środa, 23 września 2015

„Pozory i złudzenia” (2003)


Architekt krajobrazu, Marco Tisserand zakochuje się w striptizerce, Laurze Bartelli. Mimo, że kobieta na początku nie podziela jego uczuć daje się namówić do porzucenia pracy w klubie i małżeństwa, mając nadzieję, że ta decyzja odmieni jej życie. Po złożeniu wymówienia, wracając w nocy samochodem do domu Laura ma wypadek, po którym zapada w śpiączkę. Kiedy się budzi odkrywa blizny i poparzenia na swoim ciele oraz uświadamia sobie, że straciła słuch. Jednak Marco jest przy niej, zdeterminowany, aby pomimo trudności ułożyli sobie wspólne życie. Laura wprowadza się do jego okazałej posiadłości, zachodzi w ciążę i stopniowo zakochuje w mężczyźnie, który zapewnił jej szczęśliwą i dostatnią egzystencję. Sześć lat później Laura zostaje poinformowana przez nauczycielkę syna, Jeannota, że chłopiec niepokojąco się zachowuje. Spotkanie z psychologiem dziecięcym przynosi kobiecie niepokojące rewelacje na temat jej męża i jest pierwszym krokiem na drodze do odkrycia jego prawdziwego, skrywanego przed światem oblicza.

Francuski thriller Francoisa Hanssa na podstawie niebanalnego scenariusza Arthura-Emmanuela Pierre’a, który słusznie zyskał uznanie wielu krytyków i został wyróżniony na Cognac Film Festival, Avignon Film Festival i na Europejskim Festiwalu Filmowym w Brukseli. Reżyser „Pozorów i złudzeń” wcześniej kręcił shorty oraz dokumenty i chociaż zwrócił uwagę krytyki na swój fabularny pełnometrażowy debiut w następnych latach wrócił do produkcji, w których czuje się najlepiej. Być może nie kontynuował swojej przygody z dreszczowcami przez wzgląd na niewielki odzew opinii publicznej na arenie międzynarodowej, co mogło być spowodowane niedostateczną dystrybucją, bo zapewne nie jakością filmu. Kilka lat później pewien bardziej znany europejski reżyser nakręcił zbliżony tematycznie obraz (choć śmielszy w przekazie), który bez wątpienia zaskarbił sobie o wiele większą rzeszę fanów, aniżeli „Pozory i złudzenia”. Może wpływ na to miało nazwisko reżysera, może odważniejsza forma, a może większe nakłady pieniężne przeznaczone na dystrybucję. Nie znam bezpośredniej przyczyny takiego stanu rzeczy, ale za to nie mam żadnych wątpliwości, że „Pozory i złudzenia” zasłużyły sobie na uwagę wielbicieli kina grozy.

Gdyby Alfred Hitchcock żył i tworzył w tych czasach i gdyby przedłożyć mu scenariusz „Pozorów i złudzeń” zapewne bez chwili namysłu zdecydowałby się przełożyć go na język filmu, bo jego konstrukcja od początku do końca, konsekwentnie, trzyma się takich zasad budowania napięcia i intrygi, w jakich gustował legendarny reżyser. Fabułę zawiązuje hitchcockowskie „trzęsienie ziemi” w postaci wypadku rozpoczynającej nowe życie striptizerki, Laury (znakomita Emmanuelle Seigner) i jej przebudzenia w szpitalu. Po krótkim prologu wiemy, że kobieta planowała ułożyć sobie egzystencję u boku architekta krajobrazu, Marco, który został przy niej po kraksie, na skutek której odniosła poważne obrażenia. Optymistyczne patrzenie w przyszłość mężczyzny i jego rozczulająca, dziecięca wiara we wspólne szczęście pomaga Laurze pogodzić się ze stratą słuchu oraz oparzeniami i bliznami pokrywającymi niektóre miejsca na jej ciele. Po wyjściu ze szpitala Laura ma wrażenie, że żyje w bajce, u boku księcia, który daje jej wszystko, czego zapragnie. Ona z kolei daje mu syna, który jak się wydaje będzie ukoronowaniem owej idylli. I tak rodzina Tisserandów trwa w dostatku i szczęściu przez sześć długich lat, wspierając się nawzajem i nie oczekując niczego od świata zewnętrznego. Brzmi jak zwyczajny romans? Zapewne, bo i takie początkowe wrażenia pragnął wywrzeć na widzach reżyser, żeby z czasem zgodnie z polskim tytułem filmu uświadomić im, że wszystko, co do tej pory widzieli było kłamstwem. Punktem zwrotnym fabuły jest rozmowa Laury z nauczycielką jej syna, Jeannota, który zdaje się mieć problemy z własną płciowością. Niniejszego wątku nie wtłoczono w scenariusz, celem snucia jakiś dywagacji na tematy genderowe, choć na początku może się tak wydawać, tylko, żeby podkreślić szaleństwo tkwiące w skrzywdzonej jednostce. Problemy melancholijnego, wyciszonego Jeannota zmuszają Laurę do konsultacji z psychologiem dziecięcym, który nieoczekiwanie staje się pierwszą stacją na drodze odkrywania prawdziwym realiów, w jakich przyszło żyć kobiecie i jej sześcioletniemu synowi. Scenariusz „Pozorów i złudzeń” skonstruowano na zasadzie układanki, której wszystkie elementy w przemyślany sposób w końcu połączą się w jedną całość, ale te początkowe, pojawiające się na starcie amatorskiego śledztwa Laury nie mają w sobie większej siły rażenia. Rozpatrywane w oderwaniu od pozostałych, pojawiających się jeszcze wcześniej tropów sprawiają wrażenie nieistotnych, ale podejrzewam, że osoby, które pod właściwym kątem spojrzą na sytuację Jeannota i fakty, które Laura odkrywa w gabinecie psychologa bez większych problemów rozszyfrują właściwą problematykę filmu. Pierre próbuje ją ukrywać wszelkimi niedopowiedzeniami, ale rezygnacja z podrzucania mylnych tropów w umysłach wprawnych widzów skomplikowanych thrillerów zapewne szybko wyklaruje całościowy obraz fabuły. Przewidywalność znacząco obniża poziom „Pozorów i złudzeń”, podobnie wycofanie scenarzysty przy portretowaniu sytuacji Jeannota, ale to właściwie jedyne niedostatki owego obrazu.

Podczas realizacji swojego pierwszego fabularnego pełnometrażowego filmu Hanss postawił na surowość. Silnie skontrastowane, zimne zdjęcia przy akompaniamencie melancholijnej ścieżki dźwiękowej, które szczególnie zachwycają podczas portretowania krajobrazów przy szybko zmieniających się, płynnie zmontowanych porach roku. Liczne zdjęcia zacisza trzyosobowej rodziny - ich okazałego domostwa spowitego nisko wiszącymi, ciemnymi chmurami z zewnątrz, rozległego trawiastego podwórka i ujęć nowocześnie urządzonych pomieszczeń zapierają dech w piersi swoim maniakalnym wręcz dopracowaniem. I przy okazji przyjemnie kontrastują z „drugim życiem” Laury, uosabianym jej amatorskim śledztwem w wielkomiejskim zgiełku. Oprócz wrażeń czysto estetycznych i potęgowania napięcia praca operatorów w podtekstach miała za zadanie spojrzeć klinicznym, chłodnym okiem na właściwą problematykę filmu. Niczym u Davida Cronenberga twórcy konfrontują nas tutaj z pojęciem cielesności. Już dawna profesja głównej bohaterki daje nam do zrozumienia, że w pojęciu klientów klubu, w którym tańczyła nie była istotą z duszą tylko kawałkiem ciała, stworzonym dla ich seksualnych potrzeb. Późniejsze wydarzenia, również liczne ujęcia nagiego ciała aktorki, tylko potęgują to wrażenie - nie tyle widz spogląda w takich kategoriach na Laurę tylko osoby z jej otoczenia UWAGA SPOILER w szczególności mąż, którego szaleństwo po osobistej tragedii w szokujący sposób objawia się nie tylko w jego myślach, ale również czynach. Niczym w „Skórze, w której żyję” były chirurg pragnie wskrzesić swoją pierwszą żonę i córeczkę w postaci ich ciał. Na obie swoje rodziny patrzy jedynie przez pryzmat cielesności tak jakby ich osobowości nie odkrywały większej roli, jakby mięso mogło zastąpić mentalność KONIEC SPOILERA. Jak już wspomniałam „Pozory i złudzenia” zbudowano na hitchcockowską modłę, równoważąc wszystkie środki ciężkości scenariusza w taki sposób, aby tuż po zawiązaniu akcji nie dać odbiorcom ani chwili wytchnienia. Oczywiście, wprawne oko szybko rozszyfruje właściwą problematykę filmu, ale o dziwo w moim przypadku, choć wiedziałam, w jakim kierunku to wszystko zmierza ze wzmożonym zainteresowaniem śledziłam perypetie Laury, która stanęła u progu prawdziwego koszmaru. A kiedy już całkowicie w nim ugrzęzła przyszła pora na ostateczną, dynamiczną rozgrywkę. Podczas finalnych scen napięcie wcześniej tak silnie wyczuwalne wspięło się na prawdziwe wyżyny, głównie dzięki znanemu zabiegowi nieprzemyślanych decyzji Laury. Kobieta pod wpływem paniki decyduje się na desperackie, czasami wręcz chaotyczne kroki, które tylko pogarszają jej sytuację. Jednych zirytują takie zachowania, jak powrót do domu, czy ogłuszenie napastnika bez dobicia bądź unieruchomienia, inni (w tym ja) zrzucą to na karb paniki i z radością powitają adrenalinę, jakiej dostarczyły im rezultaty owych nieprzemyślanych zachowań kobiety.

Thriller „Pozory i złudzenia” był dla mnie prawdziwym zaskoczeniem, pomimo dosyć wycofanej formy przekazu. Taka kontrowersyjna tematyka pozostawiała furtkę dla większego ekstremizmu, zaszokowania widzów makabryczną dosłownością, ale scenarzysta w ostatniej chwili się wycofał. Szkoda, bo gdyby wykazał się większą odwagą zapewne silniej by mną wstrząsnął. Ale to wcale nie oznacza, że w takiej delikatniejszej formie „Pozory i złudzenia” nie mają sobą nic do zaoferowania. Postawienie na psychologię, klimat i napięcie również dostarcza wiele, często niewygodnych emocji , nie potrzeba ekstremizmu, żeby stworzyć naprawdę nietuzinkowy thriller z przesłaniem, który nie pozostawia miejsca na nudę. Dlatego szczerze zachęcam każdego, kto ma dość miałkich dreszczowców poruszających znane, wyeksploatowane do granic możliwości motywy do konfrontacji z tym pomysłowym, znakomicie zrealizowanym francuskim dziełem.

1 komentarz: