sobota, 25 kwietnia 2020

„Behind You” (2020)


Po śmierci matki nastoletnia Olivia i jej młodsza siostra Claire trafiają pod opiekę ciotki Beth, z którą wcześniej nie utrzymywały kontaktu. Kobieta nie jest zadowolona z ich obecności w swoim domu, ale najprawdopodobniej to tylko układ tymczasowy, wynikły z chwilowej niemożności skontaktowania się z przebywającym poza granicami kraju ojcem dziewczynek. Już pierwszego dnia ciotka Beth przedstawia im zasady, których pod żadnym pozorem nie wolno im łamać. Żadnego opuszczania pokoju nocą, przebywania w kuchni pomiędzy posiłkami i podejmowania jakichkolwiek prób wejścia do zamkniętej na klucz piwnicy. Olivia szybko zauważa, że w łazience przylegającej do sypialni jej i jej siostry znajduje się zakamuflowane pod tapetą lustro, w którym dostrzega coś niepokojącego. Claire natomiast zaczyna wsłuchiwać się w podszepty jakiejś niewidzialnej istoty.

Amerykański niskobudżetowy horror o zjawiskach nadprzyrodzonych pt. „Behind You” to dzieło debiutujących reżyserów, Andrew Mechama i Matthew Whedona, którym powierzono również zadanie przerobienia już istniejącego scenariusza. Wizja nie była więc tak do końca ich, ale producenci nie byli zadowoleni z tak wielu obszarów pierwotnego skryptu, że Mecham i Whedon musieli w zasadzie napisać rzecz od nowa, w oparciu o zaakceptowane już pomysły. Obaj wolą klasyczne horrory od współczesnych, zwłaszcza te w bogate w symbolikę i dotykające głębszych lęków, a nie bazujące na jump scenkach. Pracując nad „Behind You” myśleli przede wszystkim o „Lśnieniu” Stanleya Kubricka, a wręcz starali się co nieco naśladować. Film trafił bezpośrednio na platformy VOD w kwietniu 2020 roku.

Prolog „Behind You” kazał mi założyć, że będzie to obraz ochoczo wykorzystujący lustra. Nie, nie myślałam o „Lustrach” Alexandre Aja. Mierzyłam wyżej: w „Oculus” Mike'a Flanagana i „Czarnego łabędzia” Darrena Aronofsky'ego. Nie wiem dlaczego, ale miałam nadzieję na podobne podejścia do luster eksponujących niecodzienne zjawiska. Ale choć w „Behind You” przedmioty te odgrywają istotną rolę, to niestety kierunek obrany przez początkujących reżyserów mocno rozczarowuje. Najpierw wejście w twardy schemat. Standardowy motyw zakwaterowania w nowym domu, tym razem należącym do niesprawiającej sympatycznego wrażenia starszej kobiety imieniem Beth (nieprzekonująca kreacja Jan Broberg). Jej nieproszonymi gośćmi są nastoletnia Olivia i jej młodsza siostra Claire (dość przyzwoite występy Addy Miller i Elizabeth Birkner), które niedawno straciły ukochaną matkę. A teraz są zmuszone mieszkać u krewnej, która nie ukrywa, że nie jest zadowolona z ich towarzystwa i na dodatek oczekuje bezwzględnego przestrzegania kilku zasad panujących w jej domu. Zasad, które chyba każdemu odbiorcy „Behind You” każą sądzić, że z tą nieruchomością jest coś mocno nie tak. O ile rzecz jasna taki wniosek nie nasunie im się już po przekroczeniu jej progu przez młode bohaterki filmu. Nieskomplikowanej opowieści, która wygląda jakby spisywano ją w wielkim pośpiechu. I rzeczywiście harmonogram był tak napięty, że Andrew Mecham i Matthew Whedon nie mieli wiele czasu do namysłu. A dodatkowym utrudnieniem był dla nich wymóg dostosowywania swoich pomysłów do wizji wykreślonej przez kogoś innego. Efekt nasunął mi skojarzenia ze strategią polskich ustawodawców - „pisanie na kolenie”. Nieważne jak, byle szybko. I mamy oto twór, w którym dostrzega się wprawdzie nieśmiałe próby przywoływania ducha kina grozy z dawnych lat - postawiłabym na lata 90-te XX wieku - aczkolwiek pełnego efektu w tej materii „Behind You” z pewnością nie osiąga. Powiedziałabym wręcz, że to zaledwie przebłyski, ale jeśli o mnie chodzi to jak najbardziej pożądane. Bo w „Behind You” przede wszystkim rozgościła się nijakość, z tym większą więc ulgą przyjmowałam te, bądź co bądź, niezbyt dopieszczone naleciałości retro. Czerwień. To najbardziej charakterystyczny element omawianego obrazu. Nie przez dominację w całokształcie, tylko w paru konkretnych sekwencjach, które przypuszczalnie zostały pomyślane jako element najbardziej odróżniający ten obraz od innych współczesnych straszaków. Piwnica skąpana w głębokiej czerwieni. Trochę kiczowatej, ale jest to ten rodzaj kiczu, który bardziej pieści, niźli rani moje oczy. Kicz rodem z kina grozy ostatniej dekady XX wieku, a nie nowoczesny plastik, którego niezmiennie obawiam się w kontaktach ze współczesnymi filmowymi tworami zwłaszcza grozy. „Behind You” naprędce kreśli nam obraz niepełnoletnich sióstr, które na swoje nieszczęście trafiły do, jak wszystko na to wskazuje, nawiedzonego domu na przedmieściach. Pod niezbyt opiekuńcze skrzydła siostry swojej niedawno zmarłej matki, starszej kobiety o imieniu Beth, która zachowuje się cokolwiek podejrzanie. Twórcy właściwie nie pozwalają nam wyjść od innego założenia niźli takiego, że ciotka Beth jest strażniczką jakiejś mrocznej tajemnicy. Więcej nawet, bo myślę, że rozpracowanie tego w szczegółach nikomu trudności nie nastręczy. A na pewno nie osobom, które miały już okazję trochę horrorów o zjawiskach nadprzyrodzonych obejrzeć. Wszystko w „Behind You” toczy się bowiem po utartym torze. Żadnych fabularnych niespodzianek sympatyk gatunku tutaj raczej nie znajdzie. Co dla mnie wadą by nie było, gdyby tylko Andrew Mecham i Matthew Whedon nie wykładali sprawdzonych motywów w tak toporny sposób.

Żeby wywołać tytułowego Candymana w kultowym slasherze Bernarda Rose'a, opartym na opowiadaniu Clive'a Barkera pt. „Zakazany”, należało pięciokrotnie wypowiedzieć jego imię przed lustrem. W „Behind You” mamy podobny motyw. Zbliżony sposób przywoływania złego, co swoją drogą dokonuje się trochę za szybko. Nie mamy szansy lepiej poznać Olivii i Claire, dwóch zagubionych dziewcząt obecnie będących na etapie przejściowym. Tuż po śmierci matki i przed zamieszkaniem z ojcem. To znaczy wszyscy zakładają, że ostatecznie siostry trafią pod opiekę ojca, ale jako że jeszcze nie zdołano nawiązać z nim kontaktu, nie wiadomo, jak ów mężczyzna będzie się zapatrywał na taką perspektywę. Niewykluczone, że dziewczętom na stałe przyjdzie mieszkać z nieprzychylnie do nich nastawioną ciotką. O ile kobieta zechce je zaadoptować. Ale to wszystko tylko przypuszczania. Wybieganie myślą w przyszłość, która możliwe, że nigdy nie nadejdzie. Bo w domu ciotki Beth coś mrocznego się zagnieździło. Jakaś nadnaturalna istota, z obecności której gospodyni najwidoczniej doskonale zdaje sobie sprawę. A jeśli ona, to też jej jedyny przyjaciel, Charles („drewniana” kreacja Philipa Brodie'ego), który w przeciwieństwie do Beth nie daje Olivii i Claire odczuć, że ich obecność w tym domu jest niemile widziana. Mężczyzna bardzo się stara, by dziewczęta dobrze się tutaj czuły. Ale wziąwszy pod uwagę to, co przeżyły i negatywne nastawienie ich krewniaczki, starania mężczyzny zdają się być z góry skazane na porażkę. Nigdy jednak nie jest tak źle, żeby nie mogło być jeszcze gorzej. Życiowa mądrość, która i w „Behind You” znajduje zastosowanie. Olivia i Claire nie mają zamiaru łamać zasad panujących w domu ciotki, ale nikogo nie powinno zaskoczyć, że ostatecznie tak się dzieje. Mała Claire robi coś, czego robić nie powinna. I nie dlatego, że apodyktyczna tymczasowa opiekunka tego od niej wymaga. Trudno nie założyć, że owe reguły mają fundamentalne znaczenie dla bezpieczeństwa wszystkich osób przebywających w tym feralnym domu na przedmieściach, że tylko bezwzględne trzymanie się wytycznych Beth gwarantuje względny spokój wszystkim domownikom. Claire nie łamie zasad przez nieopanowaną dziecięcą ciekawość, tylko kieruje się podszeptami jakiejś niewidzialnej istoty. Małej zostało obiecane coś, czego najbardziej pragnie. Wystarczy tylko zdobyć klucz do piwnicy, zejść pod ziemię i tam wykonać jedno proste zadanie. A potem... No cóż, pewnie wszystko to znacie, a w innym wydaniu może nawet kochacie, ale w „Behind You” wszystkie te nieodkrywcze cegiełki posklejano bez staranności. To włożymy tu, to tam i jeszcze dokoptujemy to. Przy niczym nie będziemy się na dłużej zatrzymywać. Prześlizgniemy się przez wszystkie wątki, zamiast je rozwijać. Bo w sumie co tu rozwijać? Jest nawiedzony dom i są śmiertelnicy, którzy muszą walczyć z nieznanym zagrożeniem. A na pewno Olivia i Claire, bo wygląda na to, że Andrew Mechamowi i Matthew Whedonowi zależało na tym, byśmy przez dłuższy czas zastanawiali się, jak postąpią Beth i Charles. Czy będą stanowić dodatkowe zagrożenie dla nieletnich sióstr, czy raczej będą robili wszystko co w ich mocy by ocalić życie dziewcząt? Ujmę to tak: Mecham i Whedon muszą jeszcze popracować nad technikami budowania dręczącej tajemnicy. Nad zasiewaniem w widzach jakichś większych wątpliwości, palących pytań, co do dalszego rozwoju historii, która zauważalnie nie miała być aż tak oczywista, jaką się okazała. Część z tego przez jakiś czas miało być dla nas ukryte, ale chyba już bardziej czytelnie nie można było tego przedstawić. Trafne wnioski właściwie same mi się nasuwały. A emocje... Jakie emocje? Szanuję twórców „Behind You” za nieczęste sięganie po prymitywne efekty „buuu!”, ale szczerze mówiąc poza tym nie bardzo było na czym oko zawiesić. Szybka akcja. A teraz ciemność, ciemność widzę... O! Coś wypatrzyłam... A nie, to tylko dalszy ciąg biegania po przeklętym domu Beth. Ale zaraz, chyba coś się dzieje. A no tak, to kolejne niewzbudzające emocji natarcie, które nawet jeśli skończy się śmiercią to pewnie nie będzie to śmierć godna odnotowania w annałach filmowego horroru. I rzeczywiście krwi trochę się przelewa. Niewiele. I to tyle. Więcej powiedzieć o tym... ekhm... „pokazie gore powiedzieć nie umiem. Przeszło tak samo jak wszystko w „Behind You”. Zupełnie jakbym wpatrywała się w ścianę. Marnotrawstwo czasu, ot co! No niech będzie, czasami coś ciekawszego z tego wyłowiłam. Jakieś tam błyski widmowej postaci, która szczególnie upiornego wrażenia wprawdzie na mnie nie robiła, ale lepsze migawkowe manifestacje istoty z zaświatów od chaotycznej bieganiny, nawoływania się się w chwilami za gęstych i niezmiennie nieintensywnych ciemnościach oraz okładania pięściami nicości, tzn. niewidzialnego wroga. Niektóre sekwencje z udziałem Elizabeth Birkner, te co bardziej gwałtowniejsze, też z lekka wybijają się z tych oparów nijakości, ale należytego rozwinięcia i tego konwencjonalnego wątku też nie dostałam. Jest jednak jakaś pociecha. Całkiem nastrojowy muzyczny motyw przewodni skomponowany przez Christiana Davisa (stylizowany na dźwięk z pozytywki) i wpadający w ucho, utrzymany w podobnej (wolnej i złowrogiej) tonacji, powiedziałabym, gotycki kawałek rozbrzmiewający pod koniec filmu.

Andrew Mecham i Matthew Whedon swoim pierwszym reżyserskim osiągnięciem z całą pewnością drogi do wielkiej kariery sobie nie utorują. Ani nawet do serc wielu miłośników kina grozy. „Behind You” to horror o zjawiskach nadprzyrodzonych jakich wiele. A wręcz słabszy od wielu sobie podobnych tworów. We współczesnym kinie z łatwością można znaleźć mnóstwo lepiej opowiedzianych historii o czy to faktycznych, czy tylko rzekomych istotach z zaświatów. Strata czasu, choć pewien potencjał był. Szkoda, że nie został wykorzystany. Tak uważam, ale nie jest powiedziane, że Wy to zdanie podzielicie. Jeśli mnie zapytać, to odpowiedziałabym, że nie powinniście tego sprawdzać, że najlepiej „Behind You” w swojej przygodzie z filmowym horrorem pominąć. Ale skoro istnieje jakaś szansa na polubienie tego dziełka... Cóż, ona zawsze istnieje, ale myślę, że w tym przypadku jest mikroskopijna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz