piątek, 22 kwietnia 2016

Opowiadania Edwarda Lee

Amerykański pisarz Edward Lee jest jednym z najchętniej czytanych twórców literatury ekstremalnej, nacechowanej skrajną przemocą i śmiałą erotyką, ale choć napisał kilkadziesiąt powieści, w Polsce, jak dotychczas wydano tylko trzy dłuższe utwory jego autorstwa. Jednak, co jakiś czas opowiadania Lee uświetniają niektóre antologie, czy magazyny i właśnie kilku takim krótszym dziełkom pisarza postanowiłam przyjrzeć się bliżej. Wszystkie w głównej mierze bazują na odrażających dewiacjach seksualnych, w których kluczową rolę odgrywa wymyślna przemoc fizyczna. Innymi słowy Edward Lee na kartach poniższych opowiadań tak samo, jak w trzech znanych Polakom powieściach, „Sukkubie”, „Ludziach z bagien” i „Golemie”, jest wierny turpizmowi, swoistemu „kultowi brzydoty”, tym samym kierując swoje utwory w stronę spragnionych mocnych wrażeń czytelników, niszowej grupy odbiorców odnajdującej się w stylistyce tak zwanej literatury ekstremalnej. Ze względu na mocną tematykę utworów osoby niepełnoletnie proszę o opuszczenie dalszej części tekstu.

„Pokój 415”
Polska publikacja: dodatek do czwartego numeru magazynu „Coś na progu”

Zdecydowanie najlepszy krótszy utwór literacki Edwarda Lee, z jakim dotychczas miałam do czynienia, udowadniający, że pisarz równie dobrze odnajduje się w zasadach budowania suspensu i warstwie stricte psychologicznej, co we wszelkiej maści wynaturzeniach. Nowela opowiada o Jake’u Floodzie, który przyjeżdża z Seattle do St. Pete Beach w celach biznesowych. Od rozstania z żoną przed trzema laty mężczyzna nie może osiągać orgazmów, co frustruje go na tyle, żeby korzystać z pomocy psychoterapeuty. Rady specjalisty okazują się jednak mniej skuteczne od widoku, jaki po zatrzymaniu się w hotelu w St. Pete Beach rozciąga się przed oczami Flooda. Biznesmen widzi dwóch alfonsów katujących i wykorzystujących seksualnie pracującą dla nich prostytutkę w innym pokoju hotelowym. Ich okrucieństwo tak go podnieca, że nareszcie osiąga satysfakcję seksualną, co tak go przeraża, że zaczyna zastanawiać się nad swoją prawdziwą naturą, dotychczas pozostającą w uśpieniu. Ale niepokój nie powstrzymuje go przed wypatrywaniem w kolejnych dniach dalszych bezeceństw. Flood przygląda się między innymi nieprzerwanemu uderzaniu w krocze kobiety dopóki całe nie opuchnie i przekłuwaniu piersi, celem uszkodzenia implantów, co dowodzi dużej pomysłowości Edwarda Lee, w procesie wymyślania technik znęcania się nad fikcyjną ofiarą o zabarwieniu seksualnym. O wiele ciekawsze są jednak psychologiczne konsekwencje tego, czemu świadkuje główny bohater, z czasem podsłuchujący dwóch alfonsów planujących morderstwo jednej z prostytutek. Biorąc pod uwagę zalążki obsesji, jaką wykazuje Flood na widok odrażających czynów kryminalistów czytelnik nie może być pewien jego ewentualnej interwencji. Czy uwolnienie się od długoletniego celibatu będzie dla Flooda ważniejsze od uratowania życia kobiecie, czy może spróbuje pokrzyżować plany alfonsów kosztem własnego bezpieczeństwa? Na to pytanie Lee odpowiada w zaskakujący, przewrotny sposób, po ówczesnym podtrzymywaniu czytelnika w ciągłej niepewności, co do dalszych wydarzeń, jak i finalnego stanu nadwątlonej psychiki głównego bohatera.

„Matka”
Polska publikacja: antologia „15 blizn”

Ze wszystkich omawianych historii tylko w „Matce” Edward Lee uderzył w tony o podłożu nadprzyrodzonym, w zwyczajowym bezkompromisowym stylu. Opowiadanie traktuje o koronerze Smithcie, który pomimo szczęśliwego pożycia z żoną, którego owocem jest aktualnie siedmioletnia dziewczynka, dużo czasu spędza na podglądaniu przez lornetkę dziewiętnastoletniej sąsiadki, opalającej się przed domem. Pewnego dnia, podczas folgowania swoim voyeurystycznym zapędom, nieopodal swojego domu dostrzega podejrzaną beczkę, która okazuje się być wypełniona czarną mazią, wydzielającą zapach zbliżony do woni psującego się mięsa. Z obawy przed zagrożeniem biologicznym anonimowo informuje o znalezisku odpowiednie służby, ale jak się z czasem okazuje kontakt z beczką ma zupełnie nieoczekiwane konsekwencje. Wskazówką jest klimatyczno-odrażający sen Smitha, idealnie rozpisany przez Lee, w którym widzi swoją roznegliżowaną żonę spożywającą tajemniczą maź i obściskującą się z dziewiętnastoletnią sąsiadką, obiektem skrywanego pożądania Smitha. Nazajutrz mężczyzna z łatwością odnajdzie echa koszmarnego snu w rzeczywistości, czując, że czarna breja odgrywa ważną rolę w swoistym szerzącym się w jego otoczeniu kulcie, w którym on sam zajmuje ważne miejsce. Lee w typowy dla siebie sposób ożywił opowiadanie kilkoma ustępami natury erotycznej, ale oddał je w atmosferze tajemniczości i zagrożenia o podłożu nadprzyrodzonym, którego istotę ujawnił dopiero w zaskakującym, tragicznym finale, będącym zwiastunem dalszych, acz już niespisanych dramatycznych wydarzeń.

„Pan Kadłubek”
Polska publikacja: antologia „13 ran”

W niniejszym utworze Edward Lee przemieszał stylistykę kryminalną z wymyślnym gore, snując opowieść na dwóch płaszczyznach, z punktu widzenia śledczego Tippsa i obiektu jego dochodzenia, mocno zaburzonego seryjnego mordercy, Luda, zwanego Panem Kadłubkiem. Mężczyzna porywa młode prostytutki i przetrzymuje je w piwnicy, w czym nie byłoby niczego nietypowego, gdyby uprzednio nie pozbawiał ich rąk i nóg, nie robił im lobotomii, nie sklejał powiek, nie wyrywał zębów i wreszcie nie przekłuwał bębenków. Same ogłupione i pozbawione niektórych zmysłów torsy są mu niezbędne do urojonej misji w imię Boga, której przebieg jest równie odrażający, co modus operandi sprawcy. Wszak Lud umyślił sobie, że Bóg pragnie, aby zapładniał okaleczone kobiety i sprzedawał dzieci ludziom zbyt niecierpliwym, aby czekać na legalną adopcję. W ten oto sposób podstarzały Lud przetrzymuje torsy w warunkach zbliżonych do tych, w jakich hoduje się zwierzęta przeznaczone na ubój i co miesiąc zmienia niewolnicę, którą regularnie gwałci, podgrzewając się magazynami erotycznymi. Przypadek doprawdy tak dalece zaburzony i odrażający, że wprost nie można oderwać się od długich opisów jego zwichrowanych procesów myślowych, czego nie sposób powiedzieć o szczątkowych ustępach kryminalnych, które moim zdaniem niezbyt obrazowo wyłuszczają sposób postępowania Pana Kadłubka. Ale za to interesująco sportretowano osobowość Tippsa, który nieustannie roztrząsa trudne zagadnienia egzystencjalne, na każdym kroku dostrzegając szerzący się nihilizm. Zakończenie również poczytuję na plus, głównie dzięki typowemu dla Lee obraniu najbardziej wstrząsającego kierunku, bo o większym zaskoczeniu mówić już nie można.

„Oddział zamknięty”
Polska publikacja: antologia „999” tom 1

„Oddział zamknięty” to w moim pojęciu najsłabsze opowiadanie ze wszystkich omawianych, głównie przez zbyt dalece idącą przewidywalność niszczącą wszelkie zalążki suspensu i odniesienia do światka zorganizowanej przestępczości, za którym to nie przepadam w literaturze grozy. Ale gwoli sprawiedliwości Lee przygotował dla mnie małą niespodziankę w postaci szokujących szczegółów nielegalnej profesji głównego bohatera. Rzecz opowiada o mężczyźnie, Francisie Paone, który budzi się w miejscu przypominającym pokój szpitalny i odkrywa, że stracił dłoń oraz nogę, a na jego brzuchu widnieje paskudna rana. Po krótkiej konwersacji z pielęgniarką Lee przechodzi do retrospekcji, unaoczniającej nam wydarzenia poprzedzające jego pobyt w szpitalu. Pisarz zdradza (i w tym miejscu pojawiają się najbardziej odrażające elementy opowiadania), że Paone zajmował się rozprowadzaniem amatorskich filmików, traktujących o wszelkiego rodzaju wynaturzeniach. Pornografia dziecięca, gwałty, sadomasochizm, sodomia, koprofilia, zoofilia oraz seks z ciężarnymi, staruszkami, kalekimi i zdeformowanymi, czasami również tak zwane snuff movies – wszystkim tym trudnił się główny bohater, co naturalną koleją rzeczy z miejsca nastawia czytelnika antypatycznie do jego osoby. Lee chciał żebyśmy wróżyli mu straszny koniec, przez co odarł finał z aury tragizmu, nie wspominając już o jego przewidywalności. Moim zdaniem w miarę popisał się jedynie odstręczającymi detalami jego haniebnej profesji, ale z uwagi na to, że nie pokusił się o kilka dewiacji w czasie rzeczywistym o jakichś skrajnościach w tej sferze również nie może być mowy.

Bonusowo krótkie opowiadanie zatytułowane „Stół” i opublikowane na portalu Horror Online. Delikatniejszy w formie utwór o kobiecie zafiksowanej na punkcie morderców, w ręce której trafia stół, na którym niegdyś popełniono zbrodnię i chce się na nim przespać ze swoim nowym partnerem. Krótka, treściwa opowieść o zboczeniu, które ma opłakane skutki, podana w wersji lajt, oczywiście jak na standardy Edwarda Lee, ale mimo to ciekawie ujmująca temat.

Za wypożyczenie opowiadań bardzo dziękuję dobrej duszy, Skoczusiowi!

3 komentarze:

  1. Czytałem dwie powieści od Lee - Sukkuba i Ludzi z bagien. I bez wątpienia koleś pisze ostro. Sukkuba to za nic w świecie nie czytałbym w komunikacji miejskiej, bo byłoby mi wstyd tym, co tam jest napisane. Te sceny z kopulacją i wbijaniem noża...miazga. :P Czytałem też jego "Makak", które pojawiło się w magazynie "Coś. Generalnie nie przepadam za opowiadaniami w antologiach, ale te było dobre. Mam też "15 blizn" na półce, ale nie wiem kiedy to sprawdzę. Wolę chyba powieści, a jak opowiadania to już bardziej zbiory jednego autora, bo w antologie nie potrafię się wczuć. Ale recenzja jak zwykle super. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dawno mnie tutaj nie było, nadrabiam zaległości i takie coś :) Miło i nie ma za co ;)

    Zgadzam się, że z wszystkich wspomnianych tutaj tekstów Pokój 415 jest najlepszy, ale jest to tylko zasługa jego długości. Lee nie musiał się tutaj spieszyć, mógł tą prostą (jak wszystkie w tym zestawieniu) historyjkę snuć w optymalnym tempie. Do dziś pamiętam kiedy czytałem to opowiadanie, w jakich godzinach, co robiłem przed, co robiłem po, ale z samego tekstu za wiele w głowie nie zostało. Nawet jeśli po lekturze byłem usatysfakcjonowany.

    Najbardziej przez małą objętość ucierpiał moim zdaniem Pan Kadłubek, w którym widać niezły potencjał, ale skończyło się zanim zdążyłem się przyzwyczaić do pośpiesznych opisów tego tekstu. W moim odczuciu to zaledwie przyzwoity tekscik i nigdy zrozumiałem skąd ta nagroda i dlaczego ogół ludzi wychwalała to opowiadanie. Chociaż patrząc na ten okres, ludzie wychwalali także całe antologie Repliki...

    Matkę chyba wspominam najmilej. Nie oznacza to, że jest najlepszym tekstem, ale kupiło mnie dzięki stylistyce częściowo zaczerpniętej z Lovecrafta (chociaż tak zmodyfikowanej przez Lee, że sam mam wątpliwości, czy sobie czegoś nie dopowiadam).

    Odział zamknięty - również zgadzam się, że najgorsze opowiadanie, jednak tutaj przynajmniej nie rozczarowałem się, tak jak w przypadku Pana Kadłubka. Brak oczekiwań spowodował, że przebrnąłem bezboleśnie.

    Z opowiadań Edwarda Lee pamiętam, że Makak również mi się podobał, podobnie jak opowiadanie zamieszczone w antologii Cienie spoza czasu. Natomiast teksty z Bizarro Bazar i jednej z darmowych antologii (chyba Gorefikacje) w ogóle mi nie podeszły, ale może dlatego, że nie do końca pasowały do konwencji tych zbiorków. Nie wiem. O ile książkami Lee byłem dość zauroczony (jak prawie każdy w tamtym czasie), tak jego opowiadania nigdy nie zrobiły na mnie aż takiego wrażenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie witam ponownie;)
      Też wolę Lee w dłuższych formach, ale w sumie nie tylko jego, bo na ogół większą sympatią darzę powieści niż opowiadania. Jednak podczas wyżej wspomnianych lektur również zaznałam sporo oczekiwanych emocji. W czym dużo Twojej zasługi, za co jeszcze raz bardzo dziękuję!

      Usuń