środa, 6 czerwca 2018

Haylen Beck „Horyzont zła”

Audra Kinney, kobieta nad którą mąż latami znęcał się psychicznie, pewnego dnia zabiera swoje dzieci, Seana i Louise, i ucieka z Nowego Jorku. Jej celem jest San Diego w Kalifornii, ale nieopodal małego miasteczka Silver Water w Arizonie zostaje zatrzymana przez szeryfa Ronalda Whiteside'a. Policjant znajduje w jej samochodzie worek z marihuaną i kobieta zostaje aresztowana. Szeryf wzywa na miejsce zdarzenia swoją zastępczynię, Mary Collins, która ma zająć się dziećmi Audry. W areszcie Kinney zostaje poinformowana przez Whiteside'a, że w jej samochodzie nie było żadnych dzieci i zawiadamia on o całym zdarzeniu agentów federalnych, którzy niedługo potem przybywają do Silver Water. W miasteczku pojawiają się również dziennikarze, tak samo, jak przedstawiciele organów ścigania przekonani, że Audra Kinney przed spotkaniem z Whiteside'em skrzywdziła swoje dzieci.

„Horyzont zła” to pierwsza napisana pod pseudonimem Haylen Beck powieść Irlandczyka Stuarta Neville'a. Wcześniej pod swoim własnym nazwiskiem opublikował kilka książek docenionych przez krytykę i zwykłych czytelników, poczynając od kryminału/thrillera „The Twelve” z 2009 roku, który w Stanach Zjednoczonych ukazał się pod tytułem „The Ghosts of Belfast”. Wychwalany między innymi przez Petera Jamesa, Lee Childa, Harlana Cobena i Johna Katzenbacha „Horyzont zła” to thriller psychologiczny, który debiutował w Stanach Zjednoczonych w 2017 roku, a w Polsce ukazał się w roku 2018.

Na wstępie uprzedzam, że recenzja ta będzie zawierać informacje o losie Seana i Louise – zdradzę, czy Audra Kinney mówiła prawdę twierdząc, że dzieci były z nią w momencie zatrzymania ich przez szeryfa Ronalda Whiteside'a, bo zagadka ta wyjaśnia się tak szybko, że zwyczajnie nie potrafię zrecenzować „Horyzontu zła” bez tego spoilera. Dlatego jeśli ktoś woli, aby to pozostało dla niego tajemnicą do czasu sięgnięcia po tę pozycję to powinien opuścić dalszą część niniejszego tekstu (poczynając od następnego zdania). Wydaje mi się, że polski wydawca, tak samo jak ja, wyszedł z założenia, że wyżej przybliżona tajemnica rozstaje rozwiana tak szybko, że nie ma powodu przypuszczać, że Haylen Beck traktował to jak jakiś zasadniczy zwrot akcji. Moment, który miał mocno zaskoczyć czytelnika. Skrótowy opis fabuły omawianej pozycji zamieszczony na tylnej okładce polskiego wydania książki Haylena Becka zawiera wyraźną sugestię, że Audra Kinney mówiła prawdę, twierdząc, że jej dzieci zostały gdzieś wywiezione przez zastępczynię szeryfa. I według mnie tutaj autor popełnił ogromny błąd. Wprowadzenie wątku dzieci, których ponoć wcale nie było dawało nadzieję na historię w rodzaju tych, co to odbiorca aż do finału będzie zastanawiał się, co tak naprawdę je spotkało. Niektórzy mogą pamiętać taki motyw choćby z „Planu lotu”, filmu w reżyserii Roberta Schwentke. Tam chodziło o jedno dziecko i akcja rozgrywała się na pokładzie samolotu, ale sam charakter tego wątku, sam rodzaj tajemnicy wykreślonej na początku powieści przez Becka aż nazbyt mocno skojarzył mi się właśnie z „Planem lotu”. Szybko jednak przyszło rozczarowanie, bo autor nie zwlekał z uświadomieniem mi, że obrał mniej dla mniej atrakcyjną drogę. Zamiast aż do ostatnich stronic powieści utrzymywać mnie w nieustającej niepewności, zamiast kazać mi ciągle zastanawiać się co też przydarzyło się Seanowi i Louise, a co za tym idzie co chwilę zmieniać swoje nastawienie do ich matki Audry Kinney, czym prędzej zdradził, że to kobieta ma rację, że jej dzieci rzeczywiście zostały porwane przez szeryfa Ronalda Whiteside'a i jego zastępczynię Mary Collins. O ile bardziej frapująca byłaby to opowieść, gdyby Beck tak szybko nie rozwiewał tajemnicy zniknięcia dzieci głównej bohaterki, gdybym musiała dociekać prawdy, zastanawiać się, czy Sean i Louise zostali zabici przez prawdopodobnie chorą psychicznie matkę, czy raczej, tak jak upiera się Audra, porwani przez dwie osoby, które to miały stać na straży prawa. Z drugiej jednak strony takie prowadzenie historii też miało swoje zalety. Moim zdaniem więcej korzyści dawałby wybór tej mniej oczywistej ścieżki, bazowanie na sukcesywnie zagęszczającej się tajemnicy odnośnie faktycznego losy dwójki dzieci, ale skłamałabym pisząc, że od momentu wyjawienia przez autora co tak naprawdę spotkało Seana i Louise, ta historia nie miał mi już nic do zaoferowania. Haylen Beck posiadał bowiem parę asów w rękawie, całkiem interesujących pomysłów na rozbudowanie tej opowieści i to z poszanowaniem reguł, jakimi rządzi się każdy dobry thriller. Znaczy to tyle, że z dosyć dużym napięciem śledziłam losy Audry Kinney, kobiety podejrzewanej o zabicie swoich dzieci oraz jej ukochanych latorośli, które zostały porwane przez skorumpowanych gliniarzy. Ponadto fabuła nie została zupełnie pozbawiona zwrotów akcji, może niekoniecznie wbijających w fotel, ale na pewno znacznie podnoszących poziom zagrożenia. Zaogniających i tak już mocno napiętą sytuację, wzmagających we mnie strach o najmłodszych członków rodziny Kinneyów i współczucie do kobiety oskarżanej o niewybaczalną zbrodnię, której nie popełniła.

„Horyzont zła” mówi między innymi o lekkomyślnym rzucaniu oskarżeniami na prawo i lewo. O tym z jaką łatwością przychodzi opinii publicznej przyklejanie ludziom łatek, o wydawaniu wyroków przez środki masowego przekazu i o krótkowzroczności przedstawicieli organów ścigania. Mamy oto kobietę, która w przeszłości była uzależniona od alkoholu i leków, osobę, która porwała swoje dzieci w obawie przed przekazaniem praw rodzicielskich jej zamożnemu mężowi, mężczyźnie wywodzącemu się z szanowanej nowojorskiej familii. Doskonały materiał na dzieciobójczynię, prawda? A w każdym razie tak to widzą dziennikarze i agenci federalni zajmujący się sprawą zaginięcia dzieci Audry Kinney. I pozostali Amerykanie, ludzie śledzący gorące doniesienia z małego, ubogiego miasteczka Silver Water w stanie Arizona. Cieszy mnie, że Haylen Beck pochylił się nad tym niezmiernie mierżącym mnie zjawiskiem, nad tendencją dużej części ludzkości do przyklejania innym łatek w oparciu o niesprawdzone doniesienia medialne, w których przez długi czas brakuje nawet tak podstawowej rzeczy jak wersje wydarzeń wszystkich stron. Właśnie tak. Zeznanie Audry Kinney nie jest dziennikarzom do niczego potrzebne – oni już wiedzą, że pozbawiła ona życia dwójkę swoich dzieci i uparcie przekazują tę informację swoim widzom i czytelnikom. Ale odbiorca książki zna prawdę. Doskonale wie, że kobieta przez długie lata była krzywdzona przez swojego męża, że dzieci są dla niej najważniejsze, że zrobiłaby dla nich absolutnie wszystko, łącznie z oddaniem za nie swojego własnego życia, i że nie jest morderczynią tylko ofiarą. Ofiarą skorumpowanych gliniarzy pracujących dla dużo bardziej zdemoralizowanych i niebezpiecznych osobników. Po swojej stronie Audra ma tylko dwie osoby, z których wyróżnić należy niejakiego Danny'ego Lee, człowieka pragnącego na własną rękę wymierzyć sprawiedliwość, osobnika, który w przeszłości plamił już swoje dłonie krwią, który staje u boku głównej bohaterki „Horyzontu zła” z powodów osobistych. Haylen Beck nie zagłębił się w psychikę Danny'ego Lee w takim stopniu, jak to uczynił w przypadku głównej bohaterki i jej dzieci. I wydaje mi się, że zrobił to celowo, że skąpił informacji na temat tego mężczyzny po to, aby ożywić w odbiorcach ciekawość. I rzeczywiście takie dosyć enigmatyczne podejście do Danny'ego Lee, osnucie tej postaci aurą tajemnicy podszytej jakimś niesprecyzowanym niebezpieczeństwem, ale zdecydowaniem słabiej odczuwalnym od nadziei, jaką przynosił mi ten bohater, sprawiło, że jego losy śledziło mi się równie dobrze, co dzieje głębiej scharakteryzowanych Audry, Seana i Louise. Choć oczywiście nie obraziłabym się, gdyby Haylen Beck jeszcze bardziej rozbudował wszelkie opisy, nie tylko poszczególnych sylwetek zaludniających karty „Horyzontu zła”, ale również miejsc i wydarzeń. Ale i bez tego na warsztat nie mogę szczególnie utyskiwać, bo do nadmiernie uproszczonych, denerwująco powierzchownych, także nie należy.

„Horyzont zła” Haylena Becka to thriller psychologiczny, który w moim odczuciu mógłby być dużo lepszy, gdyby tylko autor inaczej poprowadził tę historię. Gdyby tchnął w nią więcej tajemniczości, bo akurat ta koncepcja (wątek zawiązujący akcję powieści) otwierała furtkę do mniej oczywistej ścieżki fabularnej. Ale myślę, że i w takim kształcie ta opowieść ma sporo do zaoferowania miłośnikom literackich thrillerów psychologicznych, że Haylen Beck tak zręcznie żongluje tutaj napięciem i kreśli na tyle interesującą opowieść, że warto zapoznać się z tą pozycją. Nie sądzę, żeby znalazło się wielu fanów gatunku, którzy pożałują czasu poświęconego na lekturę „Horyzontu zła”, bo jest to jedna z tych książek, które napisano w łatwo przyswajalnym stylu. Jedna z tego typu opowieści, które szybko i chętnie się czyta, bo akcja pędzi do przodu w takim tempie, a niebezpieczeństwo tak konsekwentnie się zagęszcza, że mimo wszystko trudno się w to nie wciągnąć.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz