piątek, 29 kwietnia 2016

Melanie Raabe „Pułapka”


Powieściopisarka, Linda Michaelis, tworząca pod fikcyjnym nazwiskiem Conrads, od przeszło dekady nie wychodzi z domu. Dwanaście lat temu jej młodsza siostra, Anna, została zamordowana. Sprawcy nigdy nie schwytano, chociaż Lindzie udało się dostrzec jego twarz. Niedługo po tym traumatycznym wydarzeniu Linda wycofała się z życia towarzyskiego, bojąc się swoich panicznych reakcji na zwyczajne zdarzenia, mogące przywołać wspomnienia zabójstwa siostry i poddając się depresji. Z czasem nauczyła się żyć jedynie we wnętrzu własnego domu, nie będąc w stanie nawet przekroczyć jego progu. Dwanaście lat po zabójstwie siostry Linda widzi w telewizji twarz jej oprawcy, dziennikarza Victora Lenzena. Pragnąc poznać jego motywację i dopilnować wymierzenia sprawiedliwości postanawia użyć podstępu, mającego zwabić go do jej domu. Pisze zbeletryzowaną wersję losu, jaki spotkał Annę i jej własnych dziejów tuż po stracie siostry i umawia się na wywiad z Lenzenem. Wie, że mężczyzna dostrzeże podobieństwa pomiędzy zbrodnią opisaną w książce i jego własnym czynem, dlatego robi wszystko, żeby jak najlepiej przygotować się do konfrontacji.

Niemiecka blogerka, Melanie Raabe, w 2011 roku wygrała Deutscher Kurzkrimi-Preis opowiadaniem „Die Zahnfee”, ale dopiero cztery lata później zadebiutowała powieścią, thrillerem psychologicznym zatytułowanym „Pułapka”. Jeszcze przed wydaniem książki prawa do jej publikacji sprzedano kilku krajom europejskim, sprzedano również prawa do sfilmowania powieści, a szeroka kampania reklamowa (jak na standardy powieściowych debiutantów) umożliwiła trafienie do dużej grupy czytelników, którzy jak się okazało w przeważającej części bardzo przychylnie przyjęli pierwszy dłuższy utwór Raabe. Autorka podpisała już umowę na drugą powieść i wydaje się, że komercyjny sukces „Pułapki” ugruntował w niej postanowienie realizowania się w pisarstwie.

Fabuła „Pułapki” koncentruje się na Lindzie Conrads, a właściwie Michaelis, której przypadek przywodzi na myśl agorafobię, choć autorka unika jednoznacznego klasyfikowania jej przypadłości. W każdym razie, kobieta od przeszło dekady nie wychodzi z domu, co w połączeniu z konfrontacją z rzekomym mordercą może kojarzyć się z motywem poruszonym chociażby w „Psychopacie” Jona Amiela. W pewnym sensie, bo Linda Conrads nie jest profilerką tylko pisarką, która decyduje się zwabić rzekomego zabójcę swojej młodszej siostry, Anny, do własnego domu położonego w ustronnym zakątku, z dala od wścibskich sąsiadów. W tym celu zamierza wykorzystać profesję, w której od jakiegoś czasu odnosi sukcesy i tajemniczość, którą przez lata budowała wokół swojej osoby. Opinia publiczna nie wie niemalże nic o znakomitej pisarce ukrywającej się pod pseudonimem, jest właściwie niedostępna dla mediów i tym bardziej czytelników, nie z pragnienia podsycania ciekawości społeczeństwa, co mogłoby przekładać się na wpływy z jej publikacji, ale z konieczności wywołanej przez jej chorobę. Oprócz paru zaufanych osób, wydawcy Norberta, asystentki Charlotty, ogrodnika i oczywiście psa Bukowskiego, Linda nie dopuszcza do siebie ludzi, stroni od nich, ale podświadomie jest spragniona kontaktów z drugą osobą. Kobieta przekształciła swój dom w swoistą bezpieczną przystań, wolną od zagrożeń płynących z zewnątrz i zgubnych emocji, mogących unicestwić jej już i tak nadwątloną psychikę. Melanie Raabe postawiła na bardzo ciekawy, rzadko spotykany w kinematografii i literaturze, typ głównej bohaterki sporą część czasu spędzającą w swojej wyobraźni, odciętą od świata i jego codziennych kłopotów. Problem jedynie w tym, że choć zarys Lindy, osobowość, jaką Raabe zdecydowała się sportretować, znacząco wyróżnia się na tle współczesnych powieściowych thrillerów to warsztat debiutantki odrobinę umniejsza przyjemność z obcowania z jej bohaterką. Na początku z mojego punktu widzenia negatywne cechy stylu Raabe nie uwidaczniają się zanadto, bo choć autorka trochę miejsca poświęca na (w pojęciu niejednego czytelnika mogące wpadać w denerwującą monotonię) opisy przyziemnych czynności dnia codziennego Lindy Conrads, w moim osobistym odczuciu głównie dzięki nim udaje jej się w miarę zgrabnie przedstawić samotniczy tryb życia głównej bohaterki, przeplatając je z relacjonowaniem zamiłowania Lindy do czasowego egzystowania w wyimaginowanym uniwersum i oczywiście traumatycznymi wspomnieniami losu, jaki przed dwunastu laty spotkał jej siostrę, który notabene rzutował na jej własne życie. Prosty styl Raabe nie przeszkadzał w kompleksowym wyłuszczaniu niecodziennej sytuacji protagonistki, nawet nie uniemożliwiał mi całkowitego wczucia się w jej położenie, niedostatki warsztatowe zaczęły objawiać się nieco później. Pierwszym elementem nieprzyjemnie wybijającym z narzuconego tonu powieści jest proces mający na celu przygotować Lindę do spotkania z rzekomym mordercą jej siostry. Autorka podchodzi do tych wątków niejako w trybie przewijania, zamykając je na kilku stronach i właściwie nie dając czytelnikowi odczuć ogromu pracy, jaką Linda zapewne włożyła w realizację swojego planu. Drugi mankament uwidacznia się podczas, na szczęście, rzadkich ustępów mających obrazować burzę emocji targających czy to główną bohaterką, czy jej alter ego z najnowszej powieści, wywołaną jakąś dramatyczną sytuacją, mającą dynamizować akcję. Raabe przebiegła przez te wątki w sposób znany mi już z literatury, ale niezmiennie wytrącający mnie z równowagi – minimalizując liczbę kropek i bez zachowania odpowiedniej składni przeskakując z opisów sytuacyjnych w procesy myślowe ofiary. Taki sznyt w moim pojęciu zawsze odziera dany ustęp z wszelkiego napięcia, zamierzony chaos zamiast unaoczniać dramatyczne położenie bohatera tylko przeszkadza w należytym skupieniu.
  
Trochę ponarzekałam na, z subiektywnego punktu widzenia, niedostatki w warsztacie Melanie Raabe, więc pora przejść do liczniejszych superlatywów. Poza wspomnianym początkowym zarysem głównej bohaterki (z czasem tylko miejscami nierównym) na pochwałę zasługuje zmyślna konstrukcja „Pułapki”, w której autorka przeplata wątek przewodni z poszczególnymi rozdziałami z najnowszej książki Lindy Conrads, niezbędnymi dla całościowego oglądu problematyki, bo będącymi zbeletryzowaną wersją przeszłości głównej bohaterki. Wstawki z jej powieści można więc rozpatrywać w kategoriach wątków retrospektywnych, z drobnymi modyfikacjami niektórych faktów i oczywiście pod fikcyjnymi personaliami. Pomysłowa okazała się również sama intryga, którą na dodatek Raabe wyłuszczyła z dbałością o równomierne rozłożenie środków ciężkości. Pierwszym punktem kulminacyjnym jest spotkanie z rzekomym mordercą siostry Lindy, dziennikarzem Victorem Lenzenem, nie tyle, przez nieustannie akcentowany zwiastun niebezpieczeństwa płynącego z tej sytuacji, ile przez intrygujący, pełen dwuznaczności i ukrytych motywów przebieg ich długiej rozmowy. I jej zaskakujący finał, zmuszający czytelników do obrania całkowicie innej perspektywy, negującej wszystko, czego dowiedzieliśmy się wcześniej. Wyłączając rzadkie nazbyt chaotyczne wstawki i chwilową niemożność należytego wczucia się w położenie głównej bohaterki,  wydarzenia, w jakie obfituje druga połowa powieści praktycznie nie pozwalają na moment nieuwagi, gdyż szybko okazuje się, że absolutnie każdy szczegół może mieć inne znaczenie, niż sądziliśmy. Że dosłownie w każdej chwili Raabe może pokusić się o kolejny zwrot akcji, znowuż odkształcający wszystko, co do tej pory napisała. Finalizując pierwsze spotkanie z Victorem Lenzenem autorka przeskakuje w taką skrajność, acz z zachowaniem wszelkiej logiki, że samodzielne starania mające na celu przedwcześnie naprowadzić nas na to, co tak naprawdę wydarzyło się przed dwunastoma laty tracą sens. Bowiem pierwszy zwrot akcji ugruntowuje już w czytelniku przekonanie, że cokolwiek byśmy sobie nie umyślili Raabe w każdej chwili może przechylić się w inną skrajność, zupełnie odbiegającą od naszych przypuszczeń. I wydaje mi się, że głównie przez tę zmyślną grę z czytelnikiem, umiejętnie bazującą na suspensie „Pułapka” zyskała sobie taką przychylność czytelników. Autorka ma jeszcze czas, żeby nieco podreperować warsztat – ważne, że posiada nie taki znowu powszechny dar pogrywania na oczekiwaniach odbiorców i umiejętność dawkowania napięcia z wykorzystaniem zaskakujących zwrotów akcji, znajdujących logiczne uzasadnienie w fabule. Co unaoczniła w swojej debiutanckiej powieści.

W wielkim skrócie „Pułapka” jest całkiem mocno trzymającym w napięciu thrillerem psychologicznym, obfitującym w zmyślne zwroty akcji, którego jedynym mankamentem są drobne niedoróbki warsztatowe, ale być może tylko z mojego subiektywnego punktu widzenia. Być może dla lwiej części osób, które zdecydują się skonfrontować z pomysłowym debiutem Melanie Raabe miejscami chaotyczny styl autorki i chwilami nazbyt pośpieszne dynamizowanie fabuły nie będą miały większego znaczenia, być może nawet odbiorą to na plus, w kategoriach pożądanego dopełnienia całości. Natomiast sama problematyka powinna znaleźć poklask u każdego czytelnika spragnionego zaskakujących, zmyślnie skonstruowanych intryg o podłożu kryminalnym i psychologicznym, a przynajmniej ja nie mogłam narzekać na niedobór zadowolenia płynącego z obcowania z tą konkretną historią.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

1 komentarz:

  1. Hmm... nie przeczę, interesuje mnie ten tytuł. Jeśli nadarzy się okazja kupna w jakiejś promocji itp, to pewnie nabędę :)

    OdpowiedzUsuń