Szesnastoletnia Jesse przyjeżdża do Los Angeles z zamiarem zostania
modelką. Dyrektorka agencji, do której się kieruje jest zachwycona jej
naturalnym pięknem. Po podpisaniu stosownych dokumentów Jesse zostaje umówiona
z fotografem, a niedługo potem dostaje się na wybieg. W międzyczasie spotyka
się z nowym znajomym, Deanem, któremu nie podoba się środowisko, w jakim się obraca
i zaprzyjaźnia się z poznaną tuż po przyjeździe makijażystką Ruby. Inne modelki
bynajmniej nie są zadowolone z jej obecności, choć Jesse nie szczędzi im
komplementów. Dziewczyna zdaje sobie sprawę, że koleżanki z branży zazdroszczą
jej sukcesów, że oddałyby wiele, żeby wyglądać tak, jak ona.
„Neon Demon” to duńsko-francusko-amerykański thriller z elementami horroru
w reżyserii Nicolasa Windinga Refna (twórcy między innymi „Drive” i „Tylko Bóg
wybacza”), który wspólnie z Mary Laws i Polly Stenham opracował również
scenariusz. Choć film cieszył się sporym zainteresowaniem na różnego rodzaju
festiwalach filmowych, a w Cannes dostał nominację do Złotej Palmy, opinie krytyków
były podzielone. Najnowszemu przedsięwzięciu Refna zarzucano przede wszystkim
niezadowalające rozwinięcie fabuły i niedostateczne nakreślenie rysów
psychologicznych poszczególnych postaci, aczkolwiek wielu krytyków zapatrywało
się na warstwę tekstową w zgoła odmienny sposób. Biorąc pod uwagę niecodzienną
realizację „Neon Demon” można śmiało założyć, że nie jest to film ukierunkowany
na masowych odbiorców, wątpię również, żeby poszukiwacze fabularnej głębi byli
z niego w pełni zadowoleni. Choć daleka jestem od podpisywania się pod
stwierdzeniami, co poniektórych widzów głoszących, że scenariusz nie przekazuje
absolutnie żadnych treści.
Nicolas Winding Refn zdradził w jednym z wywiadów, że w zalewie tych
wszystkich filmów o brutalnych mężczyznach uznał za potrzebne stworzenie obrazu
zdominowanego przez kobiety. Mówi się, że podczas pracy nad scenariuszem czerpał
inspirację z postaci Elżbiety Batory i rzeczywiście nietrudno dopatrzeć się
pewnych analogii. Szacuje się, że na realizację „Neon Demon” przeznaczono siedem
milionów dolarów - niewiele, jeśli weźmie się pod uwagę ambitną stronę
techniczną filmu. W obrazie Nicolasa Windinga Refna standardowa narracja
przeplata się z psychodelicznymi wstawkami, które w zjawiskowym stylu podchodzą
do kolorów i świateł. Rażące, żywe barwy zmiksowane z atramentową czernią,
uderzające w dwójnasób dzięki migającemu światłu, oślepiające wykorzystanie
bieli w jednej sekwencji i sporadyczne oniryczne wstawki skupiające się na niewiele
mówiących marzeniach sennych głównej bohaterki. To tylko próbka ogromnego
talentu operatorów, oświetleniowców i oczywiście dźwiękowców, bo nie należy
zapominać o charakterystycznych, szarpiących nerwy dźwiękach towarzyszących
hipnotyzującym zdjęciom. Chwilami dostawałam oczopląsu od nadmiaru barw i
stroboskopowych świateł, co w połączeniu z zagadkowymi ujęciami widzianymi na
ekranie w migawkach dawało naprawdę zniewalający efekt. Tak jakbym nagle
znalazła się w umyśle, jakiejś wrażliwej, acz w pewnym sensie również diabolicznej
jednostki, która w niestandardowy sposób postrzega otaczającą ją rzeczywistość,
która balansuje gdzieś na granicy zwyczajnej percepcji. Ale to tylko wrażenie,
bo nie mogę z całą pewnością powiedzieć, że wszystkie tak liczne psychodeliczne
wstawki były odzwierciedleniem stanu umysłu Jesse, niektóre być może tak, ale
miałam wrażenie, że kilka w przejaskrawiony sposób portretowało realia, w
jakich przyszło żyć głównej bohaterce. Żywe barwy przykrywały zgniliznę toczącą
światek mody, czego można było się domyślić ilekroć w owe kolaże wkradała się
bezdenna czerń, ale scenarzyści nie pozostawili wspomnianej interpretacji
jedynie w gestii feerii kolorów, pilnując, żeby wypływała ona również z warstwy
tekstowej. „Neon Demon” nie jest obrazem zdominowanym przez psychodeliczne
obrazy, gdyż mniej więcej tyle samo miejsca zajęła tradycyjna narracja, co
znacząco ułatwiło odbiór filmu. Główną rolę, szesnastoletniej Jesse wkraczającej
w świat modelingu, powierzono Elle Fanning, która zadowalająco wywiązała się ze
swojego zadania. Przez długi czas miałam wrażenie, że coś jest ze mną mocno nie
tak, a ściślej, że mój gust już do szczętu się wypaczył, bo nie potrafiłam
odnaleźć w Jesse tego zniewalającego piękna, o którym mówili ludzie z branży. Podczas,
gdy drugoplanowi bohaterowie komplementowali jej wdzięki, a z wyrazów twarzy i
postaw innych modelek przebijała zazdrość, ja usilnie starałam się znaleźć w
niej owe piękno. Bezskutecznie, UWAGA
SPOILER ale jak się z czasem okazało to nie wygląd zewnętrzny sprawiał, że
ludzie byli nią oczarowani KONIEC
SPOILERA.
Refn, Laws i Stenham trochę miejsca poświęcili oglądowi środowiska modelek,
zwracając uwagę na zażartą, wręcz chorobliwą konkurencję i płytkie osobowości „patykowatych”
kobiet starających się zaistnieć w branży. Jedna z drugoplanowych postaci
właściwie w każdej rozmowie wspomina swojego chirurga plastycznego, a jej ton
świadczy o tym, że jest niezwykle dumna z modyfikacji, jakim poddano jej ciało.
Natomiast jej przyjaciółka zdaje się wyznawać zasadę „po trupach do celu” –
widać, że jest gotowa zrobić absolutnie wszystko, żeby zaistnieć w świecie
mody. Próżność i pazerność dominują w osobowościach modelek sportretowanych w „Neon
Demon” – do pewnego momentu zdaje się, że jedynie początkująca, jeszcze
nieskażona przez to środowisko Jesse wie, czym jest IQ, co widać choćby na przykładzie
niezrozumienia, jakie wykazuje w stosunku do zachwalającej operacje plastyczne
koleżanki. Być może scenarzyści stronniczo rozprawili się z doświadczonymi modelkami,
być może byli trochę niesprawiedliwi w swoich ocenach, generalizowali, ale należy
pamiętać, że bliżej (ale nie bardzo dokładnie) przyjrzeli się jedynie charakterom dwóch koleżanek po fachu
Jesse, a takich płytkich jednostek przecież nie brakuje w tej branży (zresztą tak jak w wielu innych). „Neon
Demon” można więc potraktować, jako swego rodzaju „krytyczny traktat” o
mentalnej dekadencji, jaka toczy świat modelingu i o
upadku moralnym kobiet obsesyjnie łaknących sukcesu. W pewnym momencie Jesse
wypowiada kwestię mogącą być przytykiem skierowanym do wielbicieli modelek -
kiedy mówi, że ludzie z branży chcą być nią można śmiało założyć, że zahacza
również o zafiksowanych na punkcie modelingu zwykłych członków społeczeństwa. Oczywiście,
warstwa tekstowa nie grzeszy jakąś wielką głębią, brakuje jej nawet skupienia na
rysach psychologicznych bohaterek, z Jesse włącznie, ale o dziwo takie
szczątkowe ujęcie tematu nie przeszkadzało mi zanadto, zwłaszcza, że
scenarzyści zostawili miejsce na dopowiedzenie sobie niektórych kwestii. I ożywiali
seans hipnotyzującymi psychodelicznymi wstawkami, nastrojowymi perypetiami Jesse
mającymi miejsce w motelu (pantera, pedofil) z udziałem Keanu Reevesa oraz
relacjami ze wzbudzającą podejrzenia makijażystką Ruby. Najwięcej niespodzianek
Refn przygotował na koniec – właściwie to pokazał wówczas serię tak
makabrycznych, porażających inwencją wstawek, że przemknęło mi przez głowę, czy aby
oglądam ten sam film;) Gwałtowny skręt ze stylistyki thrillera w mocne gore dosłownie mnie oszołomił, UWAGA SPOILER a sekwencja nekrofilska i
chore ujęcie połykania oka wcześniej zwymiotowanego przez modelkę zapewne
jeszcze przez długi czas pozostaną w mojej pamięci KONIEC SPOILERA. Refn zdecydowanie powinien nakręcić jakiś krwawy
horror, bo po tym co zobaczyłam w ostatnich minutach „Neon Demon” nie mam
żadnych wątpliwości, że cechuje go duża znajomość gatunku i przede wszystkim
zdolność oddania tego na ekranie w naprawdę odstręczającym stylu.
„Neon Demon” to jeden z lepszych obrazów, jaki widziałam w ostatnim czasie,
aczkolwiek z całą pewnością nie zadowoli szerokiej grupy odbiorców. Daleko mu
do mainstreamu, pomimo diablo profesjonalnej realizacji, nie ma w sobie również
aż takiej głębi, jakiej oczekują koneserzy ambitnej kinematografii, ale za to
może się pochwalić zjawiskową oprawą audiowizualną i swoistą przewrotnością,
przynajmniej w kwestii przynależności gatunkowej. Jeśli o mnie chodzi to byłam
zadowolona ze wszystkich części składowych „Neon Demon”, nawet z fabuły, którą jednak
wielu odbiorców krytykuje.
Przyjrzę się bliżej tej produkcji, chociaz nie jestem przekonana do współczesnych filmów grozy, jednak ten tytuł mnie ywjątkowo zaciekawił.
OdpowiedzUsuńCiekawy, to prawda. Troszeczkę w klimacie excision, więc pewnie też dlatego Ci się podobał :)
OdpowiedzUsuńNie skojarzyło mi się to z "Excision", ale jak o tym wspomniałaś to rzeczywiście można się tutaj dopatrzyć podobnych schiz;)
UsuńPrawdę mówiąc nie spodziewałem się recenzji "Demona" na tym blogu, albowiem sam nie zaliczyłbym go do szeroko pojętego grona filmów grozy.
OdpowiedzUsuńPodobał mi się sposób prowadzenia filmu bezpieczna cześć pierwsza oraz druga, po czym Refn mówi "Walić to, macie co najlepsze".
Moim zdaniem ten brak fabuły o którym mówią niektórzy recenzenci jest swoistą zabawą konwencją, która przyjęło się za normę pod tym zawałem filmów zapchanych ekspozycją, reżyser daje nam film pozbawiony tego, w którym żaden bohater nie musi sobie niczego tłumaczyć.
Dlatego też uważam "Neon Demon" za najlepszy film minionego roku (The Witch zajmuje zaszczytne drugie miejsce).