Tianna
i Mitch wynajmują na weekend domek na pustyni, gdzie mężczyzna
zamierza się oświadczyć, a kobieta uzyskać materiał na
przesłuchanie do upragnionej roli w filmie o Charlesie Mansonie i
jego tak zwanej Rodzinie. Wydaje się, że mają spory kawałek
spieczonej słońcem ziemi tylko dla siebie, że udało im się
znaleźć prawdziwą samotnię, w której poza wszystkim innym będą
mogli nacieszyć się wyłącznie własnym towarzystwem, ale tak
naprawdę od samego początku ktoś bacznie ich obserwuje.
Niepostrzeżenie zakrada się do ich weekendowego domu i krąży
wokół niego, jakby czekając na najdogodniejszy moment do ataku,
zabijając czas bawieniem się kosztem w związku z tym coraz
bardziej zaniepokojonego Mitcha.
|
Plakat filmu. „The Resurrection of Charles Manson” 2023, XYZ Films, Dare Angel, Bolt Films, Hooligan Dreamers |
Niskobudżetowe
pierwsze reżyserskie osiągnięcie Remy'ego Grillo - w ścisłej
współpracy z firmą XYZ Films - który w jednej z ról obsadził
swojego ojca Franka Grillo, a w innej współautora scenariusza Josha
Plasse'a; skrypt „The Resurrection of Charles Manson” (pol.
„Odrodzony. Charles Manson”) opracował razem z debiutantem
Brevem Mossem. Remy Grillo uważa, że niechlubna historia Rodziny
Mansona z lat 60. XX wieku nadal niebezpiecznie rezonuje w
amerykańskim społeczeństwie, że bez trudu można się dopatrzeć
silnych związków między ideologią demonicznego Charlesa Mansona i
dzisiejszą atmosferą społeczną oraz polityczną. Fikcyjna
opowieść Breva Mossa i Josha Plasse'a to między innymi próba
wszczęcia poważnej dyskusji na temat rzeczonych ewentualnych
wpływów nieżyjącego już przywódcy zbrodniczej sekty na młodsze
pokolenia. Na dzisiejszą rzeczywistość. Thriller z drobnymi
elementami horroru nakręcony w Santa Clarita w stanie Kalifornia,
który w swoich rodzimych Stanach Zjednoczonych został uwolniony w
marcu 2023 roku, w strefie VOD, a w Polsce pojawił się już w
następnym miesiącu – też w internecie.
W
„Odrodzonym. Charlesie Mansonie” Remy'ego Grillo podążamy za
młodą parą - aspirującą aktorką Tianną (intrygujący występ
Katherine Hughes) i wspierającym ją Mitchem (mniej zajmujący Josh
Plasse) - organizującą sobie w zamiarze bardziej pracowity, niż
relaksujący weekend na pustyni. Zupełnie jakbym jedną nogą
przeniosła się do „Wzgórza mają oczy” Alexandre Aja, remake'u
kultowego horroru Wesa Cravena z 1977 roku (z mniejszą śmiałością
odbiegając też myślą do „Kalifornii” Dominica Seny). Rzecz
nie tylko w miejscu akcji, ale też, może nawet przede wszystkim,
oświetleniu. Nie wspominając już o obskurnej „budzie” - z jej
swobodnie się noszącym, żeby nie powiedzieć niechlujnym
właścicielem włącznie - „obowiązkowym” przystanku
mieszczuchów ze świata horroru nieświadomie pędzących na
spotkanie z terrorem na jakimś pustkowiu. Na Mitchu stojący za ladą
starszy od niego mężczyzna, robi bardzo dobre wrażenie, ale
zaznajomiony z regułami gatunkowymi odbiorca „Odrodzonego.
Charlesa Mansona”, w przeciwieństwie do jego klienta, niby(?)
bezinteresowną „szczodrość” tubylca (tubka kremu
przeciwsłonecznego gratis) zapewne prędzej potraktuje jako
potwierdzenie swoich złych przeczuć. Śliski jegomość grający
przyjazną duszę czy swego rodzaju ofiara twardej (pod)gatunkowej
konwencji? Tak czy inaczej, Mitch wraca do samochodu, do swojej
ukochanej, w przekonaniu, że miejscowi są bardzo mili - tak, ledwo
zamienił parę słów tylko z jednym, ale nie od dziś wiadomo, że
gratisy potrafią zdziałać cuda;) Domek, który Mitch i Tianna
zarezerwowali sobie na ten najpewniej fatalny weekend najwyraźniej
nie ma czegoś takiego jak bliskie sąsiedztwo, nie zanosi się więc
na to, by „zauroczony tubylcami” młody przyjezdny zawiązał
tutaj jakieś bliższe znajomości. Co w sumie go cieszy, bo to
wymarzona sceneria do oświadczyn. W każdym razie Mitcha do tego
intymnego zakątka przywiodła przede wszystkim ta romantyczna misja,
Tianna natomiast prawdopodobnie zdecydowała się na ten wypad niemal
wyłącznie z myślą o swojej aktorskiej karierze. Upojne chwile
niewątpliwie też będą, ale priorytetem jest zgromadzenie
materiału, który będzie mogła wykorzystać w walce o upatrzoną
rolę. W filmie o Charlesie Mansonie i jego szaleńczo wiernych
owieczkach. Tianna jest w posiadaniu jego scenariusza – historii
przyjmującej punkt widzenia wyznawców drapieżnego Charliego, wśród
których jest dziewczyna, z którą Tianna podobno nawiązała silną
więź. To znaczy, jest pewna, że z nawiązką sprosta temu zadaniu,
że stworzy niezapomnianą kreację aktorską,. O ile pokona
konkurencję. Zakochany chłopak pomaga jej w przygotowaniach do
przesłuchania, w odgrywaniu wybranych scenek zazwyczaj pod czujnym
okiem obsługiwanej przez niego kamery cyfrowej. A filmowe dossier
Tianny mają uświetnić zdjęcia z „naturalnego środowiska
Rodziny Mansona”. W „Odrodzonym. Charlesie Mansonie” umowna
teraźniejszość miesza się z przeszłością. Scenariusz wyraźnie
(acz niedosłownie) dzieli się na dwie części, można powiedzieć
„sztuka w dwóch aktach”, która wydała mi się doskonałym
odbiciem ciekawiącego Mitcha symbolu węża połykającego własny
ogon. Tianna też zwróci na niego uwagę: w wynajętym domku na
pustyni, który w zasadzie byłby całkiem przestronny, gdyby nie
mnogość mebli i innych „gratów”, ale wówczas pewnie
wczasowiczom nie byłoby tak „cieplutko” i przytulnie. W każdym
razie na jednej ze ścian wisi niewielki obraz zielonego gada z
autokanibalistycznymi ciągotami, co w drugim etapie tej, na
szczęście dla mnie, dość krótkiej, bo niespełna
osiemdziesięciominutowej podróży, odebrałam jako nie tyle
uczciwe, ile przypadkowe ostrzeżenie przed nieciekawym rozwojem
wydarzeń. Samozjadająca się produkcja, jak na moje niewprawne oko.
|
źródło: https://filmyrating.in/
|
„Odrodzony.
Charles Manson” w reżyserii debiutującego Remy'ego Grillo w moim
poczuciu został skonsumowany przez swoją chaotyczną strukturę.
Mam tutaj na myśli wyłącznie „akt” drugi, niewstrząśnięty,
ale za to (nie)porządnie zmieszany. Dramaturgia pęka pod naporem
wspomnień. Klimat pogrzebany przez „grabarza z przeszłości”.
Wbrew pozorom nie uważam, że rezygnacja z płaszczyzny
retrospektywnej najwyżej podniosłaby jakość „Odrodzonego.
Charlesa Mansona”. Nie, myślę, że ta historia najkorzystniej
wypadłaby w trzech „aktach”. Teraźniejszość (z tymi skromnymi
wycieczkami w „kiedyś”), przeszłość i znowu teraźniejszość
– przy takim ułożeniu pewnie zdecydowanie łatwiej byłoby mi
utrzymać się w tym świecie przedstawionym. Niewystarczający byłby
sam przesiew drugiej partii, a przynajmniej moja wymarzona
konstrukcja „Odrodzonego. Charlesa Mansona” zakładała rozbudowę
scenariusza. W sumie wcale bym się nie zdziwiła, gdyby się
okazało, że ta nieszczęsna narracja była bardziej koniecznością
niż wyborem, że ten ciężkostrawny miszmasz był sposobem na
zmieszczenie się w budżecie. Albo to, albo nic z tego? Może tak,
może nie, nie wiem. Wiem tylko - a w każdym razie tak to odbierałam
- że pierwszy reżyserski występ Remy'ego Grillo na drugim odcinku
ten pustynnej trasy zaciekle się ode mnie opędzał. Mimo
ewidentnych starań Franka Grillo i Jaime King. Miłośnicy kina
grozy mogą pamiętać, że ta dwójka lata wcześniej spotkała się
na planie „Mother's Day” (pol. „Powrót zła”) Darrena Lynna
Bousmana, remake'u horroru Charlesa Kaufmana z 1980 roku pod tym
samym oryginalnym tytułem. Franka Grillo mogą też/lub kojarzyć ze
„Zbaw mnie ode złego” Wesa Cravena, „Nocy oczyszczenia:
Anarchii” i „Nocy oczyszczenia: Czasu wyboru” Jamesa DeMonaco
czy „Stephanie” Akivy Goldsmana, natomiast Jaime King z „Krwawych
wizji” Erniego Barbarasha, „Krwawych walentynek” Patricka
Lussiera, remake'u „Mojej krwawej walentynki” George'a Mihalki
czy „Silent Night” Stevena C. Millera. Na ścieżce
retrospektywnej najpierw znajdujemy informację o ogromnej stracie
Tianny. Nowotwór złośliwy zabrał jej narzeczonego, a ona za tę
tragedię winiła siebie. Dołączyła do grupy wsparcia, ale choć
nie ulega wątpliwości, że od tamtego czasu zrobiła duże postępy,
widać, że w jej wnętrzu nadal toczy się jakaś zażarta walka.
Niezaleczone, nadal bardzo bolesne rany, których nie pozszywał
nawet Mitch? Uroczy chłopak, który nie ukrywa, że dosięgła go
strzała Amora. Nie szczędzi jej deklaracji miłości, co Tiannie
najwyraźniej nie przychodzi już tak łatwo. Podczas gdy Mitch czyni
ostatnie przygotowania (czyli zbiera się na odwagę) przed
oświadczynami, Tianna może szykować się do zadania druzgocącego
ciosu prosto w jego wielkie serducho. On jest jak otwarta księga, a
ona jak pamiętnik z solidną kłódką. Nie zawsze zatrzaśniętą,
ale w porównaniu do jej przeźroczystego chłopaka, ta dziewczyna
może uchodzić za istną enigmę. Skryta jak diabli albo
najzwyczajniej niepewna swojego aktualnego związku, czy raczej
swoich uczuć do Mitcha. Prawdę mówiąc, bardziej frapowała mnie
relacja tej dwójki, ich wspólna historia i wcześniejsze przejścia
samej Tianny, aniżeli mroczny intruz. Tajemniczy obserwator pary z
miasta, który niewątpliwie knuje coś bardzo niedobrego. On, ona
albo oni. Już pierwszy dłuższy obchód terenu, samotny spacer
Mitcha po tym kalifornijskim pustkowiu, ujawnia, że jednak mają
jakiegoś sąsiada. Może nie od razu bliskiego, ale w tym ziemskim
piekiełku urządził się jakiś złotowłosy kawaler, mający swoje
dziwactwa, ale to jeszcze nie czyni z niego bezczelnego włamywacza i
bezwstydnego podglądacza. Jednakże z braku innych kandydatów,
podejrzenia protagonisty „Odrodzonego. Charlesa Mansona” skupią
się na nim. Kiedy Mitch zyska niezbity dowód na to, że ktoś
grzebał w jego rzeczach. W tym amatorskim śledztwie widz zajmie
bardziej dogodną pozycję, chcąc nie chcąc wyprzedzi Mitcha w
owych nieformalnych zawodach. Pustynnych igrzyskach śmierci?
Wszystkie znaki na olśniewająco błękitnym niebie (gdzieniegdzie
poprzecinanym śnieżnobiałymi chmurkami) i popękanej, suchej ziemi
na to wskazują. Backwood horror (slasher, survival
czy inna siekanina na odludziu) płynnie przechodzący w home
invasion, a po drodze raczej nie niechcący zostawiający
czytelne wskazówki odnośnie właściwej tematyki filmu. Uprzedzanie
wypadków bądź klasyczna zmyłka. Potencjalny skręt na inną, w
gruncie rzeczy też już mocno ubitą ścieżkę. Niedziewicza
wyprawa pod patronatem przeklętego ducha Charlesa Mansona...
Pustynny survival nabiera rozpędu i już nie trzeba się tak
bardzo przejmować budowaniem jakiejś atmosfery. Amatorzy
ekstremalnych doznań też mogą być niepocieszeni, nie wspominając
już o zwolennikach linearnych narracji. Założenie według mnie
całkiem zacne, ale niekonsekwentne prowadzenie „tego traktorka”
w moim odbiorze zeżarło to dziełko. Niesamowicie frustrującą
opowieść z niezaskakującą, ale myślę, że celną puentą.
Po(d)kręcona piłka.
Nie
będę dobrze wspominać pierwszego reżyserskiego dokonania Remy'ego
Grillo, ale przez chwilę myślałam, że tak będzie. Nawet
pogratulowałam sobie wyboru - tak się pośpieszyłam! Teraz
pozostaje mi już tylko zapłakać nad zmarnowanym materiałem, nad
zaprzepaszczonym potencjałem, bo tak niefortunnie rozwinęła się
moja krótka znajomość z „Odrodzonym. Charlesem Mansonem”. Może
Wam bardziej się poszczęści...? Trzymam kciuki, ale poniekąd
asekuracyjnie wstrzymam się od polecania tego pustynnego thrillera
zalotnie uśmiechającego się do horroru, komukolwiek. Przezorny
zawsze ubezpieczony.
Uwielbiam te Twoje prace pełne koloru i pozytywnej energii :-).
OdpowiedzUsuńកីឡាបាល់ទាត់