się prezentujących i obficie krwawiących ran
wypełniających ekran, a nie takiego szybkiego podcięcia gardła,
pchnięć nożem, gdzie samych ran nie widać (jedynie plamy krwi na
ubraniu) i poobijanych twarzy. Jeśli chodzi o gore to
najlepsze zostawiono niestety dopiero na koniec, a i to aż prosiło
się o dużo większą szczegółowość. Wyrywanie zębami skrawków
ciała przeciwnika przebiegało zdecydowanie za szybko, bez
stosownych zbliżeń na broczące posoką, poszarpane rany KONIEC
SPOILERA.
Nie
mogę oprzeć się wrażeniu, że Pascalowi Laugierowi brakowało
pomysłu na rozwinięcie tej historii. Wyglądało mi to tak, jakby
jego głównym celem było zaskoczenie odbiorców tym jednym zwrotem
akcji, jakby przede wszystkim tym jednym zamysłem chciał się z
widzami podzielić. Bo niemalże wszystko co miało miejsce przedtem
i potem dla mnie było zwyczajnie miałkie. Może za wyjątkiem tego
jednego, kluczowego momentu, nie znalazłam w „Ghostland” nic, co
miałoby szansę na dłużej osiąść w mojej pamięci. Nie dostałam
nawet żadnego wątku, który angażowałby mnie przez dłuższy
czas, bo choć sama tematyka do lekkich na pewno nie należy to
emocje, które Pascal Laugier i jego ekipa z tego wydobyli dla mnie
były prawie żadne.
Cześć Aniu ;) Ostatnio obejrzałem ten film i jak na moje to takie 5/10, czyli przeciętniak. Przyzwoicie zrealizowany, ale scenariusz był.. powiedzmy, że był :) Kompletnie nie mój typ horroru.
OdpowiedzUsuńTo zdecydowanie nie jest miłe kino no ale kto by tego oczekiwał po horrorze hehe jak dla mnie film super ale najlepiej niech kazdy obejrzy i wyrobi sobie opinie
OdpowiedzUsuńhttp://ogladajhd.pl/ghostland-2018-2/