Minipowieść-łamigłówka.
Kryminalna historia z sześcioma ofiarami i szerzej nieznaną liczbą
zabójców. Sto przypadkowo ułożonych stron, miliony możliwych
kombinacji, ale tylko jedna właściwa. Arcytrudna zagadka z lat 30.
XX wieku, w XXI wieku przeżywająca drugą młodość.
Brytyjska osobliwość wydawnicza, książka enigma, którą
dotychczas rozszyfrowały trzy osoby. A rozwiązanie zagadki –
jedyna właściwa kolejność stron – przez wydawców jest
utrzymywane w ścisłej tajemnicy.
|
Okładka książki. „Żuchwa Kaina", Czwarta Strona 2023
|
Torquemada
to pseudonim artystyczny angielskiego tłumacza, poety, krytyka
literackiego i wybitnego szaradzisty Edwarda Powysa Mathersa. Urodził
się w 1892 roku w Forest Hill w Londynie, a kształcił w Loretto
School i Trinity College Oxford. Krzyżówkami zainteresował się w
1924 roku, zaczynając od krzyżówek panoramicznych z jasnymi
wskazówkami (między innymi szukanie synonimów i antonimów
podanych słów), które jednak szybko przestały stanowić dla niego
jakiekolwiek wyzwanie. I nie miał już żadnej satysfakcji z
bezbłędnie wykonywanych zadań. Ale znalazł inne: krzyżówki
hetmańskie, wymagające bardziej kreatywnego myślenia. Mathers nie
ograniczył się do ich rozwiązywania – historia zapamiętała go
jako jednego z czołowych twórców tego rodzaju zagadek, też
pioniera innych formatów i popularyzatora krzyżówek tematycznych.
Jego złota żyłka do konstruowania przeróżnych łamigłówek –
dla znajomych – została zauważona przez gazetę „The Saturday
Westminster”, po zamknięciu której Mathers stał się cennym
nabytkiem tygodnika „The Observer”. Częścią tego ostatniego
zespołu był od roku 1926 aż po kres swoich dni na tym łez padole.
Edward Powys Mathers alias Torquemada zmarł we śnie w swoim domu w
Hampstead w 1939 roku, pięć lat po wypuszczeniu w świat swojego
prawdopodobnie najbardziej niesfornego „dziecka”, słynnej
„Żuchwy Kaina” (oryg. „Cain's Jawbone”).
„W
modzie było coś bydlęcego, w paskudnym i dosłownym znaczeniu tego
słowa, w sposób podobny do tego, w jaki młodość potraktowała
młody dzień.”
W
1934 roku na brytyjskim rynku pokazał się zbiór łamigłówek
stworzonych przez „niejakiego” Torquemadę – tomik nazwano „The
Torquemada Puzzle Book”. Publikacja, którą wieńczyła
minipowieść kryminalna zatytułowana „Cain's Jawbone” w
nawiązaniu do przypowieści biblijnych o Kainie i Ablu oraz
Samsonie. Powieść, której prawie nikt nie zrozumiał. „The
Torquemada Puzzle Book” zostało wydane za pośrednictwem tygodnika
„The Observer”, który od lat regularnie podsuwał swoim
czytelnikom zagadki rzeczonego Torquemady, czyli wytrawnego
szaradzisty Edwarda Powysa Mathersa, który swój przydomek
zaczerpnął od generalnego inkwizytora Kastylii, Walencji i
Aragonii, hiszpańskiego duchownego, dominikanina Tomása de
Torquemady. „The Torquemada Puzzle Book” pierwotnie opublikowano
wraz z ofertą - piętnaście funtów brytyjskich dla każdego, kto
ułoży sto stron „Żuchwy Kaina” we właściwej kolejności,
wymieni imiona i nazwiska morderców oraz połączy ich z sześcioma
śmiertelnymi ofiarami z tego diablo tajemniczego świata
przedstawionego. W 1935 roku wyłoniono zaledwie dwóch zwycięzców
konkursu, którzy za swój trud od jego organizatorów otrzymali nie
piętnaście, ale aż dwadzieścia pięć funtów: panowie S.
Sydney-Turner i W.S. Kennedy. Lata mijały i nieubłaganie kurczyła
się garstka wtajemniczonych bodaj w Największą Tajemnicę
Torquemady. W końcu uznano, że rozwiązanie przepadło, odeszło
wraz ze wszystkimi strażnikami sekretów „Żuchwy Kaina”. Mało
tego, ta dziwna księga również zaginęła – przez wiele lat
uważano, że wszystkie kopie zostały bezpowrotnie stracone. Aż
Shandy Hall, niezależne brytyjskie muzeum literackie, prowadzone
przez organizację charytatywną The Laurence Sterne Trust,
otrzymało „The Torquemada Puzzle Book” w darowiźnie od naukowca
Geoffreya Daya. Książka była w jego posiadaniu od lat, ale choć
poświęcił mnóstwo swojego cennego czasu na rozgryzienie „Żuchwy
Kaina”, to zadanie najzwyczajniej go przerosło. W każdym razie
nie udało mu się ułożyć tych przeklętych puzzli. Pracujący dla
Shandy Hall Patrick Wildgust zwrócił się do „The Guardian” z
prośbą o wyjście z apelem do ludu... na który odpowiedział
człowiek nazwiskiem John Price, doskonale wiedzący, że opowieści
o bezpowrotnie straconej „Żuchwie Kaina” są mocno przesadzone.
Jemu bowiem treść dzieła była aż za dobrze znana – Price
mierzył się z tą zagadką całe dekady wcześniej, można
powiedzieć, że obsesyjnie szukał rozwiązania odkąd w jego ręce,
jak mniemam zupełnym przypadkiem, trafiła kopia „The Torquemada
Puzzle Book” zawierająca być może najmniej przewidywalny
kryminał (o ile w ogóle) w historii. W końcu poszukał pomocy. W
1988 roku na łamach jednego z mniej znanych brytyjskich pism prosił
o kontakt każdego, kto miał jakiekolwiek informacje na temat, że
tak się wyrażę, Kostki LeTorquemady. Apelował nie tylko do
znających właściwy układ stron „Żuchwy Kaina”, ale także
osób posiadających jakieś informacje o tychże. I bynajmniej nie
był to głos wołającego na puszczy. Skontaktował się z nim
mieszkaniec domu opieki w angielskim hrabstwie Hampshire, który
wspaniałomyślnie podzielił się z nim całą słodką tajemnicą
„Żuchwy Kaina”. Na potwierdzenie miał list od samego twórcy
owej niezwyczajnej zagadki, gratulacje od Torquemady za owocne
śledztwo w sprawie sześciu wyimaginowanych mordów.
|
Okładka książki. „Cain's Jawbone", Unbound 2021
|
W
2019 roku wydawnictwo Unbound (prywatna międzynarodowa firma
finansowana głównie ze zbiórek internetowych, zarejestrowana jako
United Authors Publishing Ltd) we współpracy z The Laurence
Sterne Trust wypuściło nową edycję „Cain's Jawbone”, w
okolicznościach nawiązujących do premiery tego dla mnie
nieczytelnego utworu. Znowu odbył się konkurs, w którym do
wygrania była równowartość (pi razy drzwi) piętnastu funtów
oferowanych za to samo w roku 1934, tj. tysiąc funtów brytyjskich.
Po roku od tej ponownej publikacji „Cain's Jawbone” oferta miała
stracić ważność, w każdym razie taki termin organizatorzy
narzucili wszystkim śmiałkom. A w listopadzie 2020 roku ogłosili
zwycięzcę. Tak, tym razem tylko jednego. Temu arcytrudnemu zadaniu
sprostał John David Finnemore, aktor i scenarzysta, którego
„wszechświat niestety wysłuchał” - mniej więcej tak to
podsumował w swojej publicznej wypowiedzi na temat wyzwania od
Torquemady, bo pierwsze podejście do jego powieściowej łamigłówki,
doprowadziło Finnemore'a do przekonania, że mógłby to rozwiązać
tylko jeśli z jakiegoś powodu przez parę miesięcy byłby
uwięziony we własnym domu. No i wykrakał:) Sekret Torquemady
odkryty w tak zwanym lockdownie tłumaczonym pandemią COVID-19.
Rzekłabym, Finnemore produktywnie spędził czas w tej „nowej
normalności” (iście orwellowska nowomowa). Czytający wyłącznie
w języku polskim miłośnicy zagadek w szranki z „Żuchwą Kaina”
mogą stawać dzięki wydawnictwu Czwarta Strona – pierwsze polskie
wydanie w przekładzie Natalii Wiśniewskiej, oprawione przez Magdę
Bloch (projekt okładki). Najpierw jest nota o autorze, następnie
słowo wstępu, a potem jeszcze coś od polskiej tłumaczki. I
przechodzimy do „gabinetu osobliwości”. Zaczynamy od dwóch kart
przeznaczonych na nasze rozwiązanie zagadki. Na pierwszej mamy
wymienić wskazówki, które naprowadziły nas na rozwiązanie i
uzupełnić w sumie dwanaście rubryk: z lewej ofiara, z prawej
jej/ego morderca. Na kolejnej stronie mamy sto pozycji
odpowiadających numerom kart w druku, a pod każdą z nich miejsce
podpisane „powinna być kartą” (i wpisujemy nasze numerki).
Kryminalną opowieść Edwarda Powysa Mathersa alias Torquemady
wdrukowano jednostronnie – karty od jeden do stu (oczywiście w
nieodpowiedniej, ponoć zupełnie przypadkowo wybranej, kolejności),
które z łatwością można oderwać (idź po kreskach opatrzonych
symbolem nożyczek, przy czym te nie będą potrzebne), w gruncie
rzeczy mające więcej miejsca na osobiste notatki posiadacza
książki, aniżeli obszaru zagospodarowanego przez twórcę tej
dziwnej książeczki. Bazgrać można nie tylko pod każdym tekstem,
ale i na odwrocie wszystkich stu kart. Jeśli zaś chodzi o samą
opowieść... No tak. Niesamowita to przygoda czytać z kompletnym
niezrozumieniem. Myślałam, że jako tako opanowałam tę trudną(?)
sztukę czytania ze zrozumieniem, ale chyba miałam zbyt wysokie
mniemanie o sobie. Tak czy inaczej, potraktowałam to jako jedną z
cenniejszych lekcji pokory, przypomnienie, że człowiek całe życie
się uczy (a zanim się nauczy, umiera). Możesz przeczytać całe
góry książek, rozwiązać niezliczoną ilość mega trudnych
zagadek, ale to raczej nie wystarczy do znalezienia sensu już nawet
nie w całości, ale i w poszczególnych kartach „Żuchwy Kaina”.
Czytam i nic. Nigdzie nie odpływam myślami, a przynajmniej mogłabym
przysiąc, że utrzymuję maksymalną koncentrację (jak na moje
możliwości, rzecz jasna) i wiem, że NIC nie wiem. To w ogóle jest
po polsku? O nie, pytanie powinno brzmieć, czy ja w wystarczającym
stopniu znam język polski. Teraz już mam pewność, że nie. Z
drugiej strony nie mogę oprzeć się wrażeniu, że twórca tej
podobno kryminalnej zagadki (uwierzyłam, choć nie zobaczyłam)
celowo przedstawił to w tak mglisty sposób, a zatem przemieszanie
stron moim zdaniem nie było jedyną komplikacją, jaką przewidział.
Weźmy choćby uporczywe skakanie z tematu na temat – nie wyglądało
mi to na naturalną skłonność ten persony, przynajmniej w zakresie
przelewania myśli na papier, tylko część gry z
czytelnikiem-szaradzistą. Jakiś niekoniecznie złośliwy głos w
mojej głowie radził bacznie przyjrzeć się tropom historycznych,
biblijnym i literackim. Poza tym sugerował, aby co bardziej
patetyczne i stricte (też nie tak znowu ściśle) poetyckie
fragmenty, również potraktować jako wskazówki od twórcy tych
niezwyczajnych puzzli. „Wiem, że NIC nie wiem” - tak napisałam,
ale chyba bezczelnie skłamałam. E tam, zaraz bezczelnie, ot
maciupkie przegięcie. Bo ile ja tych informacji z „Żuchwy Kaina”
Torquemady wyniosłam? W dodatku nie wszystkich jestem całkowicie
pewna. Uwaga, ujawniam swoje „jakże wyczerpujące” notatki.
[Jeden z narratorów wykłada mineralogię na Peebles University.
Jeden z narratorów ma na imię Alexander, ale w dzieciństwie
nazywali go Ecky. Jednego z narratorów, ku jego irytacji, wołają
Hal. Narratorka chyba nosi nazwisko Gay i jest małżonką Henry'ego,
zabójczego detektywa i dobrego znajomego przynajmniej jednego
narratora. Henry też może być narratorem, a niejaka Evelyn Hope
jedną z ofiar]. To już. Tyle zrozumiałam. Ubaw po pachy. Nie,
naprawdę cieszyłam się tą nieszablonową lekturą. Idealną dla
zwolenników historii tajemniczych. Bo bardziej tajemniczo to już
chyba nie można.
Mam
słabość do takich cudaków. Niedokładnie takich, bo „Żuchwa
Kaina” Edwarda Powysa Mathersa, opublikowana pod pseudonimem
Torquemada, na dobrą sprawę nie przypomina mi niczego, co
dotychczas przeczytałam. Jedyna w swoim rodzaju? Nie wiem, ale
pierwsza tego rodzaju przygoda w moim życiu. Zaszyfrowana
minipowieść kryminalna. Książka nieposkładana. Łamigłówka,
poziom zaawansowany. Czytelnicze wyzwanie, któremu zapewne mało kto
podoła. Ale nie zrażajcie się, bo jestem żywym dowodem na to, że
można czerpać mnóstwo przyjemności z tej lektury w ogóle jej nie
rozumiejąc. Wciągający „czeski film”.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz