Subiektywny
ranking horrorów z tak zwanej nowej fali, pod którą zwykle
podciąga się filmy spod znaku arthouse horror i utrzymane w
formule slow burn – często idące w parze, ale zdarzają
się wyjątki. Pozwoliłam sobie uwzględnić także te produkcje,
których przynależność do nowej fali może być kwestią co
najmniej dyskusyjną; obrazy teoretycznie stojące w swego rodzaju
rozkroku, balansujące na granicy nowej i popcornowej fali.
Wybierając filmy do niniejszego zestawienia kierowałam się
własnymi odczuciami. Jak to mówią: poszłam za głosem serca, a
jak „powszechnie wiadomo”, ile ludzkich serc, tyle opinii:) W
każdym razie wybranie tylko dziesięciu pozycji nie było łatwe.
Kusiło żeby zamieszczać ex aequo i dodać jeszcze z pięć
tytułów, ale tak jakoś się uparłam, żeby sobie utrudnić.
Najbardziej ubolewam, że nie zmieściły się takie obrazy jak
„Koko-di Koko-da” Johannesa Nyholma, „Domek w górach" Severina Fialy i Veroniki Franz, „Mięso” Julii Ducournau oraz „Musimy coś zrobić” Seana Kinga O'Grady'ego, więc uznajcie
że to moje miejsca od jedenaście do czternaście.
10.
„Dziedzictwo. Hereditary” (oryg. „Hereditary”)
Reżyseria:
Ari Aster
Scenariusz:
Ari Aster
Światowa
premiera: 2018
|
Plakat filmu. „Hereditary" 2018, A24, PalmStar Media, Finch Entertainment, Windy Hill Pictures
|
Pełnometrażowy
debiut reżyserski Ariego Astera, spod markowego szyldu A24,
potencjalnie nadnaturalny horror psychologiczny, mrożąca krew w
żyłach saga rodzinna, utrzymana w atmosferze tajemniczości
opowieść o głębokiej traumie i nieutulonym żalu. Najbardziej
dochodowy „podopieczny” firmy A24 do fenomenu Dana Kwana i
Daniela Scheinerta, obsypanego Oscarami obrazu „Wszystko wszędzie
naraz” z 2022 roku. Z filmowych wpływów na „Dziedzictwo.
Hereditary” jego główny twórca i pomysłodawca wymienił choćby
„Kucharza, złodzieja, jego żonę i jej kochanka” Petera
Greenawaya oraz „Carrie” Briana De Palmy, pierwszą
ekranizację/adaptację debiutanckiej powieści Stephena Kinga. Aster
opisywał swojego długometrażowego pierworodnego jako film
zakorzeniony w dynamice rodziny, dwie połówki nierozerwalnie ze
sobą związane. W scenariuszu dopatrywano się ewentualnej
inspiracji autentyczną historią, makabrycznym zdarzeniem z 2004
roku w mieście Marietta w stanie Georgia z niejakim Johnem Kemperem
Hutchersonem w roli głównej, ale Ari Aster, sprawca tego
wspaniałego zamieszania, nie odniósł się do rzeczonych podejrzeń.
9.
„Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii” (oryg. „The VVitch: A
New England Folktale”)
Reżyseria:
Robert Eggers
Scenariusz:
Robert Eggers
Światowa
premiera: 2015
|
Plakat filmu. „The VVitch: A New England Folktale" 2015, Parts and Labor, RT Features, Rooks Nest Entertainment |
Głośne
wejście Roberta Eggersa - późniejszego twórcy nominowanego do
Oscara za zdjęcia czarno-białego obrazu pt. „Lighthouse” - do
bezkresnego królestwa filmu pełnometrażowego. Osadzony w latach
30. XVII wieku kasowy folk horror, zrodzony z dziecięcej
fascynacji Eggersa czarownicami. Kluczowe słowo w oryginalnym tytule
(„The VVitch”) swój fantazyjny zapis zawdzięcza broszurze o
czarach z czasów jakobińskich, która szczęśliwie wpadła na
ogromny stos materiałów historycznych, z najwyższym
zainteresowaniem przeglądanych (tj. czytanych) przez człowieka, w
głowie którego koniec końców wykluła się prawdopodobnie
najsłynniejsza współczesna filmowa opowieść o faktycznej czy
nietrafnie domniemanej wiedźmie, do czego w jakimś stopniu na pewno
przyczyniło się mocne postanowienie Eggersa, by zachować możliwie
największą wierność historyczną. W czym, poza wspomnianymi
tekstami z epoki, ale i nowszymi publikacjami opisującymi tamte
niespokojne czasy (jakby któreś były spokojne...), diabelskie
wieki ciemne, niezmiernie pomocne okazały się konsultacje z
pracownikami wybranych muzeów brytyjskich i amerykańskich oraz
innymi ekspertami ds. choćby XVII-wiecznego rolnictwa. Na plan
sprowadzono nawet strzechę i stolarza z doświadczeniem w
stylizowaniu współczesnych budowli na podobieństwo dawno, dawno
temu.
8.
„Chłopcy z drzew” (oryg. „Boys in the Trees”)
Reżyseria:
Nicholas Verso
Scenariusz:
Nicholas Verso
Światowa
premiera: 2016
|
Plakat filmu. „Boys in the Trees" 2016, Mushroom Pictures, Best FX Adelaide, White Hot Productions
|
Australijska
podróż po świecie czarodziejskiej wyobraźni. Surrealistyczna,
niepokojąca przygoda dwóch chłopców w Halloween 1997. Dawnych
kolegów, których ścieżki z jakiegoś powodu się rozeszły.
Chłopców odnawiających znajomość w alarmistycznych
okolicznościach, w niecodziennym stylu. Dark fantasy, dramat
psychologiczny, ale i (nie)tradycyjna opowieść z dreszczykiem:
pełnokrwisty horror jądrem magicznej planety. Obraz, który
niestety nie zrobił oszałamiającej kariery, mimo gorących
rekomendacji krytyków – większość z tej garstki, która rzecz
nie tylko obejrzała, ale i zrecenzowała stanowczo opowiedziała się
za niniejszym osiągnięciem Nicholasa Verso. Porównywanym między
innymi do „Stań przy mnie” Roba Reinera, produkcji opartej na
minipowieści Stephena Kinga pt. „Ciało”, zamieszczonej w
zbiorku „Cztery pory roku”. Kojarzony też z twórczością
Stanleya Kubricka i Joe Dantego, a przez odtwórcę roli głównej,
Toby'ego Wallace'a nazwany spotkaniem „Straconych chłopców”
Joela Schumachera z „Donniem Darko” Richarda Kelly'ego.
7.
„Ostatniej nocy w Soho” (oryg. „Last Night in Soho”)
Reżyseria:
Edgar Wright
Scenariusz:
Edgar Wright, Krysty Wilson-Cairns
Światowa
premiera: 2021
|
Plakat filmu. „Last Night in Soho" 2021, Film4, Perfect World Pictures, Focus Features International |
Artystyczny
brytyjski horror psychologiczny, nadprzyrodzonym potencjalnie
wspomagany, przez jego głównego twórcę Edgara Wrighta zapowiadany
jako „mroczna walentynka do Londynu i okolic Soho”. Wyraz
niesłabnącej miłości filmowca, można powiedzieć, wyniesionej z
domu – słodki owoc fascynujących opowieści rodziców. Niegroźnej
obsesji na punkcie Londynu lat 60. XX wieku, którą podzielił się
z główną bohaterką „Ostatniej nocy w Soho”. Wysublimowanego,
oszałamiającego widowiska, w którym, bynajmniej nieprzypadkowo,
odzywają się echa „Wstrętu” Romana Polańskiego oraz „Czarnego
narcyza” Michaela Powella i Emerica Pressburgera. Wright wyraził
też silne przypuszczenie, że podczas prac nad tą pozycją, że tak
to ujmę, utrzymywał jakiś kontakt z twórczością Dario Argento.
Podświadomie mógł „podkraść” co nieco z jednego czy dwóch
obrazów z nurtu giallo tego bodaj niekwestionowanego mistrza
włoskiego kina grozy. Scenariusz najpierw nosił tytuł „Red Light
Area”, potem „The Night Has a Thousand Eyes”, aż w końcu
zdecydowano się na „Last Night in Soho”, pochodzące ze
szlagiera z drugiej połowy lat 60. XX wieku, utworu z repertuaru
brytyjskiej formacji pop-rockowej Dave Dee, Dozy, Beaky, Mick &
Tich i cennej rozmowy Edgara Wrighta z Quentinem Tarantino.
6.
„Kolor z przestworzy” (oryg. „Color Out of Space”)
Reżyseria:
Richard Stanley
Scenariusz:
Richard Stanley, Scarlett Amaris
Światowa
premiera: 2019
|
Plakat filmu. „Color Out of Space" 2019, SpectreVision, ACE Pictures Entertainment, XYZ Films
|
Filmowa
adaptacja opowiadania nieśmiertelnego Howarda Phillipsa Lovecrafta.
Bardzo swobodne – niektórzy mogą uznać, że nazbyt swobodne –
urocze spotkanko współczesnych filmowców z niewspółczesnym, ale
w pewnym sensie wiecznie żywym Literatem z Providence, mistrzem
weird fiction, ojcem mitologii Cthulhu. Richard Stanley w
opowieści papy Howarda wsłuchiwał się już we wczesnej młodości;
czytanki jego mamy, miłośniczki przerażających opowieści
Lovecrafta. Po latach role się odwróciły – kiedy jego ukochana
rodzicielka poważnie zachorowała, Stanley dodawał jej otuchy
między innymi lekturami jej ulubionych dzieł. „Kolor z
przestworzy” H.P. Lovecrafta odkrył w wieku dwunastu lub trzynastu
lat, którego z czasem zaczął traktować jako część swojego
charakteru. I w końcu postanowił coś z tym zrobić. Wykorzystać
ową cudną część swojej osobowości do stworzenia... czegoś
dziwnego, szalonego, gorączkowego, nerwowego. Do pięknie
zaróżowionego body horroru. Chore wizje w rytmie
schizofreniczno-kosmicznym. Od człowieka nieukrywającego, że
chciałby zrobić coś na kształt tryptyku z rogu obfitości
Samotnika z Providence, czyli nakręcić jeszcze dwie adaptacje, czy
jak kto woli wariacje na temat jego niestarzejących się utworów. A
na drugi ogień planuje wziąć „Zgrozę w Dunwich”.
5.
„Huesera” (aka „Huesera: The Bone Woman”)
Reżyseria:
Michelle Garza Cervera
Scenariusz:
Michelle Garza Cervera, Abia Castillo
Światowa
premiera: 2022
|
Plakat filmu. „Huesera" 2022, Maligno Gorehouse, Machete Producciones, Disruptiva Films
|
Meksykański
horror macierzyński, będący pierwszym reżyserskim dokonaniem
Michelle Garzy Cervery w pełnym metrażu. Historia pod natchnieniem
meksykańskiej legendy o kościanej kobiecie spisana. I sagi rodziny
czołowej twórczyni tego kameralna dziełka, które napędziło mi
niebagatelnego stracha. Z filmowych wpływów to na pewno Trylogia
Apartamentowa Romana Polańskiego, w skład której wchodzą „Wstręt”
(1965), „Dziecko Rosemary” (1968) i cieszący się specjalnymi
względami reżyserki i zarazem współscenarzystki tego
nadnaturalnego horroru psychologicznego body horrorem
okraszonym, „Lokator” (1976). Doceniony przez amerykańską
krytykę obraz ponadto wyróżniony na Tribeca Film Festival, gdzie
miał swój premierowy pokaz: laureat Nora Ephron Award i zwycięzca
(właściwie to zwyciężczyni Michelle Garza Cervera) w konkursie
Best New Narrative Director. Slow burn horror o domniemanej
mrocznej prześladowczyni. Potworzycy kościanej, przypuszczalnie
mającej chrapkę na wyczekiwane dzieciątko pierwszoplanowej pary.
4.
„Babadook” (oryg. „The Babadook”)
Reżyseria:
Jennifer Kent
Scenariusz:
Jennifer Kent
Światowa
premiera: 2014
|
Plakat filmu. „The Babadook" 2014, Screen Australia, Causeway Films, The South Australian Corporation
|
Kinowy
przebój piekielnie zdolnej kobiety, która cztery lata później
spłodziła kolejne godne pozazdroszczenia - zobaczenia! - „dziecko”;
głęboko poruszający, nawet wstrząsający thriller pt. „The
Nightingale”. Korzenie „Babadooka” sięgają jej około
dziesięciominutowego obrazu z 2005 roku o nazwie „Monster”,
przez Jennifer Kent później zwanym „baby Babadook”.
Australijski horror psychologiczny z niepokojącą postacią niby
żywcem wyjętą z kina ekspresjonistycznego, którym Kent rozpoczęła
swoją przygodę z długim metrażem, korzystając z doświadczeń,
umiejętności nabytych/podpatrzonych na planie „Dogville” Larsa
von Triera, który przychylił się do jej prośby o możliwość
asystowania przy tym projekcie - przyuczenia do zawodu reżysera.
Swoje zrobiły też dokonania innych, tacy czarodzieje jak „Nosferatu
- symfonia grozy” Friedricha Wilhelma Murnaua, „Wampir” Carla
Theodora Dreyera, „Oczy bez twarzy” Georgesa Franju, „Karnawał
dusz” Herka Harveya, „Teksańska masakra piłą mechaniczną”
Tobe'ego Hoopera, „Lśnienie” Stanleya Kubricka, „Coś” Johna
Carpentera i „Pozwól mi wejść” Tomasa Alfredsona.
Pomysłodawczyni i czołowa twórczyni tej relatywnie niedrogiej
produkcji opisywała ją jako opowieść o stawianiu czoła ciemności
w nas samych, o strachu przed szaleństwem i próbie zbadania
rodzicielstwa z perspektywy kobiet samotnie walczących. Tych kobiet,
o którym zwykle się nie mówi, pomijanych postaci tragicznych,
jednostek „wkładanych do akt tabu”, bądź co bądź, ryzykownie
omijanych wzrokiem. Bolesne prawdy o twardej rzeczywistości pod
niepospolitą kołderką w horrorowym mocarstwie utkaną.
3.
„Gwiazdy w oczach” (oryg. „Starry Eyes”)
Reżyseria:
Kevin Kölsch, Dennis Widmyer
Scenariusz:
Kevin Kölsch, Dennis Widmyer
Światowa
premiera: 2014
|
Plakat filmu. „Starry Eyes" 2014, Dark Sky Films, Snowfort Pictures, Parallactic Pictures
|
Śmiała
opowieść późniejszych twórców drugiej filmowej wersji „Smętarza
dla zwierzaków” aka „Cmętarza zwieżąt” Stephena Kinga,
która swój początek znajduje lata wcześniej, podczas
zorganizowanego przez Kevina Kölscha i Dennisa Widmyera
przesłuchania do filmu, który nigdy nie powstał. Poruszył ich
widok aspirujących aktorek i aktorów, ludzi dających z siebie
wszystko, całkowicie się odsłaniających, obnażających swoje
dusze, przez te parę minut, które przewidziano dla każdego z nich,
a potem jak gdyby nigdy nic idących w swoją stronę, najpewniej
(przynajmniej w większości przypadków) bez biletu powrotnego.
Robią swoje, a potem jakby nieodwracalnie rozpływają się w
powietrzu. Znikają w tumie. Kölsch i Widmyer nie mogli pozbyć się
tego przykrego wspomnienia, wyrzucić z głów smutnych wniosków do
jakich doprowadził ich ten pamiętny casting. A jeśli nie możesz
się od czegoś uwolnić, to spróbuj do cna to wykorzystać, przekuć
klątwę w cenny dar, zamienić mrocznego prześladowcę w...
mrocznego sojusznika. Tak narodził się scenariusz „Starry Eyes”,
jednego z najgłośniejszych body horrorów pierwszych
dwóch-trzech dekad XXI wieku, przez jakąś część fanów
(pod)gatunku stawianego w jednym rzędzie z taktownie:) paskudnym
dorobkiem mistrza Davida Cronenberga. Szokowanie nie dla samego
szokowania. Niepłytka opowieść o desperackim gonieniu za
marzeniami, o straszliwej cenie sukcesu. O nadzwyczaj żarłocznych
ambicjach, o całkowitym rozpadzie ciała i duszy. Pysznie wstrętna,
zdrowo chora, efektownie brzydka, wykwintnie zepsuta, artystycznie
zarobaczywiona historia z morałem.
2.
„Coś za mną chodzi” (oryg. „It Follows”)
Reżyseria:
David Robert Mitchell
Scenariusz:
David Robert Mitchell
Światowa
premiera: 2014
|
Plakat filmu. „It Follows" 2014, Northern Lights Films, Animal Kingdom, Two Flints
|
A
gdyby tak coś za tobą chodziło? Za Davidem Robertem Mitchellem w
pewnym sensie chodziło. W młodości zmagał się z takim
niepokojących wrażeniem. Irracjonalnym lękiem, uporczywie
nękającym go na jawie i w krainie marzeń sennych, według niego
mogącym mieć jakiś związek z rozwodem jego rodziców. Pracę nad
scenariuszem „Coś za mną chodzi”, genialnego w swojego
prostocie horroru nadprzyrodzonego zainspirowanego jego
nieprzyjemnymi przeżyciami z dzieciństwa - rozliczenie z
dziecięcymi lękami? - rozpoczął w 2011 roku, kiedy pełnometrażowy
debiut reżyserski miał już „odgwizdany” (komediodramat
„Legendarne amerykańskie pidżama party” 2010) i bardzo możliwe,
że obracał już w głowie składniki późniejszych osobliwych
„Tajemnic Silver Lake”. Interesujący motyw klątwy przenoszonej
drogą płciową został dodany później, kiedy uznał, że warto
poszukać jakiegoś, w domyśle niegłupiego, pomysłu na transmisję
hiper egzotycznego „wirusa”. Głębiej przemyśleć tę jakże
ważką sprawę. Ironia? A gdzie tam! „Coś za mną chodzi”
osobiście uważam za jedną z najpoważniejszych spraw w XXI
wiecznej kinetografii grozy. Zdecydowanie rozbił Mitchell bank tym
elektryzująco kameralnym, niesamowicie intensywnym, duszącym,
miażdżącym napięciem, zrealizowanym niewielkim kosztem
(przynajmniej jeśli chodzi o kwestie stricte materialne, bo umysłowy
wysiłek przy przelewaniu tej historii na papier do najmniejszych z
pewnością nie należał) nieodkrytym cudzie świata:) Wznosząc go
David Robert Mitchell poniekąd opierał się na mocarnych ramionach
George'a Romero i Johna Carpentera, wędrował wzrokiem do ich
zacnych filmografii. Kierunek dla kompozycji tego obrazu (ogólna
estetyka filmu) wyznaczył artystyczny dorobek fotografa Gregory'ego
Crewdsona, to znaczy w sferze wizualnej celowano w ducha
podpatrzonego w jego zdjęciach.
1.
„Midsommar. W biały dzień” (oryg. „Midsommar”)
Reżyseria:
Ari Aster
Scenariusz:
Ari Aster
Światowa
premiera: 2019
|
Plakat filmu. „Midsommar" 2019, A24, Nordisk Film, B-Reel Films
|
Amerykańsko-szwedzka
wystawna uczta dla zmysłów z prestiżową pieczątką A24.
Odpowiedź Ariego Astera na prośbę stworzenia slashera
rozgrywającego się w Szwecji. To ostatnie się zgadza, ale zamiast
typowej siekaniny ta specyficznie artystyczna dusza wysmażyła
„Czarnoksiężnika z Krainy Oz dla zboczeńców”, jak to
nazwał sam Aster. Jedyny w swoim rodzaju folk horror
zainspirowany „Nowoczesnym romansem” Alberta Brooksa. Poza tym
Aster uważnie przestudiował nie tylko szwedzki, ale też niemiecki
i angielski folklor w zakresie obchodów przesilenia letniego,
zawczasu zwiedził Hälsingland, historyczną prowincję w środkowej
części Szwecji, do której miał zamiar ściągnąć bohaterów
swojego drugiego horroru i gdzie dokładnie obejrzał malowidła na
ścianach wielowiekowych budowli. Mówił, że to film o rozstaniu
ubrany w stroje horroru ludowego, co jest prawdą, ale wydaje się
nader, wręcz obraźliwie, skromną recenzją tej perły współczesnej
kinematografii. Z drugiej strony, czy w ogóle da się w zwykłych
ludzkich słowach oddać to tak niezwykłe, że aż nieludzkie
widowisko? Znajomego nieznajomego. Szatańsko charyzmatycznego
kaznodzieję, wytrawnego hipnotyzera, dystyngowanego jegomościa w
tradycyjnym wdzianku i z nieodłącznym drapieżnym uśmieszkiem na
twarzy. Z zabójczym błyskiem w oku. Niezapomniany koszmar w biały
dzień. Mocny drink bynajmniej na poprawę nastroju. Brutalny, zimny,
ale nie bezduszny. Moim zdaniem horror z najwyższej półki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz