Marti, Jeff,
Denise i Seth chcą wstąpić do bractwa Alpha Sigma Rho. Aby stać się jego
pełnoprawnymi członkami muszą spędzić noc w Garth Manor, opuszczonej
posiadłości, w której przed dwunastoma laty ówczesny właściciel, Raymond Garth,
zabił całą swoją rodzinę i popełnił samobójstwo. Według oficjalnej wersji, bo
ciała jego zdeformowanego syna, Andrew, nigdy nie odnaleziono. Członkowie
bractwa, z szefującym im Peterem na czele, zamykają czwórkę kandydatów w Garth
Manor i odjeżdżają, a niedługo potem troje z nich wraca i przy pomocy rożnych
urządzeń stara się ich nastraszyć. Na Marti, Jeffie, Denise i Sethcie starania
kolegów nie robią większego wrażenia. Jakiś czas po tym, jak uświadamiają sobie
obecność kilku członków bractwa na terenie posiadłości, żartownisie zaczynają
padać ofiarami tajemniczego sprawcy, grasującego w tym miejscu. Celem mordercy
są również długo nieświadomi zagrożenia Marti, Jeff, Denise i Seth.
„Piekielna
noc” Toma DeSimone’a na podstawie scenariusza debiutującego wówczas Randy’ego
Feldmana przez wielu widzów została odebrana, jako połączenie slashera i horroru gotyckiego. Podczas,
gdy fabuła bazowała na schemacie typowym dla tego pierwszego nurtu, sceneria
przywodziła na myśl klasyczne opowieści o nawiedzonych domostwach. Taki
eksperyment nie sprostał wymaganiom publiczności w latach 80-tych. Niezależne
dziełko DeSimone’a spotkało się wówczas z dużą krytyką, a odtwórczyni roli
głównej znana z między innymi dwóch odsłon „Egzorcysty” i „Obcego w naszym domu”, Linda Blair, otrzymała nominację do Złotej Maliny. Z biegiem lat jednak
„Piekielna noc” zaczęła być doceniana zarówno przez wielbicieli szeroko
pojętego kina grozy, jak i wielu krytyków.
„Piekielna
noc” powstała w okresie, który obejmował szczyt popularność filmów slash (pierwszą połowę lat 80-tych), w
dobie „produkowanych taśmowo”, niskobudżetowych rąbanek zasadzających się na
zbliżonych tematycznie szkieletach fabularnych. Scenariusz Randy’ego Feldmana
już od pierwszych scen daje do zrozumienia, że będzie powielał znane
wielbicielom slasherów rozwiązania
fabularne. Już wstępna impreza zorganizowana przez członków bractwa Alpha Sigma
Rho (motyw nasuwający skojarzenia z późniejszym „Domem pani Slater”), zgraja
wygłupiających się podpitych młodych ludzi, wskazuje na tradycjonalny wymiar
tej opowieści. To wrażenie wzmaga legenda Garth Manor wyłuszczona przez
przewodniczącego bractwa, Petera, wedle której przed dwunastoma laty w
aktualnie opuszczonym domostwie ówczesny jego właściciel zamordował swoją
rodzinę, po czym popełnił samobójstwo. Wieść niesie, że jego zdeformowany syn,
Andrew, wyszedł z tego cało i do dzisiaj przebywa na terenie posiadłości.
Innymi słowy dostajemy klasyczną zbrodnię z przeszłości („Horror Amityville”,
„Lśnienie”), zwyczajowego zdeformowanego maniaka i oczywiście grupkę młodych ludzi, którą morderca obierze sobie
za cel w dalszych partiach filmu. Jednak tym, co odróżnia „Piekielną noc” od
gromady standardowych slasherów jest
miejsce akcji i narracja. Sceneria przywodzi na myśl „Nawiedzony dom” Roberta
Wise’a – same opuszczone, niszczejące wielkie domostwo wyglądem przypomina
miejsce akcji kultowej ekranizacji doskonałej powieści Shirley Jackson, ale
nawiązania nie ograniczają się jedynie do tego oczywistego elementu, wszak
uważni widzowie na pewno zwrócą uwagę również na bramę odgradzającą Garth Manor
od świata zewnętrznego. Krzaczasty labirynt natomiast może nasuwać skojarzenia
ze „Lśnieniem”. Moim zdaniem owe analogie były całkowicie zamierzone, wszak
oglądając „Piekielną noc” nie da się nie zauważyć, że twórcy porwali się na
swoisty narracyjny eksperyment, że starali się nakręcić swój film zarówno w
duchu ghost stories, jak i slasherów. Innymi słowy skompilować
stylistyki dwóch tak bardzo odmiennych nurtów kina grozy, tym samym
udowadniając, że jedno może stanowić naprawdę ciekawe uzupełnienie drugiego. Co
prawda twórcy ani przez chwilę nie pozwalają widzom sądzić, że przeszywające kobiece
wrzaski rozlegające się w starym domostwie, czy widmowa postać rozkładającego
się trupa powoli zbliżająca się do domniemanej final girl (Marti w wykonaniu znakomitej Lindy Blair) są oznakami
nawiedzenia tego miejsca. Wiemy, że świadkujemy próbom poczynionym przez trójkę
członków bractwa, mającym na celu napędzenie stracha czwórce ich kolegów, ale
paradoksalnie to wcale nie rzutuje na jakość początkowo niezdefiniowanej aury
zagrożenia, podlanej obfitą dawką gotyckiej aury przebijającej głównie z
miejsca akcji.
Spotkałam się
z opiniami widzów, utyskujących na długość „Piekielnej nocy”, a ściślej
wypełnienie długich minut powolnymi wędrówkami protagonistów po niszczejącym
domostwie, pełnym starych, zakurzonych przedmiotów oraz terenie otaczającym
budynek, zwłaszcza labiryncie z żywopłotu. W moim odczuciu jednak owe wstawki
podniosły poziom tego obrazu poprzez umiejętne stopniowanie napięcia. Dosłownie
każdy kadr utrzymano w mrocznej, lekko przybrudzonej kolorystyce, ale prawdziwe
mistrzostwo napięcia i złowieszczej atmosfery operatorzy i oświetleniowcy (mniej
dźwiękowcy, bo muzyczne kompozycje nie zwracają uwagi niczym szczególnym)
osiągnęli w powolnych sekwencjach skradania się młodych ludzi i wypatrywania
przez nich realnego zagrożenia. Oraz prób wydostania się z feralnej
posiadłości, czego najbardziej jaskrawym przykładem jest wspinanie się po
bramie zwieńczonej ostrymi prętami – chwila nieuwagi może skutkować bolesną
śmiercią, co sprawia, że ową długą wstawkę śledzi się w stanie maksymalnego
napięcia. Zresztą tak samo jak pozostałe niezwykle klimatyczne perypetie
zaszczutych protagonistów – ich długie wędrówki po brudnych pomieszczeniach, w
których mrok rozpędza jedynie nikły blask świec i delikatne sztuczne
oświetlenie, poszukiwanie mordercy w podziemnych tak ciasnych korytarzach, że
właściwie bezwiednie przywołujących nieprzyjemne klaustrofobiczne odczucia i
wypady na zewnątrz, gdzie króluje długo niepielęgnowana roślinność, każdorazowo
oddano z poszanowaniem wszelkich zasad budowania napięcia, w towarzystwie
naprawdę złowrogiego, mrocznego klimatu zaszczucia. A owe nastrojowe sekwencje niejednokrotnie
finalizowano w iście widowiskowy, czy nawet zaskakujący sposób. Największe
wrażenie zrobiła na mnie scena, w której za plecami ukrywających się w pokoju
Marti i Jeffa powoli wyrasta postać zakryta kocem, ale ciekawie wypadło również
starcie Setha z niezidentyfikowanych osobnikiem i niespodziewany atak oprawcy
na dziewczynę starającą się przechwycić broń. Dużo gorzej od klimatu jawiły się
niestety ujęcia eliminacji poszczególnych postaci - niemalże bezkrwawe, a jak
już trochę posoki się pojawia to jej jaskrawa barwa nieco podkopuje realizm. Z
ubolewaniem przyjęłam również wycofanie twórców w kwestii prezentowania
obrażeń, właściwie to nie dane mi było zobaczyć jakichś diablo makabrycznych
wstawek, czy to przez raz migawkową formę, a innym razem brak dużych zbliżeń na
odniesione obrażenia.
„Piekielna
noc” fabularnie bazuje na znanej konwencji slasherów
– mamy grupę uwięzionych na ograniczonym terenie młodych ludzi, którzy padają ofiarami
zdeformowanego mordercy i którzy uznają za stosowne często się rozdzielać oraz
obowiązkową domniemaną final girl,
która jak można podejrzewać w końcówce, jak to często w slasherach bywa, być może skonfrontuje się z oprawcą w jakimś
spektakularnym stylu. Jednakże forma, jaką obierają twórcy (nawiązania do
znanych horrorów nastrojowych, gotycka sceneria i maksymalne skupienie na budowaniu
napięcia i klimatu zagrożenia) sprawia, że „Piekielna noc” wyróżnia się na tle
XX-wiecznych niskobudżetowych slasherów,
że może zostać równie dobrze przyjęta przez wielbicieli filmów slash, co osoby gustujące w horrorach
bazujących głównie na klimacie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz