wtorek, 9 maja 2023

„Odrodzony. Charles Manson” (2023)

 
Tianna i Mitch wynajmują na weekend domek na pustyni, gdzie mężczyzna zamierza się oświadczyć, a kobieta uzyskać materiał na przesłuchanie do upragnionej roli w filmie o Charlesie Mansonie i jego tak zwanej Rodzinie. Wydaje się, że mają spory kawałek spieczonej słońcem ziemi tylko dla siebie, że udało im się znaleźć prawdziwą samotnię, w której poza wszystkim innym będą mogli nacieszyć się wyłącznie własnym towarzystwem, ale tak naprawdę od samego początku ktoś bacznie ich obserwuje. Niepostrzeżenie zakrada się do ich weekendowego domu i krąży wokół niego, jakby czekając na najdogodniejszy moment do ataku, zabijając czas bawieniem się kosztem w związku z tym coraz bardziej zaniepokojonego Mitcha.

Plakat filmu. „The Resurrection of Charles Manson” 2023, XYZ Films, Dare Angel, Bolt Films, Hooligan Dreamers

Niskobudżetowe pierwsze reżyserskie osiągnięcie Remy'ego Grillo - w ścisłej współpracy z firmą XYZ Films - który w jednej z ról obsadził swojego ojca Franka Grillo, a w innej współautora scenariusza Josha Plasse'a; skrypt „The Resurrection of Charles Manson” (pol. „Odrodzony. Charles Manson”) opracował razem z debiutantem Brevem Mossem. Remy Grillo uważa, że niechlubna historia Rodziny Mansona z lat 60. XX wieku nadal niebezpiecznie rezonuje w amerykańskim społeczeństwie, że bez trudu można się dopatrzeć silnych związków między ideologią demonicznego Charlesa Mansona i dzisiejszą atmosferą społeczną oraz polityczną. Fikcyjna opowieść Breva Mossa i Josha Plasse'a to między innymi próba wszczęcia poważnej dyskusji na temat rzeczonych ewentualnych wpływów nieżyjącego już przywódcy zbrodniczej sekty na młodsze pokolenia. Na dzisiejszą rzeczywistość. Thriller z drobnymi elementami horroru nakręcony w Santa Clarita w stanie Kalifornia, który w swoich rodzimych Stanach Zjednoczonych został uwolniony w marcu 2023 roku, w strefie VOD, a w Polsce pojawił się już w następnym miesiącu – też w internecie.

W „Odrodzonym. Charlesie Mansonie” Remy'ego Grillo podążamy za młodą parą - aspirującą aktorką Tianną (intrygujący występ Katherine Hughes) i wspierającym ją Mitchem (mniej zajmujący Josh Plasse) - organizującą sobie w zamiarze bardziej pracowity, niż relaksujący weekend na pustyni. Zupełnie jakbym jedną nogą przeniosła się do „Wzgórza mają oczy” Alexandre Aja, remake'u kultowego horroru Wesa Cravena z 1977 roku (z mniejszą śmiałością odbiegając też myślą do „Kalifornii” Dominica Seny). Rzecz nie tylko w miejscu akcji, ale też, może nawet przede wszystkim, oświetleniu. Nie wspominając już o obskurnej „budzie” - z jej swobodnie się noszącym, żeby nie powiedzieć niechlujnym właścicielem włącznie - „obowiązkowym” przystanku mieszczuchów ze świata horroru nieświadomie pędzących na spotkanie z terrorem na jakimś pustkowiu. Na Mitchu stojący za ladą starszy od niego mężczyzna, robi bardzo dobre wrażenie, ale zaznajomiony z regułami gatunkowymi odbiorca „Odrodzonego. Charlesa Mansona”, w przeciwieństwie do jego klienta, niby(?) bezinteresowną „szczodrość” tubylca (tubka kremu przeciwsłonecznego gratis) zapewne prędzej potraktuje jako potwierdzenie swoich złych przeczuć. Śliski jegomość grający przyjazną duszę czy swego rodzaju ofiara twardej (pod)gatunkowej konwencji? Tak czy inaczej, Mitch wraca do samochodu, do swojej ukochanej, w przekonaniu, że miejscowi są bardzo mili - tak, ledwo zamienił parę słów tylko z jednym, ale nie od dziś wiadomo, że gratisy potrafią zdziałać cuda;) Domek, który Mitch i Tianna zarezerwowali sobie na ten najpewniej fatalny weekend najwyraźniej nie ma czegoś takiego jak bliskie sąsiedztwo, nie zanosi się więc na to, by „zauroczony tubylcami” młody przyjezdny zawiązał tutaj jakieś bliższe znajomości. Co w sumie go cieszy, bo to wymarzona sceneria do oświadczyn. W każdym razie Mitcha do tego intymnego zakątka przywiodła przede wszystkim ta romantyczna misja, Tianna natomiast prawdopodobnie zdecydowała się na ten wypad niemal wyłącznie z myślą o swojej aktorskiej karierze. Upojne chwile niewątpliwie też będą, ale priorytetem jest zgromadzenie materiału, który będzie mogła wykorzystać w walce o upatrzoną rolę. W filmie o Charlesie Mansonie i jego szaleńczo wiernych owieczkach. Tianna jest w posiadaniu jego scenariusza – historii przyjmującej punkt widzenia wyznawców drapieżnego Charliego, wśród których jest dziewczyna, z którą Tianna podobno nawiązała silną więź. To znaczy, jest pewna, że z nawiązką sprosta temu zadaniu, że stworzy niezapomnianą kreację aktorską,. O ile pokona konkurencję. Zakochany chłopak pomaga jej w przygotowaniach do przesłuchania, w odgrywaniu wybranych scenek zazwyczaj pod czujnym okiem obsługiwanej przez niego kamery cyfrowej. A filmowe dossier Tianny mają uświetnić zdjęcia z „naturalnego środowiska Rodziny Mansona”. W „Odrodzonym. Charlesie Mansonie” umowna teraźniejszość miesza się z przeszłością. Scenariusz wyraźnie (acz niedosłownie) dzieli się na dwie części, można powiedzieć „sztuka w dwóch aktach”, która wydała mi się doskonałym odbiciem ciekawiącego Mitcha symbolu węża połykającego własny ogon. Tianna też zwróci na niego uwagę: w wynajętym domku na pustyni, który w zasadzie byłby całkiem przestronny, gdyby nie mnogość mebli i innych „gratów”, ale wówczas pewnie wczasowiczom nie byłoby tak „cieplutko” i przytulnie. W każdym razie na jednej ze ścian wisi niewielki obraz zielonego gada z autokanibalistycznymi ciągotami, co w drugim etapie tej, na szczęście dla mnie, dość krótkiej, bo niespełna osiemdziesięciominutowej podróży, odebrałam jako nie tyle uczciwe, ile przypadkowe ostrzeżenie przed nieciekawym rozwojem wydarzeń. Samozjadająca się produkcja, jak na moje niewprawne oko.

źródło: https://filmyrating.in/

Odrodzony. Charles Manson” w reżyserii debiutującego Remy'ego Grillo w moim poczuciu został skonsumowany przez swoją chaotyczną strukturę. Mam tutaj na myśli wyłącznie „akt” drugi, niewstrząśnięty, ale za to (nie)porządnie zmieszany. Dramaturgia pęka pod naporem wspomnień. Klimat pogrzebany przez „grabarza z przeszłości”. Wbrew pozorom nie uważam, że rezygnacja z płaszczyzny retrospektywnej najwyżej podniosłaby jakość „Odrodzonego. Charlesa Mansona”. Nie, myślę, że ta historia najkorzystniej wypadłaby w trzech „aktach”. Teraźniejszość (z tymi skromnymi wycieczkami w „kiedyś”), przeszłość i znowu teraźniejszość – przy takim ułożeniu pewnie zdecydowanie łatwiej byłoby mi utrzymać się w tym świecie przedstawionym. Niewystarczający byłby sam przesiew drugiej partii, a przynajmniej moja wymarzona konstrukcja „Odrodzonego. Charlesa Mansona” zakładała rozbudowę scenariusza. W sumie wcale bym się nie zdziwiła, gdyby się okazało, że ta nieszczęsna narracja była bardziej koniecznością niż wyborem, że ten ciężkostrawny miszmasz był sposobem na zmieszczenie się w budżecie. Albo to, albo nic z tego? Może tak, może nie, nie wiem. Wiem tylko - a w każdym razie tak to odbierałam - że pierwszy reżyserski występ Remy'ego Grillo na drugim odcinku ten pustynnej trasy zaciekle się ode mnie opędzał. Mimo ewidentnych starań Franka Grillo i Jaime King. Miłośnicy kina grozy mogą pamiętać, że ta dwójka lata wcześniej spotkała się na planie „Mother's Day” (pol. „Powrót zła”) Darrena Lynna Bousmana, remake'u horroru Charlesa Kaufmana z 1980 roku pod tym samym oryginalnym tytułem. Franka Grillo mogą też/lub kojarzyć ze „Zbaw mnie ode złego” Wesa Cravena, „Nocy oczyszczenia: Anarchii” i „Nocy oczyszczenia: Czasu wyboru” Jamesa DeMonaco czy „Stephanie” Akivy Goldsmana, natomiast Jaime King z „Krwawych wizji” Erniego Barbarasha, „Krwawych walentynek” Patricka Lussiera, remake'u „Mojej krwawej walentynki” George'a Mihalki czy „Silent Night” Stevena C. Millera. Na ścieżce retrospektywnej najpierw znajdujemy informację o ogromnej stracie Tianny. Nowotwór złośliwy zabrał jej narzeczonego, a ona za tę tragedię winiła siebie. Dołączyła do grupy wsparcia, ale choć nie ulega wątpliwości, że od tamtego czasu zrobiła duże postępy, widać, że w jej wnętrzu nadal toczy się jakaś zażarta walka. Niezaleczone, nadal bardzo bolesne rany, których nie pozszywał nawet Mitch? Uroczy chłopak, który nie ukrywa, że dosięgła go strzała Amora. Nie szczędzi jej deklaracji miłości, co Tiannie najwyraźniej nie przychodzi już tak łatwo. Podczas gdy Mitch czyni ostatnie przygotowania (czyli zbiera się na odwagę) przed oświadczynami, Tianna może szykować się do zadania druzgocącego ciosu prosto w jego wielkie serducho. On jest jak otwarta księga, a ona jak pamiętnik z solidną kłódką. Nie zawsze zatrzaśniętą, ale w porównaniu do jej przeźroczystego chłopaka, ta dziewczyna może uchodzić za istną enigmę. Skryta jak diabli albo najzwyczajniej niepewna swojego aktualnego związku, czy raczej swoich uczuć do Mitcha. Prawdę mówiąc, bardziej frapowała mnie relacja tej dwójki, ich wspólna historia i wcześniejsze przejścia samej Tianny, aniżeli mroczny intruz. Tajemniczy obserwator pary z miasta, który niewątpliwie knuje coś bardzo niedobrego. On, ona albo oni. Już pierwszy dłuższy obchód terenu, samotny spacer Mitcha po tym kalifornijskim pustkowiu, ujawnia, że jednak mają jakiegoś sąsiada. Może nie od razu bliskiego, ale w tym ziemskim piekiełku urządził się jakiś złotowłosy kawaler, mający swoje dziwactwa, ale to jeszcze nie czyni z niego bezczelnego włamywacza i bezwstydnego podglądacza. Jednakże z braku innych kandydatów, podejrzenia protagonisty „Odrodzonego. Charlesa Mansona” skupią się na nim. Kiedy Mitch zyska niezbity dowód na to, że ktoś grzebał w jego rzeczach. W tym amatorskim śledztwie widz zajmie bardziej dogodną pozycję, chcąc nie chcąc wyprzedzi Mitcha w owych nieformalnych zawodach. Pustynnych igrzyskach śmierci? Wszystkie znaki na olśniewająco błękitnym niebie (gdzieniegdzie poprzecinanym śnieżnobiałymi chmurkami) i popękanej, suchej ziemi na to wskazują. Backwood horror (slasher, survival czy inna siekanina na odludziu) płynnie przechodzący w home invasion, a po drodze raczej nie niechcący zostawiający czytelne wskazówki odnośnie właściwej tematyki filmu. Uprzedzanie wypadków bądź klasyczna zmyłka. Potencjalny skręt na inną, w gruncie rzeczy też już mocno ubitą ścieżkę. Niedziewicza wyprawa pod patronatem przeklętego ducha Charlesa Mansona... Pustynny survival nabiera rozpędu i już nie trzeba się tak bardzo przejmować budowaniem jakiejś atmosfery. Amatorzy ekstremalnych doznań też mogą być niepocieszeni, nie wspominając już o zwolennikach linearnych narracji. Założenie według mnie całkiem zacne, ale niekonsekwentne prowadzenie „tego traktorka” w moim odbiorze zeżarło to dziełko. Niesamowicie frustrującą opowieść z niezaskakującą, ale myślę, że celną puentą. Po(d)kręcona piłka.

Nie będę dobrze wspominać pierwszego reżyserskiego dokonania Remy'ego Grillo, ale przez chwilę myślałam, że tak będzie. Nawet pogratulowałam sobie wyboru - tak się pośpieszyłam! Teraz pozostaje mi już tylko zapłakać nad zmarnowanym materiałem, nad zaprzepaszczonym potencjałem, bo tak niefortunnie rozwinęła się moja krótka znajomość z „Odrodzonym. Charlesem Mansonem”. Może Wam bardziej się poszczęści...? Trzymam kciuki, ale poniekąd asekuracyjnie wstrzymam się od polecania tego pustynnego thrillera zalotnie uśmiechającego się do horroru, komukolwiek. Przezorny zawsze ubezpieczony.

1 komentarz: