Nastoletnia
Eden Murphy stara się uzyskać list referencyjny na wymarzoną
uczelnię od kongresmena Schrodera. Przedłużająca się
nieuchwytność mężczyzny zmusza zdesperowaną dziewczynę do
spróbowania szczęścia u jego syna, znajomego z klasy Barretta. A
gdy chłopak odmawia jej pomocy w walce o miejsce na elitarnym
uniwersytecie, Eden uznaje, że odpowiednim miejscem na ubłaganie
młodego Schrodera będzie jego domowa impreza tematyczna, na którą
udaje się ze swoją najlepszą przyjaciółką Zarą. Wieczór
układa się po myśli Eden, do czasu przejęcia telefonu kumpla
Barretta. Dziewczyna znajduje na nim filmik z zaginioną Melissą
Brown, którego nie udaje jej się obejrzeć w całości, ale to, co
zdążyła zobaczyć w połączeniu z napastliwym zachowaniem
gospodarza imprezy i jego przybocznych, Goocha i Kendry, każe jej
sądzić, że ta trójka doskonale wie, co stało się z poszukiwaną
przez policję nastolatką. A ona przypadkiem zdobyła najpewniej
obciążający ich materiał, którego wyniesienie z posiadłości
Schroderów na pewno łatwe nie będzie.
|
Plakat filmu. „You're Killing Me” 2023, Iris Indie International
|
Amerykański
thriller popcornowy w reżyserii debiutantki Beth Hanny i twórcy
„Stay Out of the F**king Attic” (2020) oraz „Mrocznego lokatora” (2022), Jerrena Laudera. Scenariusz „You're Killing Me”
to wspólne dzieło Walkera Hare'a i Brada Martocello, wcześniej
noszące tytuł „Full Ride”. Obraz zadedykowano Anne Heche (m.in.
„Koszmar minionego lata” Jima Gillespiego, „Psychol” Gusa Van
Santa, „Medium” Stephena Kaya, „Nie ma się czego bać”
Anthony'ego Leonardi III), odtwórczyni jednej z ról, która w
sierpniu 2022 roku - „You're Killing Me” był wówczas w fazie
postprodukcji - miała śmiertelny w skutkach wypadek samochodowy.
Film nagrywano w stanie Georgia pod producenckim szyldem Iris Indie
International, a głównym dystrybutorem „You're Killing Me”
została amerykańsko-kanadyjska firma Quiver Distribution.
Zapowiadany przez producentów wykonawczych Berry'ego Meyerowitza i
Jeffa Sackmana jako „mrożąca krew w żyłach krytyka polityki
związanej z rekrutacją na studia”, obraz, został uwolniony w
kwietniu 2023 w usłudze VOD.
Charyzmatyczny
występ McKaley Miller, którą fani kina grozy mogli widzieć choćby
w „Ma” Tate'a Taylora, obok nieodżałowanej Anne Heche,
najjaśniej błyszczącej gwiazdy „You're Killing Me” Beth Hanny
i Jerrena Laudera. Jaśniej od bardziej doświadczonego, a co za tym
idzie bardziej rozpoznawalnego Dermota Mulroneya (m.in. „Psychopata”
Jona Amiela, „Zodiak” Davida Finchera, „Stoker” Parka
Chan-wooka”, „Naznaczony: rozdział 3” Leigh Whannella,
„Lavender” Eda Gassa-Donnelly'ego, „Umma” Iris K. Shim,
„Krzyk VI” Matta Bettinelliego-Olpina i Tylera Gilletta), który
miał już okazję współpracować z Jerrenem Lauderem, przy okazji
„Mrocznego lokatora” (2022). Z kolei z Anne Heche Mulroney
poprzednio spotkał się na planie telewizyjnego dramatu kryminalnego
z 2011 roku, „Milczącego świadka” Petera Markle'a. McKaley
Miller w „You're Killing Me” wciela się w postać licealistki
Eden Murphy, która na tyle dobrze zna realia, by w gonieniu za swoim
marzeniem nie zdawać się wyłącznie na uczciwą, ciężką pracę.
Wzorowa uczennica szkoły średniej wie, że w procesie rekrutacyjnym
nie mniej ważne od wyników w nauce są listy polecające. Może
nawet ważniejsze. W tym świecie najwybitniejsi uczniowie nie mają
szans z uprzywilejowanymi trójkowiczami – mniej więcej taki
podtekst zawarto w scenariuszu „You're Killing Me”. Thrillera,
którego lepiej nie traktować zbyt poważnie. I nie mam tutaj na
myśli krytyki amerykańskiego (w zasadzie mam podejrzenie graniczące
z pewnością, że nepotyzm i kolesiostwo rządzą wszędzie) systemu
rekrutacji na studia. Chodzi o prowadzenie poszczególnych postaci.
Iście slasherowe? Szczerze mówiąc, nie mogę sobie
przypomnieć ani jednego reprezentanta rzeczonej gałęzi horroru,
który aż tak naginałby rzeczywistość do swoich potrzeb.
Właściwie tak zwane nielogiczne zachowania bohaterek i bohaterów
kina slash akurat moją cierpliwość niezmiernie rzadko
wystawiają na próbę, bo w prawdziwym świecie nie takie
„nielogiczne działania” już widziałam. Też sama podejmowałam
– nocne szwendanie się po „dzikich zakątkach” (zwykle bez
telefonu), podążanie za zagadkowymi odgłosami i tak dalej. Myślę
jednak - może się oszukuję - że nawet ja, podręcznikowa
slasherowa ofiara;), na miejscu głównej bohaterki „You're
Killing Me” nie chwaliłabym się swoją nowo zdobytą wiedzą. A
przynajmniej nie tak szybko. Mogła udawać, że nie dobrała się do
telefonu Goocha (przekonująca kreacja Wila Deusnera), nie tyle
przyjaciela, ile służącego Barretta Schrodera (przeciętne
wykonanie Brice'a Anthony'ego Hellera), jedynego syna prawdopodobnie
najbardziej wpływowego człowieka w mieście, kongresmena, który
posiada klucz do złotych uniwersyteckich bram. Z takiego założenia
wychodzi Eden Murphy, ambitna dziewczyna wywodząca się z klasy
robotniczej. Razem ze swoją przyjaciółką Zarą (Keyara Milliner,
która całkiem nieźle wywiązała się z zadania, polegającego
na... irytowaniu widza?) szkołę wyższą wybrała już w
dzieciństwie, ale jak na razie tylko jedna z nich została przyjęta
na tę upragnioną uczelnię. Zara wprawdzie uważa, że to szalony
pomysł, ale koniec końców daje się zaciągnąć na domową
imprezę tematyczną – pod tytułem „Heaven and Hell” -
chłopaka ze szkolnej ławy, Barretta Schrodera. Na pierwszy rzut oka
niemożebnie rozpieszczonego synalka ważnego polityka, pławiącego
się w luksusie, niemającego żadnych zmartwień, aroganckiego
„młodego boga”, który „łaskawie” wziął pod swoje
nieopiekuńcze skrzydła dorównującą mu bezwzględnością,
szkolną sportsmenkę Zarę (ładnie popisująca się, stosownie
dokazująca Morgana Van Peebles) i poniżanego przez własnego ojca
Goocha. Anioły i demony w posiadłości uprzywilejowanej
amerykańskiej rodziny.
|
źródło: https://www.moviemeter.com/
|
Rozrywkowy
thriller z drugim dnem. Trzeźwa ocena współczesnego świata
wdrukowana w prostą opowieść o dziewczynie walczącej ze złem.
Walczącej o sprawiedliwość. Normalnie nie dawałabym Eden Murphy
absolutnie żadnych szans, ale skoro to film... W „You're Killing
Me” Beth Hanny i Jerrena Laudera mamy uczennicę ostatniej klasy
liceum, która stanowi realne zagrożenie dla wysoko postawionej
rodziny. Najpierw jednak musi wydostać się z terenu wroga, swojego
równolatka Barretta Schrodera, którego ustosunkowany ojciec raczej
nie opuści go w potrzebie. I znowu: normalnie pewnie by nie opuścił,
ale skoro to film, to musiałam liczyć się z obecnością prawego
polityka, co w moich uszach brzmi jak oksymoron, ale pewnie
przesadzam. Oburzająco uprzedzona do wybrańców narodów. A zatem
pozostaje trzymać kciuki za wcześniejszy powrót do domu
kongresmena Schrodera (Dermot Mulroney robił, co mógł, ale z takim
orężem, z tak mało wyrazistą rolą, niepodobna wyjść z cienia
tak intrygującej postaci jak pani S. – bezbłędna Anne Heche).
Politycy dobrzy są i sprawiedliwi są, więc Shroder senior twardo
stanie po stronie nieproszonego gościa z silnym kręgosłupem
moralnym. Czego nie można już powiedzieć o najlepszej przyjaciółce
Eden (symboliczne stroje imprezowe), której przyznam wróżyłam lepszą przyszłość. Jeśli
chcesz mieć wygodne życie bądź oportunistą, to najpewniejszy
sposób na wyprzedzenie innych w wyścigu szczurów. Bądź Zarą,
nie Eden. Chyba że chcesz mieć wiecznie pod górkę. Walka o
sprawiedliwość, to walka z wiatrakami. Droga słuszna, niepopłatna,
ale słuszna. A przynajmniej mnie bardziej imponują takie postawy,
jakie przedstawia centralna postać „You're Killing Me”.
Niezłomny charakter, osoba, której śmierć najwyraźniej jest
mniej straszna od zamknięcia oczu na udział jej znajomych w sprawie
zaginięcia innej licealistki. Eden nie zna szczegółów, ale
podejrzewa, że trzyma je w ręku – cała prawda o losie Melissy
Brown w rozładowanym telefonie Goocha. Ciekawy sposób na zawiązanie
intrygi, czy raczej zagęszczenie atmosfery w rezydencji Schroderów.
Genialny w swojej prostocie... Nie, „genialny” to za mocne słowo,
ale mnie zdecydowanie na tę niewyszukaną wędkę złapać się
udało. Wcześniej wymądrzałam się, że niby Eden powinna odegrać
scenkę rodzajową pt. „nic nie widziałam, nic nie słyszałam”.
To się zgadza, mogła, ale żeby mieć jakieś szanse powodzenia,
musiałaby odłożyć telefon Goocha tam, skąd go wzięła. Tym
samym wypuszczając z rąk domniemany dowód zbrodni, a jak już
sobie wyjaśniliśmy Eden nie jest z tych, co to przedkładają
własne bezpieczeństwo nad interes publiczny (bo chyba w interesie
publicznym leży schwytanie w najlepszym razie porywaczy, a w
najgorszym zabójców człowieka?). Woli więc utknąć w oblężonej
sypialni (oczywiście jednej z wielu w tej okazałej nieruchomości)
z przylegającą doń łazienką i modlić się o to, by Barrettowi i
ferajnie nie chciało się siłować z drzwiami? E tam, uwięziona
nastolatka na pewno coś wymyśli. Tym bardziej, że niepatyczkujący
się z zabytkowymi meblami panicz Schroder, nie jest już tak chętny
do niszczenia drzwi. A tymczasowa – przymusowa – współlokatorka
Eden nie garnie się do działania na rzecz ich obu. Zara gra do
swojej bramki, naiwnie wszak uważa, że wystarczy spełnić żądanie
„toczących pianę z ust rówieśników”, aby wreszcie wrócić
do domu. Innymi słowy, najlepsza przyjaciółka Eden większego
problemu upatruje w niej niż rzekomych oprawcach Melissy Brown. A
nawet jeśli najgorsze przeczucia Eden są trafne, to nie powinna
płakać nad rozlanych mlekiem, tylko przypilnować, by nie wylało
się więcej. Powinna myśleć o sobie, i oczywiście o Zarze, a nie
cierpieniach na dobrą sprawę obcej rodziny. Co ją to obchodzi?
Tylko Eden współczuć takiej sojuszniczki. O drabinie powie jej
później, ale za żadne skarby świata po niej nie zlezie. A gdyby
tak Eden zostawiła tę przekupną istotę na „gorącym blaszanym
dachu”? Żeby tak zmarnować taką szansę. UWAGA SPOILER Że
tak to ujmę, gdyby główna bohaterka „You're Killing Me” była
większą egoistką, to paradoksalnie bilans ofiar śmiertelnych tej
koszmarnej imprezy mógłby wyjść na zero. O ironio, wystarczyło
wybrać inny kierunek po skorzystaniu z „magicznej fasoli zasianej
przez Jasia”, któremu bezczelnie skradziono telefon KONIEC
SPOILERA. Pomijając ewidentne ułatwianie sobie zadania przez
scenarzystów, zmuszanie obywateli tego świata przedstawionego do
podejmowania różnych dziwnych decyzji - nie do końca przemyślane
przesuwanie pionków po tej całkiem solidnej szachownicy, choć
przydałoby się zagęścić atmosferę, postarać się o
mroczniejszy klimacik – nieobficie oblany sztuczną krwią
(zaskakująco przekonująca imitacja) „You're Killing Me” Beth
Hanny i Jerrena Laudera oglądało się nadspodziewanie znośnie.
Lekkostrawna przekąska.
Oferta
dla niewymagających widzów. Głupawy amerykański thriller z
cynicznym (jak zapewne orzekłyby gadające głowy w telewizorni)
podtekstem od początkującej reżyserki Beth Hanny i trochę
bardziej doświadczonego filmowca Jerrena Laudera, którzy wzięli na
warsztat scenariusz Walkera Hare'a i Brada Martocello. Nieciągnąca
się opowieść nie tylko o nastolatkach. Nieprzesadnie dynamiczna,
ale slow burning to na pewno nie jest. Wypadałoby więc
doradzić zdwojoną ostrożność preferującym tę drugą formułę
w podchodzeniu do niniejszego dziełka. Tak swobodnego, że aż
naciąganego, niewybuchowego widowiska pod tytułem „You're Killing
Me”. Wypadałoby, ale chyba nie mnie. Zwolenniczki wolniejszych
filmowych rytmów, która całkiem miło spędziła czas z tym
wadliwym utworkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz