niedziela, 30 lipca 2023

„Baby Ruby” (2022)

 
Pochodząca z Francji Joséphine mieszka z mężem Spencerem w przestronnym drewnianym domu w malowniczym zakątku Stanów Zjednoczonych. Kobieta prowadzi poczytną stronę internetową o francuskim stylu życia, od miesięcy skupiając się na ekscytującym oczekiwaniu swojego pierwszego dziecka. Ale kiedy jej śliczna Ruby wreszcie przychodzi na świat, Jo praktycznie rezygnuje ze swojego życia, w bezowocnych staraniach zaspokojenia zagadkowych potrzeb wyczekiwanej istotki. Macierzyństwo okazuje się dużo trudniejsze od jej wyobrażeń, a ona czuje, że została z tym sama. Ze swoimi złożonymi uczuciami do ciągle płaczącego stworzenia, prawdopodobnie głęboko rozczarowanego swoją rodzicielką. Joséphine nabiera przekonania, że Ruby jej nienawidzi i obawia się, że jej stosunek do upragnionego dziecka wcale nie jest lepszy.

Plakat filmu. „Baby Ruby” 2022, Point Productions, Saks Picture Company

Thriller psychologiczny z elementami horroru od debiutującej reżyserki filmowej Bess Wohl. Amerykańskiej aktorki – głównie serialowej, ale można ją też kojarzyć z paru pełnometrażowych produkcji (m.in. „Plan lotu” Roberta Schwentke, „Siren” Jessego Peyronela) i scenarzystki, która jednak najprężniej rozwija się w teatrze. Pracę nad skryptem „Baby Ruby” Wohl zaczęła podczas swojej trzeciej ciąży i traktowała ją na tyle osobiście, że nie wyobrażała sobie, by wyreżyserował ją ktoś inny. Doświadczenie podpowiadało jej też, że scenariusz nie nadaje się na deski teatru – przede wszystkim z powodu wieku tytułowej postaci, ale autorka „Baby Ruby” nie miała też wątpliwości, że na ekranie łatwiej będzie pokazać wewnętrzny konflikt świeżo upieczonej matki. Wohl nazwała to gatunkowym blenderem, bo po uwolnieniu swojej nielekkiej opowieści o macierzyństwie – we wrześniu 2022 roku film została pokazany na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto (światowa premiera), a regularną dystrybucję na terenie Stanów Zjednoczonych otwarto w pierwszym kwartale 2023 roku (VOD) – niekoniecznie z zaskoczeniem, odnotowała, że publiczność „Baby Ruby” w pewnym sensie podzieliła się na przynajmniej trzy obozy; jedni obejrzeli thriller psychologiczny, inni horror, a jeszcze inni dramat. Tak czy inaczej, koszmar macierzyński.

O czym się nie mówi, a powinno. Wstydliwe sekrety niektórych matek, instynktowna zmowa milczenia. Powiesz, to osadzą cię z najwyższą surowością. Tym bardziej w dobie internetu, w instagramowej rzeczywiści. W perfekcyjnym tłumie, w którym nie ma już miejsca dla Joséphine, czołowej postaci „Baby Ruby” Bess Wohl. A przynajmniej ona mogła dojść do takiego wniosku po narodzinach swojego pierwszego dziecka. Wybitnie roszczeniowej dziewczynki, karzącej ledwo żywą kobietę, która wydała ją na świat. Jo nie może uwolnić się od tych fantastycznie brzmiących(?) myśli. Najpierw odnotowuje, że Ruby jest mniej skłonna do płaczu w obecności ojca, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki uspokaja się w bezsprzecznie kochających ramionach Spencera, a potem dochodzi do wniosku, że niemowlę tylko na niej wyładowuje swoją niezrozumiałą wściekłość. Główna bohaterka – antybohaterka? - debiutanckiego obrazu Bess Wohl nie wie, czym sobie na to zasłużyła, ale z dnia na dzień umacnia się w przekonaniu, że Ruby jej nienawidzi. Przypomina się bestsellerowa powieść Lionel Shriver pt. „Musimy porozmawiać o Kevinie”, przeniesiona na ekran przez Lynne Ramsay zdecydowanie odważniejsza rozprawa o trudnym macierzyństwie. Niemniej życzyłabym sobie więcej takich dyskusji w przestrzeni publicznej, jaką ośmieliła się podjąć Bess Wohl. „Nikt nie dba o matki w tym kraju” (tj. w Stanach Zjednoczonych) - takie stwierdzenie scenarzystka i zarazem reżyserka omawianej produkcji włożyła w usta swojej wątpliwej bohaterki, w którą w widowiskowym stylu wcieliła się Noémie Merlant. W pierwotnej wersji Joséphine była rodowitą Amerykanką, ale po „wejściu na pokład” tej francuskiej aktorki, Wohl zdecydowała się bardziej dopasować postać do jej odtwórczyni. Rozpisała rolę niejako pod aktorkę – możliwe, że tylko w jednym, ale dość istotnym punkcie. Pogłębiła poczucie osamotnienia Jo poprzez zmianę jej obywatelstwa. Obca w obcym kraju. Państwie zupełnie nietroszczącym się o cierpiące matki. Ich samopoczucie nie ma znaczenia, bo jak za sprawą jakiejś czarnej magii, jakimś niepojętym sposobem, tracącym swoją odrębność kiedy tylko zostają matkami. To nic nowego w tym dziwnym świecie, o czym dobitnie zaświadczy Doris (wyśmienity występ Jayne Atkinson) – mrożące krew w żyłach, niesamowicie przygnębiające wyznanie, które może nie spotkać się ze zrozumieniem chodzących ideałów – matka Spencera (Kit Harington w pewnym sensie w cieniu kobiet; przyzwoite wcielenie w mniej angażującą postać, mniej możliwości na zaprezentowanie swoich aktorskich zdolności) z imponującą wytrwałością starająca się zbliżyć do swojej synowej. Przebić się przez gruby mur, nie wiedzieć czemu, wzniesiony przez życiową wybrankę jedynego dziecka Doris. Dlaczego Jo tak uparcie odpycha swoją teściową? W otoczeniu Joséphine próżno szukać drugiej tak wyrozumiałej duszy, tak mocno solidaryzującej się z kobietą niespełniającej się w jakże upragnionej roli matki. Przygniecionej nowymi obowiązkami, nieprzygotowanej na tak ciężką przeprawę. Wcześniej pewnie nawet nie słyszała o lęku poporodowym, bo to wciąż temat tabu. Podobnie jak przejściowa (niestety nie zawsze) nienawiść do własnego dziecka. Potwór widziany w lustrze: efekt skrzętnego zamiatania pod dywan zwykłych ludzkich dramatów. Niekompleksowa, żeby nie powiedzieć nieuczciwa, edukacja podobno w oświeconej epoce. Co złego, to nie mówimy, ewentualnie piętnujemy. Promujemy perfekcję, bezproblemową egzystencję. Nieosiągalny cel bezrefleksyjnie sprzedawany jako normalność?

Okładka DVD, Blu-ray. „Baby Ruby” 2022, Point Productions, Saks Picture Company

Rosemary Woodhouse opętana przez Pazuzu. Wietrząca wstrętny spisek jednostka, o ciało której zażarcie walczą dwie jaźnie. Duchowy pojedynek bez egzorcysty. To jedna z tych wojen, które człowiek toczy w samotności. Nawet jeśli zewsząd płyną oferty pomocy, na ubitej ziemi z wewnętrznymi demonami stanie sam. Utartą ścieżką z niepospolicie opętaną postacią. Niestabilną, niegodną zaufania przewodniczką po ponurym świecie przedstawionym przez początkującą reżyserkę filmową. W mojej opinii dobrze rokującą autorkę niegłupiej opowieści o nadspodziewanie wymagającym rodzicielstwie. Macierzyński dreszczowiec z nutką body horroru - Bess Wohl przyznała, że poród Joséphine zawzięcie pchał jej myśli w tym niesmacznym kierunku (żeby kojarzyć tak piękne chwile w życiu kobiety z takimi bezecnymi obrazami...) - ale chętniej ocierający się o horror nadprzyrodzony. Hipotetyczna mroczna obecność w zrujnowanym muzeum Joséphine i Spencera. Drewnianym domu przytulonym do soczyście zielonych, rozłożystych drzew w zacisznym zakątku Stanów Zjednoczonych. Pocztówkowa posesja na obrzeżach idyllicznego miasteczka, którą Jo zapewne często chwaliła się na stronie internetowej, która wprawdzie nie jest jej własnością, ale od jakiegoś czasu to ona tworzy i publikuje wszystkie treści zamieszczane w tym popularnym miejscu. Francuski styl życia według Joséphine. Perfekcyjnej pani domu i kobiety sukcesu. Zawsze modnie ubranej, zawsze starannie umalowanej, szczęśliwej żony boskiego Spencera, z którym uwiła sobie totalnie przytulne gniazdko i cała w skowronkach oczekiwała ich pierwszego cudu. Aż nagle umilkła. Prawdopodobnie po raz pierwszy nie zaspokoiła teoretycznej ciekawości swoich obserwatorów. Nie pokazała ślicznej Ruby. Dlatego, że w jej uznaniu nie pasowała do utopijnego światka pieczołowicie budowanego w internecie? A może po ujrzeniu swojego dzieciątka inaczej zaczęła zapatrywać się na sam pomysł dokumentowania życia dziecka w ogólnodostępnej witrynie? Stwierdziła, że nie byłoby w porządku decydować za Ruby w tak delikatnej sprawie, że niemowlę też ma prawo do prywatności? Nie chciała brać na siebie takiej odpowiedzialności, narażać się na ewentualne wyrzuty Ruby w przyszłości? Najprostszym wyjaśnienie jest chroniczny brak czasu. Jo nie dosypia, nie dojada, a zawodzący płacz Ruby słyszy już nawet wtedy, kiedy dziewczynki nie ma w zasięgu jej słuchu. Bardziej martwi ją szept diabolicznej piastunki, która w moim odbiorze miała jeden bardzo efektywny występ – niepokojący obrazek w telefonie Jo, transmisja na żywo z pokoju dziecięcego. Dziwnie znajoma zjawa znieruchomiała przy łóżeczku kapryśnej dziewczynki, którą jedno z rodziców posądza o celowe działanie na jego szkodę. Czy to możliwe, by niemowlę z premedytacją mściło się na niezorganizowanej opiekunce? Zna największy sekret matki? Miłość zmieszana z nienawiścią. W każdym razie Jo coraz trudniej odrzucać od siebie tę, zdaje się, najstraszliwszą z jej natrętnych myśli – domniemana antypatia dziecka najwidoczniej jest dla niej mniej przykra od jej własnego stosunku do Ruby. Wydaje jej się, że to nienawiść, a w najlepszym razie niechęć. Ale to nie jest takie pewne, jak to, że Jo z trudem znosi rozłąki z tą obdarzoną iście mocarnymi płucami istotką. Męczy się z nią, ale jeszcze bardziej męczy się bez niej. Podobnie jak Ruby? Czy niemowlę przewiduje kary cielesne za dłuższe (maksymalnie kilkunastogodzinne) nieobecności w domu? Z rozmysłem okalecza niej lubianego z rodziców? Spencer chciałby bardziej odciążyć żonę, ale nie może zrezygnować z pracy, kiedy Jo na czas nieokreślony zawiesiła swoją chyba bardziej popłatną działalność internetową. Poza tym udręczona mama traktuje to jako afront. Czy Spencer uważa, że ona nie nadaje się na rodzica? Żeby tylko. Przewodnia postać „Baby Ruby” Bess Wohl podejrzewa, że jej idealny mężczyzna stracił do niej zaufanie, wręcz widzi w Jo najpoważniejsze zagrożenie dla swojego jedynego dziecka. Boi się zostawiać Ruby z jej matką? Są jeszcze nowe przyjaciółki Joséphine. Rozpromienione matki wzorowych pociech. Wierne czytelniczki Jo, które nie wydają się być niemile zaskoczone drastycznie zróżnicowanymi wizerunkami słynnej Francuzki osiadłej w Stanach Zjednoczonych. Żony ze Stepford, które przyjmują tę zaniedbaną „królową stylu” do swojej paczki. Formacja Zakrytych Dziecięcych Wózków. Poza upiorną akcją z kamerką, szczególne wrażenie zrobiła na mnie pierwsza samochodowa przejażdżka Ruby, koszmar kobiety wracającej ze szpitala ze swoim bezcennym noworodkiem oraz przerażające przebudzenie w splamionym krwią salonie, gdzie piesek z apetytem dokańcza swoją przepyszną przekąskę.

Paranoiczny dreszczowiec o nieróżowym macierzyństwie. Skok od razu na głęboką wodę, ale w kapoku. Pierwsze reżyserskie dokonanie filmowe kobiety, która trudnych tematów się nie boi. Ryzykownie niepolukrowana rzeczywistość. No, może odrobinkę. „Baby Ruby” w reżyserii i na podstawie scenariusza Bess Wohl to propozycja dla osób niebojących się konfrontacji z niepopularnymi tematami. Smacznie kameralny thriller psychologiczny, udatnie flirtujący z horrorem, o sekretnej komnacie tortur. Empatyczne spojrzenie na „wyrodną matkę”. Albo ideał, albo patologia. Nie ma nic pomiędzy, prawda? „Baby Ruby” mówi: fałsz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz