David mieszka wraz z żoną i małym synkiem, a zawodowo zajmuje się
archiwizowaniem filmów. Kiedy dostaje od policji materiał z miejsca zbrodni z
1902 roku, ku swojemu przerażeniu odkrywa, że wówczas w jego domu doszło do potwornego
mordu. Mężczyzna zaszlachtował niewierną żonę, po czym utopił siebie i dwójkę
swoich dzieci w pobliskim kanale. Kiedy żona Davida znika w tajemniczych
okolicznościach mężczyzna zaczyna podejrzewać, że duch mordercy obrał sobie za
cel jego rodzinę.
Irlandzki horror Ivana Kavanagha na podstawie jego własnego scenariusza.
Reżyser najczęściej tworzy dramaty, ale w 2007 roku zdarzyło mu się nakręcić nieznanego
szerszej grupie odbiorców straszaka, zatytułowanego „Tin Can Man”. Tym razem
Kavanaghowi udało się stworzyć coś, co nie umknęło krytykom, zachwalającym jego
najnowsze dzieło i zapewne równie mocno poruszy wielbicieli ghost stories.
Chociaż „The Canal” oglądałam wczoraj nadal nie mogę nadziwić się
geniuszowi Kavanagha. Niełatwo jest opowiedzieć konwencjonalną historię w taki
sposób, aby zaakcentować potencjał, który pomimo długiej eksploatacji tego nurtu
nadal w nim tkwi. Aby go wydobyć wystarczy jedynie powierzyć taką problematykę
twórcy, który czuje gatunek i potrafi przenieść swoją interpretację na ekran. „The
Canal” oprócz krótkiego wstępu zapoznającego nas z bohaterami pozbawiony jest
nużących przestojów w akcji. Właściwie przez cały czas coś się dzieje, ale bez
popisywania się nowoczesnymi efektami komputerowymi. Po przedstawieniu
archiwisty Davida (w tej roli całkiem niezły Rupert Evans) i jego rodziny
przychodzi pora na bynajmniej nie subtelne nakreślenie tajemnicy. Po obejrzeniu
w pracy nagrania ze zbrodni (ależ montażyści smacznie skompilowali tutaj czarno-białe
makabryczne migawki, kolorując jedynie krew), jaka miała miejsce w jego domu w
1902 roku Davidowi śni się rzeź dokonana na niewiernej żonie. Efekty gore, co prawda pozostawiają sporo do
życzenia, ponieważ barwa krwi jest zanadto metaliczna, ale już szybki montaż i
mocna ścieżka dźwiękowa towarzyszące owej onirycznej wstawce sygnalizują nam,
jak Kavanagh zdecydował się akcentować grozę. Te dwa dopracowane w
najmniejszych szczegółach części składowe filmu będą obecne przez cały seans,
wydobywając maksimum grozy z każdej stricte horrorowej sceny. A tych jest cale
mnóstwo.
Noc, w trakcie, której David odkrywa, że żona go zdradza jest swego rodzaju
katalizatorem dynamizującym fabułę i przy okazji wprowadzającym kolejną
zagadkę. Widzimy głównego bohatera podglądającego stosunek płciowy małżonki z
jej kochankiem i sięgającym po młotek leżący na podłodze. Następnie akcja
przeskakuje o parę minut do przodu. David wychodzi z domu swojego konkurenta i zatrzymuje
się w brudnej, pełnej graffiti toalecie przy kanale, o której krążą legendy, że
jest nawiedzona. Kiedy kończy wymiotować uświadamia sobie, że ktoś stoi za
drzwiami kabiny. Widzimy jedynie jego stopy i zakrwawione dłonie. Ale prawdziwa
groza wybucha nam w twarz dopiero w momencie pojawienia się twarzy jakiejś
zjawy tuż przy Davidzie i szepczącej mu do ucha niezrozumiałe dla niego słowa, iście
demonicznym głosem. Po tym mistrzowsko zrealizowanym wydarzeniu David wychodzi
z kabiny i zanim straci przytomność widzi na zewnątrz nieznajomego mężczyznę próbującego
wrzucić jego żonę do kanału. Jak to wszystko potoczy się nazajutrz można się
już łatwo domyślić. Ciało żony Davida zostaje odnalezione przez policję, a ten
staje się głównym podejrzanym w dochodzeniu. Aby udowodnić swoją niewinność
mężczyzna postanawia udokumentować obecność ducha mordercy w jego domu, w czym
pomaga mu kamera, która również widzom dostarcza silnych wrażeń. Sceny, w
trakcie których David ogląda nagrane przez siebie materiały wręcz wgniatają w
fotel. Głównie dlatego, że Kavanagh unikał tanich jump scenowych chwytów, stawiając na szybko zagęszczającą się
atmosferę. Tak, więc widzimy nagrane cienie i powoli wyrastającego za plecami
jego synka, Billy’ego, rozmawiającego z ojcem przez Internet ducha mordercy i
nie możemy pozbyć się adrenaliny, której poziom we krwi wzrasta z każdą kolejną
sekundą. Wydawać by się mogło, że napięcie szybko wyparuje, ustępując miejsca
nużącej schematyczności, ale co wydawało mi się niemożliwe im dalej tym jeszcze
silniej wzrastało. Prawdziwe wyżyny klimatu twórcy osiągnęli w momencie
filmowania wysokich traw przy kanale, kiedy to czarna sylwetka kobiety wyłoniła
się spośród nich i zaczęła wolno zbliżać się do Davida. Ale to jeszcze nic. Druga
bomba będzie miała miejsce nieco później, w trakcie oglądania nagranego
materiału. Wówczas to duch kobiety, niczym w „The Ring” po maksymalnym
zbliżeniu się do kadru wyłoni się zza ściany. A to wszystko, podobnie, jak
pozostałe niepokojące wydarzenia, rozegra się w towarzystwie mistrzowskiego
montażu, głośnej muzyki i niebywale mrocznego nastroju.
Taki scenariusz przewidywał tylko jeden zwrot akcji, który w dodatku tak
często był poruszany w kinie grozy, że na pewno każdy wielbiciel horrorów
przewidzi go już w pierwszej połowie seansu. Na szczęście reżyser chyba też zdawał
sobie z tego sprawę, bo w samym finale obrał zupełnie inny tor, miażdżąc mnie
daleko idącą bezkompromisowością. Kavanagh co prawda wcześniej otarł się o
banał, ale epilogiem całkowicie się zrehabilitował i udowodnił, że ma jaja, tak
potrzebne twórcom tego gatunku filmowego. I brawa za ten ohydny poród rodem z Davida Cronenberga - poziom masakry niebywały!
Polecam, polecam, polecam! Nie tylko fanom ghost stories, ale horrorów w ogóle, bo w moim mniemaniu to jeden z
najlepszych straszaków ostatnich lat. Dynamiczny, klimatyczny, wciągający i przede
wszystkim sprawnie wyważający wszystkie integralne części składowe
horroru. Kavanagh zna się na gatunku, jak mało kto i pokładam nadzieję, że jego
przygoda z nim nie skończy się na „The Canal”.
Na Filmwebie aż cztery głosy i średnia 2,2/10... Uwielbiam odkrywać takie perełki - na pewno obejrzę, może jeszcze podczas trwającego obecnie weekendu :)
OdpowiedzUsuńJa też oglądałam ostatnio i bardzo mi się podobał. Naprawdę, w tym roku nic ciekawszego nie powstało.
OdpowiedzUsuńJak zwykle świetnie się czyta i do tego taki film. Pozostaje tylko życzyć, abyś znajdowała takie perełki jak najczęściej. Scena gdy oglądają taśmę świetna i ją zapamiętam na długo. Kilka innych również bardzo dobrych i wszytko bez głupich jump scenek. Wielkie dzięki.
OdpowiedzUsuńSwietny horror! Ocena na filmwebie to jakas kpina. Film w stylu sinister
OdpowiedzUsuńObejrzałem. Zgadzam się z większością słów recenzji - bardzo dobry horror. I świetnie zmontowany, co też w fajny sposób podsyca uczucie grozy. Oglądałaś Babadook? Jeśli nie, polecam, bo to również mega pozytywne zaskoczenie w tym roku.
OdpowiedzUsuńOglądałam "Babadooka" i również uważam, że bardzo dobry.
UsuńGdybym sugerowała się ocenami na Filmwebie, to chyba bym olała tę produkcję, ale dzięki Twojej recenzji bez gadania wpada na moją listę :-) Niestety ostatnio nie miałam czasu na "nowości", w związku z tym trochę mi się nazbierało ;-)
OdpowiedzUsuńCAT
http://catinthewell.pl/
Widziałam ten film na maratonie horrorów, całkiem niezły, ale podczas tego seansu puszczono dwa ciekasze, także dla mnie dobry, ale tylko dobry.
OdpowiedzUsuń