Architekt krajobrazu, Marco Tisserand zakochuje się w striptizerce, Laurze
Bartelli. Mimo, że kobieta na początku nie podziela jego uczuć daje się namówić
do porzucenia pracy w klubie i małżeństwa, mając nadzieję, że ta decyzja
odmieni jej życie. Po złożeniu wymówienia, wracając w nocy samochodem do domu
Laura ma wypadek, po którym zapada w śpiączkę. Kiedy się budzi odkrywa blizny i
poparzenia na swoim ciele oraz uświadamia sobie, że straciła słuch. Jednak
Marco jest przy niej, zdeterminowany, aby pomimo trudności ułożyli sobie
wspólne życie. Laura wprowadza się do jego okazałej posiadłości, zachodzi w
ciążę i stopniowo zakochuje w mężczyźnie, który zapewnił jej szczęśliwą i
dostatnią egzystencję. Sześć lat później Laura zostaje poinformowana przez
nauczycielkę syna, Jeannota, że chłopiec niepokojąco się zachowuje. Spotkanie z
psychologiem dziecięcym przynosi kobiecie niepokojące rewelacje na temat jej
męża i jest pierwszym krokiem na drodze do odkrycia jego prawdziwego,
skrywanego przed światem oblicza.
Francuski thriller Francoisa Hanssa na podstawie niebanalnego scenariusza
Arthura-Emmanuela Pierre’a, który słusznie zyskał uznanie wielu krytyków i
został wyróżniony na Cognac Film Festival, Avignon Film Festival i na
Europejskim Festiwalu Filmowym w Brukseli. Reżyser „Pozorów i złudzeń”
wcześniej kręcił shorty oraz dokumenty i chociaż zwrócił uwagę krytyki na swój
fabularny pełnometrażowy debiut w następnych latach wrócił do produkcji, w
których czuje się najlepiej. Być może nie kontynuował swojej przygody z
dreszczowcami przez wzgląd na niewielki odzew opinii publicznej na arenie międzynarodowej,
co mogło być spowodowane niedostateczną dystrybucją, bo zapewne nie jakością
filmu. Kilka lat później pewien bardziej znany europejski reżyser nakręcił
zbliżony tematycznie obraz (choć śmielszy w przekazie), który bez wątpienia
zaskarbił sobie o wiele większą rzeszę fanów, aniżeli „Pozory i złudzenia”.
Może wpływ na to miało nazwisko reżysera, może odważniejsza forma, a może
większe nakłady pieniężne przeznaczone na dystrybucję. Nie znam bezpośredniej przyczyny
takiego stanu rzeczy, ale za to nie mam żadnych wątpliwości, że „Pozory i
złudzenia” zasłużyły sobie na uwagę wielbicieli kina grozy.
Gdyby Alfred Hitchcock żył i tworzył w tych czasach i gdyby przedłożyć mu scenariusz „Pozorów i złudzeń” zapewne bez chwili namysłu zdecydowałby się przełożyć go na język
filmu, bo jego konstrukcja od początku do końca, konsekwentnie, trzyma się takich
zasad budowania napięcia i intrygi, w jakich gustował legendarny reżyser. Fabułę
zawiązuje hitchcockowskie „trzęsienie ziemi” w postaci wypadku rozpoczynającej
nowe życie striptizerki, Laury (znakomita Emmanuelle Seigner) i jej przebudzenia
w szpitalu. Po krótkim prologu wiemy, że kobieta planowała ułożyć sobie
egzystencję u boku architekta krajobrazu, Marco, który został przy niej po
kraksie, na skutek której odniosła poważne obrażenia. Optymistyczne patrzenie w
przyszłość mężczyzny i jego rozczulająca, dziecięca wiara we wspólne szczęście
pomaga Laurze pogodzić się ze stratą słuchu oraz oparzeniami i bliznami
pokrywającymi niektóre miejsca na jej ciele. Po wyjściu ze szpitala Laura ma
wrażenie, że żyje w bajce, u boku księcia, który daje jej wszystko, czego
zapragnie. Ona z kolei daje mu syna, który jak się wydaje będzie ukoronowaniem
owej idylli. I tak rodzina Tisserandów trwa w dostatku i szczęściu przez sześć
długich lat, wspierając się nawzajem i nie oczekując niczego od świata
zewnętrznego. Brzmi jak zwyczajny romans? Zapewne, bo i takie początkowe
wrażenia pragnął wywrzeć na widzach reżyser, żeby z czasem zgodnie z polskim
tytułem filmu uświadomić im, że wszystko, co do tej pory widzieli było
kłamstwem. Punktem zwrotnym fabuły jest rozmowa Laury z nauczycielką jej syna,
Jeannota, który zdaje się mieć problemy z własną płciowością. Niniejszego wątku
nie wtłoczono w scenariusz, celem snucia jakiś dywagacji na tematy genderowe,
choć na początku może się tak wydawać, tylko, żeby podkreślić szaleństwo
tkwiące w skrzywdzonej jednostce. Problemy melancholijnego, wyciszonego Jeannota
zmuszają Laurę do konsultacji z psychologiem dziecięcym, który nieoczekiwanie
staje się pierwszą stacją na drodze odkrywania prawdziwym realiów, w jakich
przyszło żyć kobiecie i jej sześcioletniemu synowi. Scenariusz „Pozorów i
złudzeń” skonstruowano na zasadzie układanki, której wszystkie elementy w
przemyślany sposób w końcu połączą się w jedną całość, ale te początkowe,
pojawiające się na starcie amatorskiego śledztwa Laury nie mają w sobie
większej siły rażenia. Rozpatrywane w oderwaniu od pozostałych, pojawiających
się jeszcze wcześniej tropów sprawiają wrażenie nieistotnych, ale podejrzewam,
że osoby, które pod właściwym kątem spojrzą na sytuację Jeannota i fakty, które
Laura odkrywa w gabinecie psychologa bez większych problemów rozszyfrują
właściwą problematykę filmu. Pierre próbuje ją ukrywać wszelkimi
niedopowiedzeniami, ale rezygnacja z podrzucania mylnych tropów w umysłach
wprawnych widzów skomplikowanych thrillerów zapewne szybko wyklaruje całościowy
obraz fabuły. Przewidywalność znacząco obniża poziom „Pozorów i złudzeń”, podobnie
wycofanie scenarzysty przy portretowaniu sytuacji Jeannota, ale to właściwie
jedyne niedostatki owego obrazu.
Podczas realizacji swojego pierwszego fabularnego pełnometrażowego filmu
Hanss postawił na surowość. Silnie skontrastowane, zimne zdjęcia przy akompaniamencie
melancholijnej ścieżki dźwiękowej, które szczególnie zachwycają podczas
portretowania krajobrazów przy szybko zmieniających się, płynnie zmontowanych
porach roku. Liczne zdjęcia zacisza trzyosobowej rodziny - ich okazałego
domostwa spowitego nisko wiszącymi, ciemnymi chmurami z zewnątrz, rozległego
trawiastego podwórka i ujęć nowocześnie urządzonych pomieszczeń zapierają dech
w piersi swoim maniakalnym wręcz dopracowaniem. I przy okazji przyjemnie
kontrastują z „drugim życiem” Laury, uosabianym jej amatorskim śledztwem w
wielkomiejskim zgiełku. Oprócz wrażeń czysto estetycznych i potęgowania
napięcia praca operatorów w podtekstach miała za zadanie spojrzeć klinicznym,
chłodnym okiem na właściwą problematykę filmu. Niczym u Davida Cronenberga
twórcy konfrontują nas tutaj z pojęciem cielesności. Już dawna profesja głównej
bohaterki daje nam do zrozumienia, że w pojęciu klientów klubu, w którym tańczyła
nie była istotą z duszą tylko kawałkiem ciała, stworzonym dla ich seksualnych
potrzeb. Późniejsze wydarzenia, również liczne ujęcia nagiego ciała aktorki,
tylko potęgują to wrażenie - nie tyle widz spogląda w takich kategoriach na
Laurę tylko osoby z jej otoczenia UWAGA
SPOILER w szczególności mąż, którego szaleństwo po osobistej tragedii w
szokujący sposób objawia się nie tylko w jego myślach, ale również czynach.
Niczym w „Skórze, w której żyję” były chirurg pragnie wskrzesić swoją pierwszą
żonę i córeczkę w postaci ich ciał. Na obie swoje rodziny patrzy jedynie przez
pryzmat cielesności tak jakby ich osobowości nie odkrywały większej roli, jakby
mięso mogło zastąpić mentalność KONIEC
SPOILERA. Jak już wspomniałam „Pozory i złudzenia” zbudowano na hitchcockowską
modłę, równoważąc wszystkie środki ciężkości scenariusza w taki sposób, aby tuż
po zawiązaniu akcji nie dać odbiorcom ani chwili wytchnienia. Oczywiście,
wprawne oko szybko rozszyfruje właściwą problematykę filmu, ale o dziwo w moim
przypadku, choć wiedziałam, w jakim kierunku to wszystko zmierza ze wzmożonym
zainteresowaniem śledziłam perypetie Laury, która stanęła u progu prawdziwego
koszmaru. A kiedy już całkowicie w nim ugrzęzła przyszła pora na ostateczną, dynamiczną
rozgrywkę. Podczas finalnych scen napięcie wcześniej tak silnie wyczuwalne wspięło
się na prawdziwe wyżyny, głównie dzięki znanemu zabiegowi nieprzemyślanych
decyzji Laury. Kobieta pod wpływem paniki decyduje się na desperackie, czasami
wręcz chaotyczne kroki, które tylko pogarszają jej sytuację. Jednych zirytują
takie zachowania, jak powrót do domu, czy ogłuszenie napastnika bez dobicia
bądź unieruchomienia, inni (w tym ja) zrzucą to na karb paniki i z radością
powitają adrenalinę, jakiej dostarczyły im rezultaty owych nieprzemyślanych
zachowań kobiety.
Thriller „Pozory i złudzenia” był dla mnie prawdziwym zaskoczeniem, pomimo
dosyć wycofanej formy przekazu. Taka kontrowersyjna tematyka pozostawiała
furtkę dla większego ekstremizmu, zaszokowania widzów makabryczną dosłownością,
ale scenarzysta w ostatniej chwili się wycofał. Szkoda, bo gdyby wykazał się
większą odwagą zapewne silniej by mną wstrząsnął. Ale to wcale nie oznacza, że
w takiej delikatniejszej formie „Pozory i złudzenia” nie mają sobą nic do
zaoferowania. Postawienie na psychologię, klimat i napięcie również dostarcza
wiele, często niewygodnych emocji , nie potrzeba ekstremizmu, żeby stworzyć naprawdę
nietuzinkowy thriller z przesłaniem, który nie pozostawia miejsca na nudę.
Dlatego szczerze zachęcam każdego, kto ma dość miałkich dreszczowców
poruszających znane, wyeksploatowane do granic możliwości motywy do
konfrontacji z tym pomysłowym, znakomicie zrealizowanym francuskim dziełem.
Narobiłaś mi ochotę :)
OdpowiedzUsuń