Pewnej zimowej nocy w niewielkim amerykańskim mieście, Grand Rapids w
stanie Minnesota, w tajemniczych okolicznościach znika jedenastomiesięczna
dziewczynka. Dziecko spędzało noc w towarzystwie ojca, bogatego chirurga,
Marcusa Glenna. Miejscowe biuro szeryfa prosi o poprowadzenie sprawy
spędzającego urlop w Grand Rapids porucznika Jonathana Stride’a i jego
dziewczynę, również policjantkę Serenę Dial. Tymczasem w pobliskim mieście
Duluth, partnerka Stride’a, Maggie Bei, prowadzi sprawę seryjnego mordercy,
który atakuje kobiety mieszkające na farmach leżących na obrzeżach miastach,
ukrywając ich ciała przed policją. Tej samej nocy, podczas której porwano dziecko
Glennów policjantka, Kasey Kennedy, zagubiła się we mgle w trakcie podróży
samochodem. Nieopodal Grand Rapids zaskoczyła mężczyznę ścigającego przerażoną
kobietę, ale pomimo starań nie zdołała uratować jej życia. Po tym traumatycznym
wydarzeniu Kasey postanawia pomóc Maggie w dochodzeniu, tym bardziej, że zwróciła
uwagę poszukiwanego seryjnego zabójcy na swoją osobę. Zespół porucznika Stride’a
stara się rozwiązać obie sprawy zanim dojdzie do kolejnych tragedii, nawet nie
podejrzewając, że coś łączy porwanie dziecka i seryjne morderstwa kobiet.
Amerykański autor thrillerów psychologicznych, Brian Freeman debiutował w
2005 roku, pierwszą powieścią z serii o poruczniku Jonathanie Stride’zie, pt. „Twarze
zła”, za którą został uhonorowany nagrodą Macavity. „Cmentarzysko” jest piątą
odsłoną cyklu, której zrozumienie, jak to zwykle w tego typu literackich
seriach bywa, nie wymaga znajomości poprzednich tomów z Jonathanem Stride’m w
roli głównej. Choć książki Freemana wielokrotnie trafiały na listy bestsellerów
i przekładano je na kilkanaście języków w Polsce nie cieszą się takim uznaniem,
na jakie ten autor bez wątpienia zasługuje. Dziwi mnie to, bo początek „Cmentarzyska”
uświadomił mi, że Freeman jest pisarzem z wyższej półki, a dalsza lektura tylko
utwierdzała mnie w tym przekonaniu.
„Bezpieczeństwo.
Ochrona. To były puste pojęcia. Można było zaszyć się w fortecy, a i tak nie
ustrzec się przed potworami. Wszelkie czujniki, systemy alarmowe, zamki i rygle
tworzyły przede wszystkim iluzję. Jeśli ktoś naprawdę chciał dostać się do
środka, mógł tego dokonać. Tacy ludzie […] zawsze znajdowali jakiś sposób na
pokonanie zabezpieczeń. Czasami działali jedynie dla chorej zabawy, żeby móc
się pochwalić, że weszli tam, gdzie nikt się ich nie spodziewał. Ale zdarzało
się, że robili to zabójcy.”
W „Cmentarzysku” mamy dwie sprawy kryminalne: zniknięcie niespełna rocznej
dziewczynki, Callie Glenn i seryjne morderstwa kobiet. Tą pierwszą prowadzi
porucznik Jonathan Stride we współpracy ze swoją dziewczyną Sereną Dial.
Głównym podejrzanym szybko staje się ojciec dziewczynki, znany chirurg Marcus
Glenn. Jego żona Valerie, tej feralnej nocy pozostawała poza domem, a jej
córeczka w tym czasie była pod opieką ojca. Z czasem śledztwo ujawnia brudne
sekrety Marcusa, który bez skrupułów przez lata zdradzał swoją żonę oraz problemy
psychiczne Valerie. Pomimo bogactwa kobieta borykała się z depresją, aż do
narodzin upragnionego dziecka. Życie z niezdolnym do okazywania uczuć,
narcystycznym Marcusem było dla niej piekłem, z którego jedynie Callie była w
stanie ją wyciągnąć. Tego typu oparte na policyjnym śledztwie fabuły powieści zwykle
rozwijają się na jeden z dwóch sposobów – poprzez badania kryminalistyczne bądź
przepytywanie osób zamieszanych w sprawę. Freeman skorzystał z tego drugiego sposobu.
Śledczy powoli dochodzą do prawdy dzięki rozmowom z mieszkańcami Grand Rapids,
którzy w pewnym momencie życia zetknęli się z Glennami i którzy skrywają przed
światem własne grzeszki. Takie podejście do fabuły pozostawiło Freemanowi miejsce
na stricte obyczajowe, acz mocno intrygujące wątki nie tylko wśród
drugoplanowych postaci, ale również śledczych. Borykający się z atakami paniki
po niedawnym wypadku, Jonathan Stride, który jest obiektem westchnień swojej
partnerki Maggie Bei, ale spotyka się z moim zdaniem najlepszą, a bo najtwardszą
osobowościowo bohaterką, Sereną Dial, z niepokojem przyjmuje kryzys swojego
związku. Nie będąc w stanie zwierzyć się swojej dziewczynie z problemów
psychicznych oraz coraz bardziej zbliżając się do jej konkurentki i zarazem
przyjaciółki zdaje sobie sprawę, że wkrótce będzie musiał dokonać wyboru, ale
odkłada to do momentu zakończenia śledztwa. Owe rozterki egzystencjalne
głównego bohatera znakomicie współgrają z wątkami stricte thrillerowymi oraz
traumatycznym życiem Valerie Glenn, której tragedię Freeman zarysował z niezwykłą
dojrzałością.
„W
jakim wieku można było przyjąć ze zrozumieniem otwarte wyznanie własnego ojca,
że żałuje, iż jego dziecko przyszło na świat? […] Jaki był najlepszy wiek na
to, aby zrozumieć, że nie ma ludzi niewinnych, a zdrada jest na porządku
dziennym?”
Wydawać by się mogło, że w zestawieniu z tak mistrzowsko zarysowanym
wątkiem porwania bądź morderstwa Callie Glenn drugie dochodzenie prowadzone
przez Maggie Bei usunie się w cień. Nic bardziej mylnego. Policja z Duluth od
jakiegoś czasu bezskutecznie tropi seryjnego mordercę kobiet mieszkających na
pobliskich farmach, który ukrywa przed nimi ciała. Nadzieją na zwrot w śledztwie
przypadkiem staje się młoda policjantka Kasey Kennedy, która pewnej zimowej
nocy jest świadkiem mordu jednej z kobiet oraz zamienia kilka słów z jej
oprawcą. Teraz psychopata wkracza w jej życie, zostawiając na miejscach zbrodni
wiadomości adresowane do Kasey i włamując się do jej domu. Zastraszona
policjantka postanawia pomóc Maggie odnaleźć zabójcę, zanim osunie się w
otchłań szaleństwa. Siłą obu wątków (porwania i seryjnych mordów) są liczne
zwroty akcji, serwowane w taki sposób, aby uniemożliwić czytelnikowi odłożenie
książki. Niemalże każdy wątek kończy się jakąś sugestią mającej za chwilę
wybuchnąć bomby, co Freeman odwleka nagłym przeskokiem do innego wątku, który z
kolei również kończy się jakimś zaskakującym zwrotem akcji. Autor bez wątpienia
jest mistrzem suspensu, któremu nie jest w stanie dorównać chyba żaden żyjący pisarz
thrillerów psychologicznych. Taka narracja wymusza na czytelnikach wygospodarowanie
sobie większej ilości wolnego czasu, zanim zasiądą do lektury, bo jestem
przekonana, że nie będą w stanie oderwać się od niej, aż do wstrząsającego zakończenia.
Niemożność przewidzenia czegokolwiek, odnalezienia punktów wspólnych dwóch
toczących się w powieści spraw kryminalnych i te liczne zaskakujące zwroty
akcji sprawiły, że zaczęłam żałować, iż nie potrafię czytać szybciej. Byłam jak
dziecko we mgle, łapiące się pozornie niezwiązanych ze sobą tropów i
niepotrafiące sklecić ich w jedną wspólną całość. Zresztą nic w tym dziwnego,
bo Freeman obmyślił diablo skomplikowaną zagadkę, która w finale udowadnia
czytelnikom, że niepożądany dla autorów tego rodzaju powieści zbieg
okoliczności, będący wypadkową całej osi fabularnej, można ukazać w
przekonującym świetle. W moim mniemaniu już sam ten zabieg przesądza o geniuszu
Freemana, a nie zapominajmy o jego dojrzałym warsztacie, barwnych bohaterach i mocno
trzymającym w napięciu suspensie. Wszystko to składa się na książkę idealną,
której się nie czyta tylko pożera.
„Trzy
kobiety, nagie, przywiązane do starych szkolnych krzesełek. Miały skórę całkiem
białą, bezkrwistą, przynajmniej w tych miejscach, w których jeszcze okrywała
ciało. Bo większość skóry została już pożarta, przez co oczom ukazywały się
mięśnie, organy wewnętrzne i kości.”
„Cmentarzysko” to jeden z najlepszych thrillerów psychologicznych, jakie
dane mi było przeczytać w życiu, który rozbudził we mnie głód do pozostałej
twórczości Briana Freemana. Na pewno zapoznam się z wcześniejszymi przygodami
porucznika Jonathana Stride’a, bo na tak utalentowanych pisarzy nieczęsto się
natrafia. Szczerze polecam każdemu poszukiwaczowi mocnych wrażeń, z
zastrzeżeniem, że „Cmentarzysko” jest jak narkotyk – jak już zagłębisz się w
fabułę tej powieści nie oderwiesz się od niej, aż do zaskakującego, drobiazgowo
spinającego wszystko w jedną wspólną całość, zakończenia. A potem zapragniesz
więcej prozy Freemana. Perła w swoim gatunku, obok której nie można przejść
obojętnie!
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Kurczę, Ty to umiesz człowieka skusić!
OdpowiedzUsuńPamiętam, że kiedyś trafiła mi przypadkiem w ręce jego książka i byłam bardzo mile zaskoczona. "Twarze zła" czyli część pierwsza bardzo mi się podobała, natomiast druga, "Rozebrana", trochę mniej. Dalszych jeszcze nie czytałam ale widzę po Twojej recenzji, że jest naprawdę dobrze::)
OdpowiedzUsuńZachęca do przeczytania albo przesłuchania jako audiobook ;)
OdpowiedzUsuńPolecam: optyka