Audra
Kinney, kobieta nad którą mąż latami znęcał się psychicznie,
pewnego dnia zabiera swoje dzieci, Seana i Louise, i ucieka z Nowego
Jorku. Jej celem jest San Diego w Kalifornii, ale nieopodal małego
miasteczka Silver Water w Arizonie zostaje zatrzymana przez szeryfa
Ronalda Whiteside'a. Policjant znajduje w jej samochodzie worek z
marihuaną i kobieta zostaje aresztowana. Szeryf wzywa na miejsce
zdarzenia swoją zastępczynię, Mary Collins, która ma zająć się
dziećmi Audry. W areszcie Kinney zostaje poinformowana przez
Whiteside'a, że w jej samochodzie nie było żadnych dzieci i
zawiadamia on o całym zdarzeniu agentów federalnych, którzy
niedługo potem przybywają do Silver Water. W miasteczku pojawiają
się również dziennikarze, tak samo, jak przedstawiciele organów
ścigania przekonani, że Audra Kinney przed spotkaniem z
Whiteside'em skrzywdziła swoje dzieci.
„Horyzont
zła” to pierwsza napisana pod pseudonimem Haylen Beck powieść
Irlandczyka Stuarta Neville'a. Wcześniej pod swoim własnym
nazwiskiem opublikował kilka książek docenionych przez krytykę i
zwykłych czytelników, poczynając od kryminału/thrillera „The
Twelve” z 2009 roku, który w Stanach Zjednoczonych ukazał się
pod tytułem „The Ghosts of Belfast”. Wychwalany między innymi
przez Petera Jamesa, Lee Childa, Harlana Cobena i Johna Katzenbacha
„Horyzont zła” to thriller psychologiczny, który debiutował w
Stanach Zjednoczonych w 2017 roku, a w Polsce ukazał się w roku
2018.
Na
wstępie uprzedzam, że recenzja ta będzie zawierać informacje o
losie Seana i Louise – zdradzę, czy Audra Kinney mówiła prawdę
twierdząc, że dzieci były z nią w momencie zatrzymania ich przez
szeryfa Ronalda Whiteside'a, bo zagadka ta wyjaśnia się tak szybko,
że zwyczajnie nie potrafię zrecenzować „Horyzontu zła” bez
tego spoilera. Dlatego jeśli ktoś woli, aby to pozostało dla niego
tajemnicą do czasu sięgnięcia po tę pozycję to powinien opuścić
dalszą część niniejszego tekstu (poczynając od następnego
zdania). Wydaje mi się, że polski wydawca, tak samo jak ja, wyszedł
z założenia, że wyżej przybliżona tajemnica rozstaje rozwiana
tak szybko, że nie ma powodu przypuszczać, że Haylen Beck
traktował to jak jakiś zasadniczy zwrot akcji. Moment, który miał
mocno zaskoczyć czytelnika. Skrótowy opis fabuły omawianej pozycji
zamieszczony na tylnej okładce polskiego wydania książki Haylena
Becka zawiera wyraźną sugestię, że Audra Kinney mówiła prawdę,
twierdząc, że jej dzieci zostały gdzieś wywiezione przez
zastępczynię szeryfa. I według mnie tutaj autor popełnił ogromny
błąd. Wprowadzenie wątku dzieci, których ponoć wcale nie było
dawało nadzieję na historię w rodzaju tych, co to odbiorca aż do
finału będzie zastanawiał się, co tak naprawdę je spotkało.
Niektórzy mogą pamiętać taki motyw choćby z „Planu lotu”,
filmu w reżyserii Roberta Schwentke. Tam chodziło o jedno dziecko i
akcja rozgrywała się na pokładzie samolotu, ale sam charakter tego
wątku, sam rodzaj tajemnicy wykreślonej na początku powieści
przez Becka aż nazbyt mocno skojarzył mi się właśnie z „Planem
lotu”. Szybko jednak przyszło rozczarowanie, bo autor nie zwlekał
z uświadomieniem mi, że obrał mniej dla mniej atrakcyjną drogę.
Zamiast aż do ostatnich stronic powieści utrzymywać mnie w
nieustającej niepewności, zamiast kazać mi ciągle zastanawiać
się co też przydarzyło się Seanowi i Louise, a co za tym idzie co
chwilę zmieniać swoje nastawienie do ich matki Audry Kinney, czym
prędzej zdradził, że to kobieta ma rację, że jej dzieci
rzeczywiście zostały porwane przez szeryfa Ronalda Whiteside'a i
jego zastępczynię Mary Collins. O ile bardziej frapująca byłaby
to opowieść, gdyby Beck tak szybko nie rozwiewał tajemnicy
zniknięcia dzieci głównej bohaterki, gdybym musiała dociekać
prawdy, zastanawiać się, czy Sean i Louise zostali zabici przez
prawdopodobnie chorą psychicznie matkę, czy raczej, tak jak upiera
się Audra, porwani przez dwie osoby, które to miały stać na
straży prawa. Z drugiej jednak strony takie prowadzenie historii też
miało swoje zalety. Moim zdaniem więcej korzyści dawałby wybór
tej mniej oczywistej ścieżki, bazowanie na sukcesywnie
zagęszczającej się tajemnicy odnośnie faktycznego losy dwójki
dzieci, ale skłamałabym pisząc, że od momentu wyjawienia przez
autora co tak naprawdę spotkało Seana i Louise, ta historia nie
miał mi już nic do zaoferowania. Haylen Beck posiadał bowiem parę
asów w rękawie, całkiem interesujących pomysłów na rozbudowanie
tej opowieści i to z poszanowaniem reguł, jakimi rządzi się każdy
dobry thriller. Znaczy to tyle, że z dosyć dużym napięciem
śledziłam losy Audry Kinney, kobiety podejrzewanej o zabicie swoich
dzieci oraz jej ukochanych latorośli, które zostały porwane przez
skorumpowanych gliniarzy. Ponadto fabuła nie została zupełnie
pozbawiona zwrotów akcji, może niekoniecznie wbijających w fotel,
ale na pewno znacznie podnoszących poziom zagrożenia. Zaogniających
i tak już mocno napiętą sytuację, wzmagających we mnie strach o
najmłodszych członków rodziny Kinneyów i współczucie do kobiety
oskarżanej o niewybaczalną zbrodnię, której nie popełniła.
„Horyzont
zła” mówi między innymi o lekkomyślnym rzucaniu oskarżeniami
na prawo i lewo. O tym z jaką łatwością przychodzi opinii
publicznej przyklejanie ludziom łatek, o wydawaniu wyroków przez
środki masowego przekazu i o krótkowzroczności przedstawicieli
organów ścigania. Mamy oto kobietę, która w przeszłości była
uzależniona od alkoholu i leków, osobę, która porwała swoje
dzieci w obawie przed przekazaniem praw rodzicielskich jej zamożnemu
mężowi, mężczyźnie wywodzącemu się z szanowanej nowojorskiej
familii. Doskonały materiał na dzieciobójczynię, prawda? A w
każdym razie tak to widzą dziennikarze i agenci federalni zajmujący
się sprawą zaginięcia dzieci Audry Kinney. I pozostali Amerykanie,
ludzie śledzący gorące doniesienia z małego, ubogiego miasteczka
Silver Water w stanie Arizona. Cieszy mnie, że Haylen Beck pochylił
się nad tym niezmiernie mierżącym mnie zjawiskiem, nad tendencją
dużej części ludzkości do przyklejania innym łatek w oparciu o
niesprawdzone doniesienia medialne, w których przez długi czas
brakuje nawet tak podstawowej rzeczy jak wersje wydarzeń wszystkich
stron. Właśnie tak. Zeznanie Audry Kinney nie jest dziennikarzom do
niczego potrzebne – oni już wiedzą, że pozbawiła ona życia
dwójkę swoich dzieci i uparcie przekazują tę informację swoim
widzom i czytelnikom. Ale odbiorca książki zna prawdę. Doskonale
wie, że kobieta przez długie lata była krzywdzona przez swojego
męża, że dzieci są dla niej najważniejsze, że zrobiłaby dla
nich absolutnie wszystko, łącznie z oddaniem za nie swojego
własnego życia, i że nie jest morderczynią tylko ofiarą. Ofiarą
skorumpowanych gliniarzy pracujących dla dużo bardziej
zdemoralizowanych i niebezpiecznych osobników. Po swojej stronie
Audra ma tylko dwie osoby, z których wyróżnić należy niejakiego
Danny'ego Lee, człowieka pragnącego na własną rękę wymierzyć
sprawiedliwość, osobnika, który w przeszłości plamił już swoje
dłonie krwią, który staje u boku głównej bohaterki „Horyzontu
zła” z powodów osobistych. Haylen Beck nie zagłębił się w
psychikę Danny'ego Lee w takim stopniu, jak to uczynił w przypadku
głównej bohaterki i jej dzieci. I wydaje mi się, że zrobił to
celowo, że skąpił informacji na temat tego mężczyzny po to, aby
ożywić w odbiorcach ciekawość. I rzeczywiście takie dosyć
enigmatyczne podejście do Danny'ego Lee, osnucie tej postaci aurą
tajemnicy podszytej jakimś niesprecyzowanym niebezpieczeństwem, ale
zdecydowaniem słabiej odczuwalnym od nadziei, jaką przynosił mi
ten bohater, sprawiło, że jego losy śledziło mi się równie
dobrze, co dzieje głębiej scharakteryzowanych Audry, Seana i
Louise. Choć oczywiście nie obraziłabym się, gdyby Haylen Beck
jeszcze bardziej rozbudował wszelkie opisy, nie tylko poszczególnych
sylwetek zaludniających karty „Horyzontu zła”, ale również
miejsc i wydarzeń. Ale i bez tego na warsztat nie mogę szczególnie
utyskiwać, bo do nadmiernie uproszczonych, denerwująco
powierzchownych, także nie należy.
„Horyzont
zła” Haylena Becka to thriller psychologiczny, który w moim
odczuciu mógłby być dużo lepszy, gdyby tylko autor inaczej
poprowadził tę historię. Gdyby tchnął w nią więcej
tajemniczości, bo akurat ta koncepcja (wątek zawiązujący akcję
powieści) otwierała furtkę do mniej oczywistej ścieżki
fabularnej. Ale myślę, że i w takim kształcie ta opowieść ma
sporo do zaoferowania miłośnikom literackich thrillerów
psychologicznych, że Haylen Beck tak zręcznie żongluje tutaj
napięciem i kreśli na tyle interesującą opowieść, że warto
zapoznać się z tą pozycją. Nie sądzę, żeby znalazło się
wielu fanów gatunku, którzy pożałują czasu poświęconego na
lekturę „Horyzontu zła”, bo jest to jedna z tych książek,
które napisano w łatwo przyswajalnym stylu. Jedna z tego typu
opowieści, które szybko i chętnie się czyta, bo akcja pędzi do
przodu w takim tempie, a niebezpieczeństwo tak konsekwentnie się
zagęszcza, że mimo wszystko trudno się w to nie wciągnąć.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz