Fenix spędził dzieciństwo z trupą cyrkową, gdzie jego matka Concha dawała
pokazy na trapezie. Kobieta oddawała cześć niesankcjonowanej przez Kościół
bogini bez rąk. Po wyburzeniu jej miejsca kultu doszło do tragedii, która
położyła się cieniem na dalszej egzystencji Fenixa. Umieszczony w zakładzie
psychiatrycznym, jako dorosły mężczyzna wraz z innymi pacjentami wychodzi w
miasto, gdzie odkrywa, że jego matka daje pokazy w teatrze. Fenix dołącza do
zespołu nie wiedząc jeszcze, że ten krok zmusi go do brutalnej konfrontacji z
przeszłością.
Chilijczyk, Alejandro Jodorowsky, dał się poznać światu, jako obrazoburczy
twórca filmów alegorycznych i surrealistycznych. Szczególne uznanie widzów
zyskała jego psychodeliczna „Święta góra” z 1973 roku, ale powstała pod koniec
lat 80-tych „Święta krew” również zwróciła uwagę tak wielbicieli kina grozy,
jak krytyków. Scenariusz, który Jodorowsky stworzył wespół z Roberto Leonim i
Claudio Argento (młodszym bratem Dario) inspirowały „Psychoza” Alfreda
Hitchcocka i „Ręce Orlaka” Roberta Wiene’a, ale widać w nim również echa nurtu giallo.
Nie sposób określić jednej przynależności gatunkowej „Świętej krwi”. W
filmie swobodnie przeplatają się elementy horroru i thrillera, których wypadkową
jest warstwa dramatyczna. W „Świętej krwi”, co prawda brakuje surrealizmu, z
którego słynie reżyser (chyba, że za takowy uznamy wizje Fenixa), ale nie
eksperymentowania z formą przekazu. Film jest przekrojem tragicznego życia
Fenixa, którego młodzieńczą postać wykreował nagrodzony Saturnem, Adan Jodorowsky,
a dorosłą Axel Jodorowsky. Głównego bohatera pierwszy raz widzimy w zakładzie
psychiatrycznym, ale tak zwana technika flashback i flashforward po zaledwie
jednej wstępnej scenie nieco komplikuje narrację filmu. Retrospekcje z
dzieciństwa Fenixa w cyrku i przeskoki akcji do przyszłości, w której już jako
dorosły mężczyzna daje pokazy w teatrze wraz ze swoją matką, Conchą. We
flashbacku Jodorowsky silny nacisk kładzie na obiekt kultu kobiet z cyrku,
przewodzonym przez Conchę. Oddają one cześć bogini symbolizowanej przez kukłę
bez rąk, która jakoby za życia padła ofiarą gwałcicieli i morderców. Po
wykorzystaniu jej ciała mężczyźni obcięli jej ręce i pozwolili, aby się
wykrwawiła. Teraz w świątyni jej wyznawczyń znajduje się płytki basen pełen
jakoby jej krwi. Twórcy tym wątkiem nie tylko chłodno ocenili tendencję
ludzkości do graniczącego z szaleństwem oddawania czci wymyślonym bóstwom oraz
wykpili chrześcijaństwo, które rości sobie prawa do sankcjonowania obiektów
kultu, ale również dali do zrozumienia, kim w oczach Fenixa była jego matka. W
drastycznej i jakże pomysłowej scenie wypalenia kwasem przyrodzenia
zdradzającego Conchę mężczyzny i pozbawienia jej rąk szybkimi cięciami dwoma
nożami akcja przeskakuje do przodu. Fenix jest już dorosły i odkrywa, że jego
matka daje pokazy w teatrze. Przez wzgląd na brak rąk potrzebuje kogoś, kto połączy
się z nią za pomocą kostiumu i zza jej placów będzie użyczał jej kończyn. Od
tego momentu widać silny wpływ „Psychozy” i „Rąk Orlaka”, ale nie wywołuje to
wrażenia powielania znanych pomysłów tylko oddawania hołdu, czy to twórcom
filmów, czy ich pierwowzorom literackim. Fenix czuje, że Concha przejęła
kontrolę nad jego rękami, zmuszając je do popełniania strasznych rzeczy –
morderstw rodem z filmów giallo, w
trakcie których kamera skupia się głównie na dłoni dzierżącej ostre narzędzie i
zadawanym nim, krwawym cięciom. Bezgraniczna miłość do matki, całkowite
poddanie jej woli przypomina oddawanie kultu bezrękiej kukle z początkowych
sekwencji filmu. I w istocie Concha w oczach Fenixa jawi się jako bóstwo, któremu
należy oddawać pokłon, wyzbywając się własnego „ja”. Ciężka relacja z matką
przerywana jest (podobnie, jak wcześniejsze partie scenariusza) długimi
statecznymi ujęciami, którym akompaniuje znakomita ścieżka dźwiękowa oraz
niepokojącymi wizjami Fenixa. Tutaj na szczególną uwagę zasługuje klimatyczne powstanie
z martwych bladolicych kobiet z welonami na głowach – upiorów, żyjących wewnątrz
Fenixa i niszczących jego psychikę. Te wszystkie przerywniki właściwej
problematyki filmu miejscami mogą troszkę zmęczyć, co bardziej niecierpliwych
odbiorców, ale taka forma była konieczna do mocnego zaakcentowania niestabilnej
kondycji psychicznej głównego bohatera.
UWAGA SPOILER Jeśli ktoś
oglądał bądź czytał „Psychozę” na pewno odnajdzie w „Świętej krwi” analogie do
tego utworu, a wówczas przedwczesne rozszyfrowanie finału nie nastręczy mu
większych kłopotów. Fenixa uświadamia sobie, że jego matka od dawna nie żyje,
że od tego momentu była jedynie widmem stworzonym przez jego zwichrowaną
psychikę, że w istocie nie miała władzy nad jego rękami i nie istniał żaden
teatr, w którym dawała pokazy wraz z ludźmi pracującymi niegdyś w cyrku (których
w dorosłym życiu Fenixa również nie było). Wszystko to jest powtórką z „Psychozy”
podaną w nowy, jakże magnetyczny sposób, pomimo przewidywalności KONIEC SPOILERA. „Święta krew” jest
dosłownym wejściem w psychikę postaci, dlatego też narracja może okazać się dla
wielu widzów za ciężka. Mroczny klimat, przy akompaniamencie kontrastującej z
nim, często skocznej muzyki, liczne przeskoki w akcji, toksyczna relacja matki
z synem i krytyka religijnych kultów znacząco potęgują główny wydźwięk
scenariusza, w którego centrum stoi zagubiony Fenix, walczący ze swoimi rękami zmuszającymi
go do zbrodni i zgubnym wpływem rodzicielki. Oparcia może szukać jedynie w
głuchoniemej miłości z dzieciństwa, która stara się zakotwiczyć go w
rzeczywistości, uwolnić od imperatywu oddawania czci niszczącej go matki.
Jestem przekonana, że choć „Święta krew” nie zaskarbi sobie sympatii
masowych, nastawionych na niewymagającą myślenia rozrywkę widzów zdobędzie
serca fanów kina bardziej ambitnego i wielbicieli grozy, bo tej uświadczymy
tutaj aż nadto, ale nie w takiej formie, do jakiej przywykliśmy. „Święta krew”
to dzieło skończone, dbające o drobne, dla mniej biegłych twórców często nieistotne
szczegóły, którego nie można oglądać pobieżnie. Aby do głębi przeżyć seans
należy dosłownie wejść w skórę głównego bohatera – tylko wówczas zrozumiemy
tezy, jakie przekazuje nam Alejandro Jodorowsky i będziemy pod wrażeniem jego
rzadko spotykanej przenikliwości oraz negatywnego spojrzenia na człowieka. Wspaniały
film, ale nie dla wszystkich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz