Przyszłość. Z
woli i pod kontrolą bogów, którzy za siedzibę obrali sobie wulkan Olympus Mons
na Marsie, toczy się druga w dziejach wojna trojańska. Szturmowanie Ilionu
obserwują przywróceni do życia scholiaści, badacze między innymi „Iliady”
Homera, którzy są w obowiązku informować bogów o każdym odstępstwie od tego
dzieła. Jeden z obserwatorów, Thomas Hockenberry cieszy się szczególnymi
względami Afrodyty, która wybiera go na wykonawcę swojego niecnego planu.
Dysponujący atrybutami zmieniającymi jego wygląd i transportującymi go z
miejsca na miejsce oraz Hełmem Hadesa zapewniającym niewidzialność Hockenberry dostaje
rozkaz od Afrodyty, aby zabił Atenę. Jednak mężczyzna rezygnuje z wykonania
rozkazu, uświadamiając sobie, że tylko on może przerwać tę bezsensowną rzeź
stworzoną na użytek okrutnych bogów. Hockenberry postanawia się zbuntować,
stanąć przeciwko bogom, aby powstrzymać rychłą zagładę Troi.
W tym samym
czasie cztery morawce, autonomiczne, rozumne organizmy biomechaniczne dostają
zadanie inwigilacji Marsa, który w ostatnich latach wykazuje nasilenie
aktywności kwantowej i terraformowania, co może zniszczyć Układ Słoneczny. Tuż
po dotarciu na Czerwoną Planetę roboty mają umieścić w wulkanie Olympus Mons
Urządzenie o tajemniczym przeznaczeniu, które być może ocali wszechświat. Na
Marsa docierają tylko humaniści, pokojowo nastawieni, niezaprawieni w bojach
Mahnmut i Orphu.
Tymczasem na
Ziemi egzystuje próżniacza rasa ludzka, we wszystkich pracach wyręczana przez
roboty i teleportująca się z miejsca na miejsce za pomocą faksowęzłów.
Analfabeci niezaznajomieni z historią swoich przodków, interesujący się
wyłącznie niemęczącymi rozrywkami i wystawnymi kolacjami. Sytuacja zmienia się,
kiedy jeden z nich, posiadający zdolność czytania Harman u kresu swojego życia
postanawia wyruszyć w podroż na poszukiwanie statku kosmicznego. Towarzyszą mu
znajomi, Ada, Daeman i Hannah, a ich pierwszym przystankiem jest siedziba
legendarnej, długowiecznej Savi, która odkryła tajemnice współczesnego świata i
zna historię Zapomnianej Ery oraz postludzi, którzy najprawdopodobniej wyginęli
jakiś czas temu.
Dylogia Dana
Simmonsa, w moim mniemaniu jednego z najwybitniejszych autorów literatury science fiction,
fantasy i horroru, w skład której wchodzą „Ilion” i „Olimp” spotkała się z dużym
uznaniem krytyków. Pierwszą część uhonorowano Locus Award i nominowano do nagrody
Hugo. Druga odsłona dylogii ukazała się już dwa lata po premierze „Ilionu” w 2005
roku, ale raczej wątpliwe, żeby Simmonsowi zajęło tak niewiele czasu spisanie
opasłego tomiszcza, będącego bezpośrednią kontynuacją wielowątkowego „Ilionu”. Pisarz moim zdaniem pracował nad „Olimpem” równolegle z „Ilionem”, choć oczywiście
mogę się mylić, co jeśli moje podejrzenia są słuszne daje nadzieję na spójną,
dopracowaną w najdrobniejszych szczegółach kontynuacje przygód bohaterów z
pierwszej części. Cóż, przekonam się w trakcie lektury „Olimpu”, co bez
wątpienia nastąpi, zważywszy na poziom emocji, jakich dostarczył mi „Ilion”.
Akcja „Ilionu”
rozgrywa się na trzech odmiennych, reprezentowanych przez różnych bohaterów
płaszczyznach w bliżej nieokreślonej, acz bez wątpienia odległej przyszłości. Najważniejszy
człon opowieści, nawiązujące do tytułu książki wydarzenia rozgrywające się pod
bramami Troi śledzimy z punktu widzenia scholiasty, Thomasa Hockenberry’ego. Simmons
wykorzystuje narrację pierwszoosobową w czasie teraźniejszym tylko w przypadku
tej części akcji, dzieje pozostałych bohaterów przedstawiając już w trzeciej
osobie. „Ilion” w dużej mierze skonstruowano w oparciu o nawiązania do innych
popularnych dzieł literackich. Simmons dalece zabawił się z
intertekstualnością, co zapewne miejscami nastręczy niejakich kłopotów
interpretacyjnych osobom niezaznajomionym z bezpośrednimi inspiracjami pisarza.
Ale tylko miejscami, bo autor na kartach tej powieści dokonuje niełatwej sztuki
przekształcenia ponadczasowych utworów w coś swojego, w dodatku tak
kuriozalnego i pełnego niezaprzeczalnego uroku, że człowiek aż się zastanawia,
czy wyobraźnia Simmonsa ma jakieś granice. Wszak w niniejszym dziele udowodnił,
że w swoim umyśle swobodnie porusza się w różnych fantastycznych uniwersach,
egzystuje zarówno w przestrzeni kosmicznej, jak na kilku planetach oraz
odległych od siebie czasach i co najważniejsze potrafi przełożyć swoje
wyobrażenia na język literacki w tak barwny sposób, że czytelnik ma wrażenie,
jakby wniknął w jego umysł. Wskoczył do jego genialnej głowy, żeby stać się
świadkiem największych dziwów, jakie tylko może wykreować ludzka wyobraźnia.
Największy wpływ
na powstanie „Ilionu” miała „Iliada” Homera, której ducha (i mówię to, jako
zagorzała czytelniczka tego utworu) Simmonsowi udało się przenieść na karty
swojej powieści bezbłędnie. Za pośrednictwem scholiasty, Thomasa Hockenberry’ego,
świadkujemy legendarnej wojnie trojańskiej w wydaniu mitologicznym i
futurystycznym. Wielcy herosi zarówno ze strony Greków, jak i Trojan oraz
olimpijscy bogowie są swego rodzaju hybrydami starożytności i przyszłości.
Posiadają w sobie zarówno atrybuty nowoczesności, jak i czasów dawno minionych.
Zaprawdę niebywałe uczucie – śledzić dialogi starożytnych wojowników i
mitycznych bóstw, w których zgrabnie mieszają się archaizmy i egzaltacja ze
współczesnymi, również wulgarnymi zwrotami. Zaprawdę dziwnie się odbiera
rydwany zaprzężone w holograficzne rumaki, nanotechnologiczne ulepszanie
organizmów, lecznicze kadzie, czy wreszcie teleportacyjne gadżety wtłoczone w
znaną historię oblężenia Troi. Dziwnie, acz w pozytywnym tego słowa znaczeniu,
bowiem Simmons w niewymuszonym stylu zmusza swoich czytelników do wykroczenia
poza granice naszej wyobraźni, do porzucenia naszych wyobrażeń o przebiegu
legendarnej wojny i spojrzenia na nią z zupełnie nowej, o wiele barwniejszej
aniżeli w eposie Homera perspektywy. Ale nie tylko to stanowi o geniuszu „Ilionu”
– nie należy zapominać również o dwóch kolejnych członach tej historii.
Wydarzenia skupiające się na morawcach, Mahnmucie i Orphu gatunkowo są
najbardziej zbliżone do science fiction, co stanowi miłą odmianę dla hockenberryowskich
wątków rodem z dark fantasy.
Kosmiczna wyprawa robotów, ich interakcje z Małymi Zielonymi Ludzikami (MZL)
zwanymi, emzetelami i zekami przeplatają się z długimi intelektualnymi
konwersacjami podróżników o literaturze Marcela Prousta i Williama Szekspira,
których to twórczość, szczególnie tego drugiego, zgodnie ze stylistyką, jaką narzucił
sobie Simmons będzie miała swój udział w akcji „Ilionu”. Przyznaję, że
początkowo wynurzenia morawców odrobinę mnie nużyły, szczególnie kiedy Mahnmut
zagłębiał się w romantyczne szczegóły sonetów Szekspira, ale z czasem wszystko
nabrało sensu, więc doradzam czytelnikom cierpliwość. Tutaj nic nie pojawia się
bez przyczyny, wszystkie wątki poruszone przez autora podczas nieśpiesznego
zawiązywania akcji są nieodzowne dla dalszego przebiegu fabuły. Może to
oczywiście początkowo sprawiać wrażenie poplątania z pomieszaniem, w końcu
Simmons zawarł w tej opowieści taką paletę zgoła odmiennych, przynależących do
odległych od siebie tematycznie i gatunkowo dzieł, że całkowicie uzasadnione
wydaje się wrażenie przesytu. Ale tylko na początku, bo z czasem cały ten
miszmasz nabiera głębszego sensu i co jest wręcz niebywałym dokonaniem autora wszystko
jest nierozerwalnie ze sobą związane. Owszem, w teorii wydaje się to wielce nieprawdopodobne
– bo co może łączyć wyprawę nowoczesnych robotów na Marsa z toczącą się wojną
trojańską? Pozornie wydaje się, że absolutnie nic, szczególnie jeśli dodamy do
tego trzeci człon opowieści, przygodowo-fantastyczną wyprawę ludzi śladami
statku kosmicznego przez jałową, zniszczoną przed wiekami Ziemię. Ale to tylko
pozory, bo trzeba wam wiedzieć, że w pisarstwie Dana Simmonsa nic nie pojawia
się bez przyczyny i nawet najbardziej górnolotne, zawoalowane pomysły mają swoją
rolę w opowiadanej historii.
„Wy umiecie
walczyć. Ludzie, bez względu na poziom ucywilizowania, zawsze są do tego
zdolni. […] Zabijanie nosicie w genach.”
Wspomniana już
ostatnia część składowa fabuły, skupiająca się na wyprawie czwórki ludzi
śladami statku kosmicznego to wielowarstwowa epopeja o głębszym, podanym w podtekstach
znaczeniu. Egzystujący od lat w małych enklawach na Ziemi, do których transportują
się za pomocą tak zwanych faksowęzłów ludzie zatracili zdolność myślenia i
wysiłku fizycznego. We wszystkim wyręczają ich roboty, serwitory, a ochronę zapewniają
dwunożne stworzenia zwane wojniksami, pochodzące spoza Ziemi. Współcześni
ludzie, po prawdopodobnym wyginięciu tak zwanych postludzi, rasy która przejęła
panowanie na Ziemi po prymitywnej populacji z Zapomnianej Ery (czyli naszej) i
która eksperymentowała z tunelami kwantowymi, oddają się tylko i wyłącznie niezobowiązującym
rozrywkom. Przeszłość nie jest im znana (poza obrazem wyświetlanym za
pośrednictwem tzw. całunów turyńskich, które nadają jedynie przebieg wojny
trojańskiej), nie posiedli zdolności czytania i logicznego rozumowania. Wiedzą jedynie,
że będą żyć równe sto lat, a potem przeniosą się do uniwersum postludzi i że w
przypadkach przedwczesnej śmierci i odniesieniu poważnych ran zostaną
przetransportowani do konserwatorni, w której zostaną wskrzeszeni/zregenerowani.
Jedynie Harman, stojący na progu swojego doczesnego życia jest ciekawy świata i
własnego jestestwa, jedynie on posiadł zdolność czytania, która wpoiła mu
dociekliwość i natchnęła pociągiem do przygody. Kiedy w towarzystwie trójki przyjaciół
rusza na niebezpieczną wyprawę po pełnych dziwacznych stworzeń, opuszczonych
terenach na Ziemi, w trakcie której poznają wiekową Savi wszystko, w co dotąd
wierzyli staje pod znakiem zapytania. Zapoznając się z historią ludzkości podczas
tej pełnej przygód, opisanej z prawdziwym rozmachem wyprawy bohaterowie odkryją
w sobie cechy, z których istnienia do tej pory nie zdawali sobie sprawy.
Uzmysłowią sobie, jaką władzę nad światem mają technologiczne dokonania rasy
ludzkiej i jak niebezpieczna jest niewiedza, egzystencja w skrajnej dobrowolnej
ignorancji. Innymi słowy, Simmons, podobnie jak w przypadku pozostałych członów
tej historii roztoczy przed naszymi oczami jedną z ewentualności naszej przyszłości,
przy okazji w podtekstach uświadamiając nam, jakim zagrożeniem jesteśmy dla nas
samych.
Cieszę się, że
skończyłam już czytać to opasłe tomiszcze, bo zarwane noce poświęcone na
lekturę „Ilionu” całkowicie mnie wyczerpały. Niech to będzie przestrogą dla
potencjalnych czytelników owej genialnie skonstruowanej powieści – nie zasiadajcie
proszę do lektury „Ilionu” po zmierzchu, bo jeśli choć w ułamku podzielacie moje
preferencje literackie, jak tylko wkroczycie w świat Dana Simmonsa szybko go
nie opuścicie. Chwila, w której przeczytacie pierwszą stronicę „Ilionu” będzie
początkiem waszej zguby – pierwszym aktem dobrowolnego oddawania cennych,
długich godzin swojego czasu we władanie Simmonsa, który gwarantuję to wam
spożytkuje go do maksimum, z wprawą godną prawdziwego wirtuoza słowa pisanego i
w sposób, którego najprawdopodobniej nigdy nie zapomnicie.
Za książkę bardzo
dziękuję wydawnictwu
Ja jestem w trakcie i również cholernie mi się podoba. Jestem pełen podziwu do tego autora, jak on potrafi tworzyć fabuły swoich książek, mnożąc liczbę wątków, a potem splatając to zręcznie w jedną całość. Czekałem na tę książkę tyle lat, że aż obawiałem się, czy spełni moje oczekiwania. Spełnia na tę chwilę w 100%. Ale dawkuje sobie tę przyjemność, żeby nie skończyć zbyt szybko. Nie wiem, jak napiszę recenzję. Ty napisała bardzo obszernie, myślę że nawet i za bardzo, ale biorąc pod uwagę fakt, że akcja dzieje się w 3 miejscach i fabuła jest bardzo rozbudowana, wcale mnie nie dziwi ta obszerność, bo o tej książce można gadać i gadać. Powiedz mi tylko, bez zdradzania szczegółów, czy zakończenie jest zamknięte, czy otwarte? Zastanawia mnie jakie jest powiązanie między Ilionem a Olimpem. Będzie trzeba czekać z niecierpliwością na kontynuację, czy to będzie raczej osobna historia, która w jakimś tam stopniu nawiązywać będzie do poprzedniczki?
OdpowiedzUsuńO mnóstwie rzeczy nie napisałam. Musiałam skrócić swoje wywody, bo jak już zapewne zauważyłeś czytając, gdyby dokładnie omówić całe to uniwersum to palce by wysiadły;)
UsuńSPOILER Zakończenie zdecydowanie otwarte KONIEC SPOILERA.
Dokładnie. Powieść pod względem omawiana jest zapewne kroplą w morzu. Bardzo mi się to podoba, chociaż niewątpliwie najlepiej mi się czyta o wojnie trojańskiej. :)
UsuńEch, czyli to, czego się obawiałem: skończysz, chcesz czytać dalej, a tu Olimp co najmniej za kilka miesięcy będzie...ech....
Nawet jakby już wyszła i tak bym sobie przerwę zrobiła. To znaczy, jestem ciekawa, co będzie dalej, ale jak jakaś książka mnie naprawdę wciągnie, tak jak zrobiła to lektura "Ilionu" to czytam aż padnę i to nocami, bo głównie wtedy mam więcej czasu. Nie potrafię dawkować sobie dobrych powieści i efekt jest taki, że chodzę niewyspana;)
UsuńJa też od razu bym się nie chwycił za to, ale na pewno w ciągu najbliższych 3-4 tygodni. No, ale nie ma co gadać. Trzeba czytać, jeszcze mi 200 stron zostało. Potem sam postaram się coś konstruktywnego napisać na jej temat. :) pozdrawiam
UsuńNiby jest stare wydanie "Olimpu", podzielone na dwie części z uwagi na długość. Tylko nie wiem, jak z jego dostępnością.
UsuńCo do recki to trzymam za słowo;) Chętnie poczytam o Twoim odbiorze tej książki.
Zaintrygowałaś mnie i to mocno muszę przyznać. Jedyna moja obawa dotyczy faktu, że obecnie musze się dużo uczyć i nie wiem czy dla mojej edukacji rozpoczęcie tej pozycji byłoby dobrym pomysłem, skoro tak bardzo wciąga. Niemniej jednak będę miała ją na uwadzę :>
OdpowiedzUsuńhttp://kruczegniazdo94.blogspot.com
Wstrzymaj się na razie, bo jak tematyka "Ilionu" Ci przypasuje to z nauki nici dopóki nie doczytasz do końca;)
Usuń