środa, 21 września 2016

„Piekielna noc” (1981)


Marti, Jeff, Denise i Seth chcą wstąpić do bractwa Alpha Sigma Rho. Aby stać się jego pełnoprawnymi członkami muszą spędzić noc w Garth Manor, opuszczonej posiadłości, w której przed dwunastoma laty ówczesny właściciel, Raymond Garth, zabił całą swoją rodzinę i popełnił samobójstwo. Według oficjalnej wersji, bo ciała jego zdeformowanego syna, Andrew, nigdy nie odnaleziono. Członkowie bractwa, z szefującym im Peterem na czele, zamykają czwórkę kandydatów w Garth Manor i odjeżdżają, a niedługo potem troje z nich wraca i przy pomocy rożnych urządzeń stara się ich nastraszyć. Na Marti, Jeffie, Denise i Sethcie starania kolegów nie robią większego wrażenia. Jakiś czas po tym, jak uświadamiają sobie obecność kilku członków bractwa na terenie posiadłości, żartownisie zaczynają padać ofiarami tajemniczego sprawcy, grasującego w tym miejscu. Celem mordercy są również długo nieświadomi zagrożenia Marti, Jeff, Denise i Seth.

„Piekielna noc” Toma DeSimone’a na podstawie scenariusza debiutującego wówczas Randy’ego Feldmana przez wielu widzów została odebrana, jako połączenie slashera i horroru gotyckiego. Podczas, gdy fabuła bazowała na schemacie typowym dla tego pierwszego nurtu, sceneria przywodziła na myśl klasyczne opowieści o nawiedzonych domostwach. Taki eksperyment nie sprostał wymaganiom publiczności w latach 80-tych. Niezależne dziełko DeSimone’a spotkało się wówczas z dużą krytyką, a odtwórczyni roli głównej znana z między innymi dwóch odsłon „Egzorcysty” i „Obcego w naszym domu”, Linda Blair, otrzymała nominację do Złotej Maliny. Z biegiem lat jednak „Piekielna noc” zaczęła być doceniana zarówno przez wielbicieli szeroko pojętego kina grozy, jak i wielu krytyków.

„Piekielna noc” powstała w okresie, który obejmował szczyt popularność filmów slash (pierwszą połowę lat 80-tych), w dobie „produkowanych taśmowo”, niskobudżetowych rąbanek zasadzających się na zbliżonych tematycznie szkieletach fabularnych. Scenariusz Randy’ego Feldmana już od pierwszych scen daje do zrozumienia, że będzie powielał znane wielbicielom slasherów rozwiązania fabularne. Już wstępna impreza zorganizowana przez członków bractwa Alpha Sigma Rho (motyw nasuwający skojarzenia z późniejszym „Domem pani Slater”), zgraja wygłupiających się podpitych młodych ludzi, wskazuje na tradycjonalny wymiar tej opowieści. To wrażenie wzmaga legenda Garth Manor wyłuszczona przez przewodniczącego bractwa, Petera, wedle której przed dwunastoma laty w aktualnie opuszczonym domostwie ówczesny jego właściciel zamordował swoją rodzinę, po czym popełnił samobójstwo. Wieść niesie, że jego zdeformowany syn, Andrew, wyszedł z tego cało i do dzisiaj przebywa na terenie posiadłości. Innymi słowy dostajemy klasyczną zbrodnię z przeszłości („Horror Amityville”, „Lśnienie”), zwyczajowego zdeformowanego maniaka i oczywiście grupkę młodych ludzi, którą morderca obierze sobie za cel w dalszych partiach filmu. Jednak tym, co odróżnia „Piekielną noc” od gromady standardowych slasherów jest miejsce akcji i narracja. Sceneria przywodzi na myśl „Nawiedzony dom” Roberta Wise’a – same opuszczone, niszczejące wielkie domostwo wyglądem przypomina miejsce akcji kultowej ekranizacji doskonałej powieści Shirley Jackson, ale nawiązania nie ograniczają się jedynie do tego oczywistego elementu, wszak uważni widzowie na pewno zwrócą uwagę również na bramę odgradzającą Garth Manor od świata zewnętrznego. Krzaczasty labirynt natomiast może nasuwać skojarzenia ze „Lśnieniem”. Moim zdaniem owe analogie były całkowicie zamierzone, wszak oglądając „Piekielną noc” nie da się nie zauważyć, że twórcy porwali się na swoisty narracyjny eksperyment, że starali się nakręcić swój film zarówno w duchu ghost stories, jak i slasherów. Innymi słowy skompilować stylistyki dwóch tak bardzo odmiennych nurtów kina grozy, tym samym udowadniając, że jedno może stanowić naprawdę ciekawe uzupełnienie drugiego. Co prawda twórcy ani przez chwilę nie pozwalają widzom sądzić, że przeszywające kobiece wrzaski rozlegające się w starym domostwie, czy widmowa postać rozkładającego się trupa powoli zbliżająca się do domniemanej final girl (Marti w wykonaniu znakomitej Lindy Blair) są oznakami nawiedzenia tego miejsca. Wiemy, że świadkujemy próbom poczynionym przez trójkę członków bractwa, mającym na celu napędzenie stracha czwórce ich kolegów, ale paradoksalnie to wcale nie rzutuje na jakość początkowo niezdefiniowanej aury zagrożenia, podlanej obfitą dawką gotyckiej aury przebijającej głównie z miejsca akcji.

Spotkałam się z opiniami widzów, utyskujących na długość „Piekielnej nocy”, a ściślej wypełnienie długich minut powolnymi wędrówkami protagonistów po niszczejącym domostwie, pełnym starych, zakurzonych przedmiotów oraz terenie otaczającym budynek, zwłaszcza labiryncie z żywopłotu. W moim odczuciu jednak owe wstawki podniosły poziom tego obrazu poprzez umiejętne stopniowanie napięcia. Dosłownie każdy kadr utrzymano w mrocznej, lekko przybrudzonej kolorystyce, ale prawdziwe mistrzostwo napięcia i złowieszczej atmosfery operatorzy i oświetleniowcy (mniej dźwiękowcy, bo muzyczne kompozycje nie zwracają uwagi niczym szczególnym) osiągnęli w powolnych sekwencjach skradania się młodych ludzi i wypatrywania przez nich realnego zagrożenia. Oraz prób wydostania się z feralnej posiadłości, czego najbardziej jaskrawym przykładem jest wspinanie się po bramie zwieńczonej ostrymi prętami – chwila nieuwagi może skutkować bolesną śmiercią, co sprawia, że ową długą wstawkę śledzi się w stanie maksymalnego napięcia. Zresztą tak samo jak pozostałe niezwykle klimatyczne perypetie zaszczutych protagonistów – ich długie wędrówki po brudnych pomieszczeniach, w których mrok rozpędza jedynie nikły blask świec i delikatne sztuczne oświetlenie, poszukiwanie mordercy w podziemnych tak ciasnych korytarzach, że właściwie bezwiednie przywołujących nieprzyjemne klaustrofobiczne odczucia i wypady na zewnątrz, gdzie króluje długo niepielęgnowana roślinność, każdorazowo oddano z poszanowaniem wszelkich zasad budowania napięcia, w towarzystwie naprawdę złowrogiego, mrocznego klimatu zaszczucia. A owe nastrojowe sekwencje niejednokrotnie finalizowano w iście widowiskowy, czy nawet zaskakujący sposób. Największe wrażenie zrobiła na mnie scena, w której za plecami ukrywających się w pokoju Marti i Jeffa powoli wyrasta postać zakryta kocem, ale ciekawie wypadło również starcie Setha z niezidentyfikowanych osobnikiem i niespodziewany atak oprawcy na dziewczynę starającą się przechwycić broń. Dużo gorzej od klimatu jawiły się niestety ujęcia eliminacji poszczególnych postaci - niemalże bezkrwawe, a jak już trochę posoki się pojawia to jej jaskrawa barwa nieco podkopuje realizm. Z ubolewaniem przyjęłam również wycofanie twórców w kwestii prezentowania obrażeń, właściwie to nie dane mi było zobaczyć jakichś diablo makabrycznych wstawek, czy to przez raz migawkową formę, a innym razem brak dużych zbliżeń na odniesione obrażenia.

„Piekielna noc” fabularnie bazuje na znanej konwencji slasherów – mamy grupę uwięzionych na ograniczonym terenie młodych ludzi, którzy padają ofiarami zdeformowanego mordercy i którzy uznają za stosowne często się rozdzielać oraz obowiązkową domniemaną final girl, która jak można podejrzewać w końcówce, jak to często w slasherach bywa, być może skonfrontuje się z oprawcą w jakimś spektakularnym stylu. Jednakże forma, jaką obierają twórcy (nawiązania do znanych horrorów nastrojowych, gotycka sceneria i maksymalne skupienie na budowaniu napięcia i klimatu zagrożenia) sprawia, że „Piekielna noc” wyróżnia się na tle XX-wiecznych niskobudżetowych slasherów, że może zostać równie dobrze przyjęta przez wielbicieli filmów slash, co osoby gustujące w horrorach bazujących głównie na klimacie.    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz