czwartek, 16 października 2014

„Leprechaun: Origins” (2014)


Czworo zaprzyjaźnionych Amerykanów przyjeżdża do irlandzkiej wioski, aby pooglądać zabytki. W barze poznają mężczyznę, który oferuje im nocleg w swoim domku gościnnym i obiecuje, że pokaże im historyczne miejsce, które nie widnieje w przewodniku. Jednak w nocy młodych ludzi atakuje coś, co od lat zamieszkuje tutejsze jaskinie i lasy, żerując na turystach.

„Karzeł” Marka Jonesa z 1993 roku, który doczekał się pięciu kontynuacji był kiczowatym B-klasowym horrorem komediowym, utrzymanym w iście familijnym klimacie. Pozbawiony mocnych akcentów grozy zdawał egzamin, jako taki lekki, przyjemny i humorystyczny „zapychacz czasu” na jeden raz. Kiedy dotarły do mnie pierwsze informacje o tym, że Zach Lipovsky pracuje nad rebootem serii zapoczątkowanej przez Jonesa byłam przekonana, że będzie miał równie komediowy wydźwięk. Ale nie, jakkolwiek trudno w to uwierzyć twórcy tym razem uderzyli w poważny ton.

Przyznam się, że zdjęcia mnie zahipnotyzowały. Skąpana we mgle irlandzka wioska ujęta „z lotu ptaka” w trakcie czołówki daje przedsmak talentu operatorów, całkowicie wykorzystanego w późniejszych partiach filmu. Mroczna oprawa, zgrabny montaż i ponura sceneria w początkowych partiach filmu obiecywały naprawdę trzymające w napięciu widowisko. Ale choć operatorzy nie zawiedli ani razu, dbając przede wszystkim o sugestywny klimat grozy to po krótkim wstępie ich wysiłki były prawie niezauważalne. Przyćmił je scenariusz Harrisa Wilkinsona, praktycznie przeobrażając kunszt w mankament. Tak ciężka atmosfera w nieprzyjemny sposób kontrastowała z głupiutką fabułą.

Zaczyna się, jak w typowym slasherze. Czwórka amerykańskich turystów spotyka mężczyznę, który proponuje im nocleg w swoim domku gościnnym, wchodząc w rolę przewodnika. Zaznajomiony z kinem grozy widz z miejsca domyśli się, że mamy tutaj do czynienia z osobnikiem, który umyślnie sprowadzi na protagonistów kłopoty, nakierowując ich na miejsce żerowania potwora. Co gorsza główni bohaterowie są tak wyjałowieni z wszelkich emocji (przede wszystkim przez mierny warsztat aktorów, ale też niedostatki w scenariuszu), że zwyczajnie nie sposób z nimi sympatyzować. Nawet domniemana final girl, przyszła historyczka Sophie, wykreowana przez drętwą Stephanie Bennett nie przekonała mnie do siebie na tyle, abym dopingowała jej w walce o przetrwanie. Kiedy protagoniści lokują się już w domku gościnnym Irlandczyka, nastaje noc i właściwa survivalowa akcja. W pełnej przewidywalnych jump scenek sekwencji atakuje ich coś, czego aż do końcówki niedane nam będzie zobaczyć. Za to twórcy pokusili się o kilka subiektywnych wstawek, z punktu widzenia drapieżnika, nasuwających na myśl jakąś kiczowatą grę komputerową. Szczególnie odrzuca odbieranie przez niego ludzkich postaci w formie białych plam. Ze słów ofiar można wywnioskować, że nie zagraża im człowiek. Ale po tytule możemy się domyślić, kim jest antagonista. To karzeł (!), który kiedy już ujrzymy go w pełnej okazałości w najmniejszym stopniu nie będzie przypominał karła, tylko jakieś przerośnięte, sztuczne wizualnie monstrum. Twórcy odnieśli się tutaj do prawdopodobnych korzeni karła, które wedle niektórych podań sięgały plemienia Tuatha De Danann, ale tytuł w obecnych czasach i tak jest mocno mylący (ja bym go zmieniła i nawet nie wspominała, że to reboot filmu z 1993 roku). Od momentu ataku na domek gościnny w środkowej części filmu będziemy świadkować prawie bezkrwawej walce o przetrwanie czwórki protagonistów w trudnych, leśnych warunkach, urozmaicanej rozśmieszającymi mnie, ale poważnie zaakcentowanymi wątkami. Nie mogę uwierzyć, że twórcy naprawdę myśleli, iż historia potwora zamieszkującego irlandzkie jaskinie dobrze wypadnie w tak ciężkiej oprawie. Przecież ten scenariusz aż prosił się o odrobinę celowego humoru, bo i tak śmieszył swoją irracjonalnością. Przerośnięty karzeł bawiący się w windykatora, ograbiający turystów z kosztowności i pożywiający się ich ciałami nie pasował do tak poważnej kreacji i atmosfery. Scenarzysta zniszczył wysiłki operatorów, a spece od efektów specjalnych dołożyli jeszcze swoją cegiełkę. Po przebrnięciu przez zdawać by się mogło niekończące się pogonie po lesie, pełne przewidywalnych jump scenek i wyjałowione z jakiegokolwiek napięcia przychodzi wreszcie czas na mordy. Tutaj dopracowano jedynie ujęcie wyrywania kolczyka z języka dziewczyny, bo już na przykład wbijanie siekiery w głowę, rozpłatanie brzucha, czy wyrwanie kręgosłupa trącą żałosnym kiczem.

Nie mam pojęcia, dla jakiej grupy odbiorców Zach Lipovsky nakręcił ten film. Na pewno nie dla wielbicieli pierwowzoru, bo tamten miał zupełnie inny klimat (bardziej komediowy, aniżeli horrorowy) i nie dla entuzjastów brutalnych survivali, bo krwi mamy tutaj „jak na lekarstwo”. Jedyne, co zachwyca w tej produkcji to mistrzowskie zdjęcia, które choć nie pasują do tak głupiego scenariusza przynajmniej dają coś, na czym można zawiesić wzrok w trakcie tego niekończącego się ciągu niedorzeczności.

6 komentarzy:

  1. U mnie na kompie już czeka na odpalenie, pewnie dziś obejrzę, ale po Twojej recenzji chyba trochę mi się odechciało;)
    ilsa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam, że zdjęcia Ci się spodobają. Ale poza tym moim zdaniem nie warto oglądać - już patrzenie na schnący lakier do paznokci mniej nudzi;)

      Usuń
    2. Heh, Buffy skutecznie zniechęciłaś mnie tym porównaniem do obejrzenia kolejnego "karzełka" :D

      CAT
      http://catinthewell.pl/

      Usuń
  2. Wow, jestem pod wrażeniem bloga i licznych recenzji ;) Oboje z chłopakiem uwielbiamy robić sobie wieczorki filmowe i oglądać horrory, bądź thrillery, także na pewno skorzystam z sugestii.
    Czy mogłabym dodać adres Twojego bloga na swoim , do listy polecanych ? Naprawdę fajna stronka godna uwagi, gratuluję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. Cieszę się, że mogę pomóc. I oczywiście nie mam nic przeciwko, żebyś zamieściła link u siebie - może być i w polecanych i w krytykowanych;)

      Usuń
  3. Bardzo lubię oglądać horrory, ale bardzo często trafiam na naprawdę kiepskie, ale ten... zaciekawił mnie. Postaram się go obejrzeć :)

    http://pasion-libros.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń