poniedziałek, 13 października 2014

Peter Watts „Echopraksja”


Schyłek XXI wieku. Biolog, Daniel Bruks, prowadzi badania na pustyni. Nieopodal jego obozu znajduje się Zakon Dwuizbowców, osobników obdarzonych nadludzką inteligencją. Przypadkiem Bruks wikła się w starcie pomiędzy zbiegłą wampirzycą, Valerie i jej wierną hordą zombie a Dwizbowcami, które kończy się tymczasowym rozejmem i stanięciem przeciwko nowemu wrogowi. Bruks wraz z nimi wyrusza w kosmos na poszukiwanie Boga.

Po dużym sukcesie wydanego w 2006 roku „Ślepowidzenia” kanadyjski pisarz, Peter Watts, w bieżącym roku wydał jego kontynuację, zatytułowaną „Echopraksja”, po raz kolejny wznosząc się na wyżyny literatury science fiction. Czytając jakiś czas temu pierwszą część tej historii byłam przekonana, że w tym gatunku nie da się już napisać niczego bardziej skomplikowanego i jak zwykle nie miałam racji. „Echopraksja” swoją złożonością, tak fabularną, jak i interpretacyjną jeszcze bardziej miesza czytelnikowi w głowie. Zmusza do myślenia, ale też nagradza przerażającymi wnioskami o człowieczeństwie i wierze w bóstwa.

„Cholera, sama racjonalność – wspaniała ludzka zdolność do rozumowania – nie wyewoluowała w dążeniu do prawdy, ale do wygrywania sporów, zyskiwania kontroli. Innymi słowy, po to, by środkami logicznymi czy sofistycznymi narzucać innym własną wolę. Prawda nigdy nie stanowiła priorytetu. Jeśli wiara w kłamstwo pozwalała się genom mnożyć, organizm wierzył w to kłamstwo całym swoim sercem.”

Akcja „Echopraksji” ma miejsce kilka lat po wydarzeniach przedstawionych w części pierwszej. Niektóre wątki są przedłużeniem tych poruszonych już w „Ślepowidzeniu” (a więc do pełnego zrozumienia tej książki wymagana jest znajomość jej pierwowzoru), ale Watts parokrotnie skłania się też ku czemuś nowemu. Rzeczywistość kreowana przez autora jest taka sama, jak w „Ślepowidzeniu” – skomputeryzowana przyszłość, w której ludzie eksperymentują z poszerzaniem postrzegania zmysłowego oraz zwiększaniem poziomu inteligencji. Osoby, które odżegnują się od jakichkolwiek ulepszeń nazywane są zwyklakami i właśnie reprezentantem tychże jest biolog, Daniel Bruks. W przeszłości mężczyzna stracił żonę, która dobrowolnie przeniosła się do Nieba oraz nieopatrznie przyczynił się do katastrofy, dyskredytującej go w środowisku profesorskim. Teraz poświęca się badaniom pustynnej fauny, wykorzystując do nich przede wszystkim wzrok, a nie zdobycze technologiczne. Jego postrzeganie świata również jest mocno archaiczne. Bruks wychodzi z założenia, że wszelkiego rodzaju sztuczne ulepszenia są osobowościowym samobójstwem – zwiększona inteligencja i ponadprzeciętny zakres zmysłów robią z człowieka kogoś innego, prowadzą do zatracenia własnego „ja”. Kiedy Bruks dołącza do załogi statku zwanego Koroną Cierniową zmierzającego na Ikara zaprzyjaźnia się z ojcem Siri Keetona (członka załogi Tezeusza w części pierwszej), żołnierzem Jimem Moorem, który ma obsesję na punkcie tajemnicy ekspedycji na pokładzie Tezeusza, arogancką pilotką Rakshi Senguptą, która nie ufa prawie nikomu oraz tłumaczką Lianną Lutterodt. Jego długie rozmowy z tą ostatnią wprowadzają w fabułę powieści wątek religijny, w formie jakiej do tej pory nie znaliśmy. W świecie kreowanym przez Wattsa Bóg jest wirusem, a Dwuzibowcy stoją przed dylematem, czy bezpieczniej dla ludzkości będzie go zdezynfekować, czy oddawać mu cześć.

„Nauka opiera się na wierze. Wierze, że reguły się nie zmieniły, wierze, że ktoś inny wszystko dobrze pomierzył. Nauka dokonała tylko tyle, że obmierzyła malutki kawałek wszechświata i założyła, że wszystko inne działa tak samo. Ale całe ćwiczenie jest do bani, jeśli prawa we wszechświecie nie są stałe. I jak sprawdzić, czy to prawda, co?”

Chociaż Daniel Bruks swoim autokrytycznym podejściem i dojrzałymi poglądami z miejsca wzbudza do siebie sympatię i delikatny wydźwięk komediowy to moim zdaniem najbardziej intrygującymi postaciami są Dwuizbowcy i wampirzyca Valerie. Ci pierwsi są obdarzeni tak wielką inteligencją, że mają poważne problemy z porozumiewaniem się ze zwyklakami (w czym pomaga im Lianna). Wiedzą wszystko o wszystkim, potrafią przewidzieć posunięcia wroga ze sporym wyprzedzeniem i podobnie jak wampiry egzystują w różnych rzeczywistościach. Największe zagrożenie dla załogi stwarza natomiast wampirzyca Valerie, która zawarła tymczasowy rozejm z ludźmi. Watts zauważalnie próbował w tej części zepchnąć wampira na plan drugi, ustępując miejsca jego świcie: zombiakom, ale w moim odczuciu bez większego powodzenia. Wątki z atakującą protagonistów Valerie mają w sobie tyle napięcia i mrocznego klimatu, że nie sposób wywyższyć ponad nią żywych trupów. Choć przy ich kreacji autor również wykazał się sporą pomysłowością, wszak w jego wersji są to osoby, którym życie tak bardzo dało się we znaki, że dobrowolnie poddali się zabiegowi przemiany w zombie. Charakterologie bohaterów, choć wielowarstwowe są stosunkowo nietrudne do zrozumienia, czego nie można już powiedzieć o opisach Korony Cierniowej oraz specyfiki wattsowych realiów. Styl autora jest tak skomplikowany, ale równocześnie hipnotyzujący, że wiele wątków wprost wymyka się ludzkiemu pojmowaniu – pewnie celowo, bowiem nietrudno jest zauważyć, że Watts za nadrzędny cel postawił sobie zaburzenie naszej nudnej percepcji. Wyjaśnia to za pośrednictwem Bruksa, który tłumaczy, że rzeczywistość, którą widzimy wcale nie musi odzwierciedlać stanu faktycznego, że nawet coś tak trywialnego jak kolory naprawdę może nie pokrywać się z autentycznością. To ewolucja każe nam tak patrzeć na otaczający nas świat, a my jesteśmy jedynie jej niewolnikami. Dlatego też Watts depcze w „Echopraksji” prawa fizyki – chce zmusić czytelnika do wejrzenia poza nudną fizyczną egzystencję i skonfrontować nas z siłami umysłu. Jednym słowem autor stworzył uniwersum, które wymyka się wszelkim prawom i które kwestionuje dokonania naukowe. Tutaj rządzi umysł, a inteligencja jest nieograniczona!

Ciekawa jestem, czy żyje jakiś pisarz, który dorównałby wyobraźnią Peterowi Wattsowi. „Ślepowidzenie” i „Echopraksja” przenoszą science fiction jaką znamy na wyższy poziom, ale nie za darmo. Aby przeżyć prawdziwie hipnotyzującą podróż do wnętrza ludzkiego umysłu i poza naszą rzeczywistość należy w pełni zaangażować się w lekturę. Z pobieżnego przeczytanie „Echopraksji” w pamięci czytelnika pozostanie jedynie mętlik, a na takie potraktowanie ta nietuzinkowa lektura z pewnością nie zasługuje.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

3 komentarze:

  1. Ostatnio chciałam kupić "Ślepowidzenie". Więc teraz kupię obie

    OdpowiedzUsuń
  2. I znowu mam propozycję na prezent dla rodzinnego mola książkowego :) Dzięki, po recenzji wnioskuję, że to na pewno się spodoba...

    CAT
    http://catinthewell.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. "Ślepowidzenie" to najlepsza książka, jaką kiedykolwiek czytałem. Nie mogę się doczekać kupna drugiej części.

    OdpowiedzUsuń