Były żołnierz, Martin, spędza zimę w domku letniskowym, unikając interakcji
z resztą rodziny. Zaniepokojony jego zachowaniem brat, Ed, skłania siostrę,
Lylę, do wspólnych odwiedzin Martina, w celu skontrolowania jego kondycji
psychicznej. Kiedy dojeżdżają na miejsce zastają zagracony domek letniskowy z przesłoniętymi
kartonami oknami i brata w stanie histerii. Martin chaotycznie informuje ich,
że został zaatakowany przez super żołnierza, wynik eksperymentu rządowego,
zwany Podem, którego udało mu się schwytać i zamknąć w piwnicy. Przekonany o
szaleństwie brata Ed próbuje skłonić go do powrotu do miasta, równocześnie
zastanawiając się, jak rozwiązać problem człowieka przetrzymywanego w piwnicy,
gdyby istotnie okazało się, że Martin kogoś porwał. Lyla tymczasem jest skłonna
dać wiarę opowieści rozhisteryzowanego mężczyzny.
Scenarzysta i reżyser horroru science fiction, zatytułowanego „Pod”, Mickey
Keating wyjawił, że natchnienie do swojego filmu czerpał z thrillerów opartych
na teoriach spiskowych z lat 60-tych i 70-tych XX wieku oraz takich produkcji,
jak „Robak” Williama Friedkina, „Mgła” Franka Darabonta i „Inwazja porywaczy
ciał”. Zgodnie ze słowami Keatinga jego zamiarem było stworzenie uniwersum
rodem ze „Strefy mroku”, w którym rozegra się paranoidalno-fantastyczna
historia. Pomysł ambitny, a i efekt zadowolił niejednego krytyka. „Poda”
chwalono między innymi za klimatyczną realizację, dwuznaczną pierwszą połowę
filmu i mądre przesłanie, co zastanowiło mnie, czy aby nie oglądałam innego
filmu…
Daje się odczuć, że Keating nie dysponował wysokim budżetem podczas
realizacji „Poda”. Pomimo tego pierwsze ujęcia dają nadzieję na zgrabną aurę
wyalienowania. Zimowa sceneria, las i stojący u jego podnóża domek letniskowy
we wstępie sportretowano za pośrednictwem kilku malowniczych zdjęć, co chwilę
później spotęgowano szybką akcją zabicia psa Martina i jego paniczną reakcją na
to wydarzenie. Niestety, kiedy tylko prolog dobiega końca akcja przeskakuje na
jego rodzeństwo, Eda i Lylę, którzy omawiają niestabilność psychiczną Martina w
mocno rozwleczonych sekwencjach. Operując nieskładnymi dialogami bohaterowie
pokrótce przybliżają nam sytuację samotnie przebywającego w domku letniskowym z
dala od miasta mężczyzny i jego paranoidalne zachowania. Nie obywa się również
bez infantylnych kłótni pomiędzy protagonistami i drobnych złośliwości Lyli
(której odtwórczyni, egzaltowana Laura Ashley Carter niebywale działała mi na
nerwy). Keating zdradził, że pragnął, aby pierwsze sekwencje „Poda”
koncentrowały się na rodzinnym dramacie, burzliwej relacji rodzeństwa,
urozmaicającej przebieg akcji. I znowu zamysł obiecujący tylko wykonanie
pozostawia sporo do życzenia. Scenarzysta niepotrzebnie rozciągnął chaotyczne
konwersacje Lyli i Eda w czasie, tym bardziej, że bohaterowie nie mieli
niemalże nic ciekawego do powiedzenia. Co więcej, zamknął ich dialog w dwóch
pomieszczeniach – kuchni w mieszkaniu dziewczyny i samochodzie, unikając
portretowania otoczenia i skupiając się głównie na ich twarzach. Podobnie
uczynił z kolejną rozwlekłą rozmową tym razem z udziałem Martina w domku
letniskowym. Kiedy Ed i Lyla przemierzają mroczne, zagracone pomieszczenia tymczasowego
lokum paranoika wydaje się, że scenariusz wreszcie, po wyczerpującej gadaninie
skręci w stronę właściwej, klimatycznej akcji. Ale nie, kiedy pojawia się
Martin Keating postanawia wprowadzić wątek spiskowy, mając zapewne nadzieję, że
to zdezorientuje widzów. Cóż, mnie nieskładna przemowa rozhisteryzowanego
mężczyzny nie zmyliła, za to podczas jego szaleńczego wystąpienia, w trakcie
którego powtarzał kilka fantastycznie brzmiących informacji przyprawiła o ból
głowy i to już po pierwszych dwóch minutach. A na finał owej gadaniny przyszło
mi jeszcze długo czekać. Pierwsza połowa filmu sprawiała wrażenie, jakby
Keating zapragnął zamknąć całą intrygę w dialogach. Świat przedstawiony „Poda”
początkowo ogranicza się tylko i wyłącznie do trajkotania bohaterów, które
przeciwnie niż w „Robaku” i wbrew intencjom twórcy filmu nie ma zapewne szans
zdezorientować zaprawionych w tego rodzaju obrazach odbiorców. Brakuje aury
paranoi, zaszczucia i wyalienowania, brakuje nawet napięcia, za to nie brakuje
słów.
Wydawać by się mogło, że po fantastycznej opowieści Martina o morderczym
super żołnierzu stworzonym przez rząd akcja skłoni się albo w stronę
klimatycznego polowania na protagonistów, albo w kierunku problemów
psychicznych lokatora domku letniskowego. Keating oczywiście obiera jedną z
tych dróg, ale czyni to bez poszanowania napięcia. Całą akcję zamyka w kilku
szybkich sekwencjach, sfinalizowanych kiczowatymi scenami mordów, co sprawia
wrażenie, jakby sam już był zmęczony ową historią i chciał ją jak najszybciej
zakończyć. Jedynie jedna część składowa „Poda” przypadła mi do gustu, jeden
efekt specjalny, który biorąc pod uwagę niski budżet i półamatorską realizację
był doprawdy zaskakujący. UWAGA SPOILER
Wygląd potwora z pobrużdżoną skórą i zniekształconą twarzą, jak na tak tandetny
film robi naprawdę duże wrażenie. Szkoda, że nie wykorzystano tej postaci w
bardziej dopracowanym tworze science fiction KONIEC SPOILERA. Pomijając chaotyczną pracę kamery, nudną narrację
i brak jakiegokolwiek wyczucia napięcia twórców w „Podzie” można doszukiwać się
drugiego dna, można zastanawiać się nad ewentualnościami rządowych
eksperymentów, które mogą przynieść zgubę ludzkości, można roztrząsać problem powojennej
traumy żołnierzy i pozostawiania ich samych sobie po wykonaniu misji, ale to
już raczej po skończonym seansie. Wszak błyskawiczna forma przekazu nie
pozostawia czasu na głębszą zadumę. Keating nie przystaje na dłużej przy żadnym
z problemów cywilizacyjnych, które porusza, nawet w trakcie rozwleczonych
konwersacji trójki bohaterów, w których zawiera tyle różnych informacji, że
widz bardziej skupia się na ich śledzeniu, aniżeli roztrząsaniu istoty ich
przekazu.
Chętnie bym zobaczyła.
OdpowiedzUsuńNie rozumiem, czemu na horrory wydaje się tak mało kasy.
OdpowiedzUsuńNiektóre historie są ciekawe, ale kiepsko zrealizowane.