Bill Brockton, antropolog sądowy i założyciel największego na świecie
ośrodka badań nad rozkładem ludzkich zwłok, zwanego Trupią Farmą zostaje
poproszony przez znajomego prawnika z Knoxville o zbadanie DNA ekshumowanego
mężczyzny, celem ustalenia jego ojcostwa. Z pozoru rutynowa sprawa zamienia życie
Billa w prawdziwy koszmar. Okazuje się, że zwłoki pochowano bez kończyn, a doktor
Brockton zostaje zaangażowany w tajną akcję prowadzoną przez FBI. Jego zadaniem
jest przekonanie podejrzanego o nielegalny handel organami pozyskiwanymi z
ludzkich zwłok o zainteresowaniu współpracą. Bill jest świadom, że zdobywanie
dowodów dla FBI może zagrozić jego reputacji i posadzie na Uniwersytecie
Tennessee, ale ostatecznie zgadza się pomóc.
Jefferson Bass – pseudonim duetu autorów, pod którym kryją się dziennikarz
Jon Jefferson i Bill Bass, założyciel Trupiej Farmy, pierwszego na świecie
ośrodka badań nad rozkładem ludzkich zwłok. „Złodziej kości” jest piątą odsłoną
serii o Billu Brocktonie, antropologu, trudniącym się tym samym, co Bill Bass i
zarazem bezpośrednią kontynuacją „Kości zdrady”. Nie oznacza to, że do pełnego
zrozumienia fabuły „Złodzieja kości” wymagana jest znajomość poprzedniej
części. Jednakże, jeśli ktoś planuje zapoznać się też z „Kośćmi zdrady” radzę
zacząć od nich, ponieważ autorzy szczegółowo streszczają w piątce wydarzenia z
poprzedniego tomu, łącznie z personaliami mordercy.
„Ludzie
biorą pożyczki hipoteczne pod zastaw swoich domów. Dlaczego nie pozwolić im
zastawić ciała? Czy ciała nie są naszym majątkiem? Dlaczego jedyną osobą, która
nie może zarobić na przeszczepie narządów i tkanek – a jest to już przemysł
wart miliardy dolarów – jest dawca?”
Tym razem Jefferson i Bass nie ograniczyli się do jednego wątku
kryminalnego, jak w „Kościach zdrady”. Akcja „Złodzieja kości” rozgrywa się kilkutorowo.
Najpierw wychodzi na jaw, że na cmentarzu w Knoxville został pochowany
mężczyzna, którego przed pochówkiem pozbawiono kończyn (z czasem okaże się, że
takich niekompletnych zwłok jest więcej). Następnie doktor Bill Brockton
zostaje zwerbowany do sprawy handlu ludzkimi organami, nielegalnie pozyskiwanymi
z nieboszczyków, prowadzonej przez FBI. Ponadto autorzy sporo miejsca poświęcą
poprzedniemu dochodzeniu, przy którym pracował Brockton, a które teraz rzutuje
na jego życie prywatne – więcej o tym wątku nie napiszę, żeby nie spoilerować,
ale muszę zaznaczyć, że byłam ukontentowana takim rozwinięciem fabuły „Kości
zdrady”. Ostatnim szeroko opisywanym motywem jest rekonwalescencja patologa,
Eddie’go Garcii, który przy poprzednim śledztwie stracił dłonie na skutek
promieniowania. Teraz mężczyzna szuka sposobu na odzyskanie kończyn, w czym
może mu pomóc Brockton, który głęboko wniknął w światek transplantologii. Początkowo
Jefferson i Bass całkiem zgrabnie łączą wątki obyczajowe z kryminalnymi,
poruszając masę etycznych zagadnień dotyczących pozyskiwania ludzkich zwłok do
celów medycznych. Brockton zawiązuje współpracę z Glenem Faustem, pracownikiem
wielkiej firmy, OrthoMedica, która trudni się sprzedawaniem materiałów
medycznych, sztucznych stawów i sprzętu rehabilitacyjnego. Ponadto dla FBI
inwigiluje Raymonda Sinclaira, dyrektora Centrum Tkanek i Usług
Okołotkankowych, który zajmuje się dystrybuowaniem organów i tkanek pozyskanych
z dobrowolnie przekazanych przez dawców ciał. Organy Sinclair przekazuje do
przeszczepów, badań medycznych oraz szkoleń lekarzy. Według FBI ostatnio miał
spore problemy ze znalezieniem dawców, a więc zaczął pozyskiwać zwłoki na
czarnym rynku. Zadaniem Brocktona, którego Trupia Farma cieszy się sporym
zainteresowaniem donatorów jest zdobycie przychylności Sinclaira propozycją
sprzedaży jego firmie potrzebnych części ciał. Jak można się tego spodziewać z
biegiem trwania lektury wątki śledztwa FBI i prawnika z Knoxville zazębią się.
„Ponieważ
z dnia na dzień robiło się coraz cieplej, tempo rozkładu stopniowo się
zwiększało. Po trzech tygodniach od jej przybycia oczodoły patrzyły pusto w
aparat, a kości policzkowe i podbródek przebiły resztki skóry. Blond włosy
zostały zabarwione oleistą szarością kwasów tłuszczowych ulatniających się z
jej ciała, a palce nosiły drobne ślady zębów małych mięsożernych zwierzątek.”
Jak przyznają sami autorzy w posłowiu w „Złodzieju kości” zawarli więcej
terminów medycznych niż w poprzednich odsłonach serii. W niektórych aspektach okazało
się to bardzo pouczające i skłaniające do myślenia – szczególnie mowa tutaj o
globalnym problemie pozyskiwania dawców narządów oraz nielegalnym handlu
ludzkimi organami. Ale poparte faktami przełomowe osiągnięcia w
transplantologii odrobinę mnie zmęczyły. Autorzy chwilami zbyt duży nacisk
kładli na specjalistyczne szczegóły, na czym traciły wątki kryminalne. Taki
zabieg wprowadził spory dyskomfort, przede wszystkim po szczególnie
trzymających w napięciu wątkach, które raptownie stawały w miejscu, aby pisarze
mogli rozlegle przytoczyć czytelnikowi nużące detale medyczne. Zakończenie
intrygi również od pewnego momentu było dla mnie przewidywalne, aczkolwiek żeby
dojść do prawidłowych wniosków musiałam trochę pogłówkować. Kolejnym minusem
jest kilka irytujących zbiegów okoliczności w trakcie śledztwa, co w tego
rodzaju literaturze jest mocno niewskazane. Ale znalazły się też plusy. Kiedy
akcja już w pełni skupia się na inwigilacji Sinclaira przez Brocktona jego
życie w bardzo szybkim tempie zamienia się w koszmar. Zaczyna tracić wszystko,
co osiągnął, łącznie z sympatią swojej asystentki Mirandy Lovelady (uwielbiam
tę bohaterkę, tak samo zresztą jak relacje pomiędzy nią i doktorem), co
wprowadza mocny klimat zaszczucia. Ponadto diablo interesujące są również
szczegóły współpracy pomiędzy Sinclairem i Brocktonem – dzięki niej oraz pracy
Billa na Trupiej Farmie czytelnik może obcować z kilkoma odstręczającymi
wątkami. Wspomniana już dramatyczna rekonwalescencja Eddie’go Garcii oraz fakty
z poprzedniego śledztwa, w którym brał udział Bill, rzutujące na jego życie
prywatne również przedstawiono z zachowaniem ścisłych zasad tworzenia suspensu.
Cała intryga, choć udało mi się przewidzieć jej finał chwilami silnie się
gmatwa, dezorientując czytelnika, za co również należy pochwalić autorów.
Ogólnie rzecz biorąc „Złodziej kości” to całkiem solidny thriller, który
odrobinę traci na przydługich szczegółach medycznych oraz paru zbiegach
okoliczności. Gdyby je nieco okroić mógłby okazać się równie znakomity, co „Kości
zdrady”, ale niestety Jeffersona i Bassa miejscami troszkę poniosło. Abstrahując
jednak od tych mankamentów myślę, że wielotorowa intryga oraz atmosfera zaszczucia
przypadną do gustu wielbicielom tego rodzaju literatury. Z przymrużeniem oka
można się całkiem dobrze bawić w trakcie lektury, choć o wiele bardziej polecam
poprzednią część.
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Znam osobę, którą ta pozycja na pewno zainteresuje, więc dziękuję za recenzję i podaję dalej :-)
OdpowiedzUsuńCAT
http://catinthewell.pl/
Dzięki za ten wpis! Ja skorzystałem z oferty Thaisun https://thaisun.pl/ – i byłem zachwycony.
OdpowiedzUsuń