poniedziałek, 18 czerwca 2018

„Ghostland” (2018)

Pauline Keller wraz z nastoletnimi córkami, Elizabeth i Verą, przeprowadza się do domu odziedziczonego po zmarłej ciotce. Wkrótce po dotarciu do nowego lokum, po zapadnięciu zmroku, do środka wdziera się dwóch intruzów, z którymi Pauline stacza nierówną walkę. Kilkanaście lat później Beth, autorka poczytnych horrorów, mieszka w dużym mieście ze swoim mężem i synkiem, podczas gdy jej matka i siostra zajmują ten sam dom, w którym w przeszłości całej trójce zgotowano prawdziwe piekło. Na skutek tamtych wydarzeń Vera postradała zmysły i od tego momentu pozostaje pod stałą opieką matki. Pewnego dnia siostra kontaktuje się z Beth prosząc ją o pomoc. Nie mogąc dodzwonić się do rodzicielki pisarka wyrusza do ich domostwa, gdzie okazuje się, że nie grozi im żadne bezpośrednie niebezpieczeństwo. Beth ma zamiar spędzić z nimi kilka dni, pomagając matce w opiece nad Verą, której psychika jest w bardzo złym stanie. Pisarka jest przygotowana na konfrontację z traumatycznymi wspomnieniami, ale w ogóle nie spodziewa się tego, z czym już wkrótce przyjdzie jej się spotkać w murach tego domu.

Francuz Pascal Laugier, twórca między innymi „Szeptów w mroku”, „Człowieka z Cold Rock” i oczywiście „Martyrs. Skazanych na strach”, który to horror rozsławił jego nazwisko, miał kilkuletnią przerwę w reżyserowaniu pełnometrażowych obrazów. Być może niektórzy już myśleli, że Laugier zaczął już „wycofywać się ze sceny”, ale jeśli tak było to tylko do czasu aż świat obiegła wiadomość, że w 2018 roku na ekrany kin wejdzie jego najnowszy projekt: francusko-kanadyjski horror „Ghostland”. Film miał swoją premierę w lutym 2018 roku na Gerardmer Fantasy Film Festival, gdzie został uhonorowany trzema nagrodami: Grand Prize, Audience Award i SyFy Award, a w marcu jedna z aktorek biorących udział w filmie, Taylor Hickson, pozwała firmę produkcyjną za niezachowanie bezpieczeństwa na planie. Podczas kręcenia jednej ze scen szkło przecięło jej twarz – założono jej kilkadziesiąt szwów, ale blizna pozostała, która to według Hickson ma negatywny wpływ na jej karierę. Aktorka utrzymuje, że Pascal Laugier zapewniał ją, że nic jej nie grozi, że kręcenie tej, jak się okazało, feralnej sceny nie wiąże się z żadnym ryzykiem, że jest w pełni bezpieczne. W każdym razie po złożeniu pozwu przez Taylor Hickson co poniektórzy zaczęli wyrażać wątpliwości, co do szerokiej dystrybucji „Ghostland”, które to ostatecznie się nie ziściły. Film wszedł na ekrany kin w wielu krajach świata (również w Polsce), a firmuje go plakat (mowa o tym głównym), który moim skromnym zdaniem, wziąwszy pod uwagę wypadek na planie, jest zwyczajnie nieprzyzwoity.

„Ghostland”, którego to Pascal Laugier jest zarazem reżyserem i scenarzystą opowiada historię trzech kobiet, które znalazły się w nieodpowiednim miejscu, w niewłaściwym czasie. Film rozpoczyna się od ich przeprowadzki do domu odziedziczonym po zmarłej członkini ich rodziny, który odbywa się podczas nastoletniego okresu życia dwóch z nich. Beth jest nieśmiałą młodą osobą, która dużo czasu spędza na pisaniu strasznych opowieści, które stylem przypominają twórczość H.P. Lovecrafta. Jej siostra Vera uważa to za dziwactwo, sama woli spędzać czas z przyjaciółmi i chłopakami. Z Beth nie wiążą jej bliskie relacje – Vera nie szczędzi cierpkich słów pod adresem siostry, która z kolei woli w milczeniu znosić jej krytykę zamiast się postawić. Matka gorąco wspiera pisarskie ambicje Elizabeth, dziewczyna ma w niej duże oparcie, co z kolei budzi w Verze zazdrość. Już na początku „Ghostland” padają dwa doskonale znane wielbicielom horrorów nazwiska – personalia dwóch autentycznych postaci, którym ten gatunek sporo zawdzięcza. H.P. Lovecraftowi zdecydowanie więcej, ale choć bardzo bym tego chciała omawiany film nie został nakręcony w duchu prozy tego znakomitego pisarza. Scenarzysta daje nam dowody fascynacji Beth twórczością tego autora, z których to zwłaszcza jeden, pokazany pod koniec „Ghostland”, powinien przykuć uwagę miłośników Samotnika z Providence. Nie jestem tylko tak do końca przekonana, czy zareagują na ten mały eksperyment w pełni pozytywnie. Drugim znanym sympatykom horrorów nazwiskiem padającym w pierwszej partii „Ghostland” jest Rob Zombie i moim zdaniem właśnie jego styl w pewnym stopniu uwidacznia się w omawianym obrazie. Nawet gdyby jego nazwisko nie zostało wyartykułowane przez jedną z aktorek to prawdopodobnie i tak trwałabym w przekonaniu, że oglądam coś w rodzaju hołdu dla Roba Zombie, bo taka kolorystyka zdjęć i takie przedstawienie oprawców to jeden ze znaków rozpoznawczych tego artysty. No może antybohaterowie Laugiera nie są aż tak dalece groteskowi, tak przerysowani jak w „Domu 1000 trupów”, „Bękartach diabła” i „31”. Nie ma tutaj tej dawki czarnego humoru, którą można odnaleźć w wymienionych filmach Roba Zombie, ani nawet tak dużego szaleństwa, tak rozbuchanej kuriozalności. Ale w postaci rosłego fetyszysty, który mocno kojarzył mi się z Jacobem Goodnightem z „Hotelu śmierci” i „Oczu zła” (kontynuacji tego pierwszego) i partnerującego mu transwestyty i tak nie dało się nie zauważyć, moim zdaniem, zamierzonych naleciałości specyfiki pana Zombie. Z czego to najbardziej irytowały mnie żywe kolory przebijające z wielu zdjęć, wesołe barwy, które miały chyba smacznie kontrastować z ciężką tematyką filmu i podsycać wrażenie nieokiełznanego szaleństwa panoszącego się w domostwie Kellerów, ale na mnie niestety tak to nie działało. Właściwie to Pascal Laugier tylko z rzadka pozwalał mi zapomnieć o rzeczywistości, „wejść w tę opowieść całą sobą”, i to w dodatku tylko na moment. Przez większość czasu walczyłam z pragnieniem przerwania seansu, bo nie zajęło mi wiele czasu na uświadomienie sobie, że „Ghostland” akurat mnie wiele zaoferować nie może. Ani na gruncie fabularnym, ani tym bardziej na płaszczyźnie technicznej.

Cała obsada według mnie bardzo dobrze wywiązała się ze swojego zadania. I mam tutaj na myśli zarówno odtwórczynie ról Pauline (Mylene Farmer), Beth (młoda Emilia Jones, starsza Crystal Reed), Very (młoda Taylor Hickson, starsza Anastasia Phillips), napastników, których poniekąd poznajemy w prologu (Rob Archer i Kevin Power), jak i postaci pobocznych. Wyróżnić jednak muszę Anastasię Phillips, bo wydaje mi się, że miała najtrudniejsze zadanie do wykonania. Na plan wchodzi ona niedługo po zakończeniu, a raczej raptownym urwaniu wstępu mówiącego o brutalnym ataku dwóch osób podróżujących furgonetką ze słodkościami na dom, do którego dopiero co wprowadziły się nastoletnie Beth i Vera oraz ich matka Pauline. Wstęp „Ghostland” i rzeczone wydarzenia dzieli kilkanaście lat – Beth mieszka obecnie w mieście z mężem i synem i pisze dobrze sprzedające się horrory. Natomiast chora psychicznie Vera pozostaje pod opieką ich matki w tym samym domu, w którym przed laty wszystkie trzy przeżyły ogromną traumę. Po krótkim wprowadzeniu w aktualną sytuację Beth przychodzi pora na ukazanie diametralnie odmiennego losu jej siostry – młodej kobiety żyjącej w przekonaniu, że ona i bliskie jej osoby cały czas znajdują się w ogromnym niebezpieczeństwie, przechodzącej psychiczne i fizyczne męki w różnych pomieszczeniach domu (zwłaszcza w piwnicy), w których zwykła sama się zamykać. Brzmi intrygująco? Początkowo tak. Czułam się zaciekawiona, głównie przez to, że UWAGA SPOILER sposób, w jaki Pascal Laugier zakończył pierwszą partię filmu i niektóre kwestie Very kazały mi doszukiwać się w tym jakiegoś drugiego dna. Byłam przekonana, że już wkrótce zaserwuje mi jakiś zwrot akcji, a gdy ten w końcu nadszedł tylko w części (ale tej większej) okazał się dla mnie niespodzianką. Do tego momentu zdążyłam już dojść do przekonania, że Pauline nie przeżyła ataku intruzów pokazanego w prologu. Pomocne w dochodzeniu do tej prawdy było dla mnie też to, że taki przewrót bynajmniej nie jest żadnym novum w kinie grozy („Nawiedzony” Lewisa Gilberta na podstawie powieści Jamesa Herberta, „Szósty zmysł” M. Nighta Shyamalana, „Inni” Alejandro Amenabara). Powtarzam jednak, że dalsza części tego twista, i to ta ważniejsza, mocno mnie zaskoczyła KONIEC SPOILERA. Przedtem scenarzysta dał nam powody by przypuszczać, że w domu Pauline i Very źle się dzieje i nie dotyczy to wyłącznie choroby tej drugiej. Owszem, logiczne wydaje się założenie, że jakoś wiąże się ona z tajemniczym widmem jakie zawisło nad tym domem, ale czy owe widmo jest natury fizycznej (czy nad Verą znęca się jakiś człowiek z krwi i kości?), czy nadnaturalnej (czyżby mieszkały tutaj duchy oprawców z prologu?), to Laugier przez jakiś czas pozostawia w sferze domysłów. Zanim to wyjaśni pokrótce omówi relacje pomiędzy członkiniami rodziny Kellerów, zaserwuje nam kilka jump scenek (dotyczy to całego filmu, nie tylko tej konkretnej partii), z których to ani jedna nie wywarła na mnie pożądanego efektu, pokaże parę wędrówek po w miarę mrocznych (szkoda, że klimatowi nie nadano większego ciężaru) korytarzach leżącego na uboczu domostwa pełnego starych, zakurzonych przedmiotów i sporo gwałtownych zachowań chorej psychicznie Very. W końcu zaczęłam się niecierpliwić, wkrótce całe moje zainteresowanie tą historią dosłownie prysło. W przekonaniu, że rozszyfrowałam zagadkę zawartą w scenariuszu zaczęłam całkowicie beznamiętnie wgapiać się w te coraz bardziej rozpaczliwe próby zaniepokojenia publiki podejmowane przez twórców, którym moim zdaniem najbardziej przydałoby się więcej cierpliwości podczas sekwencji, które czy to tylko rzekomo, czy faktycznie poprzedzają jakieś bezpośrednie ataki, bo to mogłoby zaowocować jakimś napięciem, dzięki któremu na pewno lepiej wspominałabym seans „Ghostland”. A potem przyszło zaskoczenie, a zaraz po nim, wyzute z napięcia bieganiny po domu, krzyki i szamotaniny – starcia z tym wcześniej tak wyraźnie akcentowanym zagrożeniem, który wreszcie pokazał swoją prawdziwą twarz, która może i do najmniej pomysłowych nie należała, ale wszystkie wydarzenia rozgrywające się wokół tego, wielkich emocji we mnie nie wzbudziły. Od Pascala Laugiera ma się chyba prawo oczekiwać czegoś nieporównanie bardziej odważnego: UWAGA SPOILER długich zbliżeń na budzące niesmak obrażenia, sekwencji niewyobrażalnych cielesnych tortur, realistycznie się prezentujących i obficie krwawiących ran wypełniających ekran, a nie takiego szybkiego podcięcia gardła, pchnięć nożem, gdzie samych ran nie widać (jedynie plamy krwi na ubraniu) i poobijanych twarzy. Jeśli chodzi o gore to najlepsze zostawiono niestety dopiero na koniec, a i to aż prosiło się o dużo większą szczegółowość. Wyrywanie zębami skrawków ciała przeciwnika przebiegało zdecydowanie za szybko, bez stosownych zbliżeń na broczące posoką, poszarpane rany KONIEC SPOILERA.

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Pascalowi Laugierowi brakowało pomysłu na rozwinięcie tej historii. Wyglądało mi to tak, jakby jego głównym celem było zaskoczenie odbiorców tym jednym zwrotem akcji, jakby przede wszystkim tym jednym zamysłem chciał się z widzami podzielić. Bo niemalże wszystko co miało miejsce przedtem i potem dla mnie było zwyczajnie miałkie. Może za wyjątkiem tego jednego, kluczowego momentu, nie znalazłam w „Ghostland” nic, co miałoby szansę na dłużej osiąść w mojej pamięci. Nie dostałam nawet żadnego wątku, który angażowałby mnie przez dłuższy czas, bo choć sama tematyka do lekkich na pewno nie należy to emocje, które Pascal Laugier i jego ekipa z tego wydobyli dla mnie były prawie żadne.

2 komentarze:

  1. Cześć Aniu ;) Ostatnio obejrzałem ten film i jak na moje to takie 5/10, czyli przeciętniak. Przyzwoicie zrealizowany, ale scenariusz był.. powiedzmy, że był :) Kompletnie nie mój typ horroru.

    OdpowiedzUsuń
  2. To zdecydowanie nie jest miłe kino no ale kto by tego oczekiwał po horrorze hehe jak dla mnie film super ale najlepiej niech kazdy obejrzy i wyrobi sobie opinie
    http://ogladajhd.pl/ghostland-2018-2/

    OdpowiedzUsuń