piątek, 26 maja 2023

Torquemada „Żuchwa Kaina”

 
Minipowieść-łamigłówka. Kryminalna historia z sześcioma ofiarami i szerzej nieznaną liczbą zabójców. Sto przypadkowo ułożonych stron, miliony możliwych kombinacji, ale tylko jedna właściwa. Arcytrudna zagadka z lat 30. XX wieku, w XXI wieku przeżywająca drugą młodość. Brytyjska osobliwość wydawnicza, książka enigma, którą dotychczas rozszyfrowały trzy osoby. A rozwiązanie zagadki – jedyna właściwa kolejność stron – przez wydawców jest utrzymywane w ścisłej tajemnicy.

Okładka książki. „Żuchwa Kaina", Czwarta Strona 2023

Torquemada to pseudonim artystyczny angielskiego tłumacza, poety, krytyka literackiego i wybitnego szaradzisty Edwarda Powysa Mathersa. Urodził się w 1892 roku w Forest Hill w Londynie, a kształcił w Loretto School i Trinity College Oxford. Krzyżówkami zainteresował się w 1924 roku, zaczynając od krzyżówek panoramicznych z jasnymi wskazówkami (między innymi szukanie synonimów i antonimów podanych słów), które jednak szybko przestały stanowić dla niego jakiekolwiek wyzwanie. I nie miał już żadnej satysfakcji z bezbłędnie wykonywanych zadań. Ale znalazł inne: krzyżówki hetmańskie, wymagające bardziej kreatywnego myślenia. Mathers nie ograniczył się do ich rozwiązywania – historia zapamiętała go jako jednego z czołowych twórców tego rodzaju zagadek, też pioniera innych formatów i popularyzatora krzyżówek tematycznych. Jego złota żyłka do konstruowania przeróżnych łamigłówek – dla znajomych – została zauważona przez gazetę „The Saturday Westminster”, po zamknięciu której Mathers stał się cennym nabytkiem tygodnika „The Observer”. Częścią tego ostatniego zespołu był od roku 1926 aż po kres swoich dni na tym łez padole. Edward Powys Mathers alias Torquemada zmarł we śnie w swoim domu w Hampstead w 1939 roku, pięć lat po wypuszczeniu w świat swojego prawdopodobnie najbardziej niesfornego „dziecka”, słynnej „Żuchwy Kaina” (oryg. „Cain's Jawbone”).

W modzie było coś bydlęcego, w paskudnym i dosłownym znaczeniu tego słowa, w sposób podobny do tego, w jaki młodość potraktowała młody dzień.”

W 1934 roku na brytyjskim rynku pokazał się zbiór łamigłówek stworzonych przez „niejakiego” Torquemadę – tomik nazwano „The Torquemada Puzzle Book”. Publikacja, którą wieńczyła minipowieść kryminalna zatytułowana „Cain's Jawbone” w nawiązaniu do przypowieści biblijnych o Kainie i Ablu oraz Samsonie. Powieść, której prawie nikt nie zrozumiał. „The Torquemada Puzzle Book” zostało wydane za pośrednictwem tygodnika „The Observer”, który od lat regularnie podsuwał swoim czytelnikom zagadki rzeczonego Torquemady, czyli wytrawnego szaradzisty Edwarda Powysa Mathersa, który swój przydomek zaczerpnął od generalnego inkwizytora Kastylii, Walencji i Aragonii, hiszpańskiego duchownego, dominikanina Tomása de Torquemady. „The Torquemada Puzzle Book” pierwotnie opublikowano wraz z ofertą - piętnaście funtów brytyjskich dla każdego, kto ułoży sto stron „Żuchwy Kaina” we właściwej kolejności, wymieni imiona i nazwiska morderców oraz połączy ich z sześcioma śmiertelnymi ofiarami z tego diablo tajemniczego świata przedstawionego. W 1935 roku wyłoniono zaledwie dwóch zwycięzców konkursu, którzy za swój trud od jego organizatorów otrzymali nie piętnaście, ale aż dwadzieścia pięć funtów: panowie S. Sydney-Turner i W.S. Kennedy. Lata mijały i nieubłaganie kurczyła się garstka wtajemniczonych bodaj w Największą Tajemnicę Torquemady. W końcu uznano, że rozwiązanie przepadło, odeszło wraz ze wszystkimi strażnikami sekretów „Żuchwy Kaina”. Mało tego, ta dziwna księga również zaginęła – przez wiele lat uważano, że wszystkie kopie zostały bezpowrotnie stracone. Aż Shandy Hall, niezależne brytyjskie muzeum literackie, prowadzone przez organizację charytatywną The Laurence Sterne Trust, otrzymało „The Torquemada Puzzle Book” w darowiźnie od naukowca Geoffreya Daya. Książka była w jego posiadaniu od lat, ale choć poświęcił mnóstwo swojego cennego czasu na rozgryzienie „Żuchwy Kaina”, to zadanie najzwyczajniej go przerosło. W każdym razie nie udało mu się ułożyć tych przeklętych puzzli. Pracujący dla Shandy Hall Patrick Wildgust zwrócił się do „The Guardian” z prośbą o wyjście z apelem do ludu... na który odpowiedział człowiek nazwiskiem John Price, doskonale wiedzący, że opowieści o bezpowrotnie straconej „Żuchwie Kaina” są mocno przesadzone. Jemu bowiem treść dzieła była aż za dobrze znana – Price mierzył się z tą zagadką całe dekady wcześniej, można powiedzieć, że obsesyjnie szukał rozwiązania odkąd w jego ręce, jak mniemam zupełnym przypadkiem, trafiła kopia „The Torquemada Puzzle Book” zawierająca być może najmniej przewidywalny kryminał (o ile w ogóle) w historii. W końcu poszukał pomocy. W 1988 roku na łamach jednego z mniej znanych brytyjskich pism prosił o kontakt każdego, kto miał jakiekolwiek informacje na temat, że tak się wyrażę, Kostki LeTorquemady. Apelował nie tylko do znających właściwy układ stron „Żuchwy Kaina”, ale także osób posiadających jakieś informacje o tychże. I bynajmniej nie był to głos wołającego na puszczy. Skontaktował się z nim mieszkaniec domu opieki w angielskim hrabstwie Hampshire, który wspaniałomyślnie podzielił się z nim całą słodką tajemnicą „Żuchwy Kaina”. Na potwierdzenie miał list od samego twórcy owej niezwyczajnej zagadki, gratulacje od Torquemady za owocne śledztwo w sprawie sześciu wyimaginowanych mordów.

Okładka książki. „Cain's Jawbone", Unbound 2021

W 2019 roku wydawnictwo Unbound (prywatna międzynarodowa firma finansowana głównie ze zbiórek internetowych, zarejestrowana jako United Authors Publishing Ltd) we współpracy z The Laurence Sterne Trust wypuściło nową edycję „Cain's Jawbone”, w okolicznościach nawiązujących do premiery tego dla mnie nieczytelnego utworu. Znowu odbył się konkurs, w którym do wygrania była równowartość (pi razy drzwi) piętnastu funtów oferowanych za to samo w roku 1934, tj. tysiąc funtów brytyjskich. Po roku od tej ponownej publikacji „Cain's Jawbone” oferta miała stracić ważność, w każdym razie taki termin organizatorzy narzucili wszystkim śmiałkom. A w listopadzie 2020 roku ogłosili zwycięzcę. Tak, tym razem tylko jednego. Temu arcytrudnemu zadaniu sprostał John David Finnemore, aktor i scenarzysta, którego „wszechświat niestety wysłuchał” - mniej więcej tak to podsumował w swojej publicznej wypowiedzi na temat wyzwania od Torquemady, bo pierwsze podejście do jego powieściowej łamigłówki, doprowadziło Finnemore'a do przekonania, że mógłby to rozwiązać tylko jeśli z jakiegoś powodu przez parę miesięcy byłby uwięziony we własnym domu. No i wykrakał:) Sekret Torquemady odkryty w tak zwanym lockdownie tłumaczonym pandemią COVID-19. Rzekłabym, Finnemore produktywnie spędził czas w tej „nowej normalności” (iście orwellowska nowomowa). Czytający wyłącznie w języku polskim miłośnicy zagadek w szranki z „Żuchwą Kaina” mogą stawać dzięki wydawnictwu Czwarta Strona – pierwsze polskie wydanie w przekładzie Natalii Wiśniewskiej, oprawione przez Magdę Bloch (projekt okładki). Najpierw jest nota o autorze, następnie słowo wstępu, a potem jeszcze coś od polskiej tłumaczki. I przechodzimy do „gabinetu osobliwości”. Zaczynamy od dwóch kart przeznaczonych na nasze rozwiązanie zagadki. Na pierwszej mamy wymienić wskazówki, które naprowadziły nas na rozwiązanie i uzupełnić w sumie dwanaście rubryk: z lewej ofiara, z prawej jej/ego morderca. Na kolejnej stronie mamy sto pozycji odpowiadających numerom kart w druku, a pod każdą z nich miejsce podpisane „powinna być kartą” (i wpisujemy nasze numerki). Kryminalną opowieść Edwarda Powysa Mathersa alias Torquemady wdrukowano jednostronnie – karty od jeden do stu (oczywiście w nieodpowiedniej, ponoć zupełnie przypadkowo wybranej, kolejności), które z łatwością można oderwać (idź po kreskach opatrzonych symbolem nożyczek, przy czym te nie będą potrzebne), w gruncie rzeczy mające więcej miejsca na osobiste notatki posiadacza książki, aniżeli obszaru zagospodarowanego przez twórcę tej dziwnej książeczki. Bazgrać można nie tylko pod każdym tekstem, ale i na odwrocie wszystkich stu kart. Jeśli zaś chodzi o samą opowieść... No tak. Niesamowita to przygoda czytać z kompletnym niezrozumieniem. Myślałam, że jako tako opanowałam tę trudną(?) sztukę czytania ze zrozumieniem, ale chyba miałam zbyt wysokie mniemanie o sobie. Tak czy inaczej, potraktowałam to jako jedną z cenniejszych lekcji pokory, przypomnienie, że człowiek całe życie się uczy (a zanim się nauczy, umiera). Możesz przeczytać całe góry książek, rozwiązać niezliczoną ilość mega trudnych zagadek, ale to raczej nie wystarczy do znalezienia sensu już nawet nie w całości, ale i w poszczególnych kartach „Żuchwy Kaina”. Czytam i nic. Nigdzie nie odpływam myślami, a przynajmniej mogłabym przysiąc, że utrzymuję maksymalną koncentrację (jak na moje możliwości, rzecz jasna) i wiem, że NIC nie wiem. To w ogóle jest po polsku? O nie, pytanie powinno brzmieć, czy ja w wystarczającym stopniu znam język polski. Teraz już mam pewność, że nie. Z drugiej strony nie mogę oprzeć się wrażeniu, że twórca tej podobno kryminalnej zagadki (uwierzyłam, choć nie zobaczyłam) celowo przedstawił to w tak mglisty sposób, a zatem przemieszanie stron moim zdaniem nie było jedyną komplikacją, jaką przewidział. Weźmy choćby uporczywe skakanie z tematu na temat – nie wyglądało mi to na naturalną skłonność ten persony, przynajmniej w zakresie przelewania myśli na papier, tylko część gry z czytelnikiem-szaradzistą. Jakiś niekoniecznie złośliwy głos w mojej głowie radził bacznie przyjrzeć się tropom historycznych, biblijnym i literackim. Poza tym sugerował, aby co bardziej patetyczne i stricte (też nie tak znowu ściśle) poetyckie fragmenty, również potraktować jako wskazówki od twórcy tych niezwyczajnych puzzli. „Wiem, że NIC nie wiem” - tak napisałam, ale chyba bezczelnie skłamałam. E tam, zaraz bezczelnie, ot maciupkie przegięcie. Bo ile ja tych informacji z „Żuchwy Kaina” Torquemady wyniosłam? W dodatku nie wszystkich jestem całkowicie pewna. Uwaga, ujawniam swoje „jakże wyczerpujące” notatki. [Jeden z narratorów wykłada mineralogię na Peebles University. Jeden z narratorów ma na imię Alexander, ale w dzieciństwie nazywali go Ecky. Jednego z narratorów, ku jego irytacji, wołają Hal. Narratorka chyba nosi nazwisko Gay i jest małżonką Henry'ego, zabójczego detektywa i dobrego znajomego przynajmniej jednego narratora. Henry też może być narratorem, a niejaka Evelyn Hope jedną z ofiar]. To już. Tyle zrozumiałam. Ubaw po pachy. Nie, naprawdę cieszyłam się tą nieszablonową lekturą. Idealną dla zwolenników historii tajemniczych. Bo bardziej tajemniczo to już chyba nie można.

Mam słabość do takich cudaków. Niedokładnie takich, bo „Żuchwa Kaina” Edwarda Powysa Mathersa, opublikowana pod pseudonimem Torquemada, na dobrą sprawę nie przypomina mi niczego, co dotychczas przeczytałam. Jedyna w swoim rodzaju? Nie wiem, ale pierwsza tego rodzaju przygoda w moim życiu. Zaszyfrowana minipowieść kryminalna. Książka nieposkładana. Łamigłówka, poziom zaawansowany. Czytelnicze wyzwanie, któremu zapewne mało kto podoła. Ale nie zrażajcie się, bo jestem żywym dowodem na to, że można czerpać mnóstwo przyjemności z tej lektury w ogóle jej nie rozumiejąc. Wciągający „czeski film”.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz