Przymocowana
do dna oceanicznego stacja Beebe unosi się pośród wód Pacyfiku,
nieopodal Komina Channer na Grzbiecie Juan de Fuca, a wokół niej
krążą gigantyczni przedstawiciele tutejszego środowiska
głębinowego. Stacja jest częścią projektu geotermalnego
korporacji Grid Authority, którego częścią jest tworzenie tak
zwanych ryfterów: modyfikacja ludzkich organizmów, zabiegi
obliczone na przystosowanie człowieka do egzystowania tysiące
metrów pod wodą. Przystosowanie szablonowych dręczycieli i ofiar.
W klaustrofobicznych bebechach Beebe najdłużej przebywa Lenie
Clarke, młoda kobieta z ogromnym bagażem doświadczeń,
introwertyczna istota po straszliwych przejściach, która wbrew
sobie wyrasta na nieformalną liderkę problematycznego zespołu Grid
Authority.
|
Okładka książki. „Rozgwiazda”, Vesper 2023
|
Debiutancka
powieść autora między innymi „Ślepowidzenia”, „Echopraksji”
i „Poklatkowej rewolucji”, jednego z najpopularniejszych
współczesnych powieściopisarzy specjalizujących się w hard
science fiction, Kanadyjczyka Petera Wattsa. Z wykształcenia (i
zawodowego doświadczenia) biologa morskiego – uzyskał stopień
doktora zoologii i ekologii morskiej na Uniwersytecie Kolumbii
Brytyjskiej w Vancouver – a od 2011 roku w związku małżeńskim z
Caitlin Sweet, kanadyjską powieściopisarką kojarzoną głównie z
literaturą fantasy. Korzenie pierwotnie opublikowanej w 1999 roku
„Rozgwiazdy” (pod tytułem „Starfish”), otwarcie Trylogii
Ryfterów (oryg. „Rifters”) - dalej „Wir” (oryg. „Maelstrom”)
i „Behemot” (oryg. „βehemoth: β-Max” i „βehemoth:
Seppuku”; powieść rozbita na dwa tomy) – sięgają lat 80. XX
wieku, ale wbrew pozorom nie mają nic wspólnego z „głębinową
erupcją w kinematografii”, boomem na mroczne „opowieści wodne”.
Nie ma „Rozgwiazda” nic wspólnego z choćby takimi produkcjami,
jak „Lewiatan” George'a P. Cosmatosa, „Obcy z głębin” Seana
S. Cunninghama czy „Otchłań” Jamesa Camerona. Ani nawet z
„Kulą” Michaela Crichtona, powieścią z 1987 roku, na ekran
przeniesioną jedenaście lat później przez Barry'ego Levinsona.
Pierwsza wydana powieść Petera Wattsa to rozbudowana wersja jego
opowiadania „A Niche” (1990), jednego z laureatów Aurora Award
1991 w kategorii Najlepsze Opowiadanie, napisanego przed
„oceanicznymi atrakcjami” w salach kinowych.
W
2023 roku ruszyła nowa seria wydawnictwa Vesper. Operacja Wymiary,
skierowana przede wszystkim do miłośników szeroko pojętej
fantastyki. Utwory starsze i młodsze, żelazna klasyka gatunku i
współczesne godne uwagi dokonania na tym polu. Wznowienie
„Rozgwiazdy” Petera Wattsa to pierwsza pozycja na tej, miejmy
nadzieję, długiej wydawniczej liście – edycja w twardej oprawie
zagospodarowanej przez Macieja Garbacza (projekt graficzny serii
sporządził Maciej Kamuda; spójna szata). Jedno z najważniejszych
– jeśli nie najważniejsze – pisarskich dokonań kanadyjskiego
mistrza Hard SF w tłumaczeniu Dominiki Rycerz-Jakubiec. W
oceanicznej głębi nikt nie usłyszy twojego krzyku. Czyli coś dla
fanów „Obcego - 8. pasażera Nostromo” Ridleya Scotta,
nie wspominając już o „podwodnych przygodach” między innymi
twórcy „Piątku trzynastego” (1980), twórcy „Nieuchwytnego wroga” (1983) i wreszcie twórcy „Obcego - decydującego starcia”
(1986). Klaustrofobiczno-paranoiczny koszmar rzekomego niepoprawnego
pesymisty. Niemającego wielkiej wiary w ludzkość, wręcz
mizantropicznego „bajkopisarza”. Mającego dystans do siebie
(dowody między innymi w odautorskich dodatkach do „Rozgwiazdy” -
prawdziwa wisienka na tym Vesperowym torcie to esej Wattsa datowany
na marzec 2023 i wygląda na to, że dedykowany polskim czytelnikom)
poważnego literata z niemałymi zasługami dla twardej fantastyki
naukowej. Tuż przy granicy z horrorem. W zasadzie pierwszy tom
Trylogii Ryfterów czyta się jak rasowy horror science fiction.
Szalenie klimatyczna, wchodząca pod skórę (pełzający strach)
opowieść o niekonwencjonalnej adaptacji środowiskowej. Stacja
Beebe (ku pamięci amerykańskiego zoologa, oceanografa, pioniera w
dziedzinie badań głębinowych Williama Beebe) to jeden z potworków
potężnej korporacji Grid Authority (GA); przytwierdzona do dna
Oceanu Spokojnego „blaszana puszka” z niedługo optycznie
powiększonym wnętrzem (sztuczka z lustrami). Nowy dom ryzykownej
zbieraniny zmodyfikowanych istot ludzkich. Albo podrzędny hotel. Na
pierwszy plan „Rozgwiazdy” szybko wysuwa się Lenie Clarke,
nietowarzyska, żeby nie powiedzieć gburowata ryfterka, która chcąc
nie chcąc zaskarbiła sobie sympatię zachwyconego tłumu
czytelników „Rozgwiazdy” z przeróżnych zakątków świata. W
teorii charakter nieprzystępny, w praktyce niesamowicie
przyciągający. Niechętny lep na ryfterowe muchy. Okrutnie
poraniona dusza, potwornie skrzywdzona jednostka, (nie)klasyczna
postać tragiczna, która najwyraźniej wreszcie znalazła swoje
miejsce na ziemi. Zastanawiająco wygodną dla niej niszę, w
towarzystwie przerośniętych morskich stworzeń. Naturalnych
anomalii, pomyłek Matki Natury albo efektów ubocznych bodaj
najambitniejszego programu Grid Authority. Działalności
ukierunkowanej na pozyskiwanie energii geotermalnej. A przynajmniej
taką wersję żarłoczna firma z łatwością sprzedała nieczujnej
opinii publicznej. W świecie przedstawionym w „Rozgwieździe”
Petera Wattsa korporacje (a przynajmniej te największe, najbardziej
dochodowe) zajmują najwyższy szczebel cywilizacyjnej, niby
demokratycznej drabiny. Ktoś mógłby powiedzieć, że zupełnie jak
w naszym świecie, w naszych czasach - „Rozgwiazda” to niezbyt
optymistyczna wizja przyszłości – Peter Watts spróbuje jednak
przekonać go, że w rzeczywistości między innymi nieszczęsnej
Lenie Clarke rekiny biznesu mają zdecydowanie większy potencjał
niszczący. Dopuszczeni do najgorszego wynalazku dumnej ludzkości,
ale nie zapominajmy o postępie technologicznym, niezatrzymanej
pięknej i bestii.
|
Okładka książki. „Starfish”, Tor Books 2014
|
W dodatku do „Rozgwiazdy” (Vesper, 2023), zajmującej,
cudnie dowcipnej i prawdopodobnie bezcennej dla największych fanów
jego twórczości, opowieści samego autora o Trylogii Ryfterów,
Peter Watts wspomina blogera (jeden z przypisów), który nazwał go
ukrytym pedofilem, nie trudząc się rozwinięciem tej zbyt daleko
idącej konkluzji. Zwerbalizowanej myśli jednego z zawiedzionym
czytelników debiutanckiej powieści kanadyjskiego biologa morskiego,
który i tak był mile zaskoczony reakcjami na dłuższą opowieść
o swojej Syrenie. Długoletniej wyśnionej prześladowczyni Petera
Wattsa. W każdym razie staranny architekt „Rozgwiazdy”
bezskutecznie wypatrywał źródła tych jednostkowych(?) podejrzeń.
Może to reakcja na współczucie? Może Gerry Fischer wzbudził w
tamtym recenzencie takie same odczucia, jakie rozbudził we mnie?
Skrajnie niewygodny stosunek do jednego z członków zespołu Beebe.
Trudna sztuka, która naturalnie wiąże się z ogromnym ryzykiem.
Wprawdzie nie jestem pewna, czy to było świadome przedsięwzięcie
młodego Wattsa, czy zdawał sobie z sprawę z tego, że pedofil
Gerry ogrzeje się w blasku iluś łaskawszych spojrzeń, tak czy
inaczej – jakkolwiek dziwnie to zabrzmi - zaimponował mi autor
„Rozgwiazdy” pójściem po linii największego oporu. Łatwo
zaprzyjaźnić czytelników z szablonowymi (pożyczone od Lenie
Clarke) ofiarami stłoczonymi w depresyjnym pudełku w alarmująco
nęcącym otoczeniu, ale stworzyć jakąś więź z szablonowymi
oprawcami... Mam czelność twierdzić, że to wymaga większej –
niektórzy mogą powiedzieć, że specyficznej – wrażliwości.
„Szkolny łobuz” Michael Brander i „ulubiony chłopiec do
bicia” Gerry Fischer. Nieustraszona Judith Caraco i jej gorsza
połowa (w swoim mniemaniu) Alice Nakata. Izolujący się Kenneth
Lubin, niedoszły zabójca własnej żony i wreszcie nieciesząca się
największym autorytetem w tym nietypowym gronie Lenie Clarke. A to
nie wszyscy lokatorzy Beebe. Najeźdźcy z powierzchni, którzy
nadspodziewanie mocno wsiąkną „w tutejszą kulturę”. Naturalną
koleją rzeczy – bo najdłużej przebywa w tym hipotetycznie
niegościnnym środowisku – „syreni śpiew” najpierw usłyszy
przyszła mimowolna przywódczyni prawdopodobnie najbardziej
zaskakującej kolonii ryfterów stworzonej przez Grid Authority. Zew
oceanu. Powiedziałabym, że to drugie z największych uzależnień
straumatyzowanej młodej kobiety, ale sprawa jest bardziej
skomplikowana. Najprostsze wyjaśnienia w tym czarownym świecie mogą
nie mieć racji bytu. To w końcu Peter Watts, tęga głowa, z której
„wyskoczyły” takie moim zdaniem bardziej wymagające pozycje jak
chociażby „Ślepowidzenie” i „Echopraksja”. Uważam, lektury
trudniejsze od fenomenalnej „Rozgwiazdy”, (nie)rozrywkowej”
superpowieści w większości osadzonej tysiące metrów pod
powierzchnią. W największym i najgłębszym oceanie na planecie
Ziemia, gdzie życie z roku na rok pozornie staje się coraz
prostsze. Najbardziej inwazyjny gatunek w tym pechowym zakątku
wszechświata jakiś czas temu zachłysnął się tak zwanymi
inteligentnymi żelami, obecnie jednak większą furorę wśród
zwykłych zjadaczy chleba może, ale nie musi robić następca
internetu. Nazwijmy to niemarną rekompensatą – uczciwą wymianą
- za podobno nieplanowane (jakiś wirus?) odcięcie większości
społeczeństwa od najlepszego przyjaciela poprzednich pokoleń.
Enigmatycznie na powierzchni, szczegółowo pod powierzchnią wody.
Plastyczny podwodny świat, gdzie największym zagrożeniem wcale nie
muszą być mutanty mniej czy bardziej wytrwale krążące wokół
znienawidzonej twierdzy garstki ryfterów. Niezdefiniowane zagrożenie
uparcie wiszące nad tym „marsjańskim spodkiem”. Właściwie nie
mogłam oprzeć się poczuciu, że groza zdążyła już przedrzeć
się przez mury obronne Beebe. Niewidzialna bestia wdarła się do
tego przeraźliwie ciasnego, okropnie dusznego, przygniatającego
obiektu (czytaj: coś wspaniałego). Mroczny intruz... z przyjaznymi
zamiarami? Taki oksymoron? W każdym razie jeśli domniemany „8.
pasażer Beebe” knuje coś niedobrego, to w żadnym razie nie daje
tego po sobie poznać. Nie z perspektywy pełnoprawnych mieszkańców
tej przeklętej stacji na Grzbiecie Juan de Fuca. Największy
sojusznik przynajmniej w większości niechętnych, niezupełnie
dobrowolnych (wybór między dżumą a covidem) ochotników, królików
doświadczalnych korpo-burzycieli albo przebiegły władca
marionetek. Cichy zabójca z komina hydrotermalnego, przypomnijmy, w
książkowej osobowości paranoicznej. Zarażającej swoją bądź co
bądź nieprzesądzoną, niezdiagnozowaną poważną przypadłością,
co akurat mnie niezmiernie cieszyło. Skutki długotrwałego
przebywania pod wodą (tak, straciłam kontakt z rzeczywistością),
ewentualne negatywne oddziaływanie oceanicznej głębi na zwierzę
lądowe. Albo to, albo przypałętał się tu jakiś duch.
Magiczny
świat Petera Wattsa. Mroczny, brutalny, tajemniczy. Ekstatyczna
przygoda głęboko pod wodą. Wybitnie zachęcające otwarcie
Trylogii Ryfterów. Pierwsza opublikowana powieść światowej sławy
kanadyjskiego specjalisty ds. hard science fiction. Zjawiskowa
„Rozgwiazda”. Żelazna Dama (pod)gatunku. Podwodnych opowieści
upiornych. Klaustrofobiczny zawrót głowy, od którego można się
uzależnić. A w moim przekonaniu to tylko jeden z powodów, dla
których warto rekomendować ten „leczniczy produkt” amatorom
mocniejszych wrażeń. Miażdży klimatem!
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz